Okładka książki. „Jeffrey Dahmer. W głąb umysłu kanibala-zabójcy”, Czarna Owca 2024 |
Krótka historia Jeffreya Dahmera w miękkiej okładce (Czarna Owca, 2024) zmyślnie zaprojektowanej przez Pawła Panczakiewicza, przełożona przez Radosława Madejskiego, tradycyjnie przystępna dla laików (bez „psychobełkotu”) penetracja zwichrowanego umysłu przeprowadzona przez brytyjskiego eksperta w dziedzinie kryminologii Christophera Berry'ego-Dee. Próba odpowiedzi na pytanie, dlaczego chłopak z tak zwanego dobrego domu wyrósł na jednego z najbardziej odrażających seryjnych morderców w historii świata? Jakie czynniki ukształtowały Potwora z Milwaukee? W przekonaniu autora „Jeffrey Dahmer. W głąb umysłu kanibala-zabójcy” ta wypaczona „skała osadowa” zaczęła się tworzyć już w łonie matki. Anormalny rozwój płodu – domniemane obciążenie genetyczne, solidnie doprawione „zaraźliwym nastrojem” instruktorki obsługi teletypu (później działaczki społecznej) Joyce Annette Dahmer, z domu Flint , i jej farmakologicznym koktajlem na napady padaczkowe (eklampsja?), która w dwudziestym trzecim roku życia poślubiła ambitnego studenta chemii Lionela Herberta Dahmera, jak się wydaje, najbardziej zaufanego źródła informacji o rodzinnym gnieździe krwawego Jeffa dla Christophera Berry'ego-Dee. Autor minibiografii pierworodnego dziecka Joyce i Lionela Dahmerów przyznaje, że krążą sprzeczne dane na temat dzieciństwa Jeffreya Dahmera, ale z jakiegoś powodu skupił się wyłącznie na wersji o dysfunkcyjnym domu, szczegółowo przedstawionej przez amerykańskiego chemika Lionela Dahmera, biologicznego ojca zaniedbywanego chłopca z Wisconsin. Jest też wersja o rozpieszczaniu małego Jeffreya przez rodziców, o dorastaniu w domu pełnym miłości z niepotężnymi zawirowaniami w postaci częstej nieobecności taty i problemów zdrowotnych mamy. Ale ta kronika nas nie interesuje – to znaczy w omówieniu Christophera Berry'ego-Dee poznajemy kobietę chorobliwie zabiegającą o uwagę, egocentryczną, kłótliwą hipochondryczkę, acz pogrążoną w depresji (przynajmniej raz miała targnąć się na własne życie), spędzającą mnóstwo czasu w łóżku, użalającą się nad sobą i ogólnie niezawracającą sobie głowy „takimi bzdetami” jak opieka nad dziećmi. Osobowość narcystyczna, ewentualnie typu borderline + osobowość psychopatyczna = Kanibal z Milwaukee. Tak, pan Berry-Dee podejrzewa, że chłodny w obejściu naukowiec, Lionel Herbert Dahmer, był psychopatą. I nie, pan Berry-Dee wcale nie uważa, że ta hipotetyczna mieszanka zaburzeń osobowości miała decydujący wpływ na powstanie seryjnego mordercy, nekrofila i kanibala „przeprowadzającego na swoich ofiarach eksperymenty, których nie powstydziliby się lekarze z nazistowskich obozów koncentracyjnych”. W końcu Jeffrey nie był jedynym dzieckiem Joyce i Lionela Dahmerów, ale jedynym wielce problematycznym. Delikatnie mówiąc.
Okładka książki. „Inside the Mind of Jeffrey Dahmer: The
Cannibal Killer”, Ad Lib Publishers 2022 |
Christopher Berry-Dee w swojej pracy o Jeffreyu Dahmerze przede wszystkim bazował na aktach udostępnionych mu przez Federalne Biuro Śledcze (FBI) - część dokumentów zamieścił w książce (załączniki w ostatniej partii) - ale przestudiował też niezliczoną ilość powiedzmy, że mniej obiektywnych materiałów o Kanibalu z Milwaukee. Na przykład inne biografie interesującego go mordercy i tak zwana literatura fachowa - fragmenty niektórych z tych dzieł przytacza w „Jeffrey Dahmer. W głąb umysłu kanibala-zabójcy”, pod jednymi wnioskami/uwagami/obserwacjami się podpisując, z innymi polemizując, a jeszcze inne traktując prześmiewczo. Poza tym autor podpiera się wynikami różnych badań naukowych (na przykład wpływ alkoholu na rozwój układu nerwowego człowieka, skutki spożywania tej konkretnej trucizny przed osiemnastym rokiem życia) i uruchamia kreatywny kalkulator matematyczno-biologiczno-geograficzny. Zastanawialiście się kiedyś, jaką długość osiągnęłyby ułożone w jednej linii wszystkie żyły, tętnice i maleńkie naczynia włosowate śmiertelnych ofiar Jeffreya Dahmera? Tak czy inaczej, wynik tego makabrycznego równania (i nie tylko tego) znajdziecie w zwyczajowo okraszonej czarnym humorem true crime story światowej sławy kryminologa z Wielkiej Brytanii. Jeffrey Lionel Dahmer: od kołyski aż po grób. „Z wtrąceniami” osobników jego pokroju - upiorne ciekawostki z życia choćby takich drapieżników, jak Dennis Andrew Nilsen alias Morderca z Muswell Hill, Arthur John Shawcross alias Zabójca znad Genesee, Jerome 'Jerry' Henry Brudos alias The Lust Killer alias Shoe Fetish Slayer... i Hannibal Lecter. Autor „Jeffrey Dahmer. W głąb umysłu kanibala-zabójcy” na wstępie tłumaczy się, zwłaszcza „nowym” czytelnikom, ze swojej skłonności do potencjalnie niesmacznych żartów i uprzedza (choć może nie wprost) o bardzo wysokim zaangażowaniu emocjonalnym, które może zarówno w pozytywny, jak i negatywny sposób wyróżniać jego utwory na tle „konkurencji”. Chcę przez to powiedzieć, że osoby zaprawione w non-fiction serial killer books niekoniecznie przywykli do takiego „nieowijania w bawełnę”, jak nazywa to Christopher Berry-Dee lub kategorycznego wyrażania przez autora osobistych przekonań, jak zapewne nazwą to złośliwi:) Niestety, lekturze „Jeffrey Dahmer. W głąb umysłu kanibala-zabójcy” mogą towarzyszyć nieprzyjemne emocje wynikające z tak zwanego narzucania swojego zdania przez „pogromcę świrologów” zarzekającego się, że gdyby jego nastoletni syn padł ofiarą kogoś takiego, jak Jeffrey Dahmer, to jako były komandos Royal Marines postarałby się, aby rzeczony zwyrodnialec umierał w niewyobrażalnych męczarniach. Zwolennik tortur i kary śmierci? Zdeklarowany chrześcijanin opowiadający się za prawem talionu? Czemu nie (patrz: Kpł 24,17-21)? Berry-Dee zdaje sobie sprawę, że w dzisiejszym bardziej oświeconym społeczeństwie (chciałoby się rzec 'lewackim') niektórym ludziom przypuszczalnie jest bliżej do chrześcijańskiego światopoglądu niż jemu (Łk 23,34 zakrzyczało Kpł 24,17-21; ten drugi ustęp z Biblii dzisiaj chyba częściej interpretowany jako nie tyle zachęta, ile przestroga przed wymierzaniem surowych kar), ma jednak podejrzenia graniczące z pewnością, że natychmiast wyrzekliby się swoich idei, gdyby któraś z najbliższych im osób wpadła w brudne łapska kogoś takiego, jak Jeffrey Dahmer. Alkoholik z rzadkim zaburzeniem preferencji seksualnej (nie mam tutaj na myśli homoseksualizmu) i też niepospolitymi preferencjami żywieniowymi, który przez wiele lat spokojnie, przez nikogo nie niepokojony dniem i nocą piłował i wiercił pod czułymi nosami sąsiadów i sąsiadek (od czasu do czasu również współlokatorki). Wielokrotnie skarżących się na hałasy i przede wszystkim straszliwy fetor ponad wszelką wątpliwość buchający z lokalów zajmowanych przez chuderlawego, małomównego, ale zawsze uprzejmego młodzieńca w okularach. Manipulatora tak wytrawnego, że jedną ze zbiegłych ofiar doprowadziła do niego... policja. Słaniający się na nogach, zakrwawiony czternastoletni Laotańczyk regulaminowo przechwycony od zatroskanych obywatelek i niezwłocznie dostarczony„zawstydzonemu kochankowi”, zaniedbanemu białemu Amerykaninowi z oryginalną „tapetą” w mieszkaniu, doktorowi Mengele z Milwaukee. Eksperymentującemu z kwasem solnym i wrzątkiem. W zestawieniu z dzieciństwem i młodością tytułowego czarnego charakteru, przedstawiona przez Christophera Berry'ego-Dee zbrodnicza działalność „czarującego kolekcjonera głów” wydaje się być potraktowana po macoszemu. Wydaje się. Pozornie uboga w detale drastyczna monotonia dnia niecodziennego Kanibala z Milwaukee.
Czy „Jeffrey Dahmer. W głąb umysłu kanibala-zabójcy” wnosi coś nowego do publicznej debaty o Potworze z Milwaukee? Nie. Czy Christopher Berry-Dee pewnie porusza się tutaj na gruncie faktów, czy raczej błądzi w sferze domysłów? Nie mnie to oceniać. To inaczej: czy jego rekonstrukcja zdarzeń jest prawdopodobna, czy książka dostarcza jakichkolwiek rzetelnych informacji o życiu, zbrodniach i śmierci jednego z najbardziej przerażających seryjnych morderców w historii? Tak i tak, nawet sporo. Ale najważniejsze pytanie brzmi: czy macie ochotę czytać o człowieku, który dusił, patroszył, kawałkował, konserwował, gwałcił, konsumował i przeprowadzał inne chore eksperymenty na ludziach?
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz