Rok
1969. Młody mężczyzna z sennej mieściny Ludlow w stanie w Maine,
Judson Crandall, po powrocie swojego niegdysiejszego przyjaciela z
wojny wietnamskiej, Timmy'ego Batermana, zgodnie z wolą ojca, czyni
ostatnie przygotowania do opuszczenia rodzinnej ziemi. Jud ma
wyjechać ze swoją ukochaną Normą, ale nieprzyjemne spotkanie z
odmienionym Timmym i jego psem zmusza ich do przedłużenia pobytu w
przeklętej mieścinie. Do takiego przekonania Juda doprowadzi
śledztwo przeprowadzone z przyjacielem Mannym Riversem i makabryczne
wydarzenia będące następstwem desperackiego kroku ojca
odznaczonego amerykańskiego żołnierza. Bo są rzeczy gorsze od
śmierci...
|
Plakat filmu. „Pet Sematary:
Bloodlines” 2023, Paramount Pictures, Paramount Players, Di Bonaventura Pictures
|
W
2019 roku światową premierę miał „Smętarz dla zwierzaków”,
readaptacja depresyjnej powieści Stephena Kinga pierwotnie wydanej w
1983 roku, film w reżyserii Kevina Kölscha i Dennisa Widmyera,
którego komercyjny sukces zachęcił jednego z jego głównych
producentów Lorenza di Bonaventurę (współproducent też między
innymi takich obrazów jak „Constantine” Francisa Lawrence'a,
„1408” Mikaela Håfströma, „Demony” Williama Brenta Bella,
„Panaceum” Stevena Soderbergha, „The Meg” Jona Turteltauba i
„Meg 2: Głębia” Bena Wheatleya) do przedłużenia przygody z
upiornym cmentarzem Micmaców. Myślał o prequelu „Smętarza dla
zwierzaków” 2019, a scenariusz miał napisać Jeff Buhler (m.in.
„Nocny pociąg z mięsem” Ryûheia Kitamury, „Insanitarium” w
jego własnej reżyserii, „Prodigy. Opętany” Nicholasa
McCarthy'ego, „Jacob's Ladder” Davida M. Rosenthala, „The Grudge: Klątwa” Nicolasa Pesce, „Studio 666” BJ McDonnella i
wreszcie „Smętarz dla zwierzaków” Kevina Kölscha i Dennisa
Widmyera oraz osadzony w tym samym uniwersum trzyminutowy filmik „The
Tale of Timmy Baterman” Marcusa Perry'ego, wstęp do szerszego
utworu o tytułowym weteranie wojennym). Reżyserzy kasowej
readaptacji powieści o kwaśnej ziemi w stanie Maine w kwietniu 2019
roku ogłosili, że nie wezmą udziału w przedsięwzięciu Lorenza
di Bonaventury, ale chętnie obejrzą prequel „Smętarza dla
zwierzaków” wyreżyserowany przez kogoś innego. Tym kimś okazała
się debiutująca w tej roli Lindsey Anderson Beer, która miała
również swój udział w tworzeniu scenariusza „Pet Sematary:
Bloodlines”, od początku traktując tę opowieść jako prequel
jej ulubionej powieści Stephena Kinga, niezwiązany z wkładem
twórców genialnych „Gwiazd w oczach” z 2014 roku. „Pet
Sematary: Bloodlines” kręcono (główne zdjęcia) w Montrealu w
kanadyjskiej prowincji Quebec, w tym na terenie John Abbott College,
w sierpniu 2021, a pierwszy pokaz filmu odbył się we wrześniu 2023
na Fantastic Fest w Austin w Teksasie. Szeroka dystrybucja ruszyła w
październiku tego samego roku na platformie Paramount+.
Miłośniczka
twórczości Quentina Tarantino, Davida Finchera i Parka Chana-wooka,
mająca słabość do pełnych ostrych kontrastów filmów
surrealistycznych w swojej pierwszej przygodzie reżyserskiej starała
się przełamać idyllę schyłku lat 60. XX wieku (ten okres zawsze
kojarzył jej się z subkulturą hipisów, pięknem i sielanką)
brzydotą legendarnego cmentarzyska. Mitologią Micmac. Fikcyjne
miasteczko Ludlow w stanie Maine w czasach młodości Judsona 'Juda'
Crandalla (przyzwoita kreacja Jacksona White'a), członka jednego z
najstarszych rodów w tych przeklętych stronach. Jedynego dziecka
Dana i Kathy Crandallów (przekonujący Henry Thomas i Samantha
Mathis), uchronionego od wojennego piekła, w przeciwieństwie do
jego dawnego przyjaciela Timmy'ego Batermana (niezły popis aktorski
Jacka Mulherna), a teraz usilnie wypychanego z rodzinnego gniazda.
Ojciec Juda życzy sobie, by chłopak urządził się w innym
miejscu, możliwie jak najdalej od Ludlow, nie raczy jednak wyjaśnić
głównemu bohaterowi „Pet Sematary: Bloodlines”, dlaczego tak
upiera się przy wyjeździe swojej starannie wypielęgnowanej
latorośli. Lindsey Anderson Beer zarzekała się, że jej jedynym
punktem odniesienia była ukochana książka Stephena Kinga –
pierwszy z przeczytanych przez nią utworów tego pana, gdy miała
około dziewięciu lat; swoją drogą potem zdobyła kopię
pierwszego pełnometrażowego obrazu opartego na „Smętarzu dla
zwierzaków” (w Polsce wydanego też pod tytułem „Cmętarz
zwieżąt”), właściwie „Pet Sematary” Kinga, po prostu
kradnąc ją z biblioteki przyjaciela rodziny, i tym sposobem
dołączając do niezbyt licznego grona fanów horroru Mary Lambert z
1989 roku – ale chyba zapomniała o pierwszym kontakcie Juda
Crandalla z niezwykłą nekropolią. Zapomniała albo świadomie
wygumkowała wskrzeszonego pupila chłopca z Ludlow. „Pet Sematary:
Bloodlines” skupia się na wątków Timmy'ego Batermana –
rozbudowa fragmentu literackiego pierwowzoru, która w ostatniej
partii dalece odbiega od oryginalnego zapisu. Podobno ostateczną
konfrontację w omawianym horrorze zainspirował kultowy kosmiczny
terror zapoczątkowany przez Ridleya Scotta w 1979 roku filmem „Obcy
– 8. pasażer Nostromo”. W prologu widzimy Davida
Duchovny'ego, w bezbłędnie odegranej roli Billa Batermana,
zrozpaczonego ojca bohatera wojennego dopuszczającego się
najpoważniejszego wykroczenia w tych stronach. Następnie przenosimy
się do słonecznej krainy „mlekiem i miodem płynącej”.
Utopijna mieścina w stanie Maine, gdzie największym zagrożeniem są
rozpędzone ciężarówki i rządowy program pod nieoficjalnych
tytułem „Wojna to dobry interes, zainwestuj swojego syna”. Dan
Crandall pociągnął za odpowiednie sznurki, wykorzystał
znajomości, by jego syn nie musiał brać udziału w tej
„patriotycznej misji”. Mięso armatnie polityków, którzy, rzecz
jasna, „patriotycznie” zostali w domu. Jak zwykle. W każdym
razie dawny przyjaciel Juda, Timmy Baterman, albo nie miał
możliwości, albo chęci, by uciec przed wojną w Wietnamie.
Batermanowie najwyraźniej nie są tak wpływowym rodem w Ludlow jak
Crandallowie, ale niewykluczone, że Bill uważał poświecenie
swojego syna za swój i jego obywatelski obowiązek. Jak wielu
rodziców w tamtym okresie licząc na jego powrót w glorii i chwale.
Byle nie w trumnie, co w tamtych czasach w Stanach Zjednoczonych
rzadkością z całą pewnością nie było.
|
Plakat filmu. „Pet Sematary:
Bloodlines” 2023, Paramount Pictures, Paramount Players, Di Bonaventura Pictures |
Rok
1969. Jud Crandall jest już w poważnym związku z Normą
(niezgorszy występ Natalie Alyn Lind), a w najbliższej perspektywie
mają wstąpienie do Korpusu Pokoju. Chcą pomagać ludziom, ale
mroczna siła od niepamiętnych czasów mieszkająca w ich rodzinnym
miasteczku najwyraźniej nie zamierza ich wypuścić. Przebudzenie
ciemnej strony mocy. Zawsze uważałam, że „Smętarz dla
zwierzaków” Stephena Kinga to jedna z tych opowieści, która w
trybach filmowej maszynerii łatwo może się zamienić w standardową
opowiastkę o zombiakach. I z przykrością muszę stwierdzić, że
ten moment właśnie nadszedł. A przynajmniej we mnie nieubłaganie
rosło przekonanie, że oto obcuję z banalną historyjką o żywych
trupach, a w planach kolejne odsłony „Smętarza dla zwierzaków”.
W każdym razie Lindsey Anderson Beer nie ukrywa, że chciałaby
popracować nad kolejnymi cegiełkami tej cmentarnej franczyzy, a
producenci „Pet Sematary: Bloodlines” (też „Smętarza dla
zwierzaków” Kevina Kölscha i Dennisa Widmyera), Lorenzo di
Bonaventura i Mark Vahradian, zdradzili, że trwają już poważne
dyskusje o „głębszej eksploracji demonicznej istoty” z Ludlow.
Tak naprawdę już głośny „Smętarz dla zwierzaków” 2019
niespecjalnie do mnie przemówił – zdecydowanie wolę ekranizację
Mary Lambert opartą na scenariuszu Stephena Kinga – ale nigdy nie
jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej. A tak dobrze się
zapowiadało. Mam tutaj na myśli początkowe scenki z dawnego Ludlow
w stanie Maine. Umowna podróż do przeszłości, która przyznaję
wprowadziła mnie w iście sentymentalny nastrój, ale „im dalej w
cmentarz tym mniej przygnębiających nagrobków”. Mimo że
dostrzegałam w „Pet Sematary: Bloodlines” Lindsey Anderson Beer
starania by przywołać obmierzłego ducha mitologii Micmaców,
zakazanego spłachetka amerykańskiej ziemi, toksycznej gleby, która
uchyli kolejnego rąbka swojej mrocznej tajemnicy. Właściwie
zobaczymy pierwszy kontakt białych ludzi z sekretnym miejscem
rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej, a konkretniej plamienia
Micmaców, gdzie swoją drogą przypomniał mi się „Smętarz dla
zwierzaków” Mary Lambert: szybka akcja z pożywiającym się
nie-Timmym. Zakrwawiona twarz i demoniczne oczęta tutaj śmielej
sobie poczynającego (makabra w niezbyt realistycznym wydaniu)
wskrzeszonego imiennika miasteczka z przyszłości. Gdzie wychował
się główny bohater „Pet Seamatary: Bloodlines”, sympatyczny
młodzieniec, który swego czasu był częścią zgranej paczki
małolatów, ale z jakiegoś powodu jego przyjaźń z Timmym
Batermanem i Mannym Riversem (niepozostający w tyle Fores Goodluck)
zdążyła się rozpaść. Z Mannym, kochającym bratem Donny
(poprawna kreacja Isabelli LaBlanc), Juda przypuszczalnie poróżniło
twardej postanowienie o opuszczeniu Ludlow. Na domiar złego Donna
też zamierza wyjechać z tej ciasnej mieściny, najchętniej z
bratem, który jednak nie jest przekonany do tego pomysłu. I ma za
złe swojemu najlepszemu kumplowi, że... zainicjował ten
potencjalny exodus młodych z uroczego Ludlow? Natomiast z Timmym
młodego Crandalla mogła poróżnić polityka. Mocne postanowienie
może nie tyle Judsona, co jego ojca, by chłopak nie poszedł na
wojnę z synem dumnego Billa. Samotnego rodzica, któremu wprawdzie
się nie przelewa, ale chyba nikt w miasteczku nie wątpi, że
mężczyzna zawsze robił, co mógł, by zapewnić godny żywot
swojemu jedynemu dziecku. Takim Crandallom, Bensonom i Washburnom (te
ostatnie rody - ostatni członkowie dwóch z najstarszych familii z
Ludlow? - reprezentują burmistrz Hannibal, w którego wcielił się
Matt Holland i listonoszka Marjorie wykreowana przez Pam Grier,
gwiazdę kina blaxploitation w latach 70. XX wieku) wszystko
zawsze przychodziło oburzająco łatwo. Uprzywilejowani od początku
dziejów tej okropnej mieściny. Pakt, do którego najwyższy czas
dopuścić następne pokolenie. W zasadzie sami się dopuszczą,
zaalarmowani niezwykłym zachowaniem istoty wyglądającej jak Timmy
i stworzenia wyglądającego jak jego pies Hedricks. Pole
słoneczników, szpital i soczyście klimatyczne zdjęcia
cmentarzyska Micmaców oraz jego „zwierzęcego przedsionka” - zła
energia pożądanie bijąca we mnie z tych mrocznych obrazków, z
samej atmosfery zalegającej w owych niedziwnie znajomych dzikich
zakątkach Ludlow) – dla mnie największe atrakcje „Pet Sematary:
Bloodlines”, oczywiście, obok portretu małego amerykańskiego
miasteczka lat 60. XX wieku, niemniej bez wyrazistego posmaku retro
(niewystylizowany na kino z dawnych lat) i drobnych ukłonów w
stronę pierwszych „Smętarzów dla zwierzaków”, w tym akcji ze
skalpelem. Poza tym... tania akcyjka z chodzącymi trupami i
dzielnymi strażnikami miasta.
Geneza
potwornego miasteczka zbudowanego przez Stephena Kinga. Wizja Lindsey
Anderson Beer (scenariusz i reżyseria) i Jeffa Buhlera (scenariusz)
pomyślana jako rozwinięcie mitologii Micmaców, pierwsza z
zaplanowanych dodatkowych cegiełek do stosownie trującej budowli
Stephena Kinga, według mnie najbardziej bezwzględnego utworu w
dorobku zdolnego pana z Maine. A przynajmniej czołowa twórczyni
„Pet Sematary: Bloodlines” życzyłaby sobie, by jej pierwszy
reżyserski produkt był traktowany jako prequel powieści
(odcinający się od szumnej adaptacji Kevina Kölscha i Dennisa
Widmyera z którą wbrew jej woli na razie częściej jest wiązany),
do której w mojej ocenie podeszła jednak dość swobodnie, żeby
nie powiedzieć, że ta historia niezbyt się klei z oryginalnym
„Smętarzem dla zwierzaków”. Miałka historia, jak na moje
niewprawne oko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz