Rok
2013. Kosmetyczna Hope Goldman, właścicielka słynnego studia
pielęgnacji skóry w Hollywood, promuje nadchodzącą własną linię
produktów w przeświadczeniu, że właśnie spełnia się jej
Amerykański Sen. Po nagraniu odcinka popularnego programu
telewizyjnego, „The Brett & Kylie Show”, który ma zostać
wyemitowany jeszcze przed premierą kosmetyków marki Hope Goldman
Skin Care, uwagę kobiety przykuwa nowy biznes otwierający się
naprzeciwko jej studia, salon piękności Angela Vergary, pewnego
siebie młodego człowieka, który na kulturalne powitanie odnoszącej
sukcesy sąsiadki reaguje w nieakceptowalny dla niej sposób. Co
gorsza, arogancki przedsiębiorca szybko wyrasta na główną
konkurencję nękanej panny Goldman. Ktoś systematycznie niszczy jej
reputację i wizerunek firmy w internecie, wysyła niesmaczne
wiadomości tekstowe i graficzne oraz dowody na prowadzenie
ukradkowej obserwacji. Nie ktoś, tylko Angel Vergara. Spanikowana
Hope Goldman nie ma najmniejszych wątpliwości, że jej największy
biznesowy rywal stosuje nieuczciwą, agresywną, wręcz śmiertelnie
niebezpieczną praktykę rynkową i desperacko próbuje się temu
przeciwstawić.
|
Plakat filmu. „Skincare” 2024, Jalapeno Goat, Iervolino & Lady Bacardi Entertainment
|
Fikcyjna
historia zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Trwającymi parę
miesięcy prześladowaniami Dawn DaLuise, kosmetyczki z Los Angeles,
właścicielki ekskluzywnego salonu piękności w West Hollywood, w
którym gościły choćby takie znane postacie, jak Hillary Clinton,
Nancy Reagan, Jennifer Aniston i Sarah Michelle Gellar. UWAGA
SPOILER Aresztowanej w marcu 2024 roku i postawionej w stan
oskarżenia za zlecenie zabójstwa właściciela konkurencyjnego
salonu kosmetycznego Gabriela Suareza. Za kratami w sumie spędziła
dziesięć miesięcy, w oczekiwaniu na werdykt ławy przysięgłych,
która po zaledwie czterdziestominutowych obradach uznała oskarżoną
za niewinną zarzucanego jej czynu. Później Dawn DaLuise pozwała
Departament Szeryfa Hrabstwa Los Angeles za niesłuszne uwięzienie i
zawarła ugodę z okręgiem za nieodpowiednią opiekę medyczną –
w areszcie rozwinął się u niej rak jelita grubego KONIEC
SPOILERA. Thriller „Skincare”, przez jego twórców określany
jako sunshine noir, powstawał bez jakichkolwiek konsultacji z
bohaterką autentycznej sprawy kryminalnej z Los Angeles,
skompromitowaną kosmetyczką gwiazd, która nie ukrywała
rozczarowania zwłaszcza postawą autorów scenariusza, Sama
Freilicha, Deeringa Regana i Austina Petersa, twórcy teledysków,
który już w pojedynkę zasiadł na krześle reżyserskim.
„Skincare” jest pełnometrażowym debiutem fabularnym Austina
Petersa. W opinii Dawn DaLuise produkcja zyskałaby na
jakości/wartości przy mniej swobodnym podejściu do materiału
źródłowego (więcej faktów, mniej zmyśleń).
Koprodukcja
amerykańsko-włoska, sojusz Jalapeno Goat z Iervolino & Lady
Bacardi Entertainment. Zdjęcia główne do „Skincare” Austina
Petersa trwały osiemnaście dni i zakończyły się tuż przed
strajkiem Writers Guild of America w 2023 roku. Kręcono w Los
Angeles z nieocenionym wsparciem Henson Recording Studios –
udostępnienie niezwykle wygodnego miejsce do pracy (studio i plener;
little backlot). W czerwcu 2024 roku ogłoszono, że firma IFC
Films nabyła prawo do dystrybucji filmu, która ruszyła w drugiej
połowie sierpnia tego samego roku (w Stanach Zjednoczonych i
Kanadzie). Wpływ na „Skincare” wywarły choćby takie obrazy,
jak „Za wszelką cenę” Gusa Van Santa, „Fargo” Joela i
Ethana Coenów, „Star 80” Boba Fosse'a, „Zagubiona autostrada”
Davida Lyncha, „Schronienie” Todda Haynesa, „Amerykański
przyjaciel” Wima Wendersa i „Świadek mimo woli” Briana De
Palmy. Mocno inspirujące okazały się też fotografie Philipa-Lorca
diCorcii z serii zatytułowanej „Hustler” (1990-1992). Austin
Peters „wychował się” na amerykańskich filmach z lat 70. XX
wieku twardo osadzonych w prawdziwym Nowym Jorku - brutalne real
noir - i bardzo zależało mu na uchwyceniu podobnej energii w
świecie Hope Goldman. Usuwanie słodkomdlącego lukru z Hollywood
na oczach widza. Odkłamywanie rzeczywistości, obalanie mitu
American Dream, wydobywanie brzydkiej prawdy o pięknych ludziach.
Niezjadliwie satyryczny obraz współczesnego społeczeństwa
(cywilizacja zachodnia), a przy tym wskazywanie poważnych ułomności
(nie tylko) amerykańskiego systemu prawnego - bezradność w obliczu
uporczywego nękania, przemocy fizycznej i psychicznej, nieskuteczne
strategie walki z cyberprzestępczością, żenująco słabe
mechanizmy ochrony ludności. Opowieść o przeraźliwej ulotności
sukcesu. Dorobek całego życia w okamgnieniu przekreślany. Życia
praworządnych obywateli i obywatelek niszczone z dziecinną
łatwością nie tylko przez nad wyraz przebiegłe jednostki, w dobie
internetu już jawnie kpiące sobie z prawa. Z rzekomej
instytucjonalnej ochrony ofiar. W „Skincare” podążamy za
właścicielką wyśmienicie prosperującego studia pielęgnacji
skóry, która niebawem ma wprowadzić na rynek własną markę
kosmetyków. Po raz pierwszy spotykamy ją w siedzibie telewizji, w
garderobie dla gości „The Brett & Kylie Show”, największej
nadziei marketingowej Hope Goldman Skin Care, ponieważ program
cieszy się dużą oglądalnością. Z ekscytacją oczekująca na
premierę swojej własnej linii produktów do pielęgnacji skóry
przewodnia postać „Skincare” Austina Petersa takiej szansy na
promocją swojej działalności dotąd nie dostała. A wszystko
dzięki... koledze z planu „Robali” Jamesa Gunna, bardziej
znanego jako Richard Castle;) Niewielka, ale na swój sposób
atrakcyjna (tragikomiczna) rola Nathana Filliona, ale show
zdecydowanie skradła Elizabeth Banks (m.in. „Nieproszeni goście”
Charlesa i Thomasa Guardów, „Brightburn: Syn ciemności” Davida
Yarovesky'ego). Nieziemska ekspresja aktorska – sto pięćdziesiąt
twarzy Hope Goldman, która, co warto podkreślić, nie ma wiele
wspólnego z Dawn DaLuise. Fikcyjna postać, której przydarzyła się
podobna historia albo nieidealne odbicie autentycznej bizneswoman z
Miasta - o ironio! - Aniołów.
|
Plakat filmu. „Skincare” 2024, Jalapeno Goat, Iervolino & Lady Bacardi Entertainment |
Słoneczny
dreszczowiec o mrocznych obsesjach. Eskalujący konflikt sąsiedzki,
zażarta konkurencja leżących vis-à-vis salonów piękności,
fatalny splot spraw, wydarzeń, losów ludzkich. Ordynarny
prześladowca, wyrafinowana szantażystka, bezsilna policja, rycerski
trener życia i wierna asystentka coraz bardziej zaniepokojona stanem
psychicznym przełożonej, czy może raczej wspólniczki. Życiowy
cel Hope Goldman stał się też marzeniem Marine (przekonująca
kreacja Michaeli Jaé 'MJ' Rodriguez), zdolnej kosmetyczki, która
zarzuciła własny biznesplan na rzecz ziszczenia wizji kobiety
zarażającej dobrym nastrojem. Osobowość relaksująca innych,
pozytywna energia bijąca z ambasadorki dbania o wygląd zewnętrzny
(w ładnym ciele, zdrowy duch), można powiedzieć odwrotność
wampira energetycznego i przypuszczalnie sekret sukcesu
anty(?)bohaterki „Skincare” Austina Petersa. Żyjącej w bańce,
która z hukiem pęka przy pierwszym kontakcie z nienadskakującym
jej Angelem Vergarą. Powitalna wizyta w szykowanym do pierwszego
otwarcia sąsiednim salonie piękności – oczywiście, nie
zapominając o nieskromnym darze, upominkach firmowych – miała
utwierdzić Hope w przekonaniu, że żółtodziób nie będzie
próbował podkradać jej klientów i przede wszystkim klientek, że
nie musi się martwić o konkurencję. Poza tym jak zawsze
spodziewałam się słów podziwu, chylenia czoła przed
niekwestionowaną mistrzynią w dziedzinie profesjonalnej pielęgnacji
skóry. A co dostała? Impertynencką uwagę o zaparkowaniu na
miejscu zarezerwowanym dla gości salonu Vergary i bynajmniej
nieprzekonujące zapewnienie o nieplanowaniu rywalizacji na gruncie
biznesowym. Bolesne zderzenie słynnej kosmetyczki ze światem, który
nie kręci się wokół niej. Skoro tak Angel stawia sprawę, to Hope
nie może zostawić mu cennego upominku, tym bardziej, że
niezwłocznie zamierza udać się z prośbą i skargą do gospodarza.
Warto wzmocnić prezentem ustny wniosek o wydalenie wrednego Angela,
przedłożony właścicielowi gruntu, na którym stoją sporne lokale
(złośliwi mogą nazwać to łapówką, ale Hope nie jest jedną z
nich, więc traktuje to jak niewinny podarek dla dobrego kolegi).
Akcja początkującego przedsiębiorcy i reakcja doświadczonej
przedsiębiorczyni. Spokojny ruch asertywnego mężczyzny i nerwowa
odpowiedź niepewnej siebie kobiety. Duży błąd! Posunięcie
potraktowane jako wypowiedzenie wojny? Tak czy inaczej, niedługo po
„załatwieniu sprawy” u wynajmującego, firmowe konto e-mail
zostaje zhakowane. Marine co prawda nie wygląda na przekonaną do
tej wersji (jedyne wyjaśnienie, jakie przychodzi do głowy palącej
się ze wstydu Hope), ale w świetle późniejszych wydarzeń lojalna
asystentka będzie musiała zmienić zdanie, co do chwilowej
niepoczytalności (upojenie alkoholowe) poważnej kosmetyczki, która
stała się pośmiewiskiem. Będzie zmuszona przyznać, że ktoś
obcy(?) z premedytacją niszczy wszystko, na co obie ciężko
pracowały. Marine trafia rykoszet, ale bardziej martwi ją huśtawka
nastrojów obserwowana u bestialsko dręczonej przyjaciółki. Objawy
depresji pojawiające się naprzemiennie z objawami hipomanii
(wspominałam już o spektakularnym popisie aktorskim Elizabeth
Banks?). Na skraju załamania nerwowego w przededniu Wielkiej
Premiery. Wpędzana w paranoję przez mściwego, zawistnego czy po
prostu nudzącego się osobnika. Typowy sadyzm w epoce internetu?
Czerpanie chorej przyjemności z cierpienia zadawanego bliźniemu?
Dowartościowywanie się czyimś kosztem, zwalczanie własnych
kompleksów poprzez wdeptywanie ludzi w ziemię? Bardziej sprawa
osobista czy zawodowa? „Normalne” w kapitalizmie rozpychanie się
łokciami, bezrozumne przecieranie szlaku dla własnego biznesu?
Prawdę mówiąc, zaskakujących zwrotów akcji w stylowym świecie
przedstawionym w „Skincare” Austina Petersa nie uświadczyłam.
Stylowym świecie - słoneczne kolory, dynamiczny, ale nie
powiedziałabym, że teledyskowy, montaż i genialna ścieżka
dźwiękowa, kompatybilna z całością tego niemisternego mechanizmu
filmowego. Jeśli już, to ujmującego prostotą... i grzeszące
grzecznością. Szaleństwo przesadnie kontrolowane. Niedostatecznie
drapieżny, jak dla mnie, całkowicie przewidywalny, ale mimo
wszystko wciągający thriller o prozaiczności i bezsensowności
niejednej ludzkiej tragedii.
Scenariusz,
który pomieścił niemal wszystkie grzechy główne (pycha,
chciwość, nieczystość, zazdrość, gniew, lenistwo), rzecz jasna
według tradycji chrześcijańskiej. Scenariusz poniekąd napisany
przez życie. „Skincare” debiutującego w długim metrażu
Austina Petersa jest raczej luźno oparty na autentycznej sprawie
kryminalnej i prawie na pewno nie dostarczy potężnych emocji
zaprawionym miłośnikom kina grozy. Przesadnie bezpieczny
dreszczowiec/sunshine noir z wybitną pierwszoplanową kreacją
aktorską. W mojej ocenie mógł być świetny, a jest ledwie niezły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz