Nastoletnia
Simi przybywa do odizolowanego domu swojej ciotki Claudii Schwarz,
znanej dietetyczki, autorki książek o zdrowym odżywianiu, kuzyna
Filippa i jego ojczyma Stefana. Trwa Wielki Tydzień, a dziewczyna ma
nadzieję zostać na prowincji do jego końca, pracując z ciotką
nad swoją wagą. Simi desperacko pragnie schudnąć, a jej
największą nadzieją na osiągnięcie tego celu jest Claudia,
nadopiekuńcza matka nastoletniego chłopaka, który nie ukrywa
swojego niezadowolenia z obecności kuzynki. Na początku pobytu
ciotka daje dziewczynie wyraźnie do zrozumienia, że nie powinna
liczyć na jej pomoc, poza tym życzy sobie, by Simi opuściła jej
dom w Wielki Piątek, ponieważ nie ma w zwyczaju obchodzić
najważniejszych dla niej świąt w szerszym gronie. Ale potem
zmienia zdanie, co dla Simi oznacza Wielką Głodówkę w wiejskiej
posiadłości podejrzanie zachowujących się ludzi.
|
Plakat filmu. „Family Dinner” 2022, Capra Film, Film AG Produktion
|
Zrealizowany
za około półtora miliona euro austriacki obraz, oficjalnie
zaklasyfikowany do gatunku horroru, w reżyserii debiutującego w
pełnym metrażu Petera Hengla, też autora scenariusza. Pomysł
wyjściowy poddały mu jego własne wspomnienia z dzieciństwa:
irracjonalna nieufność w stosunku do rodziców, nieuzasadnione
podszepty podświadomości, że jego tak naprawdę bardzo kochający
opiekunowie są złymi ludźmi. Koszmary senne, z których teraz
Hengl się śmieje – wybujała wyobraźnia dorastającego chłopca
– i które bardzo mu się przydały w kreowaniu świata
zakompleksionej nastolatki. Podobnie jak studia jego żony (nauka o
żywieniu), która rzecz jasna w niczym nie przypomina ciotki głównej
bohaterki „Rodzinnej kolacji” (oryg. „Family Dinner”). Z
filmowych wpływów to na pewno ukochane folk horrory Petera
Hengla, a zwłaszcza „Kult” Robina Hardy'ego i „Midsommar. W biały dzień” Ariego Astera. Film kręcono od 9 marca do 13
kwietnia 2021 roku w Wiedniu i w Dolnej Austrii, w tak zwanym reżimie
sanitarnym tłumaczonym pandemią COVID-19. Czas wolny ekipa musiała
spędzać w hotelu, a Hengl już zadbał o to by nikomu zanadto się
nie nudziło. Organizował wieczory filmowe o walorach
rozrywkowo-dydaktycznym, potencjalnie korzystnych dla szykowanego
dziełka. Światowa premiera „Family Dinner” miała miejsce w
czerwcu 2022, w ramach Tribeca Film Festival, a regularną
dystrybucję otwarto w drugim kwartale 2023 roku (wcześniej film
pokazany na wielu festiwalach). W Polsce pojawił się w lipcu 2023,
na CDA Premium.
Kameralny
thriller z elementami horroru od dobrze rokującego austriackiego
reżysera z niegroźną obsesją na punkcie upiornych opowieści
ludowych. Intensywna przygoda na wybornie ponurej prowincji.
Powiedziałabym, że w świecie przedstawionym w „Rodzinnej
kolacji” Petera Hengla panuje (moja ulubiona) jesienna aura, gdyby
ramy czasowe nie zostały precyzyjnie wyznaczone. Zaczynamy od bodaj
najpopularniejszej artystycznej spuścizny po „Lśnieniu”
Stanleya Kubricka (jeden z filmów pokazywanych na hotelowych
maratonach reżysera i scenarzysty omawianej produkcji), czyli
samochodowej podróży „widzianej z lotu ptaka”. Samotny pojazd
pośród posępnych wzniesień; naturalnej bariery odgradzającej
trzyosobową rodzinę od reszty świata. Towarzyszymy nastoletniej
dziewczynie imieniem Simi (właściwie zdrobnienie od Simone), która
planuje spędzić Święta Wielkanocne z cenioną dietetyczką
Claudią Schwarz (intrygująca, pięknie niepokojąca kreacja Pii
Hierzegger). W zasadzie do jej wiejskiej posiadłości przybywa w
poniedziałek (obecne plansze z dniami tygodnia), przyszykowana na
spędzenie co najmniej siedmiu dni w tym ekstremalnie zacisznym
zakątku Austrii. W matriarchalnym domu? Tak czy inaczej, nie mogłam
oprzeć się wrażeniu, że ciotka Claudia jest centralną postacią
w tym nieprzytulnym gospodarstwie domowym, że z jej wolą tutaj
zawsze zgadzać się trzeba. „Rodzinna kolacja” to koszmar utkany
z subtelności – cichych alarmów, zawoalowanych ostrzeżeń,
drobnych sygnałów, które, jeśli o mnie chodzi, okazały się o
niebo skuteczniejsze od hucznych zapowiedzi Złego zwyczajowo
serwowanych w popularnym kinie grozy, we współczesnych popcornowych
straszakach. Rolę główną w swoim pierwszym długometrażowym
reżyserskim projekcie Peter Hengl powierzył debiutantce, Ninie
Katlein. Od której oczu nie mogłam oderwać! Sympatyczna twarz z
przeraźliwie smutnymi oczami, oknami do znękanej duszy. Simi stara
się nie pokazywać po sobie emocji, ale już sam jej wzrok mówi
wszystko – spojrzenie zbitego psa, udręczonej młodej istoty, bądź
co bądź, w popękanej kamiennej masce. Bezsensowne cierpienie
jednostki nienawidzącej swojego ciała. Dziewczyny, której
wmówiono, że piękno wyraża się w szczupłej talii.
Nieszczęśliwej, bo puszystej. Uroczo zaokrąglonej, atrakcyjnej
inaczej. Inaczej niż w modowym kanonie. Stefan (poprawny występ
Michaela Pinka), aktualny partner Claudii, ojczym jej jedynego
dziecka, nastoletniego Filippa (bezbłędny Alexander Sladek), zdaje
się jednak dostrzegać w Simi to, czego w domyśle nie widzą jej
znajomi ze szkoły. Swego rodzaju reprezentantem tego bezlitosnego
środowiska Peter Hengl uczynił jej praktycznie ubezwłasnowolnionego
kuzyna. Decyzją matki, Filipp w najbliższych dniach będzie dzielił
pokój z czołową postacią „Rodzinnej kolacji”, na którą
patrzy z nieskrywanym obrzydzeniem. Pogarda żyjącego pod ciężkim
kloszem młodzieńca. Na Simi jego obelgi nie robią wielkiego
wrażenia i choćby po tym widać, że dla niej to nie pierwszyzna,
że tego rodzaju okrucieństwo jest jej boleśnie znane. Stały
element życia dziewczyny, która grzeszy otyłością. Zdeptać, bo
jej wygląd nie jest trendy. Za obracaniem się Simi wśród ludzi
uparcie rzucających w nią kamieniami, najdobitniej przemawia
szukanie pomocy u kobiety, z którą nie ma najlepszych stosunków.
Można powiedzieć, że Simi dostała rykoszetem – zaciekły spór
w rodzinie, w którym dziewczyna nie uczestniczyła, ale jej matka
już tak.
|
Plakat filmu. „Family Dinner” 2022, Capra Film, Film AG Produktion |
Zimne
ognisko domowe w depresyjnym krajobrazie leśnym. Klimatyczny
dreszczowiec pokropiony folk horrorem od pilnego ucznia starej
szkoły straszenia. Austriackiego filmowca najwyraźniej bardziej od
przenikliwego wrzasku w kinie grozy, doceniającego natrętny szept.
Oszałamiający minimalizm. Siła perswazji w strefie niezdrowego
odżywiania. „Rodzinna kolacja” Petera Hengla to opowieść o
dojrzewaniu i kultywowaniu tradycji. O świętowaniu po swojemu. W
rzeczywistości naszej biednej Simi zbliża się Wielkanoc, co jej
jest kompletnie obojętne, ale dla jej ciotki to prawdopodobnie
najważniejszy dzień w roku. Claudia Schwarz, autorka
bestsellerowych książek kucharskich, której gwiazda zdążyła już
przygasnąć – co kobieta ma nadzieję wkrótce naprawić –
największy autorytet Simi w zakresie prawidłowego, zdrowego
żywienia, nie pozostawia swojemu problematycznemu(?) gościowi
wątpliwości, że pod jej dachem Wielki Tydzień traktuje się
śmiertelnie poważnie. Dorośli poszczą, a Filipp je, ile chce.
Wykwintne kolacje przygotowane przez Claudię, podczas których
wszyscy przyglądają się konsumującemu, zawstydzonemu „paniczowi”.
Mama nałoży, mama pokroi, a potem utuli do snu i wstanie skoro
świt, by przygotować swojemu „wyrośniętemu dzidziusiowi”
pyszne śniadanko. Pierwszego wieczora Simi też może napełnić
żołądek, pierwszy i (przed?)ostatni raz w domu niby miłej
cioteczki. Fałszywie uśmiechniętej, a przynajmniej ja nie mogłam
wyrzucić z głowy tej myśli. Pod maską życzliwości, modelowej
gościnności przypuszczalnie kryje się osobowość sadystyczna.
Maniakalna dietetyczka, która z jakiegoś powodu traktuje swojego
nastoletniego syna, jakby miał najwyżej sześć lat. Sprytne
pogrywanie na oczekiwaniach widza, markowanie twardej konwencji
(motyw przemiłych gospodarzy w horrorze i thrillerze; uprzedzająco
przyjaźni, podejrzanie serdeczni) sposobem na obdarowanie widza
prawdziwie zaskakującym akcentem? Taka myśl tłukła mi się gdzieś
z tyłu głowy. Ale stopniowo cichła. Wyrobiłam sobie być może
krzywdzące zdanie na temat trenerki personalnej dziewczyny gotowej
na wszystko, by zrzucić znienawidzone kilogramy. Być jak jedna z
tych anorektycznych modelek... oj przepraszam, niekwestionowanych
piękności naszych czasów. Mordercza dieta Simi na głębokiej
prowincji. Pięć dni głodówki. Oczyszczenie organizmu z toksyn,
jak twierdzi jej idolka. Kobieta, w którą nielubiąca siebie
nastolatka, jest wpatrzona jak w przysłowiowy obrazek. Czekamy
zatem, aż Małgosia obudzi się w domu wiedźmy. Albo innej
psychicznie zmasakrowanej niewiasty. Istoty dźwigającej swój bagaż
i z czystej dobroci serca próbującej odciążyć młodszą
duszyczkę. Gospodyni niesłusznie odsądzanej od czci i wiary. Może
zanadto ciągnie ją w stronę ezoteryki, nic nie wskazuje jednak na
to, by Claudia stanowiła realne zagrożenie dla siebie bądź
innych. Czyżby? A opowieści Filippa? Na potwierdzenie których mamy
przecież osobiste obserwacje Simi (powiedzmy naszych oczu i uszu)
czynione w upiornym domu, opodal którego czeka stos. Wielkanocny
zwyczaj nietowarzyskiej rodziny, który automatycznie przywiódł mi
na myśl palenie tak zwanych czarownic. Możliwe że wyobraźnia
zanadto mi się rozbrykała – zasługa niestrudzenie ją
drażniących (pieczołowicie podkarmiających tę bezcenną
potworzycę) twórców „Rodzinnej kolacji” - niemniej ze sceny na
scenę rosło we mnie stosownie nieprzyjemne przeczucie, że na tej
przeklętej ziemi składa się ofiary z ludzi. Wielkanocna ofiara
całopalna. Taki los przewidziano dla prześladowanej wyłącznie z
powodu swojej tuszy, małoletniej dziewczyny bezczelnie wtykającej
„swojego długiego nochala” w sprawy bliźnich, którzy tak
nieprzykładanie ją ugościli? Zaprawieni w gatunkowych bojach
odbiorcy zapewne wejdą do tego mrocznego świata uzbrojeni
przynajmniej w jedno założenie. UWAGA SPOILER Skoro to
opowieść o jedzeniu, co oczywiście wnosimy już po samym tytule, o
wieczerzy z etykietką (moim zdaniem na wyrost) horroru, to czego
miałam się spodziewać, jak nie kanibalizmu?:) Tym bardziej, gdy
tak tuczy się chłopaka. Swoją drogą, niezłe migawki
poćwiartowanych zwłok – praktyczne efekty specjalne, którymi
może i warto byłoby bardziej się pochwalić (tj. długie
zbliżenia), ja jednak czerpałam jakąś perwersyjną przyjemność
z frustracji wynikającej z tej „wstydliwej ekspozycji
makabrycznej” KONIEC SPOILERA. Nie, naprawdę oglądałam z
najwyższym zainteresowaniem. Tę skromną „Rodzinną kolację”
Petera Hengla. Paranoiczną, klaustrofobiczną, szorstką imprezkę
„w ciemnym zaułku” Austrii. Diabelnie sugestywna wizyta w
nienachalnie osobliwym domu pani Schwarz.
Nie
znajdzie „Rodzinna kolacja” Petera Hengla, wielkiego poklasku.
Tego jestem pewna. Za mało wybuchowe to przyjęcie, zbyt kameralne
to dziełko. Podarek od debiutującego w pełnym metrażu
austriackiego reżysera, pracującego na własnym scenariuszu, który
najprawdopodobniej docenią nieliczni. Niemodny thriller podrasowany
folk horrorem. Kinematograficzny skąpiec. Przebrzydły
wyznawca minimalizmu. Gorąco więc polecam zwolennikom bardziej
klimatycznych niż efekciarskich przygód mrocznych. Intensywnych
historii z dreszczykiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz