Lata
60. XX wieku. Wyobcowana dwudziestoczteroletnia Eileen Dunlop mieszka
w konserwatywnej miejscowości w stanie Massachusetts z owdowiałym
ojcem alkoholikiem i paranoikiem, emerytowanym komendantem policji
notorycznie stwarzającym niebezpieczne sytuacje w sąsiedztwie.
Dziewczyna pracuje w zakładzie poprawczym dla chłopców Moorehead i
często ucieka w świat fantazji. W jej erotycznych marzeniach zwykle
gości jeden ze strażników, najczęściej jednak wyobraża sobie
zabójstwo własnego ojca, fascynuje ją więc Lee Polk, niedawno
osadzony małomówny młodzieniec, który zadźgał swego rodziciela.
Życie Eileen zmienia się, gdy do personelu dołącza niezależna
kobieta z Manhattanu, psycholog więzienna Rebecca Saint John. Jak
się wydaje zupełne przeciwieństwo szarej myszki z Nowej Anglii,
która z jakiegoś powodu szybko przyciąga uwagę Rebekki.
Eleganckiej, asertywnej, pewnej siebie przybyszki uosabiającej
wymarzony świat wycofanej sekretarki, poniżanej przez ojca, którego
zarazem kocha i nienawidzi. Wyśniona przyjaciółka nieśmiałej
Eileen.
|
Plakat filmu. „Eileen” 2023, Fifth Season, Film4, Likely Story, Omniscient Films
|
W
marcu 2020 roku William Oldroyd, reżyser melodramatu „Lady M.”
(2016) po raz pierwszy przeczytał debiutancką powieść Ottessy
Moshfegh pierwotnie opublikowaną w 2015 roku przez Penguin Press pod
tytułem „Eileen” - zdobywczynię PEN/Hemingway Award for Debut
Novel (nominowaną do Man Booker Prize i National Book Critics Circle
Award), którą z miejsca zapragnął zekranizować. Pierwszą
rozmowę z autorką książki i jej mężem Lukiem Goebelem
przeprowadził za pośrednictwem internetu, nie tylko uzyskując
zgodę na sfilmowanie „Eileen”, ale też idealnych
współpracowników: scenarzystów filmowego wydania opowieści o
fantazjującej dziewczynie z Nowej Anglii. Praca nad tekstem zajęła
około sześciu miesięcy i odbyła się w głębokim lockdownie
tłumaczonym pandemią COVID-19, a efekt końcowych nieco różnił
się od materiału źródłowego. Autorka literackiego pierwowzoru od
początku była otwarta na zmiany, czym pozytywnie zaskoczyła
przyszłego reżysera minimalistycznego thrillera psychologicznego z
esencją noir. Wizje Oldroyda, Goebela i Moshfegh na filmową
„Eileen” okazały się aż zdumiewająco zbieżne, co naturalną
koleją rzeczy znacznie ułatwiło pracę nad tą stosunkowo skromną
produkcją. Budżet „Eileen” w reżyserii Williama Oldroyda
oszacowano na szesnaście milionów dolarów, a główne zdjęcia
ruszyły pod koniec 2021 roku w miejscowości Metuchen w hrabstwie
Middlesex w stanie New Jersey. Następnie ekipa przeniosła się do
South Amboy w tym samum okręgu administracyjnym. Światowa premiera
odbyła się w styczniu 2023 na Sundance Film Festival, a pierwszego
grudnia obraz trafił do wybranych amerykańskich kin. W marcu 2023
roku niezależna firma Neon wyłożyła piętnaście milionów
dolarów za prawa do dystrybucji „Eileen” na terenie Ameryki
Północnej, a cztery miesiące później amerykańska spółka Focus
Features nabyła prawo do dystrybucji na arenie międzynarodowej, ale
zadanie realizuje głównie dominująca partnerka, kultowa marka
amerykańska Universal Pictures.
„Carol”
Todda Haynesa spotyka „Wściekłe psy” Quentina Tarantino –
tak Anne Hathaway, odtwórczyni jednej z wyróżnionych ról na Film
Independent Spirit Awards 2024, podsumowała „Eilleen” Williama
Oldroyda. Nominowana za najlepszy występ drugoplanowy, za
widowiskową kreację psycholożki Rebekki Saint John. Taki sam
zaszczyt spotkał Marin Ireland (m.in. „Panaceum” Stevena
Soderbergha, „Piercing” Nicolasa Pesce, „Szept i mrok” Bryana
Bertino, „Pusty człowiek” Davida Priora, „Birth/Rebirth”
Laury Moss, „Boogeyman” Roba Savage'a) i podobny (nominacja w
kategorii „najlepszy reżyser”) Williama Oldroyda, który
pierwszoplanową postać powierzył Thomasin McKenzie między innymi
z genialnej „Ostatniej nocy w Soho” Edgara Wrighta. Kojarzony z
dreszczowcami Alfreda Hitchcocka – reżyser przyznał, że napisy
końcowe (czcionka) pochodzą z „Okna na podwórze” (1954), nie
wykluczając przy tym ewentualnych wpływów tej kultowej pozycji na
sekwencję otwierającą – slow burn thriller w stylu retro,
w którym ewidentnie unosi się duch kina noir z lat 40. i 50.
XX wieku. Z uwagi na czas akcji „Eileen” zespół szczególną
uwagą obdarzył jednak kinetograficzne perełki z lat 60.,
przedstawicieli różnych gatunków filmowych, bo na dobrą sprawę
scenariusz Ottessy Moshfegh i Luke'a Goebela pod tym względem
charakteryzuje się pewną różnorodnością. Zaczynamy od dramatu
rodzinnego w nieidącej z duchem czasu klaustrofobicznej
miejscowości, obojętnej na rewolucję obyczajową coraz szybciej
rozprzestrzeniającą się po kraju, ale do roku 1964, w którym
toczy się akcja filmu, szerokim łukiem omijającej tę
konserwatywną społeczność. Hermetyczne miasteczko w stanie
Massachusetts, w którym więdnie tytułowa „roślinka”. Eileen
Dunlop żyje marzeniami w oczekiwaniu na przypływ odwagi konieczny
do spełnienia chociaż najważniejszego z nich. Do pójścia śladami
swojej płytkiej siostry, odcięcia się od toksycznego rodzica,
opuszczenia rodzinnych stron, ale nie po to, by prowadzić taki żywot
jak ukochana córeczka, jak by nie patrzeć, porzuconego przez nią
Jima Dunlopa (przekonująca kreacja Shea Whighama; m.in. „Cierń”
Toby'ego Wilkinsa, „Nienasycony” Joela Schumachera). Tak, czołowa
postać drugiego pełnometrażowego osiągnięcia reżyserskiego
Williama Oldroyda, jest przekonana, że faworyzowana latorośl byłego
komendanta policji z „dziury zabitej dechami” znacznie ustępuje
jej intelektem, musi jej jednak oddać, że w przeciwieństwie do
niej nie odkładała (w nieskończoność?) wyrwania się z niezłotej
klatki, w której obie dorastały. Wszystko popsuło się po śmierci
ich wytwornej mamy – rozpacz tłumiona alkoholem, początek
niszczącego nałogu powszechnie szanowanego albo budzącego
powszechny strach członka społeczności niepostępowej.
Uprzywilejowanego Jima Dunlopa, uciążliwego sąsiada traktowanego
nader łagodnie przez tak zwanych stróżów porządku publicznego.
Pijanego rewolwerowca, na którego koledzy policjanci patrzą przez
palce. Tylko czekać, aż dojdzie do tragedii... Jeśli już, to
spowodowanej przez tę nową, damulkę ze Zgniłego Jabłka, która
ani myśli dopasować się do tutejszej kultury. Po pierwsze: nosić
się skromnie. Po drugie: nie wnikać. Po trzecie: nie obściskiwać
się publicznie z kobietami. Regulamin obowiązujący wszystkie panie
w tym depresyjnym zakątku Nowej Anglii. Rozprawa o małym miasteczku
z perspektywy dwudziestoczteroletniej sekretarki w zakładzie
poprawczym Moorehead. Opowieść subiektywna z teoretycznie
obiektywną pracą kamer: niezupełnie okiem niestabilnej
przewodniczki po ekspresywnym świecie przedstawionym pod
kierownictwem filmowca dokładającego starań, by w pewnym sensie
zespolić odbiorcę z postacią. Głęboko zanurzyć w jej sferze
wewnętrznej... i zamknąć.
|
Materiał promocyjny. „Eileen” 2023, Fifth Season, Film4, Likely Story, Omniscient Films |
Przymglona
rzeczywistość marzycielki z przeszłości. Stylowy zapis z kamer
cyfrowych; specjalny obiektyw zmiennoogniskowy sposobem na
przywołanie oldschoolowej atmosfery mrocznej. Za zdjęcia
odpowiadała Ari Wegner (m.in. „Lady M.” Williama Oldroyda,
„Krwawa sukienka” Petera Stricklanda, „Osobliwość”
Sebastiána Lelio), która wprawdzie maksymalnie nie zbliżyła się
do efektu „starej taśmy filmowej”, ale zdecydowanie wyczarowała
tego rodzaju połączenie kolorytu współczesnego i przeszłego, za
którym wprost przepadam. Magia niewątpliwie wzmocniona przez
Richarda Reeda Parry'ego (ścieżka dźwiękowa) z kanadyjskiego
zespołu indie rockowego Arcade Fire i Nicka Emersona (montaż; fani
kina grozy tego pana mogą kojarzyć z „The Hallow” Corina
Hardy'ego czy „Nie jestem seryjnym mordercą” Billy'ego O'Briena,
ale dla reżysera „Eileen” za zatrudnieniem tego filmowca zapewne
najgłośniej przemawiała dobrze wspominana współpraca przy „Lady
M.”). Małe zjawisko techniczne z fenomenalnym duetem aktorskim –
perfekcyjne dobranie i podbicie stawki w ostatnim rozdaniu.
Elektryzująca relacja „dziewczyn z Moorehead”. Członkiń
personelu więzienia dla młodocianych przestępców, obskurnego
przybytku, w którym być może jeszcze przed wymianą psychologów
pojawiła się bratnia dusza Eileen Dunlop. Ojcobójca Lee Polk
(rozczarowująco niewielki udział Sama Nivoli). Domniemana osobowość
psychopatyczna, młodzieniec, który w środku nocy zakradł się do
sypialni rodziców z nożem i zmasakrował policjanta, podobno nie
budząc przy tym matki. Dlaczego to zrobił? Czy ktoś go o to
zapytał? Tak czy inaczej, nieskromna psycholog, tleniona blondynka z
figlarnym błyskiem w oku i prawdopodobnie niewyparzonym językiem,
Rebecca Saint John, narazi się paru osobom w Moorehead już samym
pochyleniem się nad tym przypadkiem. Nawet fantazjująca o
definitywnym pozbyciu się własnego ojca nowa przyjaciółka
przebojowej pani psycholog (nigdy bym nie podejrzewała, że Anne
Hathaway tak doskonale może odnaleźć się w skórze potencjalnej
femme fatale) jest lekko skonsternowana tym nagłym
zainteresowaniem Rebekki młodocianym zwyrodnialcem i jego słusznie
zagniewaną matką. Nie dość, że syn odebrał jej męża, to
jeszcze upokorzył upartym milczeniem - i tym bezczelnym uśmieszkiem!
- podczas jedynych odwiedzin, na jakie zrozpaczona wdowa się
zdobyła. Za namową przeklętej kontestatorki metod stosowanych w
Moorehead, rozczulającej się nad zbrodniarzami mącicielki,
jasnowłosej diablicy. Niechybnie sprowadzi na złą drogę tę
„głupią gąskę” codziennie zaopatrującą swego biednego ojca
w truciznę. To jej wina, że komendant Dunlop się stoczył, ale
widać niewdzięcznej dziewusze ten spektakularny upadek nie
wystarczy – nie spocznie, dopóki nie wleje w niego tyle alkoholu,
by organizm straszliwie tęskniącego wdowca wreszcie się poddał.
Tak miejscowi szepcą za plecami Eileen? A może głęboko jej
współczują? Życia marnowanego u boku niedoceniającego jej
poświęcenia ojca. Mającego jak najgorsze zdanie o córce, która
została. A jeśli tatko ma rację? Skazana na pusty żywot? Rutynę,
która już jej zbrzydła? Nic dziwnego, że Eileen czuje się, jakby
wygrała na loterii, gdy taka światowa kobieta jak Rebecca Saint
John „bierze ją pod swoje opiekuńcze skrzydła”. Z premedytacją
wodzi na pokuszenie, litościwie wyciąga ze skorupy, naprawdę
dostrzega w niej coś wyjątkowego (przyjaźń czy kochanie?) lub po
prostu szuka tymczasowej kompanki do kieliszka. Sposób prowadzenia
tej w gruncie rzeczy niewyszukanej fabuły, nieśpieszna narracja -
przytomnie urozmaicana grzesznymi myślami sfrustrowanej seksualnie
młodej kobiety z ambiwalentnymi uczuciami wobec bardziej
współlokatora niż ojca, niezaangażowanego ani w życie córki,
ani tym bardziej w prowadzenie gospodarstwa domowego, chyba że
trzeba bronić domu przed rzekomo groźnymi sąsiadami (paranoja) czy
uzupełnić zapasy ulubionej trucizny – umiejętne dolewanie
kropelek pożądanie niewygodnych emocji, z maleńkim bukietem
humorystycznym. Imponująca cierpliwość w podkręcaniu napięcia
emocjonalnego! W bezsilnym oczekiwaniu na eksplozję przemocy? W
każdym razie obojętnie obok tego nie przeszłam, niemniej
pozostawili mnie twórcy z lekkim niedosytem.
Suspens
prawie jak u Hitchcocka. W ekranizacji/adaptacji debiutanckiej
powieści Ottessy Moshfegh, współautorki scenariusza – nie
pierwsza tego rodzaju współpraca z małżonkiem Lukiem Goebelem
(patrz: „Most” Lily Neugebauer) – przepysznie kameralnego
thrillera psychologicznego i dramatu rodzinnego o spóźnionym
dojrzewaniu w małomiasteczkowym piekiełku. Przebudzenie seksualne w
latach 60. XX wieku. Opcja dla stęsknionych za kinem noir i
klasyką dreszczowca. „Eileen” Williama Oldroyda to nietanie
świecidełko w tłumie „jednakowych plastików”. Bosko
klimatyczny spektakl z popisowymi kreacjami aktorskimi. Porywający
„teatr filmowy”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz