Stronki na blogu

sobota, 1 lutego 2014

„Lśnienie” (1980)

Recenzja na życzenie (gabrysia994, m.l)

Jack Torrance dostaje pracę w charakterze dozorcy w zabytkowym hotelu Overlook. Wraz z żoną Wendy i synkiem Danny’m posiadającym zdolności parapsychiczne przeprowadza się do niego na okres zimowy. Gdy śnieżyca odcina rodzinę Torrance’ów od cywilizacji Danny odkrywa, że hotel zaczyna negatywnie oddziaływać na jego ojca. Kuszony przez gnieżdżące się w nim duchy Jack popada w coraz większe szaleństwo.

Jeden z najgłośniejszych horrorów w historii kina, wokół którego narosło wiele kontrowersji. Odsprzedając prawa do zekranizowania jednej ze swoich najsłynniejszych powieści Stanley’owi Kubrickowi, Stephen King był przekonany, że reżyser powierzy mu napisanie scenariusza. Niestety, tak się nie stało. Stanley Kubrick opracował go wraz z Diane Johnson, co w efekcie zaowocowało adaptacją, nie ekranizacją. Reżyser zrezygnował z wielu kluczowych dla książki wątków, denerwując Kinga szczególnie zaniedbaniem alkoholizmu Jacka i jego odmiennym niż w pierwowzorze rysem psychologicznym. Z uwagi na fakt, że „Lśnieniem” pisarz podświadomie rozliczał się z „własnymi demonami”, z nałogiem, z którym sam niegdyś się borykał, takie podejście Kubricka do problematyki jego historii mogło mocno go zirytować. A więc po premierze niejednokrotnie podkreślał w wywiadach swoją niechęć do filmu, czym z kolei naraził się jego twórcy. Gdy zdeterminowany, aby pokazać widzom prawdziwe oblicze hotelu Overlook King postanowił we współpracy z Mickiem Garrisem (twórcy wielu ekranizacji jego książek) nakręcić miniserial na podstawie swojej powieści musiał najpierw odkupić wcześniej sprzedane prawa do ekranizacji od Kubricka. A ten po antyreklamie, którą autor zrobił jego produkcji nie był do tego skłonny. Dopiero, kiedy King obiecał, że powstrzyma się przed atakowaniem jego filmu reżyser odsprzedał mu prawa do „Lśnienia”. Dzięki temu w 1997 roku powstał wierny literackiemu pierwowzorowi miniserial, do którego King napisał scenariusz. Oczywiście, oprócz słów samego pisarza nie ma żadnych dowodów, że jego nieporozumienia z Kubrickiem miały taki właśnie przebieg, ale jeśli jest w nich, choć ziarno prawdy to nie da się ukryć, że obaj panowie wykazali się nadzwyczajną infantylnością. Niestety, wkrótce ich niedojrzałe zachowanie podzieliło odbiorców na dwie nadal ścierające się ze sobą grupy: wielbicieli literackiego pierwowzoru i miniserialu Garrisa oraz fanów filmu Kubricka. Natomiast w latach 80-tych krytycy murem stanęli za Stephenem Kingiem, przyznając kinowej adaptacji jego powieści dwie nominacje do Złotej Maliny w tym dla Stanley’a Kubricka za najgorszą reżyserię. Jak się okazuje na przekór powszechnemu uwielbieniu widzów.

„Lśnienie” Kubricka to film kultowy, mający grono swoich oddanych fanów, tego ukryć się nie da. Jednakże mnie, jako osobie doskonale znającej literacki pierwowzór zawsze wydawał się wyjałowiony z większej psychologii, której pełno w książce. Nie wiem, czy to uproszczenie charakterologii postaci było próbą trafienia do jak największej grupy ówczesnych odbiorców, których mogłaby zniechęcić jakaś ambitniejsza komplikacja, bo takie to sprawia wrażenie. Czwórka głównych bohaterów „Lśnienia” nie ma wiele wspólnego z ich literackimi prekursorami – Kubrick zaczerpnął z nich jedynie jakieś pojedyncze cechy. A więc Jack Nicholson dobrze zagrał szaleńca. Szkoda tylko, że prawdziwe „Lśnienie” to nie „Piątek trzynastego”, a Jack Torrance to nie Jason Voorhees. W książce mężczyzna nie był chodzącą maszyną do zabijania, od początku z gruntu złą tylko człowiekiem desperacko walczącym z nałogiem i własnymi destrukcyjnymi zapędami, aktywowanymi przez alkohol. Był kimś, kto nade wszystko ceni sobie rodzinę i bardzo się stara, żeby jej nie stracić. Dopóki hotel nie staje mu na przeszkodzie. Cóż, zamysł Kubricka był prostszy. Dał nam zwykłego psychopatę, wielkiego macho pozbawionego jakiejkolwiek ambiwalentności, który jeszcze przed przyjazdem do hotelu wykazuje ewidentny kompleks wyższości nad żoną i synkiem. Nie ma co winić Jacka Nicholsona – on idealnie wykreował postać wymyśloną przez reżysera, a że nie odpowiada ona tej literackiej to już problem scenariusza, nie aktora. Wendy natomiast została w adaptacji sprowadzona do roli poddanej mężowi kury domowej, wręcz jego niewolnicy, bojącej się walczyć o swoje prawa. Odtwórczyni jej postaci, Shelley Duvall, moim zdaniem zasłużenie nominowana do Złotej Maliny przez większą część seansu może pochwalić się jedynie nadmierną eskalacją uczuć, ze szczególnym wskazaniem na histerię i permanentnym wytrzeszczem. Jednakże największy absurd przypadł w udziale Danny’emu – apatycznemu chłopcu, obdarzonemu parapsychologicznymi zdolnościami przewidywania przyszłości i czytania ludziom w myślach, nazywanymi „lśnieniem”. Choć kreujący go mały Danny Lloyd w przeciwieństwie do Duvall mógł pochwalić się jakimiś zdolnościami aktorskimi to scenariusz nie pozostawiał mu zbyt wielkiego pola do popisu. Najwięcej czasu Kubrick poświęcił jego krążeniu na trójkołowym rowerku po korytarzach Overlook (ewidentne nawiązanie do „Omena”), skupiając się wówczas na szkaradnych dywanach i tapetach. I rzecz jasna jego konwersacjom z palcem, które miały manifestować obecność Tony’ego – zdecydowanie najbardziej humorystyczny akcent filmu, przy okazji mocno profanujący prawdziwą istotę jego przerażających zdolności. Na koniec Dick Hallorann, mentor Danny’ego, również obdarzony lśnieniem, którego obecność sprowadzono do roli mężczyzny przemierzającego pół kraju na ratunek chłopcu i jego matce tylko po to UWAGA SPOILER żeby zaraz po dotarciu na miejsce umrzeć z rąk Jacka. No, ale przynajmniej skutkiem ubocznym jego szaleńczej podróży było podstawienie Torrance’om skutera śnieżnego… KONIEC SPOILERA.

Stephen King w powieści zdecydował się na niełatwą, niekonwencjonalną sztukę nawiedzenia nowoczesnego hotelu, w przeciwieństwie do innych twórców ghost stories, którzy na ogół stawiają na łatwiejszy zabieg wykorzystania mrocznej wizualnie scenerii. Kubrick poszedł w ich ślady. Jego Overlook niepokoi już samym staroświeckim wystrojem i oprócz ścieżki dźwiękowej, którą reżyser nade wszystko posiłkuje się przy tworzeniu klimatu grozy, chyba tylko tym. Jak na Overlook znany mi z powieści w kubrickowskim hotelu nadzwyczaj mało się dzieje – klimat jest budowany bardziej za pomocą muzyki aniżeli obrazu. Oczywiście, mamy tutaj krew wypływającą z windy, wizualizacje rozczłonkowanych przed laty ofiar i rozkładającego się ducha samobójczyni z wanny. Ale biorąc pod uwagę długość filmu to jedynie przebłyski, które w najmniejszym stopniu nie odganiają nudy niezmiennie ogarniającej mnie na widok rozwleczonych do granic możliwości interakcji międzyludzkich, pomiędzy niewzbudzającymi mojej sympatii bohaterami (co przede wszystkim blokuje mój ewentualny niepokój o ich dalszy los). Ponadto, wyłączając finał, niemalże wszystkie wydarzenia rozgrywają się wewnątrz hotelu, bohaterowie prawie wcale nie wychodzą na zewnątrz, co nie dało mi odczuć większej dozy alienacji bohaterów, uniemożliwiło stworzenie duszącego klimatu zdania na własne siły. Owe odcięcie od cywilizacji czułam tylko raz jeszcze przed śnieżycą, kiedy to Wendy i Danny krążyli po wielkim żywopłotowym labiryncie (który zastąpił pierwotne zwierzęta wycięte z krzewów, a które miały w sobie o wiele więcej niepokojącej złowieszczości).

Po przebrnięciu przez niekończące się jazdy Danny’ego na trójkołowym rowerku po korytarzach hotelu, pisaniu popadającego w coraz większe szaleństwo Jacka i wrzeszczeniu na jego uległą żonę – do czego sprowadza się większość fabuły tego filmu, następuje finał z kultową sceną rozrąbywania drzwi siekierą i polowaniem Jacka na swoją rodzinę, zakończonym UWAGA SPOILER jego zamarznięciem w żywopłotowym labiryncie. Chryste, jak mi tutaj brakowało tego przebłysku świadomości mężczyzny, proszącego swojego syna, żeby przed nim uciekał, który podobnie jak to miało miejsce w trakcie lektury książki nie pozwoliłoby mi przejść obojętnie obok jego śmierci. Niestety, ten film z założenia miał obrazować wyzutego z uczuć człowieka, który nawet bez ingerencji hotelu wcześniej czy później zabiłby swoją rodzinę KONIEC SPOILERA. Pod koniec pojawia się również ujęcie przebranego za psa mężczyzny, a wyjaśnienia jego obecności należy szukać w książce. Dziwne, że Kubrick odcinając się od literackiego pierwowzoru zdecydował się na kompletnie nieprzystającą do fabuły jego filmu (bal maskowy miał miejsce w powieści nie w jej adaptacji) postać homoseksualnego przebierańca.

Przez lata fabułę „Lśnienia” interpretowano na wiele różnych sposobów. Wydarzenia w Overlook, według widzów, można odczytywać zarówno przez pryzmat nawiedzenia, jak i schizofrenii Jacka, czemu zaprzeczają końcowe wizje Wendy. Można to oczywiście przypisać zbiorowej histerii, ale w moim mniemaniu będzie to już sporą nadinterpretacją. Niektórzy odczytują również film, jako potępienie rasizmu i eksterminacji Indian przez pierwszych angielskich kolonistów Ameryki Północnej. Dosyć prawdopodobne, bo w filmie można odnaleźć kilka takich niejasnych insynuacji.

Pomimo ogólnego uwielbienia „Lśnienia” Stanley’a Kubricka ja nigdy nie mogłam się do niego przekonać. Może dlatego, że gustuję w większej ambiwalencji psychologicznej, co znakomicie opisał King w swojej powieści i zobrazował w miniserialu oraz bardziej odczuwalnej ingerencji sił nadprzyrodzonych. W adaptacji tego niestety nie odnajduję, co wcale nie oznacza, że neguję jej kultowość, czy jak niektórzy ortodoksyjni wielbiciele powieści chciałabym, żeby film nigdy nie powstał. Ma swoich fanów, podobnie jak książka i nie widzę żadnych powodów na dyskredytowanie tej, czy tamtej formy.

32 komentarze:

  1. "Lśnienie" nie dostało żadnej Maliny, tylko dwie nominacje.
    No a najsilniejszym punktem "Lśnienia" jest oczywiście Jack Nicholson, Geniusz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak jak uwielbiam książkę tak "Lśnienie" Kubrika uważam za profanację. Film jest nudny, przekombinowany, źle zagrany i ani trochę nie przystaje do książki. Nie pasował mi również Nicholson. Ze swoimi małpimi minami przypominał mi raczej żałosnego człowieka niż osobę prawdziwie chorą. Jak dla mnie naprawdę bardzo słaby film.

    OdpowiedzUsuń
  3. Film świetny,a książka jeszcze lepsza.Lśnienie Kubricka jest jednym z pięciu moich ulubionych horrorów.Pozostałe to Omen,Egzorcysta,Dziecko Rosemary i Teksańska masakra piłą mechaniczną z 1974 roku.

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja lubię film tak bardzo, że nigdy nie czytałem książki, żeby sobie wrażeń nie zepsuć :)

    Ale kiedyś na pewno przeczytam, chociażby po to żeby się przekonać czy te narzekania fanów Kinga rzeczywiście mają sens :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja akurat stoję w rozdarciu... Z jednej strony i książka i film bardzo mi się podobały, z drugiej rozumiem opinię Mando. I ksiązka i film nie są idealne, w obydwu wersjach postaci nie da się lubić, Jack od samego początku jest zły i tak naprawdę dopiero w wersji z 1997 przechodzi przemianę, a Wendy nie zrobiła nic, by polepszyć swój los.

    OdpowiedzUsuń
  6. absolutne arcydzieło, geniusz Kubricka + geniusz Nicholsona, to musiało się skończyć majstersztykiem grozy, suspensu, klimatu i ogólnie wiszącej w powietrzu histeriii. Sama kreacja Jacka Nicholsona iście Oscarowa, on nie gra człowieka pogrążonego w psychozie- on jest Jackiem Torrancem, który z każdym dniem dostaje świra. Jeden z nielicznych filmów do których wracam raz za razem i oglądam z taką samą przyjemnoscią i frajdą, i który za każdym razem tak samo mnie miażdzy swoim mistrzostwem w każdym calu. scenariusz, reżyseria, klimat, dialogi, gra aktorska,muzyka, mnogość interpretacjii= wszystko jest tutaj absolutnie pierwszoligowe, idealnie do siebie pasuje i składa w jedną całość. w jeden z najlepszych filmów grozy w historii kinematografii. Zdecydowanie polecam 2 i pół godzinną wersje reżyserską, która gniecie widza w pozytywnym sensie jeszcze ciut mocniej. Był okres kiedy widziałem ten film dobre 7 razy z rzędu, w przeciągu jakiś 10dni, i za każdym razem wywoływał we mnie te same odczucia.na tyle pozytywne, ze chciałem więcej, i więcej. więc ogladałem raz jeszcze, i raz jeszcze. choćby dla samej postaci zagranej przez Jacka, ten film warto obejrzeć więcej niż jeden raz. do dzisiaj przed oczami mam scene w której Wendy podchodzi patrzy na maszyne do pisania, a tam puste kartki.. poezja. Czy scena z małym Dannym który wykrzykuje red rum. trudno się wogóle odnieść do zarzutów w stylu nudny przekombinowany czy źle zagrany bo takie teksty to laickie wypowiedzi malkotentów które nie maja nic wspólnego z tym co widzimy na ekranie. Bez urazy. Nie skomentuje rownież zarzutu jakoby Kubrick zrobił z głownego bohatera terminatora maszyne do zabijania bo to kompletna bzdura. Kubrick idealnie oddał postać zatracającego się w szaleństwie chorego człowieka który nie do końca wie co robi, nie kontroluje się, szuka ucieczki, człowieka z krwi i kości którego schiza wkońcu tak mocno "ściska" za gardło, ze wybucha i szuka ujścia dla kipiącego w nich gniewu.podtekst psychologiczny głownego bohatera jest bardzo widoczny, obecny, ciężko go nie zauważyc. samo spojrzenie na twarz Jacka w kulminacyjnych momentach filmu ma w sobie więcej grozy niż wiele filmów razem wzietych. Do dzisiaj sie zastanawiam czy Jack był poprosty chory, czy może Hotel był nawiedzony, skłaniam się ku rozwiązaniu że dało o sobie znać jedno i drugie, Jack był chory psychicznie a czyhające w murach budynku siły nadprzyrodzone dobiły go jeszcze bardziej, robiąc mu z psychiki jajecznice. i jeszcze zarzut ze film nie jest kopią powieści? to chyba dobrze, probowałem obejrzeć mini serial przy którym palce maczał king, ten który własnie podobno jest wierny powieści,i nie dałem rade to przełknąć, toż to poziomem odbiega wielokrotnie od dzieła Kubricka, czary mary dzikie węże latające hydranty. kicz, nic więcej. U kubricka mamy dzieło które mrozi i wywołuje dreszcze, mamy wspaniałego zeschizowanego Nicholsona który za te rolę powinien dostać oscara, mamy małego Dannego który gada sam ze sobą, mamy rozhisteryzowaną Wendy która jest tak wkurzająca że w pewnym momencie wydaje się ze na miejscu Jacka zrobilibyśmy to samo, w przenośni, i duchy do tego nie są potrzebne. i do tego cała akcja umiejscowiona w przepięknym hotelu, świetnie nakręcone sceny ujęcia iście wyprzedzające wszystko co można było zobaczyć w tamtym czasie, choćby własnie sceny w których tony jeżdzi swoim rowerkiem po dywanie. są tak świetnie nakręcone, że aż zbyt dobre. Pierwsza liga światowa, na półce z napisem arcydzieło, w mojej prywatnej kolekcjii powyżej egzorcysty czy dziecka rosemary. Gorąco Polecam.

    dla chcących poszerzyć swoją wiedze i pojęcie na temat tego dzieła polecam dwa linki, dość obszerne ale myślę że warto poczytać przy kawie.

    http://www.film.org.pl/prace/lsnienie_porownanie.html

    http://film.org.pl/prace/lsnienie.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Sama kreacja Jacka Nicholsona iście Oscarowa, on nie gra człowieka pogrążonego w psychozie- on jest Jackiem Torrancem"
      "Jack był chory psychicznie a czyhające w murach budynku siły nadprzyrodzone dobiły go jeszcze bardziej"

      Tutaj sam sobie przeczysz, bo prawdziwy Jack chory psychicznie nie był;)
      Do pozostałych argumentów się nie odniosę, bo są czysto subiektywne, a przekrzykiwanie się na zasadzie, kto jest malkontentem, a kto nie dla mnie nie ma większego sensu.
      Ale dziękuję za wyczerpującą wypowiedź;)
      Aha i skoro już wymieniamy się linkami to zapraszam do lektury wielbicieli wersji Garrisa
      http://www.stephenking.pl/sk_artykuly_skpl_01.html

      Usuń
  7. oczywiście Aniu, ze subiektywne, Lśnienie Kubricka to moja ulubiona perełka którą bede bronił rękoma i nogami za każdym razem, bo uważam ze są ku temu powody, dzieło tej skali zasługuje na to zeby je bronić przed malkotenctwem (nie pisze teraz o Tobie, tak więc bez urazy). chodzi mi o malkotenctwo ogólne- w stylu film nudny za długi gra aktorska zła itd.. argumentów w tego typu wypowiedziach nie uświadczysz. co to znaczy nudny za długi itd? każdy ma swój gust, dla jednego może i nudny, ja ogladałem xx razy z tą samą dozą olbrzymiej przyjemności i nie nudzilem się ani chwili.

    ps no własnie był chory psychicznie czy nie był, oto jest pytanie, hotel był nawiedzony czy nie był, wersja Kubricka zostawia szerokie pole do interpretacjii, powieść zostawmy w spokoju, z boku. Oceniajmy film nie przez pryzmat książki, tylko jako osobną całość. może to pomoże zauważyć jego wielkosć i majstersztyk. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Oceniajmy film nie przez pryzmat książki, tylko jako osobną całość"

      Dlaczego nie? Przecież to adaptacja. Jak ktoś przenosi prozę na ekran to musi się liczyć z porównaniami. Zresztą w recce podałam również argumenty mojej antypatii do tego filmu nie przez pryzmat książki, a horroru w ogóle. I pod tym względem również mnie nie zachwycił.

      "no własnie był chory psychicznie czy nie był, oto jest pytanie, hotel był nawiedzony czy nie był, wersja Kubricka zostawia szerokie pole do interpretacjii"

      Napisałeś, że Nicholson był Torrancem, a przecież prawdziwy Jack, prekursor, to ten z książki. Zawsze pierwsza wersja danej postaci będzie inspiratorem. Po prostu źle sformułowałeś swoją wypowiedź. "Nicholson był kubrickowskim Torrancem" byłoby trafniejsze;)

      Co do "bronienia" tego filmu to wypowiedziałam się na ten temat już w drugim akapicie. Zarówno wojujący w jego obronie widzowie, jak i ci nagminnie obrzucający go błotem dla mnie są ofiarami Kinga i Kubricka. Ci dwaj panowie się pokłócili, podzielili podatnych na manipulację widzów na dwie grupy, a słupki sprzedaży zarówno książki, jak i filmu im podskoczyły. Bo kto by nie chciał przeczytać książki i obejrzeć filmu wokół których tyle kłótni się wywiązuje? Dlatego nie wciągniesz mnie w pyskówki - kiedyś dawałam się na to łapać, ale szczerze mówiąc znudziło mi się to;) Swojego zdania nie zmienię, ale hejtować tego filmu również nie zamierzam.

      Usuń
  8. dokladnie to miałam na myśli, nicholson stał się kubrickowskim Torrancem :) ps jakie pyskówki? cały ten mój obszerny wpis chyba nie spłycasz to zwykłej pyskówki czy przekrzykiwania się. mam nadzieję. może i napisałem to w formie subiektywnej, ale uważam ze są podstawy do zachwytów, i owe zachwyty nie są przesadzone. nie uczestnicze w żadnego rodzaju pyskówkach, poprostu dosadnie nakreśliłem swoje zdanie. jeśli ktoś gre nicholsona nazywa slabą grą aktorską a taki zarzut tez się pojawił gdzieś wyżej, no to wybacz ale jak to inaczej nazwać jeśli nie malkotenctwo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "jakie pyskówki? cały ten mój obszerny wpis chyba nie spłycasz to zwykłej pyskówki czy przekrzykiwania się"
      Źle mnie zrozumiałeś. Mam po prostu złe doświadczenia w dyskusjach zarówno z oddanymi fanami książki, jak i filmu. Moim zdaniem obie grupy koniecznie chcą "przekonać resztę świata do swoich racji", czego nie lubię. Dlatego na wstępie zaznaczam, że kłócić się nie będę.
      Nie spłycam Twojej wypowiedzi, bo oprócz tego nieszczęsnego "malkontenctwa" opisujesz swoje odczucia względem filmu, a dla mnie zawsze mają one znaczenie. Nie muszę się z nimi zgadzać, żeby podziwiać pasję, co nie?:) Dlatego podziękowałam za Twoją opinię.
      Moim zdaniem Nicholson dobrze zagrał psychopatę. Do jego aktorstwa absolutnie nic nie mam. Ale do scenariusza jego postaci już tak. Niestety, ja żadnej zmiany się w nim dokonującej pod wpływem hotelu nie odczułam. Widziałam w nim psychopatę już podczas pierwszej sceny rozmowy z kierownikiem hotelu (ta, obłąkańcza mimika). Dlatego też nie lubię kubrickowskiego Jacka - zbyt prosty charakterologicznie, jak na film takiego kalibru (tzn. tak wychwalany przez opinię publiczną).

      No, ale nie nazwałabym antyfanów Nicholsona malkontentami. Każdy ma jakiegoś aktora którego nie lubi, albo jakąś postać odegraną przez niego która go zraża. Ja tak mam z np. Gwyneth Paltrow - mam uczulenie na tę aktorkę i mimo zachwytów widzów nad jej postacią w "Siedem" mnie się tam nie podobała. Na pewno też tak masz, że nie podobała Ci się jakaś kreacja pomimo jej powszechnego uwielbienia. Ot, taka nie do końca sprecyzowana antypatia. Ale przyjemna, bo pozbawiona denerwującego mnie konformizmu;)

      Usuń
  9. Dziękuję za ten tekst. Myślałam do niedawna, że jestem jedyną osobą, która ma jakiekolwiek negatywne odczucia względem ekranizacji "Lśnienia" ;)

    Przez lata słyszałam o filmie Kubricka, że jest genialny - "to arcydzieło", "klasyka kina", etc. Zanim jednak film obejrzałam, sięgnęłam po książkę Kinga. Wywarła na mnie niesamowite wrażenie (choć nie aż takie, by schować książkę do zamrażalnika :D) i choć nie przebiła "Carrie", która jest moją ulubioną książką Kinga, nabrałam do niej szacunku i sympatii, mimo ciężkiej tematyki. Za to film Kubricka... nie powiem, że był za długi lub zbyt nudny, bo to kwestia subiektywna. To co mi przeszkadza w filmie Kubricka (a także w adaptacji "Carrie" De Palmy) to właśnie drastyczne rozmijanie się filmu z książką, zarówno pod względem realizacji, jak i interpretacji. Oczywiście istnieją opinie, że film adaptację powinno się rozpatrywać jako osobny twór kultury. Według mnie, jeśli coś jest na czymś oparte, wręcz należy dokonywać porównań z pierwowzorem!

    Cieszę się więc, że nie tylko ja darzę prozę Kinga taką sympatią i szacunkiem, by pisać krytyczne analizy ekranizacji jego dzieł. Co prawda śmiem twierdzić, że moja antypatia względem filmowej "Carrie" była nieco silniejsza (zarówno starej wersji, jak i remake'u), ale dobrze wiedzieć, że jest nas więcej; że są inni, którzy uważają, iż "Lśnienie" Kubricka wcale nie było takim arcydziełem, jak się ludziom wydaje ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "choć nie aż takie, by schować książkę do zamrażalnika"
      Czyżby nawiązanie do "Przyjaciół"? ;)

      Ja mam troszkę inaczej z adaptacjami. Wręcz wolę gdy twócy dokonują jak najwięcej zmian literackiego pierwowzoru (bo nie lubię czytać i oglądać tego samego), ale z zachowaniem głównych myśli autora. Wątki poboczne lepiej jak są inne, ale główna oś fabularna moim zdaniem powinna być zbliżona do tej literackiej. Niestety, w "Lśnieniu" tego nie dostrzegłam. Dla mnie to zupełnie inna historia niż ta zaproponowana przez Kinga. Jeszcze żeby lepsza była to pół biedy, ale niestety w mój gust nie trafiła:/

      Ps. Ja też myślałam, że cały świat oszalał na punkcie tego filmu, dlatego tak długo zwlekałam z jego recenzją. Bałam się hejtu. A teraz cieszę się, że się zdecydowałam, bo odkryłam, że istnieje paru blogerów mających podobne zdanie do mojego;)

      Usuń
  10. na szczeście tego typu odmienne opinie o jakich Dziewczyny rozmawiacie to nie są powszechne opinie, wrecz przeciwnie to mały ułamek który raczej nie zmieni postrzegania dzieła kubricka przez szerszą widownie,krytyków, fachowców. Lśnienie w wielu zacnych rankingach plebiscytach zajmuje od lat miejsca w pierwszej 5tce najlepszych horrorów w historii kina, i takie zdanie mają osoby które na kinie znają sie bardziej i umieją ocenić film dużo lepiej aniżeli my tutaj wszyscy razem wzięci. Ja zostane przy swojej skromnej opini iż do czynienia mamy z arcydziełem skończonym. i w gruncie rzeczy ciesze się że mam przy takiej ocenie podparcie w postacii wydźwięku owego dzieła na ustach światowych krytyków. Sam nie uważam się za takiego, dlatego też myslę że skoro ludzie wiedzący i znający się na tym lepiej odemnie mają podobne zdanie, to coś w tym musi być, tu nie ma lipy. a że trafiają się jednostki z odmienną opinią, ? tak było jest i bedzie zawsze, przy każdym filmie. ile ludzi tyle opini każdy ma do niej prawo. jednak mimo wszystko warto nie bagatelizować historycznego miejsca Lśnienia. Jedna jaskółka wiosny nie czyni. aby nie rzucać słów na wiatr, pierwsze lepsze z brzegu, więcej nie chce mi sie szukać, a jest tego dużo dużo wiecej. :

    http://www.people.com/people/article/0,,20643241,00.html

    http://www.complex.com/pop-culture/2013/07/scariest-movies-all-time/the-shining

    http://www.telegraph.co.uk/culture/film/film-news/6448765/The-Shining-scariest-film-ever-poll-says.html

    http://www.timeout.com/london/film/the-100-best-horror-films-the-shining

    http://www.news.com.au/entertainment/movies/the-shining-voted-the-scariest-horror-film-of-all-time/story-e6frfmvr-1226750994216

    http://www.theguardian.com/film/2010/oct/22/shining-kubrick-horror

    http://www.slantmagazine.com/features/article/100-greatest-horror-films-of-all-time/P10

    http://www.ew.com/ew/gallery/0,,20483133_20303609_20668293,00.html

    http://www.dailymail.co.uk/sciencetech/article-2480271/The-Shining-really-scariest-horror-film-Heart-rate-monitors-reveal-terrifying-movie-moments-time.html

    http://www.grizzlybomb.com/2012/10/21/the-shining-the-most-complex-horror-film-ever-made/

    http://www.virginmedia.com/movies/features/the-shining.php

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "który raczej nie zmieni postrzegania dzieła kubricka przez szerszą widownie,krytyków, fachowców"

      W którym miejscu mojej recenzji wyczytałeś, że chcę zmienić czyjeś opinie na temat tego filmu? A kim ja czy Ty, czy krytycy jesteśmy żeby przypisywać sobie prawo do dyktowania komuś co ma lubić. To tylko i wyłącznie jego sprawa.

      "jednak mimo wszystko warto nie bagatelizować historycznego miejsca Lśnienia"

      Nie wmawiaj mi czegoś, czego nie napisałam, bo w recce przyznałam, że film jest kultowy - nigdy tego nie negowałam.

      "Sam nie uważam się za takiego, dlatego też myslę że skoro ludzie wiedzący i znający się na tym lepiej odemnie mają podobne zdanie, to coś w tym musi być"

      No widzisz, a ja wolę mieć własny gust niż dawać sobie dyktować co mam myśleć i lubić. Jak krytycy każą Ci skoczyć z dachu to też skoczysz? :) Naprawdę, więcej wiary w siebie. Masz prawo pisać o SWOICH odczuciach odnośnie filmów. Naprawdę nie musisz podpierać się cudzym zdaniem. Troszkę indywidualizmu. Za skomny jesteś;)

      Usuń
  11. to co napisałem sprowadzasz do banału :) kto powiedział ze ktos komus dyktuje co ma mysleć, czy że nie mam własnej opini? wrecz przeciwnie - chodzi o to że moja prywatna opinia znajduje rownież odzwierciedlenie w opini fachowców 10x wiekszych niż my tutaj wszyscy razem wzięci. i to mnie cieszy. wydaje mi się że dobrze oceniłem film Kubricka. nie Podpieram sie cudzym zdaniem, swoją opinie wystawiłem na bazie wielokrotnych seansow danego filmu. przed obejrzeniem nie miałem wystawionej opini na jego temat, a chyba tak to zrozumialas i koloryzujesz.Nie. poprostu film mnie szczerze zmasakroował w pozytywnym sensie. Opinie świata filmu, krytyków itd to nie podpieranie sie cudzym zdaniem tylko dowód na to że w tym filmie coś jest, ze musi być naprawde dobry skoro raz za razem wygrywa róznego rodzaju plebiscyty. To nie podpieranie sie na cudzym zdaniu- to jedynie dowód na to ze więksi fachowcy niz ja i Ty, my tutaj wszyscy razem wzięci, potwierdzają moją prywatną opinie. i to napawa mnie optymizmem. film mi sie podobał, ciesze się ze zostal doceniony przez światowych znawców i specjalistów. bo tak naprawde to że mi się podobał, a komuś np Tobie mniej , nie ma tutaj znaczenia jesli rozmawiamy o legendarnosci tego obrazu. fakty są takie ze niezależnie czy się komuś podobał- JEST to jeden z najlepszych filmów grozy w historii kina. i to niezaprzeczalny fakt, dla którego podparciem są glosy krytyków i światowej widowni. Tu nie chodzi o to czy masz dawać sobie coś dyktować, źle to zrozumiałaś. chodzi o to że skoro dyskutujemy na temat wielkości danego dzieła, to nasze własne zdanie to niestety za mało. warto aby to zdanie miało jakieś odbicie w opiniach innych.tak jak napisałem wyżej- jedna jaskółka wiosny nie czyni. ani pozytywna ani negatywna. ale jeśli dany obraz raz za razem przez fachowców jest umieszczany w gronie najzacniejszych dzieł kina grozy w całej historii kinematografiii i zgodnie jest kreślona mianem arcydzieła-to wypadałoby mieć w zanadrzu jakiś wiekszy argument niz jedynie swoją własną prywatną opinie ;) pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "moja prywatna opinia znajduje rownież odzwierciedlenie w opini fachowców 10x wiekszych niż my tutaj wszyscy razem wzięci"

      A posłów też uważasz za autorytety w dziedzinie polityki? Bo biorąc pod uwagę fakt ile razy ich ustawy są negowane przez Trybunał Konstytucyjny...:)
      Próbuję jedynie powiedzieć, że się nie dogadamy, bo dla mnie krytycy nie są żadnym autorytetem. Liczy się dla mnie tylko i wyłącznie opinia widzów. Dlatego właśnie nie neguję kultowości "Lśnienia". Skoro WIDZOM się pdoba to ja to szanuję, a krytyków mam w nosie.

      "chodzi o to że skoro dyskutujemy na temat wielkości danego dzieła, to nasze własne zdanie to niestety za mało"

      Nikt tutaj o tym nie dyskutuje oprócz Ciebie. My tutaj dyskutujemy o naszych subiektywnych odczuciach.

      "wypadałoby mieć w zanadrzu jakiś wiekszy argument niz jedynie swoją własną prywatną opinie"

      A kto Ci każe czytać moje opinie? Załóż swojego bloga i pisz sobie o wartościowych argumentach.

      Usuń
  12. wydaje mi się że zbyt agresywnie reagujesz na moje powyższe wpisy :) po co odrazu teksty że kto mi każe czytać, załóż swojego bloga itd? tak dbasz o swoich czytelników? tak ich traktujesz? jeszcze brakuje abyś kazała mi sie wynosić bo to nie mój blog. jedyne co napisałem - że negując to że jakieś dzieło jest arcydziełem, wypadałoby mieć ku temu argument większy niż swoja prywatna opinia.co w tym złego. ja mam mase argumentów na to że dzieło Kubricka jest arcydziełem. tym argumentem są właśnie choćby opinie krytyków fachowców, czy wszelakiego rodzaju plebiscyty i rankingi. a Ty mi sie tutaj odrazu unosisz, robisz agresywną minke, i otwarcie piszesz ze opinie fachowców czy krytyków masz w duppie. No brawo. skoro tak, pozwól komuś innemu mieć w duupie Twoją opinie, skoro w ten sposób podchodzisz do sprawy. i mimo że nigdy nie miałem w "dupie" Twojej opini i licze sie z Twoim zdaniem w kwestiach kina grozy, to powoli zauważam ze Twoje ego chyba może być ciut wybujałe. pewnie, krytyków i fachowców miejmy w nosie, liczy sie Buffy i nic więcej, wszyscy inni to nic nie warte rankingi itd. Buffy mówi ze film arcydziełem nie jest, i to wystarczy, a argumentem jej prywatna opinia, która nie ma odbicia w opiniach fachowców dużo większego kalibru. super.

    OdpowiedzUsuń
  13. No ja pierdziu. Dziewczyna ani razu cię nie obraziła, za to ty ją gnoisz jak jakiś gówniarz tylko dlatego że nie podziela twojego uwielbienia do lśnienia i krytyków? To blog z subiektywnymi recenzjami, jak ci nie pasuje to idź na strony krytyków a nie wyzywasz dziewczynę tylko dlatego że nie jest TV małpką i nie powtarza tego co media. Ja też lubie ten film, ale toleruję gusta innych, ona też bo ani razu na twój gust nie wjechała. za to ty w każdym wpisie. Opanuj się bo to się robi żałosne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, bez nerwów;) Przecież ostatni jego wpis dobitnie potwierdza, że nie czytał moich wypowiedzi uważnie. Nigdzie nie napisałam, że tylko moje zdanie się liczy, nigdzie nie napisałam, że obiektywnie rzecz biorąc "Lśnienie" arcydziełem nie jest. Moim zdaniem kultowość filmu kształtują opinie widzów, nie krytyków. To dla widzów kręci się filmy, a skoro większość odbiorców uznała, że jest kultowy to nie mnie to negować. Co nie oznacza automatycznie, że mam film lubić i ortodoksyjni fani tego obrazu na pewno nie narzucą mi swojego zdania. Ja nie mam też zamiaru narzucać im swojego.
      Swoją drogą z tą "TV małpką" trafiłeś w sedno. Żyjemy w czasach, kiedy to tzw. autorytety próbują nam narzucać gusta i poglądy. Jak ktoś chce uważać ich za wyznacznik trendów to ich sprawa, ja nie mam zamiaru.

      Usuń
    2. skończ miauczeć bo to Twoj wpis jest zdecydowanie bardziej żałosny, szlachetny rycerzu. Nigdzie nie obraziłem Buffy, nie zgnoiłem jej, wrecz przeciwnie gdybyś czytał uważnie byś doczytał że napisałem iż zawsze biore jej opinie pod uwage i cenie sobie jej zdanie. tak więc wyszedłeś na idiote o szlachetny rycerzu. idz i wojuj mieczykiem gdzie indziej. własnie dlatego że to jest subiektywny blog moge pozwolić sobie na wpisy tego typu jak moje powyższe. Nie napisałem nic złego a ty sie zachowujesz gogusiu jakbym nożem zadźgał jej matke. i kto tu ma sie opanować? dorośnij.

      Usuń
    3. "Moim zdaniem kultowość filmu kształtują opinie widzów, nie krytyków."

      w tym wypadku, jego legendarność, wielkość i jakość kształtują rownież opinie fachowców i krytyków. trudno nie zauważyć że we wszelakich rankingach i plebiscytach zajmuje on czołowe lokaty, i jest powszechnie uważany za arcydzieło grozy.

      Usuń
    4. Już o krytykach pisałam. Powtarzać się nie zamierzam.

      Usuń
  14. Mnie tam cieszy, że jest więcej takich ludzi jak Ty Buffy co nie patrzą na zdanie znawców kina. Bo gdyby tak było Lśnienie nie pokonałoby próbu czasu. W końcu najpierw krytycy film zjechali. To widzowie przyczynili się do jego popularności, co mnie cieszy bo film lubię:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tzw. znawcy to konformiści. Na ogół dostosowują się do opinii widzów. Najpierw film jadą, a po pochlebnych opiniach widzów często mają tendencję do zmiany zdania. To pierwszy powód dla którego ich zdanie nie ma dla mnie znaczenia, a drugi to brak obycia z gatunkiem. Krytycy chadzają przede wszsytkim na kinówki, oceniając wszystkie filmy jedną miarą, bez większego poszanowania reguł gatunku. Przecież już nawet o "Lśnieniu" w latach 80-tych mówili, że Kubrick nie powinien zniżać się do poziomu kręcenia horroru (dla nich ten gatunek jest czymś gorszym od np. dramatów). Moim zdaniem właściwą perspektywę gatunku wyrabia nie tylko obcowanie z wysokobudżetowymi tworami, albo Oscarowymi filmami, ale również z niskobudżetówkami, których tzw. znawcy unikają.
      Gdyby "Lśnienie" było wynoszone pod niebiosa wyłącznie przez krytyków to nie uznałabym jego kultowości (dowód: brak Oscara dla Hitchcocka stojące w sprzeczności z jego niesłabnącą popularnością). Ale jego ponadczasowość ukszałtowała ogromna rzesza widzów, a to wręcz nie pozwala mi zakwestionować jego kultowości. Subiektywnie filmu nie trawię, ale obiektywnie akceptuję jego kultowość.
      I tak masz rację, gdyby widzowie posłuchali znawców w latach 80-tych (dwie nominacje do Złotych Malin) to dzisiaj pewnie mało kto o tym filmie by słyszał. Dla mnie to dowód triumfu publiczności nad tzw. znawcami;)

      Usuń
    2. Zgadzam się, że to co Anonimowy tutaj wpisuję jest trochę głupie. To, że film jest wysoko w rankingach samo w sobie nie jest istotne. Ważne są konkretne powody, dla których taką wysoką pozycję zajął i czy te powody są (dla nas osobiście) wiarygodne.

      Ale twoje opinie na temat profesjonalnych krytyków też są trochę śmieszne - to są zwykli ludzie, którzy oceniają filmy wg. swoich standardów i starają się też patrzeć na szerszy kontekst, a nie zhomogenizowana masa wypluwająca opinie o filmach. Większość z nich rozumie gatunki filmowe i ogląda bardzo różnorodne filmy. Poza tym, mi się wydaje, że to właśnie zmiana opinii krytyków, a nie uwielbienie publiczności, wpłynęła na postrzeganie tego filmu.

      Usuń
    3. Może niektórzy tak, nie chcę uogólniać, ale że chadzają na te wszystkie kinowe wysokobudżetowe filmy nie da się zaprzeczyć. Ostatnio słuchałam, jakiegoś krytyka na TVN24, tuż po nominacjach do Złotych Globów, który zachwycał się nad wszystkimi nominowanymi tworami. A nie da się ukryć, że filmy nominowane do Złotych Globów i Oscarów to w przeważającej większości zwykła komercha. Wolę podpierać się opiniami zwykłych ludzi, którzy za swoje recenzje pieniędzy nie biorą;) Ale nie neguję, że gdzieś tam istnieje krytyk-horrormaniak.

      Usuń
    4. "Może niektórzy tak, nie chcę uogólniać, ale że chadzają na te wszystkie kinowe wysokobudżetowe filmy nie da się zaprzeczyć"

      No to niby ich praca, muszą mieć coś do powiedzenia o "ważnych" (a to bardzo często znaczy popularnych) filmach.

      "A nie da się ukryć, że filmy nominowane do Złotych Globów i Oscarów to w przeważającej większości zwykła komercha."

      Owszem, czasami z tymi nominacjami bywa śmiesznie. Co roku jest jeden albo dwa (albo trzy) filmy, które są pokrzepiającymi serce dramatami osadzonymi w historycznych realiach (te realia to przeważnie czasy niepokoju i społecznych napięć, czy jakieś inne tego typu bzdury). Niektóre z tych filmów, są pewnie całkiem dobre, ale trochę drażni, że są nominowana jakby dla zasady, bo opowiadają o pewnych rzeczach.

      Z tymi krytykami to najlepiej zrobić tak, że jak czytasz jakiś portal recenzujący to kiedy robią roczne podsumowanie, to trzeba zobaczyć czy zmieszczają listy indywidualne (czy jakieś inne zestawienia) poszczególnych krytyków, po tym można się zorientować jaki kto ma gust i czy warto recenzje danej osoby czytać.

      Usuń
    5. No dokładnie. Szczególnie tyczy się to nominacji amerykańskich filmów. Z dramatów wybierają na ogół takie, które mają troszkę amerykańskiego patosu i jasne przesłanie (takie, żeby trafiło do każdego, bez wymogu zastanowienia się), a z fantastyki biorą takie, które mają jak najwięcej efektów komputerowych (fabuła ma tutaj drugorzędne znaczenie). Natomiast kino grozy ostatnimi czasy całkowicie pomijają. Moim zdaniem takie nagrody powinny dotyczyć absolutnie wszystkich gatunków, również tych mających jedynie wartość rozrywkową. Z nagród uznaję tylko Saturny, bo często są zbieżne z moim gustem (nic dziwnego, zważywszy na gatunki filmowe, które oceniają), pozostałymi w ogóle się nie kieruję przy wyborze filmów;)
      A skoro mowa o niekonwencjonalnych tzw. znawcach kina to Piotr Czerkawski mnie tutaj zaskoczył http://www.filmyroku.pl/main/wyniki2013
      Nominował "The Berberian Sound Studios" - niszowy straszak innowacyjnie podchodzący do gatunku. Budujący fabułę jedynie muzyką (polecam, jak nie widziałeś). Normalnie, odciął się od reszty dosyć przewidywalnych nominacji (przewidywalnych, bo rozreklamowanych).
      No, właśnie wiem, że praca wymaga od nich nabijania sobie głowy komercją i właśnie dlatego uważam, że większości z nich to spaczyło gusta. Mogliby częściej pochylać się nad niszówkami, bo to moim zdaniem wyrobiłoby u nich lepszą perspektywę.

      Usuń
    6. Widziałem Berberiana, ciekawy film, nawet chciałem coś u siebie na blogu skrobnąć, ale mi nie wyszło :)

      KR Wojciechowski napisał fajną reckę tego filmu:
      http://rekopisznalezionywarkham.blogspot.com/2013/12/mezczyzna-ktory-sysza-za-duzo.html

      "No, właśnie wiem, że praca wymaga od nich nabijania sobie głowy komercją i właśnie dlatego uważam, że większości z nich to spaczyło gusta. Mogliby częściej pochylać się nad niszówkami, bo to moim zdaniem wyrobiłoby u nich lepszą perspektywę."

      Mi się wydaje (a jestem człowiekiem niezwiązanym z tą branżą, więc to tylko moje farmazony), że to cały system jest trochę spaczony, bo wg mnie zawodowi krytycy niszówki dobrze znają (jeżdżą po tych wszystkich festiwalach i pewnie od groma rzeczy oglądają), ale ludzie chodzący do kin w większości dzielą się na tych, których interesują oscarowe dramaty z przesłaniem i tych od wysokobudżetowych odmóżdżaczy. Więc redaktorzy każą swoim krytykom pisać o takich filmach, bo dzięki temu będzie więcej odwiedzin na stronie, czy więcej sprzedanych egzemplarzy czasopisma. Czasami oczywiście zdarzają się recenzje niszowych tytułów (zwłaszcza kiedy istnieje szansa, że taki niszowy tytuł da się wypromować na np. oscarowy dramat z przesłaniem), ale na to jest odpowiednio mniej miejsca i czasu. Dlatego ludzie, którzy interesują się niebanalnym kinem gatunkowym muszą szperać w necie po blogach, forach internetowych, czy np. na facebuku jakiegoś krytyka, bo może skrobnie krótką notatkę o jakimś dziwnym filmie.

      Usuń
  15. Pomimo oczywistej różnicy pomiędzy powieścią Kinga a filmem Kubricka bardzo lubię ten film. Myślę że ze względu przede wszystkim na rolę Nicholsona i specyficzny klimat tej produkcji.

    OdpowiedzUsuń