Menadżerka
jadłodajni w małym amerykańskim miasteczku, jedyna córka
owdowiałego właściciela, notorycznie spóźniająca się do pracy
Nancy Osborn, w najbliższej perspektywie ma nocną zmianę w
towarzystwie najbardziej nielubianego pracownika Jake'a Collinsa, a w
nieco dalszej podjęcie decyzji w sprawie swojej przyszłości. Nancy
już od jakiegoś czasu czuje, że utknęła w rodzinnej
miejscowości, która nie ma jej do zaoferowania nic poza pracą w
nierentownym lokalu gastronomicznym ze stanowczo zbyt licznym
personalem, ale do zajścia w ciążę pocieszała się myślą, że
w każdej chwili może przystąpić do realizacji marzeń. W jej
przekonaniu dziecko na zawsze przywiąże ją do depresyjnego
miasteczka, macierzyństwo definitywnie przekreśli jej ambitne
plany, nie jest jednak pewna, czy zdoła zmusić się do terminacji
ciąży. Choćby ze względu na pamięć o ukochanej matce. Kobieta
nie potrafi oddzielić życia prywatnego od zawodowego, napięcie
emocjonalne rozładowuje na podwładnych i niedoszłych klientach,
zamaskowanych chuliganach, którym szybko trafi się okazja do
odwetu. Urządzenia piekła nieustępliwej kelnerce, osamotnionej na
„cmentarnej szychcie”.
|
Plakat filmu. „Last Straw” 2023, AC3 Media, Bad Grey, Burn Later Productions
|
Dawno
temu Taylor Sardoni, realizujący się głównie w branży
telewizyjnej i podcastowej mieszkaniec Hollywood, wymyślił historię
z DNA twórczości Alfreda Hitchcocka, Johna Carpentera i Williama
Friedkina. Naszkicował scenariusz i zajął się innymi projektami.
Po paru latach zawiązał współpracę z kolegą ze studiów
(poznali się w szkole filmowej, a potem razem dołączyli do
programu teatralnego MFA Uniwersytetu Columbia) Alanem Scottem
Nealem, który najpierw pomógł mu rozwinąć koncepcję – na tym
i późniejszych etapach prac nad fikcyjną gehenną
małomiasteczkowej kelnerki wzorując się głównie na „Nędznych psach” Sama Peckinpaha (pod natchnieniem surowej, brudnej,
paskudnej stylistyki) – a później zasiadł na krześle
reżyserskim. Alan Scott Neal wziął na siebie kompletowanie obsady
aktorskiej, gdyż w przeciwieństwie do swojego wspólnika,
pomysłodawcy i jedynego wymienionego w czołówce scenarzysty
hybrydy horroru i thrillera zatytułowanej. „Last Straw” (pol.
„Granice wytrzymałości”), miał spore doświadczenie w
przeprowadzaniu castingów. Zaangażował się też w poszukiwania
sponsorów i lokalizacji, skupiając się na północnej części
stanu Nowy Jork, z którym to ich projekt miał najwięcej powiązań
(duża sieć znajomych, no i tutaj rezydował zespół producencki
„Last Straw”). Odpowiednie miejsce znalazł jeden z głównych
producentów filmu, Cole Eckerle, ale po drugiej stronie Delaware
River. Wypatrzył restaurację z lat 50. XX wieku, szykowaną do
ponownego otwarcia, więc (cele marketingowe) chętnie udostępnioną
filmowcom. Zdjęcia główne trwały najwyżej dwadzieścia dni.
Pomysłowe
połączenie spokrewnionych podgatunków - zabawa z perspektywą w
konwencji slashera i home invasion, czy raczej diner
invasion;) - premierowo zaprezentowane na Sitges Film Festival w
październiku 2023 roku. W szerszy obieg (dystrybucja internetowa),
między innymi w Polsce (CDA Premium), pełnometrażowy debiut
reżyserski Alana Scotta Neala wszedł dopiero we wrześniu 2024
roku. Akcja filmu rozgrywa się w bezimiennym amerykańskim
miasteczku (Anywhere, USA) zaprojektowanym w oparciu o osobiste
wspomnienia zdeklarowanego miłośnika kina grozy, od lat kursującego
głównie między Nowym Jorkiem i Los Angeles. Reżyser „Granic
wytrzymałości” dorastał na głuchej prowincji w południowym
regionie Stanów Zjednoczonych i stara się odpowiednio wykorzystywać
doświadczenia i obserwacje z tamtego okresu w swojej artystycznej
działalności. Naświetlać dramaty ludzkie bez przerwy rozgrywające
się pod idylliczną powłoką, pokazywać jaki ogrom negatywnych
emocji mieści się w tych małych mieścinach, bezwstydnie
idealizowanych w amerykańskiej kulturze masowej (tj.
artyści-utopiści, którzy może i nie stanowią większości, ale
prawdopodobnie wciąż mają większą siłę przebicia przynajmniej
w światowej stolicy filmu). Gniew, frustracja, bezsilność, uraza,
rezygnacja. Alan Scott Neal i Taylor Sardoni zaryzykowali z bohaterką
nieoczywistą, osobowością niekrystaliczną, niezabiegającą w
wystarczającym stopniu o sympatię niejednego widza. Wydawać by się
mogło, że współczesna (oświecona) publiczność doceni złożoność
charakteru Nancy Osborn, realny wymiar w sumie nie tylko postaci
prowadzącej. Nieakceptowalnie nie czarno-białe towarzystwo skupione
wokół ponurej restauracji „w dziurze zabitej dechami”. A już
na pewno główna bohaterka nie zaskarbiła sobie uznania
publiczności. Ale są też wyjątki, a jak to mówią kropla drąży
skałę... Z natury jestem pesymistką, więc obstawiam, że zła
passa Nancy Osborn szybko się nie odwróci; może za sto lat?.
Dziewczyna sypia z kim popadnie, rozważa aborcję, wyżywa się na
podwładnych, nie szczędząc przykrości nawet chłopakowi
„grającemu w jej drużynie” i bynajmniej nie okazując
wdzięczności ojcu za ekspresowy awans wbrew oczekiwaniom
pracowników z dłuższym stażem. Rażący nepotyzm czy absolutne
przekonanie, że ze wszystkich osób zatrudnionych w najwyraźniej
upadającej jadłodajni, Nancy najprędzej poradzi sobie na
stanowisku kierowniczym? Edward Osborn ma w sobie więcej z
filantropa niż przedsiębiorcy. Rzecz jasna to się nie wyklucza,
ale gdyby prowadził jednoosobową działalność gospodarczą pewnie
już dawno by ją zamknął. Jego córka może nie widzi sensu w
prowadzeniu praktycznie niezyskownego biznesu, ale dopóki stać go
na utrzymanie pracowników, nieelegancko, żeby nie powiedzieć
prostacko, nazwana całodobowa restauracja Eda będzie otwarta.
Czerwony neon (DINER) automatycznie będzie się włączał o
zmierzchu i gasł o świcie, a to oznacza, że nocami - tak jak
dniami - zawsze ktoś musi trwać na posterunku. Taka technologia:) A
jak zaatakują psychole w maskach? W takich wypadkach najlepiej
skorzystać z oldschoolowego żółtego telefonu stacjonarnego, bo
jak wiadomo w świecie horroru na telefonach komórkowych polegać
nie wolno. No dobrze, a jak ktoś przetnie kabelek?
|
Kadr z filmu. „Last Straw” 2023, AC3 Media, Bad Grey, Burn Later Productions |
Rolę
główną w swoim największym z dotychczasowych przedsięwzięć
artystycznych, Alan Scott Neal powierzył Jessice Belkin (m.in.
„Death Link” Davida Lippera, „Hunt Club” Elizabeth
Blake-Thomas) i muszę przyznać, że więcej dowodów na jego
castingowe wyczucie nie potrzebowałam. Na tym jednym potwierdzeniu
swojego talentu (dobór aktorów i aktorek) reżyser „Granic
wytrzymałości” w moim uznaniu jednak nie poprzestał. Komplet
trafień. A przynajmniej ja nie wypatrzyłam czarnej owcy w tym dream
teamie. Uważam, że wszyscy spisali się wprost znakomicie, ale,
jak można się tego domyślić, szanse nie były wyrównane. Obok
Jessiki Belkin największe pole do popisu miał Taylor Kowalski
(m.in. „Śmiertelna gorączka 2” i „MaXXXine” Ti Westa),
który wcielił się w największe utrapienie menadżerki
małomiasteczkowej restauracji (może nie licząc najbardziej
kłopotliwych, rozwydrzonych klientów), ale pozwolę sobie jeszcze
wyróżnić Jojiego Otani-Hansena, czyli sympatycznego Bobby'ego i
Christophera M. Lopesa, utalentowanego aktora z zespołem Downa, w
szarym świecie odmalowanym w „Granicach wytrzymałości”
przedstawiającego się jako Petey, młodszy braciszek Jake'a
Collinsa. Kameralny film oparty na suspensie (o czym najdobitniej
zaświadczy umiarkowanie makabryczny prolog), mający w sobie coś -
nie powiem co:) - z „Psychozy” Alfreda Hitchcocka i „Służącej”
Chana-wooka Parka, dzieł wielbionych przez reżysera rzezi w smętnym
lokalu na amerykańskim wygwizdowie. Pierwszy dialog dotyczy
nieplanowanej ciąży dwudziestoletniej Nancy Osborn, która zbiera
się na odwagę przed nieuniknioną(?) rozmową z ojcem i zarazem
pracodawcą. Tymczasem do swojego największego sekretu dopuszcza
najlepszą przyjaciółkę, maturzystkę Tabithę, chyba lekko
zniesmaczoną opowieściami Nancy o jej bujnym życiu seksualnym.
Czcze przechwałki, nieskuteczna próba zaimponowania dziewczynie,
której główna bohaterka zazdrości perspektyw życiowych czy
szczera prawda o pannie Osborn? Rozwiązła córeczka
niestereotypowego (patrz: popularna mitologia, jak mniemam wymyślona
przez socjalistów, o samych wyzyskiwaczach w sektorze prywatnym)
przedsiębiorcy? Aposjopeza kolejnym ryzykiem, mniej czy bardziej
świadomie, podjętym przez autorów tej zaskakującej opowieści o
terrorze w złudnie cichej i spokojnej miejscowości „na końcu
świata”, umieralni bezwstydnie wielkich i przygnębiająco
skromnych marzeń. Scenariusz zniuansowany, aluzyjny, bardzo
subtelnie zachęcający do rozglądania się za ukrytymi warstwami
poszczególnych postaci. Obawiam się, że mało kto będzie
doszukiwał się drugiego dna w takiej „głupiutkiej historyjce”,
że wielu puści mimo uszu niejednoznaczne kwestie, porozumiewawcze
uwagi rzucane jakby mimochodem. Na przykład: UWAGA SPOILER
pożegnalne słowa skierowane do niezawodnego Bobby'ego, wspomnienie
sekretnego wydarzenia, w którym może się kryć odpowiedź na
pytanie Tabithy z pierwszej partii „Granic wytrzymałości” -
„kto jest ojcem?” KONIEC SPOILERA. Niemal cała
akcja filmu rozgrywa się w staroświeckiej restauracji, szczęśliwym
trafem wypożyczonej przez współczesnych filmowców mających
słabość do ubiegłowiecznego kina, w każdym razie między innymi
ta miłość łączy reżysera i scenarzystę tego klaustrofobicznego
dreszczowca zmiksowanego z horrorem. W rzeczywistości Nancy Osborn
kiedyś mógł to być lokal celowo urządzony w stylu retro, ale
przed demolką zamaskowanych „gówniarzy”, to po prostu widoma
oznaka kłopotów finansowych firmy. Nie tyle wybór, ile smutna
konieczność; zwyczajna niemożności nadania budynkowi bardziej
pożądanego, nowoczesnego, wyglądu – skutek wieloletniego
odkładania remontu. Niezbędna minimalizacja kosztów, najmniej
radykalna z dostępnych opcji. Następna będzie redukcja
zatrudnienia i nieprzypadkowo nie dodałam „jeśli nic się nie
zmieni”. Zwolnień nie da się uniknąć – kierowniczce na pewno
wyczerpała się cierpliwość do pyskatych kucharzy. Pokaz siły
(nareszcie jest upragnione poczucie sprawczości) po złowieszczej
obietnicy złożonej przez „skandalicznie” nieobsłużonego
klienta. Herszta bandy z martwym zwierzątkiem, który nie mógł
sobie wymarzyć lepszej okazji do utarcia nosa niegrzecznej kelnerce
od najbliższej nocnej zmiany w dyskotekowym bistro na odludziu.
Kelnerce oburzająco nieuległej, niedyskretnie stawiającej się
silniejszym... próbującej poniżyć największy postrach okolicy?
Cóż, kto z ogniem igra, ten musi się sparzyć.
O
przetwarzaniu niewygodnych faktów w warunkach ekstremalnych.
Podświadomym układaniu nowego, niekoniecznie gorszego, planu na
życie w absolutnie niebezpiecznym miejscu pracy. Niespokojna noc w
odizolowanej restauracji. Sztuka minimalna z pomysłem na siebie.
Rąbanka w dobrym tempie utrzymana (sprawdzony sposób na budowanie
napięcia, rytm klasyczny) – nieśpieszne zanurzenie, gwałtowny
zryw i regularna bijatyka. „Granice wytrzymałości” Alana Scotta
Neala to propozycja zarówno dla fanów kina slash, jak nurtu
home invasion (tak, tak, nie tylko), ale pomimo mojego dość
entuzjastycznego przyjęcia tego smakowicie klimatycznego utworu,
wolę wstrzymać się z gorącymi rekomendacjami. Coś mi mówi, że
większość śmiałków nie będzie zadowolona z tej niezbyt krwawej
wyprawy do (nie)zdobytej twierdzy nieprzesadnie inspirowanej chatą
wuja Sama [Peckinpaha].
No i git, trzeba obejrzeć!
OdpowiedzUsuń