Stronki na blogu

środa, 10 lipca 2024

„Królewski przypływ” (2023)

 
W wigilię Królewskiego Przypływu Bobby Bentham, członek hermetycznej wyspiarskiej społeczności, w rozbitej łodzi znajduje niemowlę płci żeńskiej. Adoptowana przez swego wybawcę i jego żonę Grace dziewczynka imieniem Isla z czasem staje się centralną postacią w odizolowanej wspólnocie ze względu na swoje nadzwyczajne zdolności. Mieszkańcy niewielkiej wyspy bez umiaru korzystają z mocy uzdrawiania dziesięcioletniej córki burmistrza, która ponadto zapewnia wszystkim bezpieczeństwo żywnościowe. W obawie przed przechwyceniem niezwykłej dobrodziejki przez obcych, swego czasu wprowadzono bezwzględny zakaz wyprawiania się na kontynent, który na pozór zyskał powszechną akceptację, ludzie mieli bowiem pewność, że Isla bez trudu zaspokoi wszystkie ich potrzeby. Przez lata mieszkańcy odciętej od świata wioski rybackiej trwali w błogim przekonaniu o samowystarczalności, o maksymalnym uniezależnieniu od kontynentu. Tymczasem stali się całkowicie zależni od dziecka, zawsze chętnie wykonującego obowiązki narzucone przez zdecydowaną większość dorosłych mieszkańców uznających przywództwo babci Isli, teściowej burmistrza, który zaczyna kwestionować działania swego plemienia. Egoistyczne podejście do jego ukochanej córki - hipotetycznego daru niebios bez opamiętania używanego przez rozleniwionych wyspiarzy.

Plakat filmu. „The King Tide” 2023, Woods Entertainment, Sara Fost Pictures, Tip-Top Productions

Drugi pełnometrażowy obraz - po „Młocie” (oryg. „Hammer”), dramacie kryminalnym uwolnionym w 2019 roku – wychowanego w Nowej Fundlandii Christiana Sparkesa, zrealizowany za około dziewięć milionów dolarów folk thriller oparty na scenariuszu Alberta Shina i Williama Woodsa (pomysłodawcami historii byli Ryan Grassby i KC Coughlin). Spełnienie marzenia Sparkesa o nakręceniu filmu w swoich rodzinnych stronach, surowym środowisku „wymagającym od człowieka szczególnego rodzaju odwagi”. Główne zdjęcia do „Królewskiego przypływu” (oryg. „The King Tide”) odbyły się jesienią 2022 roku w Nowej Fundlandii i Labradorze – większość materiału pozyskano w niegęsto zaludnionym Keels (około trzydziestu stałych mieszkańców, z których część wzięło udział w tym filmowym przedsięwzięciu: drugoplanowe kreacje aktorskie). Sparkes chciał uchwycił na ekranie przede wszystkim mroczną stronę życia na odizolowanej prowincji, ale zależało mu też na pokazaniu wyjątkowo silnych, bo wynikających ze wzajemnej zależności, więzi międzyludzkich. Honor, godność, solidarność w rybackiej osadzie „na krańcu świata”. Dokumentnie zdeptane przez strach i egoizm? Premierowy pokaz „The King Tide” zorganizowano w ramach Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Toronto we wrześniu 2023. W tym samym miesiącu obraz został nagrodzony na Atlantic International Film Festival w Halifax w Nowej Szkocji – laureat Gordon Parsons Award (Best Atlantic Canadian Feature). W kwietniu 2024 roku „The King Tide” Christiana Sparkesa trafił do wybranych kanadyjskich i amerykańskich kin.

Slow burn thriller kręcony pod natchnieniem artystycznych prac nieżyjącego już Davida Lloyda Blackwooda oraz twórczości poety i prozaika Michaela Crummeya - reżyser „Królewskiego przypływu” szczególną uwagę zwracał na dzieła tchnące atmosferą gotycką, która wydawała mu się najbardziej odpowiednia dla historii cudotwórczyni zazdrośnie strzeżonej przez grzeszących nieumiarkowaniem wyspiarzy. Bezbłędnie wykreowana przez Alix West Lefler dziesięcioletnia Isla została znaleziona niedługo po poronieniu Grace Bentham (przyzwoity występ Lary Jean Chorostecki; m.in. „Zaułek koszmarów” Guillermo del Toro na podstawie powieści Williama Lindsaya Greshama, serial „Chucky” Dona Manciniego), dorosłej córki charyzmatycznej Faye (intrygujący pokaz aktorski Frances Fisher), mającej największy posłuch w potencjalnie (albo akcja rozgrywa się w czasach dawno minionych) „zacofanym technologicznie” (neoluddyzm) wyspiarskim społeczeństwie starszej kobiety, która od jakiegoś czasu pilnuje, by w demokratycznych(?) wyborach największym wygranym był jej zięć Bobby (przekonująca kreacja Clayne'a Crawforda) i nadzoruje leczniczą działalność cudownej dziewczynki. Kochana babunia małoletniej uzdrawiaczki... Matriarchini panicznie bojąca się powrotu ciągłego bólu – choroba przewlekła nie tyle definitywnie pokonana, ile odganiana przez Islę: nikt nie ma wątpliwości, że zmora Faye wróci przy ewentualnym odcięciu od magicznego źródełka, jakim jest dziewczynka przed laty znaleziona przez Bobby'ego Benthama, podobno niestarzejącego się - takie samo wrażenie współmieszkańcy niegościnnej wyspy odnoszą patrząc na jego żonę Grace, która na pierwszym miejscu zwykła stawiać swoją rodzicielkę (dobro Faye ważniejsze nawet od dobra Isli, jedynego dziecka państwa Bentham) - niby szanowanego człowieka, który pewnie znacznie zyskałby w oczach ludzi, gdyby przestał zadawać się z wywrotowcem Beau (skromny popis Adena Younga), jedynym rodzicem uroczego Juniora (piękne wczucie w postać Camerona Nicolli, którego fani kina grozy mogli widzieć choćby w „Obserwowanym” Johna McPhaila), zdetronizowanym lekarzem bynajmniej niechowającym urazy do swojej następczyni. Wręcz przeciwnie: nieświadoma małoletnia ofiara wyzysku przez długi czas prawdziwego sojusznika miała właśnie w tym potencjalnym niszczycielu ładu społecznego, pierwszym kontestatorze ustroju wprowadzonego po odkryciu supermocy Isli. Nietypowe podejście do motywu kultu jednostki, odwrócenie konwencji mrocznym opowieści o fundamentalistycznych wspólnotach oddających człowiekowi to, co boskie. Indoktrynacja obiektu kultu, pranie mózgu dobrej pasterki przez straszliwie roszczeniowe owieczki. Niby okazujące wdzięczność swej wesołej dobrodziejce („Dzięki Ci, Isla”), ale to tylko puste słowa rzekomych wyznawców małej uzdrowicielki. Faktycznych wyznawców Faye? Tak czy inaczej, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że dziesięcioletnia bohaterka „Królewskiego przypływu” przez znakomitą większość wyspiarskiej wspólnoty jest traktowana bardziej jak przedmiot niż podmiot. Bezrozumni użytkownicy produktu – ignorujący fakt (ot, drobny szczegół...), że ów „produkt” jest żywą istotą. Wyzysk totalny.

Źródło, zwiastun filmu: https://www.youtube.com/watch?app=desktop&v=OzMcMNgWHig

Powolne przebudzenie Bobby'ego Benthama. Po dziesięciu latach użyczania nierodzonej córki sąsiadkom i sąsiadom, niemający autorytetu burmistrz UWAGA SPOILER niepostępowej miejscowości – jakby czas zatrzymał się najdalej w XIX wieku; pomijając zakazane ustrojstwo KONIEC SPOILERA w jednej z rustykalnych nieruchomości rzadko rozsianych po przeklętej wyspie Christiana Sparkesa – zaczyna dostrzegać ciemne strony wygodnickiego systemu wprowadzonego (zapewne stopniowo) po odkryciu niezwykłych zdolności Isli. Nie można wykluczyć, że wcześniej też nachodziły go wątpliwości, ale najwidoczniej dotąd skutecznie je tłumił. Do nieprzewidzianych następstw przegranego zakładu. Kupczenie własną córką na tradycyjnym wieczornym zlocie dorosłych dzieciaków. Fight Club pijaków, którym kac niestraszny. Tylko te kolejki... Wszyscy zazdroszczą Benthamom naturalnego przywileju pierwszeństwa - w końcu uzdrawiaczka mieszka pod ich dachem; z drugiej strony są i tacy, którzy uważają to za skrajną niesprawiedliwość, bo przecież Isla mogłaby kursować od domu do domu (równy podział opieki nad dzieckiem) - nie muszą jednak się pilnować, jak zwykli śmiertelnicy (nieobdarowani nieziemską łaską; bezcenny prezent w wigilię Królewskiego Przypływu) spoza wyspy. Mogą się bawić na całego, jak rozwydrzone nastolatki albo ich latorośle - mężczyźni mają klub walki, a chłopcy i dziewczynki zabawę z trującymi owocami. Hulaj dusza - piekła nie ma, bo jest Isla, zachłannie eksploatowana istota ludzka. Personifikacja planety Ziemia? Bezmyślne czerpanie z bogactwa (nie)naturalnego altruistycznie usposobionej (tak wychowanej?) dziewczynki. Wspaniałość buńczucznie uważana za własność społeczną. Łapczywe picie z życiodajnego źródełka, przez większość traktowanego jak coś danego na wieki wieków – naiwna wiara w niewyczerpywalność zasobów. Daj Homo sapiens palec, a weźmie całą rękę. I będzie narzekał, że nie dałeś drugiej. Maleńki światek Christiana Sparkesa będący odbiciem większego, makrokosmos w mikrokosmosie. Zimne zdjęcia Mike'a McLaughlina można odbierać symbolicznie - zwierciadła ludzkich dusz? - trzeba jednak zaznaczyć, że architekci tego klinicznego świata przedstawionego (z okresowo wzburzającym się morzem; zły omen) nie narzucali się z metaforycznymi środkami przekazu i innymi „awangardowymi ozdobnikami”, ani nawet własną interpretacją utworu, czy jak kto woli (już bez doszukiwania się drugiego dna) oceną poszczególnych postaci, która wcale nie jest taka prosta, jak mogłoby się wydawać. Weźmy choćby Faye – na pierwszy rzut oka klasyczna burzycielka naginająca bliźnich do swej woli, wyrachowana diablica, jakich wiele w popkulturze, ale jeśli przyjrzeć się bliżej, zobaczymy racjonalny strach. Nie twierdzę, że to ją usprawiedliwia, niemniej w jakimś stopniu można zrozumieć niekwestionowaną (no niezupełnie) liderkę poważnymi grzechami splamionej antyglobalistycznej(?) wspólnoty, niestety obdarowanej najprawdziwszym cudem. Można zrozumieć strach przed bolesną chorobą. Jest jeszcze wyrażana obawa (faktyczne pragnienie samowystarczalności) przed głodem, która przed pojawianiem się Isli nikomu nie doskwierała – rybacy bardziej przykładali się do pracy, a niezbędną resztę nabywano na kontynencie. Poza tym można się zastanawiać, czy teraz wyspiarze biorą tyle, ile im potrzeba? Czy nic się nie marnuje z ogromnych łupów pozyskiwanych przez wyjątkowo utalentowaną dziewczynkę? A najbardziej efektywnym zabiegiem może być obalenie mitu rodzinnego, czy raczej niestereotypowe obrazy ojca i matki. Sprytne wzbogacenie emocjonalnego wymiaru utworu filmowego – owocne wykorzystanie mocno zakorzenionych w świadomości społecznej uproszczonych i zabarwionych wartościująco portretów rodziców. Nie powinni się też zrażać do „Królewskiego przypływu” Christiana Sparkesa osoby nieprzepadające za „powolnym spalaniem”, bo wydaje mi się, że „nie przeciągnięto struny”. Powiedziałabym, że filmowcy doskonale zrównoważyli „dzieje się” z czymś, co pozwolę sobie nazwać warstwą atmosferyczno-emocjonalną. Niezawrotne, ale też nieślamazarne tempo eskalacji egoizmu społecznego w klaustrofobicznej scenerii posępnej.

Zajmująca analiza ludzkich zachowań w sytuacjach nieekstremalnych. Zmierzch altruizmu, rozrost egoizmu. Kameralna produkcja kanadyjska – minimum środków, maksimum emocji – która pod płaszczykiem fantastycznym snuje boleśnie prawdziwą opowieść o świecie, ludziach i mitach. Niewesoły realizm magiczny, zamierzenie przykra opowieść w czarownym opakowaniu. O trwonieniu bogactwa, wyzysku nieletnich, kulcie nieróbstwa i kulcie jednostki. Klimatyczny dreszczowiec z niebanalną fabułą (przetasowanie sprawdzonych motywów, trochę inne podejście) - według mnie jak najbardziej godny polecenia „Królewski przypływ” Christiana Sparkesa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz