Zmagający
się z poczuciem winy owdowiały aktor Anthony Miller dostaje rolę
księdza w remake'u kultowego horroru o opętaniu demonicznym.
Mężczyzna ufa, że powrót do pracy przysłuży się jego walce z
uzależnieniem od alkoholu i narkotyków, w której najbardziej
motywuje go pragnienie zrehabilitowania się w oczach
szesnastoletniej córki Lee, swego czasu niemogącej liczyć na
wsparcie ojca w obliczu śmiertelnej choroby ukochanej matki.
Zawieszona w prawach ucznia dziewczyna przystaje na pomysł
Anthony'ego, by tymczasowo pełnić rolę jego osobistej asystentki,
w głębi ducha podzielając nadzieje udręczonego ojca, desperacko
walczącego z wewnętrznymi demonami skompromitowanego aktora, na
znaczącą poprawę ich wzajemnych stosunków. Na przeszkodzie do
pojednania staje jednak tajemnicza choroba Anthony'ego, którą
nastolatka z czasem zaczyna postrzegać jako ingerencję sił
nieczystych w niespokojny żywot nadzwyczaj pechowych śmiertelników.
Klątwę produkcji filmowej.
|
Plakat filmu. „The Exorcism” 2024, Miramax, Outerbanks Entertainment
|
Kolejne
podeście do stylistyki meta horroru Joshuy Johna Millera i
M.A. Fortina, scenarzystów slashera „The Final Girls”
Todda Straussa-Schulsona (a do zespołu producenckiego dołączył
jeden z największych ekspertów w dziedzinie meta horroru,
człowiek od początku związany ze słynną franczyzą „Scream”,
Kevin Williamson), którzy tym razem pochylili się nad konwencją
opowieści o opętaniach demonicznych. Główną inspiracją były
doświadczenia Jasona Millera, ojca reżysera i współscenarzysty
„Egzorcyzmu” (oryg. „The Exorcism”; notabene roboczo
zatytułowany „The Georgetown Project”), wcielającego się w
postać księdza Damiena Karrasa na podobno autentycznie przeklętym
planie wybitnego „Egzorcysty” Williama Friedkina, legendarnej
ekranizacji powieści Williama Petera Blatty'ego. Doświadczenia,
które Joshua John Miller zna wyłącznie ze szczegółowych relacji
krewnych (sceptycznie nastawionego do opowieści o klątwie
spoczywającej na przebojowej produkcji Friedkina ojca oraz wierzącej
w nie matki), gdyż urodził się już po nakręceniu tego kamienia
milowego w historii kina grozy; w roku jego światowej premiery. W
październiku 2019 roku do publicznej wiadomości podano informację,
że do obsady drugiego reżyserskiego przedsięwzięcia Joshuy Johna
Millera (po mało znanym niskobudżetowym dramacie „The Mao Game”
uwolnionym już w 1999 roku) dołączył Russell Crowe, który cztery
lata później pokaże się w zbliżonym tematycznie „Egzorcyście
papieża” Juliusa Avery'ego, a zdjęcia główne „The Georgetown
Projekt” (zmianę tytułu na „The Exorcism” ogłoszono w
kwietniu 2024), pod szyldem Miramax, ruszyły w następnym miesiącu
w Wilmington w Karolinie Północnej. Ostatni klaps w tej fazie
produkcyjnej padł w grudniu 2019. Zdjęcia dodatkowe (w Nowym Jorku,
Los Angeles i Australii) przesunięto z uwagi na pandemię COVID-19 -
do grudnia 2023 roku. Postprodukcja zakończyła się w styczniu
2024, a dystrybucję otwarto w maju tego samego roku. Do kin na
terenie Ameryki Północnej „Egzorcyzm” Joshuy Johna Millera
wprowadzała firma Vertical, natomiast tożsamego zadania w Polsce
podjęła się firma Monolith Films. W czerwcu 2024 prawa do cyfrowej
dystrybucji eksperymentu Millera i Fortina nabyła światowej sławy
marka Shudder.
Joshua
John Miller zawodową karierę rozpoczął już w
dzieciństwie/młodości – zagrał choćby w takich produkcjach jak
„Halloween III: Sezon czarownic” Tommy'ego Lee Wallace'a, odcinek
serialu „Opowieści z ciemnej strony” 1983-1988, „Blisko
ciemności” Kathryn Bigelow (tej pozycji ukłonił się w swoim
reżyserskim debiucie, „The Mao Game”), „Wspólnota”
Philippe'a Mory – a pierwszy owoc jego pisarskiej współpracy z
życiowym wybrankiem Markiem Alexandre Fortinem pojawił się w roku
2014: niespełna dwudziestominutowy obraz pt. „Dawn” w reżyserii
Rose McGowan, przez fanów kina grozy zapewne kojarzonej głownie z
„Krzykiem” Wesa Cravena i/lub „Grindhouse'ami” Quentina
Tarantino i Roberta Rodrigueza. Dekadę później uwolniono
najbardziej osobistą z dotychczasowych prac potomka zmarłego w 2001
roku Jasona Millera, nominowanego do Oscara za drugoplanową kreację
aktorską w „Egzorcyście” Williama Friedkina. Niedokładny
portret postaci autentycznej (fragmenty biograficzne - dotyczące
Jasona Millera - połączone z całkowicie fikcyjnymi elementami) i
bardziej osobiste doświadczenia reżysera i współautora
scenariusza „Egzorcyzmu”: zmagania z własnymi wewnętrznymi
demonami oraz konflikt z Kościołem katolickim w sprawie podejścia
do osób queer. Joshua John Miller sprzeciwił się wyrażaniu o
mniejszościach seksualnych, jak o istotach spoza Planu Stworzenia,
niemieszczących się w Wielkim Zamyśle Boga Wszechmogącego. W
prologu „Egzorcyzmu” wystąpił Adrian Pasdar, którego tutejszy
reżyser poznał na planie „Blisko ciemności” Kathryn Bigelow -
udział Pasdara można potraktować jako mały hołd dla tego
kultowego horroru wampirycznego. Samotna postać w scenografii
zainspirowanej okładką „The Diary of Young Girl” („Dzienniki”
Anne Frank), wydania, które wywarło ogromne wrażenie na
nastoletnim Joshui Johnie Millerze – krótka wycieczka po studiu
przygotowanym do kręcenia remake'u „Egzorcysty” Williama
Friedkina. Znany „Projekt Georgetown” ze zmienionymi personaliami
postaci, w którym uczestniczyć ma Anthony Miller (takie sobie
wcielenie Russella Crowe'a), skompromitowana gwiazda pokrótce
przedstawiona w następnej scenie; w przestronnym mieszkaniu w Nowym
Jorku, niewygodnym gnieździe rodzinnym. Kryjówka mężczyzny z
potężnymi wyrzutami sumienia i przykra konieczność dziewczyny na
przymusowych feriach („kara za bycie najfajniejszą osobą w
szkole”). Mającego problemy z pamięcią, zażywającego silne
leki, niestroniącego od procentów wdowca, któremu podobno udało
się zwalczyć nałóg narkotykowy (został jeszcze alkoholizm) i
nieoczekiwanie dostał szansę na znaczną poprawę jakości życia.
„Wygrzebanie się z rynsztoka”, odbudowanie kariery zawodowej
pierwszym dużym krokiem do uzyskania wybaczenia od jedynego dziecka.
Ale najpierw „przebacz sam sobie, Tony”, jak powiedziałaby
bohaterka „Linii życia” Nielsa Ardena Opleva;) W każdym razie
typowa problematyka w świecie horroru – kolejna rozprawa o
niszczących uzależnienia, traumie z młodości, nieodwracalnej
stracie, poczuciu winy i wszechogarniającej potrzebie pojednania.
Dramat w cienkiej skórze horroru. Hipotetyczne opętanie
amerykańskiego aktora grającego egzorcystę... czy tam „zwykłego”
duchownego z kryzysem wiary.
|
Plakat filmu. „The Exorcism” 2024, Miramax, Outerbanks Entertainment |
Meta
horror film? Dekonstrukcja konwencji gatunkowej spopularyzowanej
przez „Egzorcystę” Williama Friedkina? Taki był cel, ale sama
pewnie bym się tego nie domyśliła. Mądra Polka po zapoznaniu się
z wypowiedziami twórców:) Autorów niezgrabnego listu miłosnego do
najważniejszego reprezentanta nurtu demonicznego w kinie grozy
(ściślej: opętanie człowieka przez bestie z Piekła rodem) z
zachęcającą planszą tytułową (w stylu retro), zarysem
fabularnym (film w filmie, „produkcyjne urban legends”) i
scenografią umownie przygotowaną z myślą o nowej wersji
arcydzieła nieodżałowanego pana Williama. Sekretne wpływy Scream
Universe? Sugestie Kevina Williamsona? Tak czy inaczej, ja
dopatrzyłam się tutaj podobieństw do ważnej części
reżyserskiego dorobku także nieodżałowanego Wesa Cravena, do
pierwszych trzech (nie czterech) odsłon pastiszowego cyklu slash.
Ale nawet te skojarzenia nie naprowadziły mnie na trop meta –
nie wyprowadziły z błędnego przekonania o spotkaniu z pospolitym
„członkiem współczesnego klubu opętanych”. Schematyczną
opowieścią o niefinneyowskim porywaczu ciał UWAGA SPOILER
(Pazuzu zastąpił Moloch alias Molech, chtoniczne bóstwo fenickie i
kananejskie, które podobno szczególnie upodobało sobie ofiary z
dzieci) KONIEC SPOILERA. Albo postępującej chorobie
psychicznej jedynego żyjącego rodzica szesnastoletniej Lee Miller
(przykuwająca uwagę kreacja Ryan Simpkins m.in. „Ulica Strachu - część 1: 1994”, „Ulica Strachu - część 2: 1978”, „Ulica Strachu - część 3: 1666” Leigh Janiak), do niedawna
przypuszczalnie odreagowującej problemy w domu mocnymi protestami w
szkole. Dziewczyna zdążyła przyzwyczaić się do zaników pamięci
ojca (być może spowodowanych mieszaniem leków z alkoholem),
którego uparcie nazywa Tonym. Somnambulizm też jej nie zaskakuje,
ale drastyczne zmiany nastroju...Początkowo Lee zrzuca to na karb
nowych leków zaordynowanych pogrążonemu w depresji Anonimowemu
Narkomanowi, wątpliwości wkradają się jednak za sprawą
nieokreślonego lęku niekiedy ogarniającego ją w towarzystwie
rodziciela. Na długiej liście grzechów Anthony'ego Millera
najwyraźniej nigdy nie było wzbudzania w swoim jedynym dziecku
obezwładniającego strachu, a przynajmniej ja z reakcji Lee
wyczytałam, że nigdy wcześniej nie bała się własnego ojca.
Dorastała w przekonaniu, że tata jej nie kocha, ale nic nie
wskazuje na to, by przed „The Projekt Georgetown” kiedykolwiek
czuła się przy Tonym fizycznie (co innego psychicznie) zagrożona.
Zaburzenia osobowości człowieka trochę przypominającego Jacka
Torrance'a z powieści „Lśnienie” Stephena Kinga: mocne
postanowienie poprawy, usilne starania torpedowane przez niepewne(?)
siły zewnętrzne, nadnaturalnych burzycieli miru domowego. Jednostka
opętana na planie „The Project Georgetown”? W nastrojowym studiu
filmowym, które aż prosiło się o większe wykorzystanie. Większe
od incydentalnej klasycznej „zabawy” demonicznych złodziei ciał
(nieświadoma autoagresja?); widowisko nieuwzględnione w scenariuszu
horroru o opętanej dziewczynie (ślicznie ucharakteryzowana Chloe
Bailey; m.in. „Jane” Sabriny Jaglom), które nie doczekało się
przekonującego ciągu dalszego. Podobnie jak skok z okna –
niekonsekwentny scenariusz albo czarna magia montażu,
zaniedbania/niedopatrzenia w postprodukcji. Tymczasem przydałoby się
więcej takich momentów, jak w mieszkaniu roznegliżowanego
Anthony'ego i zaalarmowanej porzuconym kapciem Lee. Wolniej
budujących się akcji z podejrzanie zachowującym się (i
wyglądającym: nieefektywny minimalizm) aktorem z Nowego Jorku. Tyle
dobrze, że nie nadużywano techniki jolt scare. Wypada dodać,
że pewne nadzieje twórcy „Egzorcyzmu” wiązali z przewrotnym, a
przynajmniej w mniemaniu scenarzystów odznaczającym się
meta-sprytem UWAGA SPOILER tytułowym wydarzeniem: zamiana ról
w trakcie wypędzania sadystycznego intruza KONIEC SPOILERA. Z
przedostatnim rozdziałem przewidywalnej historii Anthony'ego
Millera, który na mnie żadnego wrażenia nie zrobił.
Pomysł
niezły, gorzej z wykonaniem. Hollywoodzkiego zadęcia „Egzorcyzmowi”
Joshui Johna Millera raczej bym nie zarzuciła, a zaryzykuję
twierdzenie, że to częsta przypadłość współczesnych horrorów
o demonicznym opętaniu czy tam jakimś kreatywniejszym wykorzystaniu
konwencji rozsławionej przez „Egzorcystę” Williama Friedkina,
kinetograficzny diament z 1974 roku, któremu kłania się... nijaki
utwór potomka odtwórcy Damiena 'Demisa' Karrasa. W moim odbiorze
rozczarowujące rozwinięcie ciekawej koncepcji fabularnej w
niewydajnej, niedostatecznie spożytkowanej oprawie technicznej
(nieumiejętne zarządzanie mrokiem). Zaprzepaszczony potencjał.
Russel Crowe ostatnio lubi latać w sutannie
OdpowiedzUsuńRacja, chyba jego nowe emploi. Buff będzie recka "Longlegs" aka "Kod Zła"? Jestem ciekawy Twojej opinii. Byłem najarany na ten film, ale potem sprawdziłem dzieła tego reżysera i sam nie wiem...
UsuńTaki jest plan, żeby "Kod zła" zrecenzować, ale... nie wiem kiedy do kina uda mi się wyrwać. Możliwe że na ostatnią chwilę:/
Usuń