Stronki na blogu

środa, 2 października 2024

„Granice wytrzymałości” (2023)

 
Menadżerka jadłodajni w małym amerykańskim miasteczku, jedyna córka owdowiałego właściciela, notorycznie spóźniająca się do pracy Nancy Osborn, w najbliższej perspektywie ma nocną zmianę w towarzystwie najbardziej nielubianego pracownika Jake'a Collinsa, a w nieco dalszej podjęcie decyzji w sprawie swojej przyszłości. Nancy już od jakiegoś czasu czuje, że utknęła w rodzinnej miejscowości, która nie ma jej do zaoferowania nic poza pracą w nierentownym lokalu gastronomicznym ze stanowczo zbyt licznym personalem, ale do zajścia w ciążę pocieszała się myślą, że w każdej chwili może przystąpić do realizacji marzeń. W jej przekonaniu dziecko na zawsze przywiąże ją do depresyjnego miasteczka, macierzyństwo definitywnie przekreśli jej ambitne plany, nie jest jednak pewna, czy zdoła zmusić się do terminacji ciąży. Choćby ze względu na pamięć o ukochanej matce. Kobieta nie potrafi oddzielić życia prywatnego od zawodowego, napięcie emocjonalne rozładowuje na podwładnych i niedoszłych klientach, zamaskowanych chuliganach, którym szybko trafi się okazja do odwetu. Urządzenia piekła nieustępliwej kelnerce, osamotnionej na „cmentarnej szychcie”.

Plakat filmu. „Last Straw” 2023, AC3 Media, Bad Grey, Burn Later Productions

Dawno temu Taylor Sardoni, realizujący się głównie w branży telewizyjnej i podcastowej mieszkaniec Hollywood, wymyślił historię z DNA twórczości Alfreda Hitchcocka, Johna Carpentera i Williama Friedkina. Naszkicował scenariusz i zajął się innymi projektami. Po paru latach zawiązał współpracę z kolegą ze studiów (poznali się w szkole filmowej, a potem razem dołączyli do programu teatralnego MFA Uniwersytetu Columbia) Alanem Scottem Nealem, który najpierw pomógł mu rozwinąć koncepcję – na tym i późniejszych etapach prac nad fikcyjną gehenną małomiasteczkowej kelnerki wzorując się głównie na „Nędznych psach” Sama Peckinpaha (pod natchnieniem surowej, brudnej, paskudnej stylistyki) – a później zasiadł na krześle reżyserskim. Alan Scott Neal wziął na siebie kompletowanie obsady aktorskiej, gdyż w przeciwieństwie do swojego wspólnika, pomysłodawcy i jedynego wymienionego w czołówce scenarzysty hybrydy horroru i thrillera zatytułowanej. „Last Straw” (pol. „Granice wytrzymałości”), miał spore doświadczenie w przeprowadzaniu castingów. Zaangażował się też w poszukiwania sponsorów i lokalizacji, skupiając się na północnej części stanu Nowy Jork, z którym to ich projekt miał najwięcej powiązań (duża sieć znajomych, no i tutaj rezydował zespół producencki „Last Straw”). Odpowiednie miejsce znalazł jeden z głównych producentów filmu, Cole Eckerle, ale po drugiej stronie Delaware River. Wypatrzył restaurację z lat 50. XX wieku, szykowaną do ponownego otwarcia, więc (cele marketingowe) chętnie udostępnioną filmowcom. Zdjęcia główne trwały najwyżej dwadzieścia dni.

Pomysłowe połączenie spokrewnionych podgatunków - zabawa z perspektywą w konwencji slashera i home invasion, czy raczej diner invasion;) - premierowo zaprezentowane na Sitges Film Festival w październiku 2023 roku. W szerszy obieg (dystrybucja internetowa), między innymi w Polsce (CDA Premium), pełnometrażowy debiut reżyserski Alana Scotta Neala wszedł dopiero we wrześniu 2024 roku. Akcja filmu rozgrywa się w bezimiennym amerykańskim miasteczku (Anywhere, USA) zaprojektowanym w oparciu o osobiste wspomnienia zdeklarowanego miłośnika kina grozy, od lat kursującego głównie między Nowym Jorkiem i Los Angeles. Reżyser „Granic wytrzymałości” dorastał na głuchej prowincji w południowym regionie Stanów Zjednoczonych i stara się odpowiednio wykorzystywać doświadczenia i obserwacje z tamtego okresu w swojej artystycznej działalności. Naświetlać dramaty ludzkie bez przerwy rozgrywające się pod idylliczną powłoką, pokazywać jaki ogrom negatywnych emocji mieści się w tych małych mieścinach, bezwstydnie idealizowanych w amerykańskiej kulturze masowej (tj. artyści-utopiści, którzy może i nie stanowią większości, ale prawdopodobnie wciąż mają większą siłę przebicia przynajmniej w światowej stolicy filmu). Gniew, frustracja, bezsilność, uraza, rezygnacja. Alan Scott Neal i Taylor Sardoni zaryzykowali z bohaterką nieoczywistą, osobowością niekrystaliczną, niezabiegającą w wystarczającym stopniu o sympatię niejednego widza. Wydawać by się mogło, że współczesna (oświecona) publiczność doceni złożoność charakteru Nancy Osborn, realny wymiar w sumie nie tylko postaci prowadzącej. Nieakceptowalnie nie czarno-białe towarzystwo skupione wokół ponurej restauracji „w dziurze zabitej dechami”. A już na pewno główna bohaterka nie zaskarbiła sobie uznania publiczności. Ale są też wyjątki, a jak to mówią kropla drąży skałę... Z natury jestem pesymistką, więc obstawiam, że zła passa Nancy Osborn szybko się nie odwróci; może za sto lat?. Dziewczyna sypia z kim popadnie, rozważa aborcję, wyżywa się na podwładnych, nie szczędząc przykrości nawet chłopakowi „grającemu w jej drużynie” i bynajmniej nie okazując wdzięczności ojcu za ekspresowy awans wbrew oczekiwaniom pracowników z dłuższym stażem. Rażący nepotyzm czy absolutne przekonanie, że ze wszystkich osób zatrudnionych w najwyraźniej upadającej jadłodajni, Nancy najprędzej poradzi sobie na stanowisku kierowniczym? Edward Osborn ma w sobie więcej z filantropa niż przedsiębiorcy. Rzecz jasna to się nie wyklucza, ale gdyby prowadził jednoosobową działalność gospodarczą pewnie już dawno by ją zamknął. Jego córka może nie widzi sensu w prowadzeniu praktycznie niezyskownego biznesu, ale dopóki stać go na utrzymanie pracowników, nieelegancko, żeby nie powiedzieć prostacko, nazwana całodobowa restauracja Eda będzie otwarta. Czerwony neon (DINER) automatycznie będzie się włączał o zmierzchu i gasł o świcie, a to oznacza, że nocami - tak jak dniami - zawsze ktoś musi trwać na posterunku. Taka technologia:) A jak zaatakują psychole w maskach? W takich wypadkach najlepiej skorzystać z oldschoolowego żółtego telefonu stacjonarnego, bo jak wiadomo w świecie horroru na telefonach komórkowych polegać nie wolno. No dobrze, a jak ktoś przetnie kabelek?

Kadr z filmu. „Last Straw” 2023, AC3 Media, Bad Grey, Burn Later Productions

Rolę główną w swoim największym z dotychczasowych przedsięwzięć artystycznych, Alan Scott Neal powierzył Jessice Belkin (m.in. „Death Link” Davida Lippera, „Hunt Club” Elizabeth Blake-Thomas) i muszę przyznać, że więcej dowodów na jego castingowe wyczucie nie potrzebowałam. Na tym jednym potwierdzeniu swojego talentu (dobór aktorów i aktorek) reżyser „Granic wytrzymałości” w moim uznaniu jednak nie poprzestał. Komplet trafień. A przynajmniej ja nie wypatrzyłam czarnej owcy w tym dream teamie. Uważam, że wszyscy spisali się wprost znakomicie, ale, jak można się tego domyślić, szanse nie były wyrównane. Obok Jessiki Belkin największe pole do popisu miał Taylor Kowalski (m.in. „Śmiertelna gorączka 2” i „MaXXXine” Ti Westa), który wcielił się w największe utrapienie menadżerki małomiasteczkowej restauracji (może nie licząc najbardziej kłopotliwych, rozwydrzonych klientów), ale pozwolę sobie jeszcze wyróżnić Jojiego Otani-Hansena, czyli sympatycznego Bobby'ego i Christophera M. Lopesa, utalentowanego aktora z zespołem Downa, w szarym świecie odmalowanym w „Granicach wytrzymałości” przedstawiającego się jako Petey, młodszy braciszek Jake'a Collinsa. Kameralny film oparty na suspensie (o czym najdobitniej zaświadczy umiarkowanie makabryczny prolog), mający w sobie coś - nie powiem co:) - z „Psychozy” Alfreda Hitchcocka i „Służącej” Chana-wooka Parka, dzieł wielbionych przez reżysera rzezi w smętnym lokalu na amerykańskim wygwizdowie. Pierwszy dialog dotyczy nieplanowanej ciąży dwudziestoletniej Nancy Osborn, która zbiera się na odwagę przed nieuniknioną(?) rozmową z ojcem i zarazem pracodawcą. Tymczasem do swojego największego sekretu dopuszcza najlepszą przyjaciółkę, maturzystkę Tabithę, chyba lekko zniesmaczoną opowieściami Nancy o jej bujnym życiu seksualnym. Czcze przechwałki, nieskuteczna próba zaimponowania dziewczynie, której główna bohaterka zazdrości perspektyw życiowych czy szczera prawda o pannie Osborn? Rozwiązła córeczka niestereotypowego (patrz: popularna mitologia, jak mniemam wymyślona przez socjalistów, o samych wyzyskiwaczach w sektorze prywatnym) przedsiębiorcy? Aposjopeza kolejnym ryzykiem, mniej czy bardziej świadomie, podjętym przez autorów tej zaskakującej opowieści o terrorze w złudnie cichej i spokojnej miejscowości „na końcu świata”, umieralni bezwstydnie wielkich i przygnębiająco skromnych marzeń. Scenariusz zniuansowany, aluzyjny, bardzo subtelnie zachęcający do rozglądania się za ukrytymi warstwami poszczególnych postaci. Obawiam się, że mało kto będzie doszukiwał się drugiego dna w takiej „głupiutkiej historyjce”, że wielu puści mimo uszu niejednoznaczne kwestie, porozumiewawcze uwagi rzucane jakby mimochodem. Na przykład: UWAGA SPOILER pożegnalne słowa skierowane do niezawodnego Bobby'ego, wspomnienie sekretnego wydarzenia, w którym może się kryć odpowiedź na pytanie Tabithy z pierwszej partii „Granic wytrzymałości” - „kto jest ojcem?” KONIEC SPOILERA. Niemal cała akcja filmu rozgrywa się w staroświeckiej restauracji, szczęśliwym trafem wypożyczonej przez współczesnych filmowców mających słabość do ubiegłowiecznego kina, w każdym razie między innymi ta miłość łączy reżysera i scenarzystę tego klaustrofobicznego dreszczowca zmiksowanego z horrorem. W rzeczywistości Nancy Osborn kiedyś mógł to być lokal celowo urządzony w stylu retro, ale przed demolką zamaskowanych „gówniarzy”, to po prostu widoma oznaka kłopotów finansowych firmy. Nie tyle wybór, ile smutna konieczność; zwyczajna niemożności nadania budynkowi bardziej pożądanego, nowoczesnego, wyglądu – skutek wieloletniego odkładania remontu. Niezbędna minimalizacja kosztów, najmniej radykalna z dostępnych opcji. Następna będzie redukcja zatrudnienia i nieprzypadkowo nie dodałam „jeśli nic się nie zmieni”. Zwolnień nie da się uniknąć – kierowniczce na pewno wyczerpała się cierpliwość do pyskatych kucharzy. Pokaz siły (nareszcie jest upragnione poczucie sprawczości) po złowieszczej obietnicy złożonej przez „skandalicznie” nieobsłużonego klienta. Herszta bandy z martwym zwierzątkiem, który nie mógł sobie wymarzyć lepszej okazji do utarcia nosa niegrzecznej kelnerce od najbliższej nocnej zmiany w dyskotekowym bistro na odludziu. Kelnerce oburzająco nieuległej, niedyskretnie stawiającej się silniejszym... próbującej poniżyć największy postrach okolicy? Cóż, kto z ogniem igra, ten musi się sparzyć.

O przetwarzaniu niewygodnych faktów w warunkach ekstremalnych. Podświadomym układaniu nowego, niekoniecznie gorszego, planu na życie w absolutnie niebezpiecznym miejscu pracy. Niespokojna noc w odizolowanej restauracji. Sztuka minimalna z pomysłem na siebie. Rąbanka w dobrym tempie utrzymana (sprawdzony sposób na budowanie napięcia, rytm klasyczny) – nieśpieszne zanurzenie, gwałtowny zryw i regularna bijatyka. „Granice wytrzymałości” Alana Scotta Neala to propozycja zarówno dla fanów kina slash, jak nurtu home invasion (tak, tak, nie tylko), ale pomimo mojego dość entuzjastycznego przyjęcia tego smakowicie klimatycznego utworu, wolę wstrzymać się z gorącymi rekomendacjami. Coś mi mówi, że większość śmiałków nie będzie zadowolona z tej niezbyt krwawej wyprawy do (nie)zdobytej twierdzy nieprzesadnie inspirowanej chatą wuja Sama [Peckinpaha].

1 komentarz: