Stronki na blogu

niedziela, 19 maja 2024

„Instynkt” (2024)

 
Lata 60. XX wieku. Alice Bradford i Céline Jennings to zaprzyjaźnione gospodynie domowe z amerykańskiego przedmieścia. Kochające żony i troskliwe matki praktycznie nierozłącznych siedmioletnich chłopców. Pewnego przedpołudnia pracująca w ogrodzie Alice zwraca uwagę na niebezpieczną sytuację na sąsiedniej posesji. Stojącego na balustradzie balkonu Maxa, najmłodszego członka rodziny Jenningsów, który tego dnia nie poszedł do szkoły z powodu przeziębienia. Został z mamą, niezdającą sobie sprawy z dramatycznego położenia swego jedynego dziecka, w tym decydującym momencie zajętą porządkami domowy i niesłyszącą rozpaczliwych nawoływań najlepszej przyjaciółki. Przerażona Alice rzuca się na ratunek nieświadomemu zagrożenia chłopcu, ale nie udaje jej się dotrzeć na czas. A niedługo po tym tragicznym wypadku Alice nabiera przekonania, że pogrążona w rozpaczy matka obwinia ją za śmierć ukochanego dziecka. I zaczyna obawiać się o bezpieczeństwo swojej rodziny, nie wykluczając przy tym niesprawiedliwego posądzania Céline o myśli, które nawiedzają wyłącznie ją. Kobietę potwornie zawiedzioną swoją postawą w obliczu zagrożenia? Potężne wyrzuty sumienia czy wróg w domu obok?

Plakat filmu. „Mothers' Instinct” 2024, Anton, Freckle Films, Mosaic

Zaczęło się od pierwotnie wydanej w 2012 roku powieści „Derrière la haine” belgijskiej autorki Barbary Abel. Sześć lat później wypuszczono belgijsko-francuską wersję filmową, „Duelles” (pol. „Instynkt matki”, międzynarodowy: „Mothers' Instinct”) w reżyserii i na podstawie scenariusza - współpraca z Giordano Gederlinim - Oliviera Masseta-Depasse'a. W październiku 2020 roku opinia publiczna dowiedziała się o zaangażowaniu tego samego twórcy do pokierowania pracami na planie amerykańskiego remake'u niesamowicie intensywnego, diabelnie elektryzującego thrillera psychologicznego w stylu Alfreda Hitchcocka. Trzy dni przed zaplanowanym rozpoczęciem zdjęć w Nowym Jorku Olivier Masset-Depasse złożył rezygnację motywując to zobowiązaniami rodzinnymi, a ta część zespołu producenckiego, która miała wystąpić w kolejnym „Mothers Instinct'” (pol. „Instynkt”) w rolach głównych, Jessica Chastain i Anne Hathaway, zwróciła się z propozycją do głównego operatora Benoîta Delhomme'a, niedoświadczonego w reżyserii, ale w przeszłości wyrażającego zainteresowanie tą dziedziną. Zmianę na kluczowym stanowisku w odtwórczym projekcie filmowym, ogłoszono w pierwszej połowie czerwca 2022 roku, a zdjęcia główne ostatecznie ruszyły w ostatnim tygodniu tego samego miesiąca, w Union County w stanie New Jersey. W maju 2022 roku prawa do dystrybucji na terenie Stanów Zjednoczonych nabyła niezależna firma Neon, wcześniej jednej obraz pokazał się na arenie międzynarodowej – dystrybucja kinowa rozpoczęta w styczniu 2024 roku, która nie objęła między innymi Polski; tutaj pełnometrażowy debiut reżyserski Benoîta Delhomme'a trafił bezpośrednio na platformy streamingowe (Cineman, Prime Video, Player, TVP VOD) w maju 2024.

Sentymentalna podróż Benoîta Delhomme'a, Wspomnienie lat 60. XX wieku, pierwszych lat życia reżysera „Instynktu” z 2024 roku, które w gruncie rzeczy dość mocno odbiegało od wczesnego dzieciństwa Theo Bradforda i Maxa Jenningsa (urocze kreacje Eamona Patricka O'Connella i Baylena D. Bielitza). Niedoświadczony, ale ambitny dyrektor artystyczny amerykańskiego remake'u mistrzowskiego dreszczowca Oliviera Masseta-Depasse'a opartego na powieści Barbary Abel w tamtym okresie mieszkał w bloku na przedmieściu Paryża, a jego rodzice nie mieli aż takiego komfortu finansowego, jak rodziny z jego filmu. Ubóstwa wprawdzie nie doświadczył, ale Delhomme z pewnością wywodzi się z niższej klasy niż mieszkańcy jego idyllicznego przedmieścia w stanie New Jersey. Pamięta jednak, że jego mama ubierała się podobnie do gospodyń domowych z „Instynktu” i też lubiła zapraszać znajomych na kolacje i nieco bardziej wystawne, mniej kameralne, domowe przyjęcia. Poza tym Benoît Delhomme ma słabość do kina z lat 60. XX wieku – natchnienie mógł czerpać też ze „Spragnionych miłości” Kar-Wai Wonga, jednego ze swoich filmowych ulubieńców – niezmiennie zachwyca się gustownym wystrojem wnętrz, unikalnym klimatem i w ogóle całokształtem tego dziedzictwa kulturowego. I nie tylko docenia symbolikę zawartą w twórczości Alfreda Hitchcocka (też Davida Lyncha), ale w swoim pierwszym przedsięwzięciu reżyserskim próbuje ją naśladować. Nie ukrywa, że na uwadze miał głównie „Zawrót głowy” z 1958 roku – psychoanalizę przeprowadzoną w tym kultowym dreszczowcu – i podstępne zabawy Davida Lyncha. Wymowne przedmioty. Jak zabawkowy samochodzik – karetka pogotowia! - leżący w trawie na początku tragicznej historii sąsiedzkiej. Zapowiedź katastrofy, zmyślny suspens początkującego reżysera, dość swobodnie pracującego na tekście Sarah Conradt (jej pierwszy zrealizowany scenariusz na długi metraż). W każdym razie Delhomme zaopatrzył ten produkt w nieduże, ale niekoniecznie nieistotne dodatki własne, sugestywne pomysły w rodzaju porzuconej zabawki w bajecznej okolicy (karmnik dla ptaków, naszyjnik z pereł). Niewystylizowany na obraz z lat 60. XX wieku, ale w moim odczuciu przywołujący rozkosznego ducha tamtej epoki, skromny thriller papugujący. Powtórka z belgijsko-francuskiej rozrywki. Opowieść nieidealnie przekopiowana (rozgrywająca się za prezydentury Johna Fitzgeralda Kennedy'ego) – liczyłam na jakieś nowe wątki, dodatkowe informacje o postaciach (rozszerzenie analizy psychologicznej i socjologicznej)... Cokolwiek dla zaznajomionych z tą potężną historią. Nie byłam tylko pewna, czy chcę majstrowania przy ostatniej partii (nie licząc epilogu). Lepsza niespodzianka czy kolejne powtórzenie? Rozterki osoby pozytywnie zaskoczonej, żeby nie powiedzieć zachwyconej, finalnym obrotem spraw w „Instynkcie matki” Oliviera Masseta-Depasse'a. W sumie dość silnie wkręconej w amerykańską „podróbkę”, ale głównie dlatego, że ubóstwiającej poprzedniczkę. Nie, inaczej: najbardziej zauroczoną fabułą, w obmyślaniu której faktyczni realizatorzy „Instynktu” mieli raczej znikomy udział. Niby wiesz, jak to się potoczy, a wciąż łapiesz się na próbach rozwiązania tej prawdopodobnie nieistniejącej zagadki:) Oczywiście inaczej mogą się na to zapatrywać osoby niezaznajomione z fenomenalną adaptacją/ekranizacją Oliviera Masseta-Depasse'a, ewentualnie literackim pierwowzorem tej ponurej ballady o przyjaźni i macierzyństwie. O tragicznym wypadku przekreślającym wszystko.

Plakat filmu. „Mothers' Instinct” 2024, Anton, Freckle Films, Mosaic

Eksplozywny duet aktorski – chemia na planie „Instynktu” Benoîta Delhomme'a – magnetyczna współpraca Jessiki Chastain (m.in. „Mama” Andy'ego Muschiettiego, „Crimson Peak. Wzgórze krwi” Guillermo del Toro) i coś ostatnio nielicho mnie zaskakującej (patrz: „Eileen” Williama Oldroyda) Anne Hathaway. Ta pierwsza wcieliła się w postać Alice Bradford, niespełnionej zawodowo małżonki dobrze zarabiającego księgowego Simona (przekonująca kreacja Andersa Danielsena Lie) i może trochę nadopiekuńczej matki siedmioletniego Theo (lęki związane z jego uczuleniem na fistaszki, które z całą mocą ujawnią się już w pierwszym akcie, na urodzinowym przyjęciu w sekrecie zorganizowanym dla jej najlepszej przyjaciółki). Byłej dziennikarki rozważającej powrót na ścieżkę zawodową, najwyraźniej jednak bojącej się podzielić tymi planami z mężem. W każdym razie kobieta najpierw zwierza się Céline Jennings (Anne Hathaway), matce najbliższego kolegi jej syna Maxa i żonie Damiana (przyzwoity występ Josha Charlesa), też nienarzekającego na zarobki najlepszego kumpla Simona. W przeciwieństwie do sąsiadki z domu obok i zarazem najbardziej zaufanej przyjaciółki, Céline nie tęskni za pracą (przed urodzeniem swojego pierwszego i podobno ostatniego dziecka była pielęgniarką), ale choć zarzeka się, że jest osobą całkowicie spełnioną, że bardziej szczęśliwa już nie mogłaby być, w głębi ducha może zazdrościć Alice płodności. Nieosiągalne marzenie o drugim dziecku... Powiększenie rodziny jest też pragnieniem Simona, znudzona pani domu nie rwie się jednak do zaspokojenia tej potrzeby jedynego żywiciela rodziny. Tak samo jak on nie skupia się na jej potrzebach. Zakłada, że Alice jest szczęśliwa, zamiast zwyczajnie zapytać. Ona nie mówi, on nie pyta – wygląda na to, że w tym związku zawodzi tylko komunikacja, bo nie ulega wątpliwości, że miłość rodziców Theo nie zardzewiała. A traumatyczna przeszłość Alice? Być może tu jest pies pogrzebany: nadwątlone zaufanie skutecznie ukrywane także przed samym sobą. Pozorne odbudowanie podstawy związku Alice i Simona, której fasadowość obnaży nowy stosunek kobiety do Céline. Wyrachowanej manipulantki czy osoby odrzuconej przez lokalne społeczeństwo z powodu niekwestionowanej tragedii, jaka ją spotkała. Unikają jej, bo psuje im humor? Samą swoją obecnością wprowadza chaos w życie „żon ze Stepford”? Mimowolnie rozprasza sielską atmosferę w fałszywym edenie? Matka tak niedawno tuląca swoje martwe dziecko – prawdziwe dzieło sztuki, przez niektórych mocno kojarzone z Pietą; niesamowicie poruszająca, piękna i zarazem przerażająca kompozycja obrazu. Nagła zmiana perspektywy: wnioski Alice podważone wyrażoną skruchą i samobiczowaniem Céline. Niedoszła ratowniczka Maxa, jedyny naoczny świadek śmiertelnej w skutkach próby z karmnikiem dla ptaków, do niespodziewanej wizyty w szkole miała wszelkie powody przypuszczać, że nieszczęsna sąsiadka wini ją za tragedię jaka znienacka spadła na jej przytulny domek. Uważa, że śpiesząca z odsieczą dama z domu obok mogła bardziej się postarać – wystarczy przypomnieć sobie to długie spojrzenie posłane Alice podczas, naturalnie wzruszającej, mowy pożegnalnej Damiana w kościele; tuż przed przykrym incydentem (bolesnym nie tylko dla Jenningsów, ale i Bradfordów) nad maleńką trumną – że Alice nie dała z siebie wszystkiego, a przynajmniej nie przyłożyła się do tego w stopniu porównywalnym do codziennej troski o Theo. Gdyby na tym przeklętym balkonie stał syn Alice pewnie dotarłaby do niego szybciej. Tak myśli Céline czy tylko Alice? Chorobliwe wyrzuty sumienia, czyli stan aż za dobrze znany „narratorce niewiarygodnej” debiutanckiego filmu Benoîta Delhomme'a (autora zdjęć między innymi do „1408” Mikaela Håfströma, głośnej ghost story opartej na opowiadaniu Stephena Kinga), serce oskarżycielem, przypisywanie przyjaciółce odczuć własnych. Posądzanie bestialsko okradzionej - przez ślepy los - rodzicielki, która tak naprawdę za jedyną winną uważa siebie. Kopanie rozpaczliwie proszącej o pomoc, zadawanie dodatkowych ran kobiecie złamanej. Albo litościwe podszepty intuicji. Dekonspiracja wrogich działań istoty czującej, że nie ma już nic do stracenia. Niezawodny instynkt matki...

Po co? Na co? Bo taki amerykański zwyczaj, by pożyczać. Kręcić na nowo także niestare historie. Czasami po swojemu, a niekiedy bardziej na zasadzie kopiuj-wklej. „Instynkt” Benoîta Delhomme'a jest wierniejszy tej drugiej metodzie, ale kalkowaniem totalnym bym tego nie nazwała. Coś tam dodano, co nieco pozmieniano, powycinano, a i parę ciekawych symboli uwzględniono. W tym paranoicznym thrillerze w teorii bardziej zabiegającym o uwagę niewtajemniczonych w europejskie dokonania na tym polu („Derrière la haine” Barbary Abel, „Instynkt matki” Oliviera Masseta-Depasse'a), bardziej troszczącym się o nieznających tej hitchcockowskiej historii o dwóch zdesperowanych kobietach. Goręcej polecam produkcję belgijsko-francuską, ale i tego spotkania źle wspominać z pewnością nie będę. Kontaktu z remakiem względnie świeżego utworu opartego na miażdżącym suspensie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz