czwartek, 14 marca 2024

„Spaghetti” (2023)

 
Pielęgniarka z Los Angeles, Lena Simon, w drodze do pracy niechcący przebija oponę w samochodzie, a pomoc oferuje przystojny nieznajomy przedstawiający się jako Scotty Sharpe. Mężczyzna musi się postarać, by skłonić damę z ciętym językiem do skorzystania z propozycji podwózki, a po tym drobnym sukcesie pokazuje jej, jak bardzo pomyliła się w jego ocenie. Imponuje pracą z dziećmi w charakterze mówcy motywacyjnego. Lena zaczyna podejrzewać, że przypadkiem znalazła idealnego partnera, co potwierdza ich pierwsza oficjalna randka. A potem nabiera przekonania, że mężczyzna jej marzeń nie traktuje poważnie ich związku i choć nigdy nie wierzyła w skuteczność takich praktyk, korzystając z protekcji najlepszej przyjaciółki, fryzjerki Toni, zwraca się do szamanki voodoo, która zgodnie z jej życzeniem, za sowitą opłatą odprawia rytuał miłosny i tłumaczy klientce, jak go dopełnić. Wbrew sceptycyzmowi Leny, druga randka z pysznym spaghetti bolognese przynosi piorunujące efekty.

Plakat filmu. „Spaghetti” 2023, Skinfly Entertainment, Daniel Lord Productions, Spaghetti Movie

Zrobiliśmy w tym filmie rzeczy, jakich nikt jeszcze w horrorze nie zrobił” - taki przekaz popłynął od Lyle'a Howry'ego, czołowego przedstawiciela firmy Skinfly Entertainment (założyciel i prezes), głównego producenckiego opiekuna projektu „Spaghetti”, we wrześniu 2023 roku uwolnionego w usłudze VOD, reżyserskiego dokonania Adama Gierascha, twórcy między innymi „Autopsy” (2008) i „Night of the Demons” (2009), czyli remake'u kultowego horroru Kevina Tenneya z 1988 roku oraz współscenarzysty choćby takich pozycji, jak „Krokodyl zabójca”, „Krwawa masakra w Hollywood” i „Kostnica” Tobe'ego Hoopera, „Bestia z mokradeł” Gary'ego Jonesa czy „Matka łez” Dario Argento. Pierwszą wersję scenariusza „Spaghetti” przygotowali Markice Moore i niewymieniony w czołówce Dempsey Gibson, a ostateczne opracowanie tekstu przypadło Jasonowi Rainwaterowi. Na pokład udało się wciągnąć kojarzonego głównie z przebojowym „Dniem Niepodległości” Rolanda Emmericha, operatora filmowego Andrew Parke'a.

Fantazyjna czołówka – hipnotyczny szał ciał w rytm sugestywnej muzyki artysty znanego jako Slasher Dave – i lądowanie w świecie półamatorsko przedstawionym. Staranna stylizacja na kino klasy Z czy niechlujna praca z niewielkim budżetem? Tak miało być czy tak musiało być? Tandetne zdjęcia, niedopasowane, drażniące melodie (z wyjątkiem wspomnianego już głównego motywu muzycznego, niestety wykorzystanego tylko na początku i na końcu tego filmowego koszmarka), niesamowicie siermiężny montaż i iście bollywoodzkie kreacje aktorskie, bądź co bądź, perfekcyjnie dopasowane do częściowej tonacji utworu; doskonale odnajdujące się w „telenowelowym klimacie” tego spaghetti horroru/thrillera popełnionego przez nieobcego długoletnim fanom kina grozy Adama Gierascha, współpracownika nieodżałowanego twórcy choćby takich gatunkowych gwiazd jak „Teksańska masakra piłą mechaniczna” (1974) i „Duch” (1982). Obiecujący scenariusz w mojej ocenie pogrążony przez pokraczną warstwę techniczną. Niezgrabne stworzenie być może sprowadzone na świat naumyślnie – potencjalny eksperyment artystyczny zgodnie z planem przeprowadzony. W końcu w takim – nowatorskim – duchu „Spaghetti” zapowiadano, ale też nie sądzę, żeby wielu widzów potrzebowało takich wskazówek, by nabrać podejrzeń, że ta cała fuszerka to tylko poza. Przewrotna gra z miłośnikami opowieści mrocznych. Sweet romance, voodoo horror, obsession thriller i... Co Lenie Simon przeznaczone, przy drodze rozkraczone. Przedpołudnie w Mieście Aniołów – niewielka przeszkoda w drodze do pracy i rycerz w lśniącym cabrio, niezrażony niegrzecznym zachowaniem niewiasty w opałach, mówca motywacyjny Scotty Sharpe. Tyle dobrze, że pierwszoplanowy duet, Brittany Lucio i Newton Mayenge, nie wymagał takiego samozaparcia, jak niemal wszyscy pozostali członkowie obsady (nie wykluczam, że podążający za wskazówkami reżysera, czyli udający „scenicznych zbiegów ze spalonego teatru”). Prawie, bo Donna Glytch, odtwórczyni najlepszej przyjaciółki Leny, przebojowej fryzjerki imieniem Toni, też w moim poczuciu zbytnio nie nadużywała „techniki grindhouse'owej”. W każdym razie wcale bym się nie zdziwiła, gdyby się okazało, że „Spaghetti” Adama Gierascha to twór natchniony „ślicznymi paskudami” z lat 70. i 80. XX wieku. Potworek o miłości, obsesji i rytuale z krwią menstruacyjną. Maczamy zużyty tampon w sosie bolońskim i karmimy nim człowieka, z którym chcemy spędzić resztę życia. Ale najpierw musimy poszukać houngana lub mambo, bo bez odprawienia odpowiedniego obrzędu „pyszna” mikstura miłosna nie zadziała. Miało nie być jak w filmach – Toni przysięgała, że wyznawcy voodoo skupieni wokół niejakiej MaMa Ti'Mun, w których szeregi wstąpiła, ewentualnie od czasu do czasu korzysta z ich, rzecz jasna niedarmowych usług, nie urządzają hollywoodzkich szopek – ale po tym drastycznym pokazie (właściwie rozbryzg takiej sobie imitacji krwi) zwykle twardo stąpająca po ziemi, a przynajmniej lubiąca tak o sobie myśleć, pielęgniarka, z pretensją w głosie obwieszcza, że to wyglądało dokładanie jak w tych wszystkich niewiarygodnych historyjkach obrazkowych. Że też dała się na to namówić! Ale skoro już zapłaciła, nie może wycofać się w takim momencie. Swoje już przeszła – teraz kolej na boskiego Scotty'ego. Nakarmi domniemanego oszusta i powie Toni „a nie mówiłam? To całe voodoo to jedna wielka bzdura!”. Sceptycy w horrorze: i wszystko jasne?

Plakat filmu. „Spaghetti” 2023, Skinfly Entertainment, Daniel Lord Productions, Spaghetti Movie

Zakochana złośnica albo pojętna uczennica nieżyjącego złudzeniami, nieidealizującego rzeczywistości starszego brata Lawrence'a (wymuszona kreacja Dairolda Pottsa), postanawia zawalczyć o swojego księcia z bajki. Niekonwencjonalna metoda na „zdobycie” mężczyzny. Zdesperowana realistka. A wystarczyła stara, dobra komunikacja. W każdym razie Lena zapomniała, że w horrorze trzeba szczególnie ostrożnie obchodzić się z marzeniami. Bardziej uważać niż w prawdziwym życiu, bo tutaj w dziesięciu przypadkach na dziesięć życzenia się spełniają:) Chciała oddanego partnera, to ma – usługa matrymonialna MaMa Ti'Mun wykonana. A że inaczej sobie to wyobrażała? Co myślała, że jak wyznawca voodoo, to będzie czytał jej w myślach? Powinna wyrażać się precyzyjniej, a nie obwiniać sprzedawców miłości. Właściwie Lena szybko dochodzi do wniosku, że kupiła obsesję. Mroczny prześladowca zamiast idealnego partnera. Spełniły się koszmary senne siostrzyczki Lawrence'a i Samuela zwanego Meatball (w tej nieprzekonującej roli współscenarzysta omawianego filmu Markice Moore). Moim zdaniem najbardziej klimatyczne momenty w „Spaghetti” Adama Gierascha – w zasadzie mroczne wprowadzenia w kiczowate (nie czytaj: campowe) oniryczne „upiorności” - które obejmują też czołową postać męską. „Zarażony złymi snami”. Mimowolny złodziej osobowości? Zmuszony do wchłonięcia cudzej duszy? Tak czy inaczej, wszystko wskazuje na to, że urok zadziałał. Raptownie wciągnięty w „lustrzaną krainę” – część skromnej zabawy w „buu!”, jeden z nielicznych (nie żeby mnie to zasmuciło) jumperów, ale chyba jedyny z szansą na powodzenie może nie od razu w uniesieniu czterech liter widza z fotela, czy na czym tak akurat siedzi, ile zmuszenie którejś części jego ciała do drgnięcia. I powitał swoją panią królewskim śniadaniem. Dobra zmiana, bo po poprzedniej upojnej nocy z Leną wymknął się o świcie, kiedy jeszcze spała, i nawet nie raczył zostawić wiadomości. Taki tupet! Teraz spisał się na medal, ale zaraz potem wszystko zepsuł. Bo Lenie nie marzył się partner zaborczy, a takie wrażenie odniosła podczas pierwszego spotkania Scotty'ego z jej najbliższą przyjaciółką. I jeszcze te natrętne telefony. Kobieta osaczona. Chciała, by mężczyzna spędzał z nią więcej czasu, ale to już nielekka przesada. Myślała, że dawny Scotty brzydko z nią pogrywa albo po prostu jest nieznośnym arogantem (jej typ to oczko niżej na skali arogancki), ale teraz chyba zaczyna rozumieć, że mężczyzna nie chciał narzucać się ze swoim towarzystwem. Szanował jej przestrzeń osobistą i tego samego zapewne oczekiwał od niej. To miał być związek, a nie niewola. Takie sygnały zresztą sama Lena wysyłała Scotty'emu – dawała do zrozumienia, że nie jest zainteresowana przesadnie troskliwymi mężczyznami, że nie pociągają jej mili panowie, że ma słabość do tak zwanych bad boyów. Odmieniło jej się na widok pary po raz pierwszy spotkanej w miejscu pracy Toni? Niby uznała to za dziwne – wstrząśnięta i zmieszana uległością towarzysza jednej z klientek – ale na pierwszej randce ze Scottym przyznała (może kłamała, nie wiem), że to urocze. Widząc niepewną minę mającego dystans do siebie człowieka sukcesu, empatycznego mówcy motywacyjnego, prędko przeszła do uspokajania najwyraźniej nieszukającego dominującej partnerki czarusia. Zadbała o to, by Scotty miał pewność, że Lena ani myśli, jak to się mówi, trzymać go pod pantoflem. Nie po słowach, ale po czynach ją poznajemy? Świadome rzucanie uroku niezbitym dowodem hipokryzji „wyszczekanej” (ma charakterek) protagonistki „Spaghetti? A może antagonistki? Tak czy owak, nie ulega wątpliwości, że Lena popełnia straszliwy błąd. Rzekomo tonąca brzytwy się chwyta - i weź tu po czymś takim zjedz spaghetti:) Prosto i najwstrętniej; konkurencja wprawdzie niezbyt liczna, ale zwolennicy niesmaczny uczt filmowych mogą docenić też „rozpuszczającego się człowieka” (tj. twarz w śluzie – „Witamy w „Slime City” Grega Lamberson) i widoczne mięsko w pierwszym „najściu nożownika”, a ostatecznie pianę z ust. A decydujący pojedynek? Zabawny na swój krwisty sposób;) Sporo ciosów w „nietypowe miejsce” i mogłabym przysiąc pokonane stworzenie zachowało jeszcze resztki życia na ostatnie zdziwione spojrzenie (hmm, jest jeszcze scenka w trakcie napisów końcowych). Ogromna wola życia, aż zakrawająca na cud. Ale nikt nie obiecywał biologicznej poprawności, „Spaghetti” Adama Gierascha nie wygląda na takiego, który chce być traktowany śmiertelnie poważnie. Najlepiej brać z przymrużeniem oka – niezobowiązująca rada tylko dla niepotrafiących sobie odmówić tej wątpliwej przyjemności, niemogących oprzeć się (nie)bezpiecznej ciekawości. Niezobowiązująca rada dla pozostałych – nie brać wcale.

Garażowa produkcja” z nieobliczalnym przebiegiem. Obłudna pokraka stworzona pod kierownictwem Adama Gierascha. Podłe żarcie z Jadłodajni pod Horrorem i Thrillerem: rozgotowane „Spaghetti”. Według mnie nieapetycznie wyglądająca papka, ale niesmakująca nijako; cuchnie, ale do wytrzymania. Jak się człowiek uprze, to zje. Tylko po co? Bo jeśli czegoś nie spróbujesz, nigdy się nie dowiesz, czy było warto. Czasami lepiej nie wiedzieć:)

1 komentarz: