Stronki na blogu

czwartek, 6 lipca 2023

„Rodzinna kolacja” (2022)

 
Nastoletnia Simi przybywa do odizolowanego domu swojej ciotki Claudii Schwarz, znanej dietetyczki, autorki książek o zdrowym odżywianiu, kuzyna Filippa i jego ojczyma Stefana. Trwa Wielki Tydzień, a dziewczyna ma nadzieję zostać na prowincji do jego końca, pracując z ciotką nad swoją wagą. Simi desperacko pragnie schudnąć, a jej największą nadzieją na osiągnięcie tego celu jest Claudia, nadopiekuńcza matka nastoletniego chłopaka, który nie ukrywa swojego niezadowolenia z obecności kuzynki. Na początku pobytu ciotka daje dziewczynie wyraźnie do zrozumienia, że nie powinna liczyć na jej pomoc, poza tym życzy sobie, by Simi opuściła jej dom w Wielki Piątek, ponieważ nie ma w zwyczaju obchodzić najważniejszych dla niej świąt w szerszym gronie. Ale potem zmienia zdanie, co dla Simi oznacza Wielką Głodówkę w wiejskiej posiadłości podejrzanie zachowujących się ludzi.

Plakat filmu. „Family Dinner” 2022, Capra Film, Film AG Produktion

Zrealizowany za około półtora miliona euro austriacki obraz, oficjalnie zaklasyfikowany do gatunku horroru, w reżyserii debiutującego w pełnym metrażu Petera Hengla, też autora scenariusza. Pomysł wyjściowy poddały mu jego własne wspomnienia z dzieciństwa: irracjonalna nieufność w stosunku do rodziców, nieuzasadnione podszepty podświadomości, że jego tak naprawdę bardzo kochający opiekunowie są złymi ludźmi. Koszmary senne, z których teraz Hengl się śmieje – wybujała wyobraźnia dorastającego chłopca – i które bardzo mu się przydały w kreowaniu świata zakompleksionej nastolatki. Podobnie jak studia jego żony (nauka o żywieniu), która rzecz jasna w niczym nie przypomina ciotki głównej bohaterki „Rodzinnej kolacji” (oryg. „Family Dinner”). Z filmowych wpływów to na pewno ukochane folk horrory Petera Hengla, a zwłaszcza „Kult” Robina Hardy'ego i „Midsommar. W biały dzień” Ariego Astera. Film kręcono od 9 marca do 13 kwietnia 2021 roku w Wiedniu i w Dolnej Austrii, w tak zwanym reżimie sanitarnym tłumaczonym pandemią COVID-19. Czas wolny ekipa musiała spędzać w hotelu, a Hengl już zadbał o to by nikomu zanadto się nie nudziło. Organizował wieczory filmowe o walorach rozrywkowo-dydaktycznym, potencjalnie korzystnych dla szykowanego dziełka. Światowa premiera „Family Dinner” miała miejsce w czerwcu 2022, w ramach Tribeca Film Festival, a regularną dystrybucję otwarto w drugim kwartale 2023 roku (wcześniej film pokazany na wielu festiwalach). W Polsce pojawił się w lipcu 2023, na CDA Premium.

Kameralny thriller z elementami horroru od dobrze rokującego austriackiego reżysera z niegroźną obsesją na punkcie upiornych opowieści ludowych. Intensywna przygoda na wybornie ponurej prowincji. Powiedziałabym, że w świecie przedstawionym w „Rodzinnej kolacji” Petera Hengla panuje (moja ulubiona) jesienna aura, gdyby ramy czasowe nie zostały precyzyjnie wyznaczone. Zaczynamy od bodaj najpopularniejszej artystycznej spuścizny po „Lśnieniu” Stanleya Kubricka (jeden z filmów pokazywanych na hotelowych maratonach reżysera i scenarzysty omawianej produkcji), czyli samochodowej podróży „widzianej z lotu ptaka”. Samotny pojazd pośród posępnych wzniesień; naturalnej bariery odgradzającej trzyosobową rodzinę od reszty świata. Towarzyszymy nastoletniej dziewczynie imieniem Simi (właściwie zdrobnienie od Simone), która planuje spędzić Święta Wielkanocne z cenioną dietetyczką Claudią Schwarz (intrygująca, pięknie niepokojąca kreacja Pii Hierzegger). W zasadzie do jej wiejskiej posiadłości przybywa w poniedziałek (obecne plansze z dniami tygodnia), przyszykowana na spędzenie co najmniej siedmiu dni w tym ekstremalnie zacisznym zakątku Austrii. W matriarchalnym domu? Tak czy inaczej, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że ciotka Claudia jest centralną postacią w tym nieprzytulnym gospodarstwie domowym, że z jej wolą tutaj zawsze zgadzać się trzeba. „Rodzinna kolacja” to koszmar utkany z subtelności – cichych alarmów, zawoalowanych ostrzeżeń, drobnych sygnałów, które, jeśli o mnie chodzi, okazały się o niebo skuteczniejsze od hucznych zapowiedzi Złego zwyczajowo serwowanych w popularnym kinie grozy, we współczesnych popcornowych straszakach. Rolę główną w swoim pierwszym długometrażowym reżyserskim projekcie Peter Hengl powierzył debiutantce, Ninie Katlein. Od której oczu nie mogłam oderwać! Sympatyczna twarz z przeraźliwie smutnymi oczami, oknami do znękanej duszy. Simi stara się nie pokazywać po sobie emocji, ale już sam jej wzrok mówi wszystko – spojrzenie zbitego psa, udręczonej młodej istoty, bądź co bądź, w popękanej kamiennej masce. Bezsensowne cierpienie jednostki nienawidzącej swojego ciała. Dziewczyny, której wmówiono, że piękno wyraża się w szczupłej talii. Nieszczęśliwej, bo puszystej. Uroczo zaokrąglonej, atrakcyjnej inaczej. Inaczej niż w modowym kanonie. Stefan (poprawny występ Michaela Pinka), aktualny partner Claudii, ojczym jej jedynego dziecka, nastoletniego Filippa (bezbłędny Alexander Sladek), zdaje się jednak dostrzegać w Simi to, czego w domyśle nie widzą jej znajomi ze szkoły. Swego rodzaju reprezentantem tego bezlitosnego środowiska Peter Hengl uczynił jej praktycznie ubezwłasnowolnionego kuzyna. Decyzją matki, Filipp w najbliższych dniach będzie dzielił pokój z czołową postacią „Rodzinnej kolacji”, na którą patrzy z nieskrywanym obrzydzeniem. Pogarda żyjącego pod ciężkim kloszem młodzieńca. Na Simi jego obelgi nie robią wielkiego wrażenia i choćby po tym widać, że dla niej to nie pierwszyzna, że tego rodzaju okrucieństwo jest jej boleśnie znane. Stały element życia dziewczyny, która grzeszy otyłością. Zdeptać, bo jej wygląd nie jest trendy. Za obracaniem się Simi wśród ludzi uparcie rzucających w nią kamieniami, najdobitniej przemawia szukanie pomocy u kobiety, z którą nie ma najlepszych stosunków. Można powiedzieć, że Simi dostała rykoszetem – zaciekły spór w rodzinie, w którym dziewczyna nie uczestniczyła, ale jej matka już tak.

Plakat filmu. „Family Dinner” 2022, Capra Film, Film AG Produktion

Zimne ognisko domowe w depresyjnym krajobrazie leśnym. Klimatyczny dreszczowiec pokropiony folk horrorem od pilnego ucznia starej szkoły straszenia. Austriackiego filmowca najwyraźniej bardziej od przenikliwego wrzasku w kinie grozy, doceniającego natrętny szept. Oszałamiający minimalizm. Siła perswazji w strefie niezdrowego odżywiania. „Rodzinna kolacja” Petera Hengla to opowieść o dojrzewaniu i kultywowaniu tradycji. O świętowaniu po swojemu. W rzeczywistości naszej biednej Simi zbliża się Wielkanoc, co jej jest kompletnie obojętne, ale dla jej ciotki to prawdopodobnie najważniejszy dzień w roku. Claudia Schwarz, autorka bestsellerowych książek kucharskich, której gwiazda zdążyła już przygasnąć – co kobieta ma nadzieję wkrótce naprawić – największy autorytet Simi w zakresie prawidłowego, zdrowego żywienia, nie pozostawia swojemu problematycznemu(?) gościowi wątpliwości, że pod jej dachem Wielki Tydzień traktuje się śmiertelnie poważnie. Dorośli poszczą, a Filipp je, ile chce. Wykwintne kolacje przygotowane przez Claudię, podczas których wszyscy przyglądają się konsumującemu, zawstydzonemu „paniczowi”. Mama nałoży, mama pokroi, a potem utuli do snu i wstanie skoro świt, by przygotować swojemu „wyrośniętemu dzidziusiowi” pyszne śniadanko. Pierwszego wieczora Simi też może napełnić żołądek, pierwszy i (przed?)ostatni raz w domu niby miłej cioteczki. Fałszywie uśmiechniętej, a przynajmniej ja nie mogłam wyrzucić z głowy tej myśli. Pod maską życzliwości, modelowej gościnności przypuszczalnie kryje się osobowość sadystyczna. Maniakalna dietetyczka, która z jakiegoś powodu traktuje swojego nastoletniego syna, jakby miał najwyżej sześć lat. Sprytne pogrywanie na oczekiwaniach widza, markowanie twardej konwencji (motyw przemiłych gospodarzy w horrorze i thrillerze; uprzedzająco przyjaźni, podejrzanie serdeczni) sposobem na obdarowanie widza prawdziwie zaskakującym akcentem? Taka myśl tłukła mi się gdzieś z tyłu głowy. Ale stopniowo cichła. Wyrobiłam sobie być może krzywdzące zdanie na temat trenerki personalnej dziewczyny gotowej na wszystko, by zrzucić znienawidzone kilogramy. Być jak jedna z tych anorektycznych modelek... oj przepraszam, niekwestionowanych piękności naszych czasów. Mordercza dieta Simi na głębokiej prowincji. Pięć dni głodówki. Oczyszczenie organizmu z toksyn, jak twierdzi jej idolka. Kobieta, w którą nielubiąca siebie nastolatka, jest wpatrzona jak w przysłowiowy obrazek. Czekamy zatem, aż Małgosia obudzi się w domu wiedźmy. Albo innej psychicznie zmasakrowanej niewiasty. Istoty dźwigającej swój bagaż i z czystej dobroci serca próbującej odciążyć młodszą duszyczkę. Gospodyni niesłusznie odsądzanej od czci i wiary. Może zanadto ciągnie ją w stronę ezoteryki, nic nie wskazuje jednak na to, by Claudia stanowiła realne zagrożenie dla siebie bądź innych. Czyżby? A opowieści Filippa? Na potwierdzenie których mamy przecież osobiste obserwacje Simi (powiedzmy naszych oczu i uszu) czynione w upiornym domu, opodal którego czeka stos. Wielkanocny zwyczaj nietowarzyskiej rodziny, który automatycznie przywiódł mi na myśl palenie tak zwanych czarownic. Możliwe że wyobraźnia zanadto mi się rozbrykała – zasługa niestrudzenie ją drażniących (pieczołowicie podkarmiających tę bezcenną potworzycę) twórców „Rodzinnej kolacji” - niemniej ze sceny na scenę rosło we mnie stosownie nieprzyjemne przeczucie, że na tej przeklętej ziemi składa się ofiary z ludzi. Wielkanocna ofiara całopalna. Taki los przewidziano dla prześladowanej wyłącznie z powodu swojej tuszy, małoletniej dziewczyny bezczelnie wtykającej „swojego długiego nochala” w sprawy bliźnich, którzy tak nieprzykładanie ją ugościli? Zaprawieni w gatunkowych bojach odbiorcy zapewne wejdą do tego mrocznego świata uzbrojeni przynajmniej w jedno założenie. UWAGA SPOILER Skoro to opowieść o jedzeniu, co oczywiście wnosimy już po samym tytule, o wieczerzy z etykietką (moim zdaniem na wyrost) horroru, to czego miałam się spodziewać, jak nie kanibalizmu?:) Tym bardziej, gdy tak tuczy się chłopaka. Swoją drogą, niezłe migawki poćwiartowanych zwłok – praktyczne efekty specjalne, którymi może i warto byłoby bardziej się pochwalić (tj. długie zbliżenia), ja jednak czerpałam jakąś perwersyjną przyjemność z frustracji wynikającej z tej „wstydliwej ekspozycji makabrycznej” KONIEC SPOILERA. Nie, naprawdę oglądałam z najwyższym zainteresowaniem. Tę skromną „Rodzinną kolację” Petera Hengla. Paranoiczną, klaustrofobiczną, szorstką imprezkę „w ciemnym zaułku” Austrii. Diabelnie sugestywna wizyta w nienachalnie osobliwym domu pani Schwarz.

Nie znajdzie „Rodzinna kolacja” Petera Hengla, wielkiego poklasku. Tego jestem pewna. Za mało wybuchowe to przyjęcie, zbyt kameralne to dziełko. Podarek od debiutującego w pełnym metrażu austriackiego reżysera, pracującego na własnym scenariuszu, który najprawdopodobniej docenią nieliczni. Niemodny thriller podrasowany folk horrorem. Kinematograficzny skąpiec. Przebrzydły wyznawca minimalizmu. Gorąco więc polecam zwolennikom bardziej klimatycznych niż efekciarskich przygód mrocznych. Intensywnych historii z dreszczykiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz