Pielęgniarka
z Los Angeles, Lena Simon, w drodze do pracy niechcący przebija
oponę w samochodzie, a pomoc oferuje przystojny nieznajomy
przedstawiający się jako Scotty Sharpe. Mężczyzna musi się
postarać, by skłonić damę z ciętym językiem do skorzystania z
propozycji podwózki, a po tym drobnym sukcesie pokazuje jej, jak
bardzo pomyliła się w jego ocenie. Imponuje pracą z dziećmi w
charakterze mówcy motywacyjnego. Lena zaczyna podejrzewać, że
przypadkiem znalazła idealnego partnera, co potwierdza ich pierwsza
oficjalna randka. A potem nabiera przekonania, że mężczyzna jej
marzeń nie traktuje poważnie ich związku i choć nigdy nie
wierzyła w skuteczność takich praktyk, korzystając z protekcji
najlepszej przyjaciółki, fryzjerki Toni, zwraca się do szamanki
voodoo, która zgodnie z jej życzeniem, za sowitą opłatą odprawia
rytuał miłosny i tłumaczy klientce, jak go dopełnić. Wbrew
sceptycyzmowi Leny, druga randka z pysznym spaghetti bolognese
przynosi piorunujące efekty.
|
Plakat filmu. „Spaghetti” 2023, Skinfly Entertainment, Daniel Lord Productions, Spaghetti Movie
|
„Zrobiliśmy
w tym filmie rzeczy, jakich nikt jeszcze w horrorze nie zrobił” -
taki przekaz popłynął od Lyle'a Howry'ego, czołowego
przedstawiciela firmy Skinfly Entertainment (założyciel i prezes),
głównego producenckiego opiekuna projektu „Spaghetti”, we
wrześniu 2023 roku uwolnionego w usłudze VOD, reżyserskiego
dokonania Adama Gierascha, twórcy między innymi „Autopsy”
(2008) i „Night of the Demons” (2009), czyli remake'u kultowego
horroru Kevina Tenneya z 1988 roku oraz współscenarzysty choćby
takich pozycji, jak „Krokodyl zabójca”, „Krwawa masakra w Hollywood” i „Kostnica” Tobe'ego Hoopera, „Bestia z mokradeł”
Gary'ego Jonesa czy „Matka łez” Dario Argento. Pierwszą wersję
scenariusza „Spaghetti” przygotowali Markice Moore i
niewymieniony w czołówce Dempsey Gibson, a ostateczne opracowanie
tekstu przypadło Jasonowi Rainwaterowi. Na pokład udało się
wciągnąć kojarzonego głównie z przebojowym „Dniem
Niepodległości” Rolanda Emmericha, operatora filmowego Andrew
Parke'a.
Fantazyjna
czołówka – hipnotyczny szał ciał w rytm sugestywnej muzyki
artysty znanego jako Slasher Dave – i lądowanie w świecie
półamatorsko przedstawionym. Staranna stylizacja na kino klasy Z
czy niechlujna praca z niewielkim budżetem? Tak miało być czy tak
musiało być? Tandetne zdjęcia, niedopasowane, drażniące melodie
(z wyjątkiem wspomnianego już głównego motywu muzycznego,
niestety wykorzystanego tylko na początku i na końcu tego filmowego
koszmarka), niesamowicie siermiężny montaż i iście bollywoodzkie
kreacje aktorskie, bądź co bądź, perfekcyjnie dopasowane do
częściowej tonacji utworu; doskonale odnajdujące się w
„telenowelowym klimacie” tego spaghetti horroru/thrillera
popełnionego przez nieobcego długoletnim fanom kina grozy Adama
Gierascha, współpracownika nieodżałowanego twórcy choćby takich
gatunkowych gwiazd jak „Teksańska masakra piłą mechaniczna”
(1974) i „Duch” (1982). Obiecujący scenariusz w mojej ocenie
pogrążony przez pokraczną warstwę techniczną. Niezgrabne
stworzenie być może sprowadzone na świat naumyślnie –
potencjalny eksperyment artystyczny zgodnie z planem przeprowadzony.
W końcu w takim – nowatorskim – duchu „Spaghetti”
zapowiadano, ale też nie sądzę, żeby wielu widzów potrzebowało
takich wskazówek, by nabrać podejrzeń, że ta cała fuszerka to
tylko poza. Przewrotna gra z miłośnikami opowieści mrocznych.
Sweet romance, voodoo horror, obsession thriller
i... Co Lenie Simon przeznaczone, przy drodze rozkraczone.
Przedpołudnie w Mieście Aniołów – niewielka przeszkoda w drodze
do pracy i rycerz w lśniącym cabrio, niezrażony niegrzecznym
zachowaniem niewiasty w opałach, mówca motywacyjny Scotty Sharpe.
Tyle dobrze, że pierwszoplanowy duet, Brittany Lucio i Newton
Mayenge, nie wymagał takiego samozaparcia, jak niemal wszyscy
pozostali członkowie obsady (nie wykluczam, że podążający za
wskazówkami reżysera, czyli udający „scenicznych zbiegów ze
spalonego teatru”). Prawie, bo Donna Glytch, odtwórczyni
najlepszej przyjaciółki Leny, przebojowej fryzjerki imieniem Toni,
też w moim poczuciu zbytnio nie nadużywała „techniki
grindhouse'owej”. W każdym razie wcale bym się nie zdziwiła,
gdyby się okazało, że „Spaghetti” Adama Gierascha to twór
natchniony „ślicznymi paskudami” z lat 70. i 80. XX wieku.
Potworek o miłości, obsesji i rytuale z krwią menstruacyjną.
Maczamy zużyty tampon w sosie bolońskim i karmimy nim człowieka, z
którym chcemy spędzić resztę życia. Ale najpierw musimy poszukać
houngana lub mambo, bo bez odprawienia odpowiedniego obrzędu
„pyszna” mikstura miłosna nie zadziała. Miało nie być jak w
filmach – Toni przysięgała, że wyznawcy voodoo skupieni wokół
niejakiej MaMa Ti'Mun, w których szeregi wstąpiła, ewentualnie od
czasu do czasu korzysta z ich, rzecz jasna niedarmowych usług, nie
urządzają hollywoodzkich szopek – ale po tym drastycznym pokazie
(właściwie rozbryzg takiej sobie imitacji krwi) zwykle twardo
stąpająca po ziemi, a przynajmniej lubiąca tak o sobie myśleć,
pielęgniarka, z pretensją w głosie obwieszcza, że to wyglądało
dokładanie jak w tych wszystkich niewiarygodnych historyjkach
obrazkowych. Że też dała się na to namówić! Ale skoro już
zapłaciła, nie może wycofać się w takim momencie. Swoje już
przeszła – teraz kolej na boskiego Scotty'ego. Nakarmi
domniemanego oszusta i powie Toni „a nie mówiłam? To całe voodoo
to jedna wielka bzdura!”. Sceptycy w horrorze: i wszystko jasne?
|
Plakat filmu. „Spaghetti” 2023, Skinfly Entertainment, Daniel Lord Productions, Spaghetti Movie |
Zakochana
złośnica albo pojętna uczennica nieżyjącego złudzeniami,
nieidealizującego rzeczywistości starszego brata Lawrence'a
(wymuszona kreacja Dairolda Pottsa), postanawia zawalczyć o swojego
księcia z bajki. Niekonwencjonalna metoda na „zdobycie”
mężczyzny. Zdesperowana realistka. A wystarczyła stara, dobra
komunikacja. W każdym razie Lena zapomniała, że w horrorze trzeba
szczególnie ostrożnie obchodzić się z marzeniami. Bardziej uważać
niż w prawdziwym życiu, bo tutaj w dziesięciu przypadkach na
dziesięć życzenia się spełniają:) Chciała oddanego partnera,
to ma – usługa matrymonialna MaMa Ti'Mun wykonana. A że inaczej
sobie to wyobrażała? Co myślała, że jak wyznawca voodoo, to
będzie czytał jej w myślach? Powinna wyrażać się precyzyjniej,
a nie obwiniać sprzedawców miłości. Właściwie Lena szybko
dochodzi do wniosku, że kupiła obsesję. Mroczny prześladowca
zamiast idealnego partnera. Spełniły się koszmary senne
siostrzyczki Lawrence'a i Samuela zwanego Meatball (w tej
nieprzekonującej roli współscenarzysta omawianego filmu Markice
Moore). Moim zdaniem najbardziej klimatyczne momenty w „Spaghetti”
Adama Gierascha – w zasadzie mroczne wprowadzenia w kiczowate (nie
czytaj: campowe) oniryczne „upiorności” - które obejmują też
czołową postać męską. „Zarażony złymi snami”. Mimowolny
złodziej osobowości? Zmuszony do wchłonięcia cudzej duszy? Tak
czy inaczej, wszystko wskazuje na to, że urok zadziałał. Raptownie
wciągnięty w „lustrzaną krainę” – część skromnej zabawy
w „buu!”, jeden z nielicznych (nie żeby mnie to zasmuciło)
jumperów, ale chyba jedyny z szansą na powodzenie może nie
od razu w uniesieniu czterech liter widza z fotela, czy na czym tak
akurat siedzi, ile zmuszenie którejś części jego ciała do
drgnięcia. I powitał swoją panią królewskim śniadaniem. Dobra
zmiana, bo po poprzedniej upojnej nocy z Leną wymknął się o
świcie, kiedy jeszcze spała, i nawet nie raczył zostawić
wiadomości. Taki tupet! Teraz spisał się na medal, ale zaraz potem
wszystko zepsuł. Bo Lenie nie marzył się partner zaborczy, a takie
wrażenie odniosła podczas pierwszego spotkania Scotty'ego z jej
najbliższą przyjaciółką. I jeszcze te natrętne telefony.
Kobieta osaczona. Chciała, by mężczyzna spędzał z nią więcej
czasu, ale to już nielekka przesada. Myślała, że dawny Scotty
brzydko z nią pogrywa albo po prostu jest nieznośnym arogantem (jej
typ to oczko niżej na skali arogancki), ale teraz chyba zaczyna
rozumieć, że mężczyzna nie chciał narzucać się ze swoim
towarzystwem. Szanował jej przestrzeń osobistą i tego samego
zapewne oczekiwał od niej. To miał być związek, a nie niewola.
Takie sygnały zresztą sama Lena wysyłała Scotty'emu – dawała
do zrozumienia, że nie jest zainteresowana przesadnie troskliwymi
mężczyznami, że nie pociągają jej mili panowie, że ma słabość
do tak zwanych bad boyów. Odmieniło jej się na widok pary po raz
pierwszy spotkanej w miejscu pracy Toni? Niby uznała to za dziwne –
wstrząśnięta i zmieszana uległością towarzysza jednej z
klientek – ale na pierwszej randce ze Scottym przyznała (może
kłamała, nie wiem), że to urocze. Widząc niepewną minę mającego
dystans do siebie człowieka sukcesu, empatycznego mówcy
motywacyjnego, prędko przeszła do uspokajania najwyraźniej
nieszukającego dominującej partnerki czarusia. Zadbała o to, by
Scotty miał pewność, że Lena ani myśli, jak to się mówi,
trzymać go pod pantoflem. Nie po słowach, ale po czynach ją
poznajemy? Świadome rzucanie uroku niezbitym dowodem hipokryzji
„wyszczekanej” (ma charakterek) protagonistki „Spaghetti? A
może antagonistki? Tak czy owak, nie ulega wątpliwości, że Lena
popełnia straszliwy błąd. Rzekomo tonąca brzytwy się chwyta - i
weź tu po czymś takim zjedz spaghetti:) Prosto i najwstrętniej;
konkurencja wprawdzie niezbyt liczna, ale zwolennicy niesmaczny uczt
filmowych mogą docenić też „rozpuszczającego się człowieka”
(tj. twarz w śluzie – „Witamy w „Slime City” Grega
Lamberson) i widoczne mięsko w pierwszym „najściu nożownika”,
a ostatecznie pianę z ust. A decydujący pojedynek? Zabawny na swój
krwisty sposób;) Sporo ciosów w „nietypowe miejsce” i mogłabym
przysiąc pokonane stworzenie zachowało jeszcze resztki życia na
ostatnie zdziwione spojrzenie (hmm, jest jeszcze scenka w trakcie
napisów końcowych). Ogromna wola życia, aż zakrawająca na cud.
Ale nikt nie obiecywał biologicznej poprawności, „Spaghetti”
Adama Gierascha nie wygląda na takiego, który chce być traktowany
śmiertelnie poważnie. Najlepiej brać z przymrużeniem oka –
niezobowiązująca rada tylko dla niepotrafiących sobie odmówić
tej wątpliwej przyjemności, niemogących oprzeć się
(nie)bezpiecznej ciekawości. Niezobowiązująca rada dla pozostałych
– nie brać wcale.
„Garażowa
produkcja” z nieobliczalnym przebiegiem. Obłudna pokraka stworzona
pod kierownictwem Adama Gierascha. Podłe żarcie z Jadłodajni pod
Horrorem i Thrillerem: rozgotowane „Spaghetti”. Według mnie
nieapetycznie wyglądająca papka, ale niesmakująca nijako; cuchnie,
ale do wytrzymania. Jak się człowiek uprze, to zje. Tylko po co? Bo
jeśli czegoś nie spróbujesz, nigdy się nie dowiesz, czy było
warto. Czasami lepiej nie wiedzieć:)
A co to w ogole jest?
OdpowiedzUsuń