Sarah
o O'Neill i jej kilkuletni syn Chris niedawno przeprowadzili się z
miasta w okolice lasu, nieopodal małego miasteczka. W tej
społeczności nadal krążą plotki o jednej z mieszkanek, która
jakoby przed laty zabiła swoje jedyne dziecko, a teraz snuje się
bez celu po jednej z dróg, prawie nie znajdując kontaktu z
otoczeniem. Sarah czuje się nieswojo przy tej kobiecie, ale jeszcze
bardziej niepokoi ją zapadlisko w głębi lasu, na które natknęła
się kilka tygodni po przeprowadzce w te okolice. Pewnej nocy
zauważa, że jej syna nie ma w domu. Przerażona dzwoni pod numer
alarmowy, ale gdy rozmawia z dyspozytorem Chris się odnajduje.
Chłopiec utrzymuje, że cały czas był w domu, ale nieco później
Sarah zaczyna podejrzewać, że istota, z którą mieszka nie jest
jej synem. Początkowo bierze pod uwagę to, że jej stan psychiczny
mógł się pogorszyć, ale z dnia na dzień coraz bardziej skłania
się ku temu, że kilkulatek, który wygląda jak Chris tak naprawdę
Chrisem nie jest.
Irlandzki
horror nastrojowy pod tytułem „The Hole in the Ground” jest
dziełem człowieka, który wcześniej nie realizował się w pełnym
metrażu. Reżyser i scenarzysta Lee Cronin od 2004 roku stworzył
kilka shortów, jeden segment antologii grozy „Minutes Past
Midnight” (2016) i pracował nad jednym serialem, ale dopiero na
początku 2019 roku pojawił się jego pierwszy pełnometrażowy
film. Pierwszy pokaz „The Hole in the Ground” odbył się na
Sundance Film Festival w styczniu 2019 roku.
Scenariusz
„The Hole in the Ground” Lee Cronin napisał wespół ze
Stephenem Shieldsem, który też nie ma doświadczenia w pełnym
metrażu. Ale to nic – dla tych panów brak doświadczenia
najwidoczniej większej przeszkody nie stanowił, a przynajmniej
według mnie stworzyli coś, czego mogliby im pozazdrościć dużo
bardziej obyci z filmowym horrorem artyści. Fabuła „The Hole in
the Ground” oryginalnością pochwalić się nie może. Skojarzenia
z „The Hollow Child” Jeremy'ego Luttera i „Głębią
ciemności”, powieścią autorstwa Michaela Laimo oraz jej filmową wersją w reżyserii Colina Theysa, nasunęły mi się dosyć szybko,
ale miałam świadomość, że Lee Cronin i Stephen Shields z czasem
mogą inaczej ukierunkować tę niezbyt odkrywczą koncepcję.
Dostrzegałam tylko jedną alternatywę, którą to zresztą twórcy
omawianej produkcji wcale nie ukrywali. Najprawdopodobniej chodziło
im o to, by widz przez większość seansu żywił podejrzenia
zarówno względem małego Chrisa, jak i jego matki Sarah (dobre
kreacje Jamesa Quinna Markeya i Seany Kerslake), co w kinie grozy
również żadnym novum nie jest. W każdym razie ową nieufność do
obu tych postaci wygenerować postanowili poprzez stosunkowo szybkie
wprowadzenie czytelnych sugestii na przemian oskarżających Chrisa i
Sarah. Oczywiście, może się okazać, że żadna z tych ścieżek
rozpostartych przez twórców nie będzie właściwa, że w finale
zobaczymy jakąś inną, dotychczas skrzętnie ukrywaną odpowiedź
na pytania, które zadawaliśmy sobie wcześniej. Nie mogę zdradzić
czy tak się stanie, ale chyba nikomu nie zaszkodzi stwierdzenie, że
wyjaśnienie tego wszystkiego mocno mnie rozczarowało, że wybór
właśnie takiego zamknięcia owej historii uważam za największy
błąd scenarzystów. Ale znajdą się i takie osoby, które
porównywalny zawód przeżyją dużo wcześniej, bo „The Hole in
the Ground” absolutnie nie jest horrorem podążającym za
aktualnymi trendami. Największym uznaniem cieszą się obecnie te
horrory nastrojowe, w których pełno efektów specjalnych i jump
scenek, te fabuły, w których nie ma wiele przestojów tj. te,
które rozwijają się na tyle szybko, by spragnieni mocniejszych
wrażeń odbiorcy nie musieli czekać na zaspokojenie tego apetytu.
„The Hole in the Ground” też dostarcza mocniejszych wrażeń,
ale nie czyni tego w sposób preferowany przez mainstream.
Agresywnych prób straszenia nie znajdziemy tutaj wiele, a i te
dosłowniejsze momenty, które się pojawiają o szybsze bicie serca
pewnie wielu widzów nie przyprawią. Efekty specjalne jakoś
szczególnie szkaradnie się nie prezentują, a te nieliczne jump
scenki, które się pojawiają pożądanego skutku nie odnoszą
(przynajmniej na mnie nie zadziałały) – jeśli można je tak
nazwać, bo szczerze powiedziawszy nie mam pewności, czy twórcy
kierowali się w tych miejscach potrzebą uraczenia widza tymi
chwytami. Bo tak do końca do owego prymitywnego trendu mi to nie
pasowało. Ale to niezbyt istotne, bo jak już wspomniałam
efekciarstwo niezbyt pociągało twórców „The Hole in the
Ground”. To znaczy, efekciarstwo jako szafowanie wymyślnymi,
obliczonymi na wywarcie przerażenia i/lub odrazy dodatkami, bo dosyć
silne wrażenie film ten bez wątpienia może wywierać. Na mnie w
każdym razie wywarł.
Coraz
bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że ogólnie rzecz biorąc,
największym mankamentem irlandzkich filmowych horrorów jest to, że
jest ich tak mało. Irlandczycy zdążyli mi już udowodnić, że
potrafią zbudować odpowiednią oprawę dla filmu grozy, z
wykorzystaniem naturalnych krajobrazów, z których zazwyczaj
wydobywają oszałamiające piękno i zarazem nieokiełznaną
wrogość. Oczywiście uogólniam – nie dotyczy to wszystkich
irlandzkich horrorów, które dotychczas obejrzałam, ale było ich
dość, by narodziło się we mnie wspomniane przekonanie. „The
Hole in the Ground” dopisuję do listy tych irlandzkich horrorów,
które budują klimat grozy również w oparciu o naturalną
scenerię, które wprost zachwycają przepięknymi widokami, mającymi
tendencję do pokrywania się różnymi odcieniami szarości i gęstym
mrokiem, w którym ma się wrażenie, że coś się czai. Coś złego,
coś dzikiego, jakaś nieujarzmiona siła bądź odrażająca istota,
która czeka na dogodny moment, by się ujawnić. Albo dziura w
ziemi, zapadlisko mające nadzwyczajne właściwości: w jakiś
sposób zamieniające zwyczajne dzieci w potwory. Główna bohaterka
„The Hole in the Ground” z czasem właśnie tak zaczyna myśleć
– że zapadlisko w głębi lasu, nieopodal którego stoi jej dom,
zabrało jej syna. Scenarzyści przez długi czas nie zdradzają, czy
kobieta wychodzi z założenia, że ktoś lub coś porwało Chrisa, a
jego miejsce zajęła jakaś nadnaturalna istota tylko wyglądająca
jak jej syn, czy raczej skłania się ku temu, że chłopiec został
przemieniony w potwora. Ale choć nie pada to wprost, z zachowania
kobiety łatwo wywnioskować, ku której teorii przede wszystkim się
skłania. Głównie, bo Sarah zauważalnie bierze pod uwagę różne
możliwości. Przez jakiś czas nie odrzuca całkowicie nawet tego,
że postradała zmysły. Lee Cronin i Stephen Shields jasno dają do
zrozumienia, że w niedalekiej przeszłości Sarah przeżyła jakiś
koszmar, ale jego szczegółów nie przybliżają – a przynajmniej
nie wprost, bo jeśli o mnie chodzi, to nie miałam problemów z
wyrobieniem sobie zdania na ten temat, w oparciu o aluzje podrzucone
przez scenarzystów. Aczkolwiek wcale nie wykluczam tego, że moja
wersja pochodzenia blizny na czole Sarah może nie pokrywać się z
myślą autorów, że chcieli by widzowie wyjaśnili to sobie w jakiś
inny sposób, na który zwyczajnie nie udało mi się wpaść.
Niektórzy odbiorcy „The Hole in the Ground” wyrzucają temu
obrazowi zbyt dużą enigmatyczność, uciekanie od jasnych
odpowiedzi na ważne pytania wypływające ze scenariusza i w sumie
to najbardziej zachęciło mnie do obejrzenia omawianego filmu. Moje
odczucia okazały się jednak inne – nastawiłam się na tajemnicę,
którą trzeba będzie samemu przeniknąć, na fabułę, która daje
więcej pytań niż odpowiedzi, w ten sposób pobudzając wyobraźnię
widza, a tymczasem dostałam jedną z tych oczywistych opowieści
grozy. Nie znaczy to, że historia ta nie miała przede mną żadnych
tajemnic, że wszystko od razu było aż nazbyt klarowne, bo śledząc
tę niewyszukaną, ale wciągającą mnie bez reszty, dosyć mocno
trzymającą w napięciu, mroczną opowieść, aż do ostatnich
partii nie byłam niczego absolutnie pewna. Nie mogłam w pełni
zaufać żadnemu z głównych uczestników prezentowanych wydarzeń –
dziura w ziemi (ewentualnie coś, co kryło się pod ziemią) była
tak wyraziście eksponowana przez twórców filmu, że łapałam się
na tym, że podmiankę czy metamorfozę/opętanie Chrisa biorę za
pewnik, ale szybko się reflektowałam: mówiłam sobie, że może to
być pułapka, zmyłka stosowana przez twórców po to, by odciągać
uwagę widza od matki chłopca, od głównej bohaterki filmu, która
może po prostu osuwać się w otchłań szaleństwa. Upominałam
się, że Sarah może mylić się, mówiąc, że istota, która z nią
mieszka nie jest jej synem (skojarzeniom z „Inwazją porywaczy ciał” Jacka Finneya i/lub którąś z filmowych wersji tej
powieści, wielu widzów pewnie nie będzie mogło się oprzeć), że
to straszne podejrzenie może się brać z jakieś choroby
psychicznej, która właśnie zaczęła się w niej rozwijać. Jak
już wspomniałam odpowiedź na to najważniejsze pytanie mocno mnie
rozczarowało, ale pewną pociechą był stan w jaki mnie wprawiono
pod koniec filmu – do emocjonalnego napięcia, poczucia alienacji i
nieustającej pewności obecności jakiegoś bardziej czy mnie
pospolitego zagrożenia generowanych przez twórców wcześniej,
dołączyło UWAGA SPOILER poczucie klaustrofobii. Normalnie
nie odczuwam lęku przed ciasnymi pomieszczeniami, ale to, co
pokazano mi pod koniec „The Hole in the Ground” wywołało u mnie
nieprzyjemny zawrót głowy, czułam się tak, jakby coś przysiadło
na mojej klatce piersiowej znacznie utrudniając oddychanie KONIEC
SPOILERA. Ale nie zaskoczyło mnie to, bo już na początku filmu
nabrałam przekonania, że warstwa techniczna (ze ścieżką
dźwiękową włącznie) da mi wiele z tego, co w kinie grozy uważam
za najcenniejsze, że realizacja nic tylko będzie mnie zachwycać. I
tak też było.
Miłośnicy
nieefekciarskich horrorów nastrojowych, których fabuły rozwijają
się nieśpiesznie, przykładając przy tym dużą wagę do budowania
napięcia, które zazwyczaj nie znajduje ujścia w jakichś mocno
widowiskowych momentach, przybierających formę prymitywnych jump
scenek, moim zdaniem powinni najszybciej jak tylko się da,
sięgnąć po debiutancki pełnometrażowy film Lee Cronina. Fabuła
może ich nie zachwyci, być może nawet mocno rozczarują ich te
wszystkie klisze wykorzystywane przez scenarzystów, łącznie z
kierunkiem, jaki ostatecznie obiera ich opowieść, ale nie sądzę,
żeby wielu z nich nie potrafiło mimo wszystko wciągnąć się w tę
historię. Realizacja będzie w tym pomocna, a i te wszystkie
wątpliwości zasiewane przez twórców, pytania na które chce się
poznać odpowiedzi powinny w jakimś stopniu wynagrodzić im brak
większej oryginalności w warstwie tekstowej. Tym, którym będzie
to przeszkadzać, bo całkiem możliwe, że przynajmniej część
fanów nastrojowego kina grozy, tak jak ja, nie przekona się jedynie
co do końcówki, a i prawdopodobnie znajdą się i tacy, których
absolutnie żadne konwencjonalne zagranie scenarzystów nie będzie
uwierało. Tak czy tak, polecam absolutnie wszystkim miłośnikom
powolniejszych, nieepatujących drogimi efektami specjalnymi, bardzo
klimatycznych filmów grozy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz