Stronki na blogu

wtorek, 2 lipca 2024

Frederick Marryat „Statek widmo”

 
Wychowany w skrajnym ubóstwie młodzieniec z Terneuzen w Holandii, Filip Vanderdecken, tuż przed śmiercią matki zostaje wtajemniczony w niezwykłą historię swego ojca, skazanego na wieczną żeglugę kapitana Latającego Holendra, legendarnego statku widmo, najgorszego omenu morskiego. Znany z porywczości potomek przeklętego oficera wreszcie uzyskuje dostęp do zamkniętej przed laty części rodzinnego domu, w której jego nieszczęsnej matce objawił się szukający odkupienia duch ukochanego. Obłożony straszliwą klątwą nadawca listu, który skłoni jego jedynego syna do złożenia przysięgi niebiosom: poświęcenia życia misji ratunkowej, mającej zakończyć się z chwilą dostarczenia wyklętemu kapitanowi Hendrikowi Vanderdeckenowi relikwii Drzewa Krzyża Świętego. Niedługo potem dzielny Filip poznaje swoją przyszłą żonę, nieulękłą piękność arabskiego pochodzenia imieniem Amine. Kobieta z pełną świadomością złączy swój los z człowiekiem, którego przeznaczeniem jest wieloletnia żegluga w nadziei na spotkanie z dowódcą straszliwej jednostki pływającej. Filip Vanderdecken zaciąga się na służbę w Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej i szybko przekonuje o niszczącej sile Statku Zjawy.

Okładka książki. „Statek widmo”, Vesper 2024

Urodzony w Westminster w Londynie w 1792 roku (zmarł w 1848)), syn księcia kupieckiego i parlamentarzysty, Frederick Marryat, w młodości nieraz podejmował próby ucieczki na morze, a jego marzenie spełniło się już w czternastym roku życia, gdy wstąpił do Królewskiej Marynarki Wojennej (Royal Navy). Zaczynał jako aspirant na pokładzie HMS Imperieuse, pod dowództwem Thomasa Cochrane'a, hrabiego Dundonald, a swoją pełną przygód i wyróżnień służbę (bohatersko ratował niejednego towarzysza podróży) zakończył ze stopniem podkapitana – w szeregi dowódców wstąpił w roku 1824, a pięć lat później ukazała się jego debiutancka powieść: „The Naval Officer, or Scenes in the Life and Adventures of Frank Mildmay”. Po wojnie brytyjsko-amerykańskiej w 1812 roku Frederick Marryat wynalazł łódź ratunkową, za to dokonanie otrzymując złoty medal od Royal Humane Society. Doświadczenia w wojnach napoleońskich posłuży mu do opracowania szeroko stosowanego maritime flag signalling (Morskie Flagi Sygnałowe), systemu zwanego Marryat's Code. Te i inne zasługi zapewniły mu członkostwo w prestiżowym stowarzyszeniu The Royal Society. W 1819 roku poślubił Catherine Shairp, z którą doczekał się jedenastki dzieci, w tym aktorki i pisarki specjalizującej się w powieściach sensacyjnych Florence Marryat; autorki książek dla dzieci i utworów przygodowych Emilii Marryat, po mężu Norris; Augusty Marryat, ilustratorki i pisarki, która wsławiła się powieścią przygodową „Left to Themselves: A Boy's Adventure in Australia” (1878) oraz żeglarza i artysty Francisa Samuela Marryata, który dokończył powieść ojca pt. „The Little Savage”. W latach 1832-1835 Frederick był redaktorem „The Metropolitan Magazine”, londyńskiego miesięcznika wydawanego od 1831 do 1850 roku, a w 1836 roku po raz pierwszy opublikowano jego bodaj najbardziej docenione dzieło, częściowo autobiograficzną powieść rozgrywającą się w czasie wojen napoleońskich, „Mr Midshipman Easy”.

Uznawany za pioniera nautical fiction angielski prozaik podziwiany przez choćby takich Wielkich Literatów, jak Joseph Conrad, Mark Twain i Ernest Hemingway i obracający się w tych samych artystycznych kręgach, co Charles Dickens, zainspirowany legendą o Latającym Holendrze (De Vliegende Hollander) w latach 30. XIX wieku zainaugurował, a przynajmniej spopularyzował nurt gotycki w literaturze marynistycznej. Od marca 1837 do sierpnia 1839 na łamach „The New Monthly Magazine” - założonego przez Henry'ego Colburna brytyjskiego miesięcznika wydawanego od 1814 do 1884 roku – w odcinkach ukazywała się jedna z najpoczytniejszych powieści Fredericka Marryata, „The Phantom Ship” (pol. „Statek widmo” aka „Okręt widmo”). Pierwsze wydanie książkowe pojawiło się w roku 1839, a fragment tego klimatycznego dzieła niektórym może być znany jako opowiadanie pt. „The White Wolf of the Hartz Mountains” (fenomenalny tekst!) - prawdopodobnie pierwszy utwór literacki o wilkołaku płci żeńskiej, publikowany także w oderwaniu od „macierzystej skały”, od opowieści spisanej pod natchnieniem żeglarskiej legendy, przypuszczalnie pochodzącej z XVII wieku, przy czym najstarszy z zachowanych zapisów, jedna z wielu wersji mitu o Latającym Holendrze, który rzekomo zaginął u wybrzeży Przylądka Dobrej Nadziei, został sporządzony pod koniec XVIII wieku. Jeszcze w XX wieku donoszono o nadnaturalnych obserwacjach podczas oceanicznych podróży, o widywanym widmowym statku towarowym (domniemany żaglowiec typu fluyt) emanującym upiornym blaskiem. Pisali o nim John MacDonald, Thomas Moore, sir Walter Scott, Samuel Taylor Coleridge i wielu innych prozaików, poetów i dramatopisarzy, ale szczególnie mocno w temat zagłębił się emerytowany wojskowy Frederick Marryat w wielokrotnie wydawanej (także w Polsce) gotyckiej powieści marynistycznej, która prawie na pewno stanowiła źródło inspiracji dla twórców głośnego cyklu filmowego z ekscentrycznym Jackiem Sparrowem, a ściślej pierwszej odsłony w reżyserii Gore Verbinskiego: „Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły” (2003). Klasycznej powieści grozy w 2024 roku wznowionej przez wydawnictwo Vesper, w kreatywnej szacie graficznej (oprawa twarda) i czarno-białymi ilustracjami Krzysztofa Wrońskiego, w porządnym tłumaczeniu Marka Króla, z obszernym posłowiem Rafała Nawrockiego i notą Reginalda Brimleya Johnsona (1867-1932). „Statek widmo” Fredericka Marryata w swoich czasach zbierał głównie negatywne recenzje, a później do jego największych krytyków dołączył Sunand Tryambak Joshi, jeden z najbardziej znanych i zasłużonych badaczy życia i twórczości Howarda Phillipsa Lovecrafta oraz pisarzy z nim związanych. Pan Joshi fikcyjne dzieje Filipa Vanderdeckena podsumował jako: „katastrofę estetyczną - przerażająco rozwlekłą i napisaną sztywnym, nieporęcznym stylem, który czyta się jak kiepskie tłumaczenie z języka obcego”. Co ciekawe w czerwcu 1839 roku w „Burton's Gentleman's Magazine” pojawiła się niepodpisana recenzja, o napisanie której podejrzewa się Edgara Allana Poego – niepochlebna i zarazem rekomendowana czytelnikom analiza poczytnego utworu Marryata o Latającym Holendrze. Melodramatycznej „biografii” jedynego potomka Holendra Hendrika Van der Deckena, mitycznego wilka morskiego, Kapitana Wiecznego Tułacza. W wersji Fredericka Marryata skazanego przez Istotę Wszechmocną za złożenie fatalnej przysięgi na świętą relikwię i za splamienie swych rąk krwią towarzysza podróży, ukochanego małżonka Katarzyny, którą poznajemy jako żegnającą się z życiem ubogą wdowę mieszkającą w Terneuzen w Holandii z impulsywnym synem Filipem. „Mocno zbudowanym, jasnowłosym, rumianym młodzieńcem w wieku dziewiętnastu lub dwudziestu lat”, który wkrótce otworzy „siódmą komnatę Sinobrodego”. Sekretne skrzydło skromnego domu Vanderdeckenów. Tajemnica, której nie udźwignęła wątła psychika poczciwej Katarzyny. Mroczne przeznaczenie jej bogobojnego dziecka, żarliwego katolika, który poślubi heretyczkę. „I to są chrześcijanie! A ci starzy księża... […] Miłosierdzie... dobra wola... Dużo o tym mówią, ale nigdy nie widziałam, żeby stosowali to w życiu. Wzajemna miłość i przebaczenie! Prędzej się nienawidzą i nastają na siebie nawzajem. Jaką wartość ma religia, której nikt nie praktykuje? Każda inna byłaby lepsza”. Aż dziw, że „Statek widmo” nie został wciągnięty do Indeksu Ksiąg Zakazanych (Index librorum prohibitorum lub Index Expurgatorius), tym bardziej, że autor tej pozycji wykazywał zainteresowanie demonologią. A jego bohaterka posunęła się nawet do stwierdzenia, że „gardzi wiarą, która każe robić takie widowiska”. Widowiska, które Frederick Marryat dość szczegółowo przedstawił w zbeletryzowanej relacji morskich podróżników z wieków minionych. Podobno autentycznych opowieści, dzisiaj tłumaczonych tak zwanym mirażem morskim (fatamorgana).

Okładka książki. „The Phantom Ship”, Independently published 2021

Romans gotycki, powieść łotrzykowska, horror nadnaturalny, fikcja żeglarska o zawziętych poszukiwaniach Legendary Ghost Ship. Bohater niezłomny, włóczęga-oszust, z bólem serca ukrywający prawdziwy cel swojej długiej morskiej przygody, bohater tragiczny bez pamięci zakochany... w kobiecie fatalnej? W każdym razie nietypowej przedstawicielce literatury XIX-wiecznej. Można powiedzieć, że Amine Vanderdecken jedną nogą wyprzedziła swoją epokę – wierna żona, cierpiąca w samotności, z utęsknieniem wypatrująca dzielnego Filipa i nawet w najczarniejszych chwilach niewątpiąca w słuszność swej matrymonialnej decyzji, ale niepodporządkowana całkowicie mężowi, asertywna i w sposób świadomy potrafiąca wywierać wpływ na innych. Charyzmatyczna diablica albo uczciwa obserwatorka życia społecznego. Tak czy inaczej, moja ulubiona postać „Statku widmo” Fredericka Marryata. Akcja książki rozgrywa się w tak zwanym Złotym Wieku Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej, w skrócie VOC (Vereenigde Oostindische Compagnie; ang. The United East India Company). Związany świętą przysięgą najwyżej dwudziestoletni Filip Vanderdecken z Terneuzen przybywa do Amsterdamu, by się zamustrować, a parę miesięcy później w jego małżeńskim gniazdku zjawia się antypatyczny jednooki pilot nazwiskiem Schriften, „żeby zabrać go z dala od miłości”. Szaleńczo chichoczący tajemniczy prześladowca nieulękłego protagonisty „Statku widmo”, który swoją misję rozpocznie na pokładzie żaglowca o nazwie Ter Schilling, gdzie swoją pracowitością zaimponuje kapitanowi Klootsowi, przewożącemu „nielegalny towar”. Opiekun biednego Johannesa, który chyba uwziął się na mynheer Jacoba Janza von Strooma, nietykalnego wysłannika Kompanii, wystrojonego jak szczur na otwarcie kanału, podszytego tchórzem zarozumialca. Jeden z pierwszych satyrycznych obrazów epoki odmalowanych na kartach omawianego utworu Fredericka Marryata – do tej kategorii z pewnością zalicza się też karykaturalny portret pewnego skąpca z rodzinnych stron Filipa Vanderdeckena, śliskiego znawcy sztuki lekarskiej mynheer Pootsa – nieprzesadnie przerysowana ludność, której grzechem głównym według autora najwyraźniej była chciwość. Zjadliwa krytyka wyznawców Mamony. Ewolucja wsteczna błyskawicznie zachodząca w blasku złota, opętanie przez demona siejącego większe spustoszenie od Latającego Holendra, Statku Diabła wytrwale ściganego przez dobrego syna grzesznego oficera. Dobrego chrześcijanina hipotetycznie wodzonego na pokuszenie przez największą porażkę dwóch księży, zaufanych przewodników duchowych człowieka z pilnie strzeżoną relikwią Drzewa Krzyża Świętego, bezcenną spuścizną rodową, którego (nie)litościwy Los połączy z inną okrutnie okaleczoną duszą, narratorem dogłębnie poruszającej, bezkompromisowej opowieści lykantropicznej. Bezwzględna walka zwana życiem, niekoniecznie zmarnowana egzystencja nieobojętnego (bynajmniej!) na cierpienia bliźnich, sukcesywnie pomnażającego małżeński majątek, ale niewątpliwie odpornego na zły urok wszechmocnego Pieniądza, bezwzględnie(?) oddanego Bogu Wszechmogącemu, konsekwentnie awansującego, cennego „nabytku” Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej. Niebezpieczna obsesja Filipa Vanderdeckena. Życia rejs po czarnych wodach, w upiornej mgle zwiastującej nadejście przerażającego statku (omenu śmierci), z latarnią miłości niezawodnie rozpraszającą mroki duszy. Smutki dobrowolnej ofiary sadystycznej Opatrzności, odganiane przez potencjalną femme fatale. Zjawiskowa historia z dreszczykiem; obfitująca w przygody i tajemnice, niezapomniana wyprawa w dusznym klimacie nadnaturalnym. Nieziemska rozrywka nie tylko dla miłośników klasycznych opowieści o duchach.

Żeglarska mitologia przepuszczona przez płodną wyobraźnię angielskiego pisarza i wynalazcy z epoki georgiańskiej i wiktoriańskiej, oficera Royal Navy z niemałym doświadczeniem bojowym. Mocna reprezentantka literatury gotyckiej, praktycznie niestarzejąca się powieść marynistyczna w gęstej atmosferze niesamowitości skąpana. Dzielny „Statek widmo” Fredericka Marryata, magiczna maszyna do podróżowania w czasie. Wellsowski środek lokomocji, w którym wszelkie wygody od niemal dwustu lat znajdują miłośnicy gatunków różnych (od horroru po romans). Epickie osiągnięcie jednego z ojców nautical fiction. Spektakularna powieść!

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

1 komentarz:

  1. Coś ostatnio polubiłem takie klimaty - choćby poprzez filmy "Blood Vessel" czy "Demeter przebudzenie zła". Albo zawsze lubiłem? :D Cóż w każdym razie dobra recenzja i aż jestem ciekawy, więc może się kupi taki "Statek" :) A co do czytania - w końcu się odblokowałem i przeczytałem "Nawiedzoną Waginę" Melicka i powiem szczerze, że odradzam. Horroru tam prawie nie ma, do tego nie jest tak zakręcona jak "Małpi Szał" :( Po prostu średniaczek, a szkoda. Żeby nie było, że nie przestrzegałem ;)

    OdpowiedzUsuń