Stronki na blogu

poniedziałek, 30 września 2024

„Skincare” (2024)

 
Rok 2013. Kosmetyczna Hope Goldman, właścicielka słynnego studia pielęgnacji skóry w Hollywood, promuje nadchodzącą własną linię produktów w przeświadczeniu, że właśnie spełnia się jej Amerykański Sen. Po nagraniu odcinka popularnego programu telewizyjnego, „The Brett & Kylie Show”, który ma zostać wyemitowany jeszcze przed premierą kosmetyków marki Hope Goldman Skin Care, uwagę kobiety przykuwa nowy biznes otwierający się naprzeciwko jej studia, salon piękności Angela Vergary, pewnego siebie młodego człowieka, który na kulturalne powitanie odnoszącej sukcesy sąsiadki reaguje w nieakceptowalny dla niej sposób. Co gorsza, arogancki przedsiębiorca szybko wyrasta na główną konkurencję nękanej panny Goldman. Ktoś systematycznie niszczy jej reputację i wizerunek firmy w internecie, wysyła niesmaczne wiadomości tekstowe i graficzne oraz dowody na prowadzenie ukradkowej obserwacji. Nie ktoś, tylko Angel Vergara. Spanikowana Hope Goldman nie ma najmniejszych wątpliwości, że jej największy biznesowy rywal stosuje nieuczciwą, agresywną, wręcz śmiertelnie niebezpieczną praktykę rynkową i desperacko próbuje się temu przeciwstawić.

Plakat filmu. „Skincare” 2024, Jalapeno Goat, Iervolino & Lady Bacardi Entertainment

Fikcyjna historia zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Trwającymi parę miesięcy prześladowaniami Dawn DaLuise, kosmetyczki z Los Angeles, właścicielki ekskluzywnego salonu piękności w West Hollywood, w którym gościły choćby takie znane postacie, jak Hillary Clinton, Nancy Reagan, Jennifer Aniston i Sarah Michelle Gellar. UWAGA SPOILER Aresztowanej w marcu 2024 roku i postawionej w stan oskarżenia za zlecenie zabójstwa właściciela konkurencyjnego salonu kosmetycznego Gabriela Suareza. Za kratami w sumie spędziła dziesięć miesięcy, w oczekiwaniu na werdykt ławy przysięgłych, która po zaledwie czterdziestominutowych obradach uznała oskarżoną za niewinną zarzucanego jej czynu. Później Dawn DaLuise pozwała Departament Szeryfa Hrabstwa Los Angeles za niesłuszne uwięzienie i zawarła ugodę z okręgiem za nieodpowiednią opiekę medyczną – w areszcie rozwinął się u niej rak jelita grubego KONIEC SPOILERA. Thriller „Skincare”, przez jego twórców określany jako sunshine noir, powstawał bez jakichkolwiek konsultacji z bohaterką autentycznej sprawy kryminalnej z Los Angeles, skompromitowaną kosmetyczką gwiazd, która nie ukrywała rozczarowania zwłaszcza postawą autorów scenariusza, Sama Freilicha, Deeringa Regana i Austina Petersa, twórcy teledysków, który już w pojedynkę zasiadł na krześle reżyserskim. „Skincare” jest pełnometrażowym debiutem fabularnym Austina Petersa. W opinii Dawn DaLuise produkcja zyskałaby na jakości/wartości przy mniej swobodnym podejściu do materiału źródłowego (więcej faktów, mniej zmyśleń).

Koprodukcja amerykańsko-włoska, sojusz Jalapeno Goat z Iervolino & Lady Bacardi Entertainment. Zdjęcia główne do „Skincare” Austina Petersa trwały osiemnaście dni i zakończyły się tuż przed strajkiem Writers Guild of America w 2023 roku. Kręcono w Los Angeles z nieocenionym wsparciem Henson Recording Studios – udostępnienie niezwykle wygodnego miejsce do pracy (studio i plener; little backlot). W czerwcu 2024 roku ogłoszono, że firma IFC Films nabyła prawo do dystrybucji filmu, która ruszyła w drugiej połowie sierpnia tego samego roku (w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie). Wpływ na „Skincare” wywarły choćby takie obrazy, jak „Za wszelką cenę” Gusa Van Santa, „Fargo” Joela i Ethana Coenów, „Star 80” Boba Fosse'a, „Zagubiona autostrada” Davida Lyncha, „Schronienie” Todda Haynesa, „Amerykański przyjaciel” Wima Wendersa i „Świadek mimo woli” Briana De Palmy. Mocno inspirujące okazały się też fotografie Philipa-Lorca diCorcii z serii zatytułowanej „Hustler” (1990-1992). Austin Peters „wychował się” na amerykańskich filmach z lat 70. XX wieku twardo osadzonych w prawdziwym Nowym Jorku - brutalne real noir - i bardzo zależało mu na uchwyceniu podobnej energii w świecie Hope Goldman. Usuwanie słodkomdlącego lukru z Hollywood na oczach widza. Odkłamywanie rzeczywistości, obalanie mitu American Dream, wydobywanie brzydkiej prawdy o pięknych ludziach. Niezjadliwie satyryczny obraz współczesnego społeczeństwa (cywilizacja zachodnia), a przy tym wskazywanie poważnych ułomności (nie tylko) amerykańskiego systemu prawnego - bezradność w obliczu uporczywego nękania, przemocy fizycznej i psychicznej, nieskuteczne strategie walki z cyberprzestępczością, żenująco słabe mechanizmy ochrony ludności. Opowieść o przeraźliwej ulotności sukcesu. Dorobek całego życia w okamgnieniu przekreślany. Życia praworządnych obywateli i obywatelek niszczone z dziecinną łatwością nie tylko przez nad wyraz przebiegłe jednostki, w dobie internetu już jawnie kpiące sobie z prawa. Z rzekomej instytucjonalnej ochrony ofiar. W „Skincare” podążamy za właścicielką wyśmienicie prosperującego studia pielęgnacji skóry, która niebawem ma wprowadzić na rynek własną markę kosmetyków. Po raz pierwszy spotykamy ją w siedzibie telewizji, w garderobie dla gości „The Brett & Kylie Show”, największej nadziei marketingowej Hope Goldman Skin Care, ponieważ program cieszy się dużą oglądalnością. Z ekscytacją oczekująca na premierę swojej własnej linii produktów do pielęgnacji skóry przewodnia postać „Skincare” Austina Petersa takiej szansy na promocją swojej działalności dotąd nie dostała. A wszystko dzięki... koledze z planu „Robali” Jamesa Gunna, bardziej znanego jako Richard Castle;) Niewielka, ale na swój sposób atrakcyjna (tragikomiczna) rola Nathana Filliona, ale show zdecydowanie skradła Elizabeth Banks (m.in. „Nieproszeni goście” Charlesa i Thomasa Guardów, „Brightburn: Syn ciemności” Davida Yarovesky'ego). Nieziemska ekspresja aktorska – sto pięćdziesiąt twarzy Hope Goldman, która, co warto podkreślić, nie ma wiele wspólnego z Dawn DaLuise. Fikcyjna postać, której przydarzyła się podobna historia albo nieidealne odbicie autentycznej bizneswoman z Miasta - o ironio! - Aniołów.

Plakat filmu. „Skincare” 2024, Jalapeno Goat, Iervolino & Lady Bacardi Entertainment

Słoneczny dreszczowiec o mrocznych obsesjach. Eskalujący konflikt sąsiedzki, zażarta konkurencja leżących vis-à-vis salonów piękności, fatalny splot spraw, wydarzeń, losów ludzkich. Ordynarny prześladowca, wyrafinowana szantażystka, bezsilna policja, rycerski trener życia i wierna asystentka coraz bardziej zaniepokojona stanem psychicznym przełożonej, czy może raczej wspólniczki. Życiowy cel Hope Goldman stał się też marzeniem Marine (przekonująca kreacja Michaeli Jaé 'MJ' Rodriguez), zdolnej kosmetyczki, która zarzuciła własny biznesplan na rzecz ziszczenia wizji kobiety zarażającej dobrym nastrojem. Osobowość relaksująca innych, pozytywna energia bijąca z ambasadorki dbania o wygląd zewnętrzny (w ładnym ciele, zdrowy duch), można powiedzieć odwrotność wampira energetycznego i przypuszczalnie sekret sukcesu anty(?)bohaterki „Skincare” Austina Petersa. Żyjącej w bańce, która z hukiem pęka przy pierwszym kontakcie z nienadskakującym jej Angelem Vergarą. Powitalna wizyta w szykowanym do pierwszego otwarcia sąsiednim salonie piękności – oczywiście, nie zapominając o nieskromnym darze, upominkach firmowych – miała utwierdzić Hope w przekonaniu, że żółtodziób nie będzie próbował podkradać jej klientów i przede wszystkim klientek, że nie musi się martwić o konkurencję. Poza tym jak zawsze spodziewałam się słów podziwu, chylenia czoła przed niekwestionowaną mistrzynią w dziedzinie profesjonalnej pielęgnacji skóry. A co dostała? Impertynencką uwagę o zaparkowaniu na miejscu zarezerwowanym dla gości salonu Vergary i bynajmniej nieprzekonujące zapewnienie o nieplanowaniu rywalizacji na gruncie biznesowym. Bolesne zderzenie słynnej kosmetyczki ze światem, który nie kręci się wokół niej. Skoro tak Angel stawia sprawę, to Hope nie może zostawić mu cennego upominku, tym bardziej, że niezwłocznie zamierza udać się z prośbą i skargą do gospodarza. Warto wzmocnić prezentem ustny wniosek o wydalenie wrednego Angela, przedłożony właścicielowi gruntu, na którym stoją sporne lokale (złośliwi mogą nazwać to łapówką, ale Hope nie jest jedną z nich, więc traktuje to jak niewinny podarek dla dobrego kolegi). Akcja początkującego przedsiębiorcy i reakcja doświadczonej przedsiębiorczyni. Spokojny ruch asertywnego mężczyzny i nerwowa odpowiedź niepewnej siebie kobiety. Duży błąd! Posunięcie potraktowane jako wypowiedzenie wojny? Tak czy inaczej, niedługo po „załatwieniu sprawy” u wynajmującego, firmowe konto e-mail zostaje zhakowane. Marine co prawda nie wygląda na przekonaną do tej wersji (jedyne wyjaśnienie, jakie przychodzi do głowy palącej się ze wstydu Hope), ale w świetle późniejszych wydarzeń lojalna asystentka będzie musiała zmienić zdanie, co do chwilowej niepoczytalności (upojenie alkoholowe) poważnej kosmetyczki, która stała się pośmiewiskiem. Będzie zmuszona przyznać, że ktoś obcy(?) z premedytacją niszczy wszystko, na co obie ciężko pracowały. Marine trafia rykoszet, ale bardziej martwi ją huśtawka nastrojów obserwowana u bestialsko dręczonej przyjaciółki. Objawy depresji pojawiające się naprzemiennie z objawami hipomanii (wspominałam już o spektakularnym popisie aktorskim Elizabeth Banks?). Na skraju załamania nerwowego w przededniu Wielkiej Premiery. Wpędzana w paranoję przez mściwego, zawistnego czy po prostu nudzącego się osobnika. Typowy sadyzm w epoce internetu? Czerpanie chorej przyjemności z cierpienia zadawanego bliźniemu? Dowartościowywanie się czyimś kosztem, zwalczanie własnych kompleksów poprzez wdeptywanie ludzi w ziemię? Bardziej sprawa osobista czy zawodowa? „Normalne” w kapitalizmie rozpychanie się łokciami, bezrozumne przecieranie szlaku dla własnego biznesu? Prawdę mówiąc, zaskakujących zwrotów akcji w stylowym świecie przedstawionym w „Skincare” Austina Petersa nie uświadczyłam. Stylowym świecie - słoneczne kolory, dynamiczny, ale nie powiedziałabym, że teledyskowy, montaż i genialna ścieżka dźwiękowa, kompatybilna z całością tego niemisternego mechanizmu filmowego. Jeśli już, to ujmującego prostotą... i grzeszące grzecznością. Szaleństwo przesadnie kontrolowane. Niedostatecznie drapieżny, jak dla mnie, całkowicie przewidywalny, ale mimo wszystko wciągający thriller o prozaiczności i bezsensowności niejednej ludzkiej tragedii.

Scenariusz, który pomieścił niemal wszystkie grzechy główne (pycha, chciwość, nieczystość, zazdrość, gniew, lenistwo), rzecz jasna według tradycji chrześcijańskiej. Scenariusz poniekąd napisany przez życie. „Skincare” debiutującego w długim metrażu Austina Petersa jest raczej luźno oparty na autentycznej sprawie kryminalnej i prawie na pewno nie dostarczy potężnych emocji zaprawionym miłośnikom kina grozy. Przesadnie bezpieczny dreszczowiec/sunshine noir z wybitną pierwszoplanową kreacją aktorską. W mojej ocenie mógł być świetny, a jest ledwie niezły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz