Do sennego miasteczka Harlowe w New Hampshire przybywa rzutki aukcjoner Perly Dunsmore, który szybko zjednuje sobie miejscowego szeryfa Boba Gore'a. Przybysz namawia go do zatrudnienia zastępców, a fundusze mają zapewnić organizowane przez niego aukcje. Przedmioty na licytację Perly zamierza pozyskiwać od mieszkańców Harlowe, prostych ludzi w większości utrzymujących się z uprawy ziemi i hodowli zwierząt. To dla nich okazja do pozbycia się starych, niepotrzebnych rzeczy, od lat zalegających na strychach, w piwnicach i komórkach. Dodatkową zachętą dla darczyńców jest to, że Perly przekazuje im niewielką część zysku. Interes jest więc opłacalny dla wszystkich – może z wyjątkiem miastowych przepłacających na aukcjach Dunsmore'a. John Moore mieszka wraz z żoną Miriam 'Mim', kilkuletnią córeczką Hildie i mocno już posuniętą w latach matką na obrzeżach Harlowe, na ziemi od pokoleń należącej do jego rodziny. Mężczyzna od początku jest dość sceptycznie nastawiony do projektu Perly'ego, ale zgadza się z żoną, że warto wykorzystać okazję do pozbycia się paru gratów. Problem w tym, że Dunsmore'owi to nie wystarcza.
Joan Samson urodziła się w Erie w stanie Pensylwania w 1937 roku. W latach 1955-1957 uczęszczała do Wellesley College w stanie Massachusetts; po zawarciu związku małżeńskiego przerwała studia i razem z partnerem udała się do Chicago. Po ukończeniu University of Chicago przez mniej więcej rok uczyła w szkole podstawowej. Potem jej małżeństwo się rozpadło, a ona kontynuowała swoją karierę nauczycielską: najpierw w Newton w stanie Massachusetts, a potem w Londynie, gdzie weszła w drugi i ostatni związek małżeński z Warrenem C. Carbergiem Jr., który w tamtym czasie pracował w bibliotece. Parę lat spędzili w Europie, po czym osiedlili się w Massachusetts, gdzie Carberg podjął pracę na uniwersytecie, na wydziela filologii angielskiej i gdzie urodziły się ich dzieci, córka i syn. W 1974 roku na amerykańskim rynku pojawiła się pierwsza książka Joan Samson, „Watching the New Baby”, coś w rodzaju poradnika dla świeżo upieczonych mam – jej własne doświadczenia po narodzinach córeczki. Dwa lata później swoją światową premierę miała jej debiutancka powieść „Aukcjoner” (oryg. „The Auctioneer”). Jedyna powieść – pięć tygodni po jej wydaniu Joan Samson zmarła na raka mózgu. Ze wspomnień jej drugiego męża, Warrena Carberga - datowanych na rok 2018, zamieszczonych też w pierwszej polskiej edycji „Aukcjonera” wypuszczonej w 2022 roku przed wydawnictwo Vesper w porządnym rzetelnym Michała Zdancewicza - wynika, że pomysł na fabułę narodził się w krainie marzeń sennych, ale pomocne okazały się też jej własne obserwacje i przeżycia na amerykańskiej prowincji. Tak powstał przebój lat 70-tych XX wieku, przynajmniej w obrębie Stanów Zjednoczonych. Powieść rozchodziła się jak świeże bułeczki, ale nie trwało to długo – był pobyt, nie było podaży. Rozpoczęło się więc polowanie na używane egzemplarze. Następna okazja do nabycia nowiutkiej sztuki „The Auctioneer” na jego rodzimym poletku pojawiła się dopiero w 2010 roku: edycja Centipede Press.
Klasyczna powieść grozy, wychwalana choćby przez Roberta McCammona, autora między innymi „Zewu nocnego ptaka” i „Magicznych lat” oraz Stephena Kinga, który pod jej wpływem napisał swój „Sklepik z marzeniami”, powieść przełożoną na ekran w 1993 roku przez Frasera C. Hestona (scenariusz napisał W.D. Richter). W Polsce film jest znany pod dwoma tytułami: „Sklepik z marzeniami” i „Sprzedawca śmierci”. Prawa do sfilmowania „Aukcjonera” Joan Samson zostały sprzedane już w latach 70-tych XX wieku i przez jakiś czas wszystko wskazywało na to, że diaboliczny Perly Dunsmore postraszy też w salach kinowych, ale na szumnych zapowiedziach się skończyło. Może kiedyś. Właściwie zdumiało mnie, że filmowcy jeszcze nie zatopili w tym zębów, bo to w sumie gotowy scenariusz. Doskonały, nadzwyczaj wdzięczny materiał na film. Z tak zwanej nowej fali kina grozy. Pierwsze polskie wydanie „Aukcjonera” pióra Joan Samson to coś przepięknego. Wydawnictwo Vesper niby przyzwyczaiło mnie do efektownych edycji, ale... znowu przeszli samych siebie. Niemała w tym zasługa Macieja Kamudy, który zaprojektował okładkę i zilustrował powieść. Czarno-białe grafiki, które znajdziemy w środku są utrzymane w tym samym stylu, co sepiowa ilustracja na twardej okładce. Moją uwagę zwróciły też przemyślane obrazy Kamudy rozciągające się (szerokie ujęcia) na „dzień dobry” i „do widzenia”. Wypada dodać, że poza „paroma słowami” od drugiego męża Joan Samson, Warrena Carberga, wydanie zawiera dodatek od Grady'ego Hendrixa, znawcy horroru, autora między innymi „Horrorstör”, „Moja przyjaciółka opętana” i „Poradnika zabójców wampirów kluby książki z południa” - krótkie omówienie fenomenu „Aukcjonera”, jego geneza i skrócona biografia autorki tej niestarzejącej się historii. Horroru? Jedyna powieść zmarłej w wieku niespełna trzydziestu dziewięciu lat Joan Samson, jest zaliczana do żelaznego kanonu – jeden z kamieni milowych – powieściowego horroru, ale nie każdy zgodzi się z taką klasyfikacją. Wszystko zależy od tego, jaką definicję niniejszego gatunku przyjmujemy. Jeśli kierujemy się nastrojem, w jaki wprawia lub wyraźnie stara się nas wprawić opowiadający/opowiadająca, to pewnie będzie nam łatwiej zaakceptować gatunkową szufladkę, w jaką wrzucono „Aukcjonera”. Głęboko rozczarować mogą się natomiast osoby, które od horroru oczekują bardziej namacalnych straszydeł. Elementów nie z tego świata, ewentualnie krwawej makabry zgotowanej przez zdegenerowanego człeka albo człeków, pod tym adresem nie znajdziecie. Chyba że popuścicie cugle wyobraźni. W swoich rozważaniach na temat Perly'ego Dunsmore'a, prototypu, krewniaka:) Lelanda Gaunta ze „Sklepiku z marzeniami” Stephena Kinga, zapuścicie się trochę dalej niż może (tylko może) powinniście. Najprawdziwszy demon czy tylko rekin biznesu? Na pewno człowiek nadzwyczaj przedsiębiorczy. Bo Natura poskąpiła mu sumienia. Właściwie Dunsmore jest całkowicie pozbawiony tego hamulca niejednego ambitnego człowieka. Po trupach do celu – nowy mieszkaniec rolniczego miasteczka w New Hampshire widać wychodzi z założenia, że to najszybszy i najpewniejszy sposób na sukces w „cywilizowanej dżungli”. Śmiało sięgaj nie po swoje. Bierz, ile dusza zapragnie. Najpierw proś, potem już żądaj. Łatwo zastraszyć społeczeństwo, łatwo wmówić ludziom, że to wszystko dla ich dobra, łatwo przekonać, że powinni pracować dla jego dobra. Jego i jego ochroniarzy. Bierność w obliczu terroru – niektórzy odbiorcy „Aukcjonera” Joan Samson uznali to za skrajnie niewiarygodne, za najsłabsze ogniwo tej publikacji. To nie pozwoliło im należycie wczuć się w tę opowieść. Ze mną było wprost odwrotnie. Mnie miasteczko Harlowe za panowania Perly'ego Dunsmore'a zaprezentowało się jako brutalnie szczery przekrój krajów nie tylko niedemokratycznych. Dlaczego „Aukcjoner” nie podzielił losu „jednorazowych amerykańskich hitów”? Dlaczego nie osunął się w zapomnienie? Moim zdaniem przede wszystkim dlatego, że zawiera nieprzemijające prawdy o nas samych. O społeczeństwie.
Perly Dunsmore to urodzony polityk: charyzmatyczny jegomość, który potrafi tak grabić do siebie, żeby ograbiani byli mu za to wdzięczni. Tak, wdzięczni za to, że gość ich okrada. Główny bohater „Aukcjonera” Joan Samson, właściciel sporego gospodarstwa przy wylocie z Harlowe w New Hampshire, John Moore, od samego początku nie jest zbyt podatny na swoistą hipnozę nowego członka tej małej społeczności. Wszyscy się tu znają, niekoniecznie lubią, ale na pewno szanują. Może z jednym czy dwoma wyjątkami. Bodaj największą czarną owcą w Harlowe jest Red Mudgett, wprost idealny kandydat... na zastępcę szeryfa. Przed pojawianiem się Dunsmore'a miasteczku w zupełności wystarczał jeden przedstawiciel prawa i porządku. Funkcję szeryfa od jakiegoś czasu pełni Bob Gore, stereotypowy prowincjonalny glina. Chętnie poplotkuje, mniej chętnie popracuje, ale mogło być gorzej. Będzie gorzej, gdy groźny przybysz owinie go sobie wokół małego palca. Bob jako pierwszy połyka przynętę rzuconą przez Dunsmore'a – bezpieczeństwo jest przecież najważniejsze, a ten wygadany mężczyzna przyszedł do niego z gotowym planem. Można upiec parę pieczeni na jednym ogniu. Obywatele pozbędę się starych przedmiotów, które tylko zagracają im dom i pomieszczenia gospodarcze – jak się okaże Perly przewidział też niewielkie wypłaty dla darczyńców – szeryf zyska wsparcie w ludziach, a i Dunsmore „uczciwie” zarobi na swoje utrzymanie. Swoje i Dixie, wiernej suczki rasy golden retriever. Jak już interes się rozkręci, zadba się o odpowiednie wyposażenie nie tylko policji, ale też innych jednostek użyteczności publicznej w Harlowe. Zmiany są nieuchronne. Takie hermetyczne miejscowości jak ta prędzej czy później muszą szeroko otworzyć się na tak zwany postęp. Otworzyć się na miastowych, którzy chętnie zamienią cuchnące farmy na luksusowe ośrodki wypoczynkowe, pozbędą się krów, świń i kur, a pochwalą swoimi wypielęgnowanymi, wychuchanymi pupilkami, które spokojnie zmieszczą się do niewielkiej markowej damskiej torebce. Pola uprawne i zadrzewione tereny znikną – to wszystko przeżytek, albowiem nastał nowy bóg, Pan Beton. Innymi słowy, Joan Samson pod płaszczykiem opowieści o diabolicznym przybyszu snuje nie mniej niepokojącą opowieść o miastach niepowstrzymanie zarzynających wsie i malownicze miasteczka. Było cicho, spokojnie, bezpiecznie, a potem pojawili się wielkomiejscy najeźdźcy. Jeźdźcy Apokalipsy. W drogich, wypucowanych samochodach, markowych ubraniach, o błyszczącej biżuterii już nie wspominając. I tak świat Moore'ów zaczął się kurczyć. John i Miriam tak naprawdę rzadko wyściubiali nosy poza swoją ziemię. Nie prowadzili bogatego życia towarzyskiego, bardziej unikali niż wyczekiwali różnych rozrywek organizowanych przez samorząd Harlowe, ale nigdy nie czuli się jak ptaki w ciasnych klatkach. Tak w każdym razie ja czułam się w tym zacnym gronie, gdy Perly Dunsmore zdjął wreszcie maskę filantropa. Maskę włożoną na użytek możliwe, że nie pierwszej trzódki, którą postanowił wziąć pod swoje nieopiekuńcze, wstrętne skrzydła. Johnowi od początku wydawał się śliski, ale nawet on, niepodatny na gładkie, piękne słówka populistycznych pretendentów do takiego czy innego tronu, nie spodziewał się takiej zuchwałości. Bo nigdy się jej nie spodziewamy, czyż nie? Jak to nazywamy? Kredyt zaufania? Potem przychodzi rozczarowanie, nierzadko złość, ale najczęściej przykrywa ją, nomen omen, betonowa skorupa bezsilności. Cóż, tak już ten świat jest skonstruowany – mówimy. Jakoś to będzie, zaciśniemy pasy, żeby tamci nie musieli. Oni mają inne żołądki, im się to należy z racji pełnionych funkcji, oni sobie na to zapracowali, a my widać nie. A może chodzi o to, że w głębi serca wiemy, że oni stoją ponad prawem? Perly Dunsmore niewątpliwie tak. Najbardziej uprzywilejowany człowiek w Harlowe, a może nawet w całym New Hampshire. Jak tego dokonał? Sprawdzoną metodą, prawie nigdy nie zawodzi. Otoczył się zaufanymi i uzbrojonymi po zęby ludźmi, jednocześnie demilitaryzując całą resztę. To w końcu Stany Zjednoczony, istny raj dla miłośników broni palnej, taki diabeł wcielony jak Dunsmore musiał zatem zabezpieczyć się i na tym froncie. Zasnął człowiek wolny, obudził się człowiek zniewolony. Nie trwało to długo, bo tacy ludzie jak Perly potrafią działać naprawdę błyskawicznie. Apetyt rośnie w miarę jedzenia i nie łudźmy się, takie jednostki jak tytułowa postać tej ponadczasowej niedługiej powieści, nigdy go nie zaspokoją. Będą brać, aż pękną wyzyskiwani. O ile pękną. Poprowadzi ich John Moore? Oddolny zapalnik? Prawdę mówiąc, patrząc na niego w epoce terroru i paranoi – przychodzi mi na myśl tylko jedna powieść, która w moim odbiorze równie wprawnie gra na paranoicznym fortepianie, a jest nią oczywiście „Dziecko Rosemary” Iry Levina, a skoro już przy tym jesteśmy to także jej ekranizacja w reżyserii Romana Polańskiego - odnosiłam raczej wrażenie, że powoli umiera jego przekorny duch. Opozycjonista sprowadzony do parteru. Pokonany przez sprytniejszego przeciwnika. Lepszego stratega i co też nie jest bez znaczenia, kawalera. John w tym równaniu musi uwzględniać też bezpieczeństwo swoich bliskich. Ono jest dla niego ważniejsze od własnego, to na pewno, ale można się zastanawiać, czy wyżej od rodziny nie stawia ziemi, wielopokoleniowej spuścizny Moore'ów. Horror czy nie, czytałam z autentycznie ściśniętym gardłem. Z przerażaniem obserwowałam postępujący zanik tego, na co całe życie w pocie czoła się pracowało. Bolało, ale nie tak jak rozpad małej wspólnoty oraz nieustępujące widmo rozpadu rodzin zastałych w tym nawiedzonym przez podłego człowieka(?) rolniczym miasteczku. Zwłaszcza tej jednej, tej całkiem sympatycznej, na swój surowy, chłodny sposób, czteroosobowej familii z pierwszego planu.
Podobał Ci się „Sklepik z marzeniami” Stephena Kinga? Albo „Loteria” Shirley Jackson? A może szukasz paranoicznej atmosfery na miarę „Dziecka Rosemary” Iry Levina? Jedno „tak” wystarczy, by mieć powód do zainteresowania się „Aukcjonerem” Joan Samson. Ten mały romans może pozytywnie Was zaskoczyć. Może nawet się zakochacie. Przelotny, intensywny związek czy miłość do grobowej deski? W moim przypadku chyba to drugie. Takie mam przeczucie. Nie mogę nikomu zaręczyć, że wpadnie w te same cudowne sidła, wchodząc do jedynego powieściowego światka pani Samson, ale dlaczego by nie sprawdzić? Jak to mówią: kto nie ryzykuje, ten nie ma:)
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
to nie horror, tylko życie.
OdpowiedzUsuń