czwartek, 14 lutego 2019

„The Hole in the Ground” (2019)

Sarah o O'Neill i jej kilkuletni syn Chris niedawno przeprowadzili się z miasta w okolice lasu, nieopodal małego miasteczka. W tej społeczności nadal krążą plotki o jednej z mieszkanek, która jakoby przed laty zabiła swoje jedyne dziecko, a teraz snuje się bez celu po jednej z dróg, prawie nie znajdując kontaktu z otoczeniem. Sarah czuje się nieswojo przy tej kobiecie, ale jeszcze bardziej niepokoi ją zapadlisko w głębi lasu, na które natknęła się kilka tygodni po przeprowadzce w te okolice. Pewnej nocy zauważa, że jej syna nie ma w domu. Przerażona dzwoni pod numer alarmowy, ale gdy rozmawia z dyspozytorem Chris się odnajduje. Chłopiec utrzymuje, że cały czas był w domu, ale nieco później Sarah zaczyna podejrzewać, że istota, z którą mieszka nie jest jej synem. Początkowo bierze pod uwagę to, że jej stan psychiczny mógł się pogorszyć, ale z dnia na dzień coraz bardziej skłania się ku temu, że kilkulatek, który wygląda jak Chris tak naprawdę Chrisem nie jest.

Irlandzki horror nastrojowy pod tytułem „The Hole in the Ground” jest dziełem człowieka, który wcześniej nie realizował się w pełnym metrażu. Reżyser i scenarzysta Lee Cronin od 2004 roku stworzył kilka shortów, jeden segment antologii grozy „Minutes Past Midnight” (2016) i pracował nad jednym serialem, ale dopiero na początku 2019 roku pojawił się jego pierwszy pełnometrażowy film. Pierwszy pokaz „The Hole in the Ground” odbył się na Sundance Film Festival w styczniu 2019 roku.

Scenariusz „The Hole in the Ground” Lee Cronin napisał wespół ze Stephenem Shieldsem, który też nie ma doświadczenia w pełnym metrażu. Ale to nic – dla tych panów brak doświadczenia najwidoczniej większej przeszkody nie stanowił, a przynajmniej według mnie stworzyli coś, czego mogliby im pozazdrościć dużo bardziej obyci z filmowym horrorem artyści. Fabuła „The Hole in the Ground” oryginalnością pochwalić się nie może. Skojarzenia z „The Hollow Child” Jeremy'ego Luttera i „Głębią ciemności”, powieścią autorstwa Michaela Laimo oraz jej filmową wersją w reżyserii Colina Theysa, nasunęły mi się dosyć szybko, ale miałam świadomość, że Lee Cronin i Stephen Shields z czasem mogą inaczej ukierunkować tę niezbyt odkrywczą koncepcję. Dostrzegałam tylko jedną alternatywę, którą to zresztą twórcy omawianej produkcji wcale nie ukrywali. Najprawdopodobniej chodziło im o to, by widz przez większość seansu żywił podejrzenia zarówno względem małego Chrisa, jak i jego matki Sarah (dobre kreacje Jamesa Quinna Markeya i Seany Kerslake), co w kinie grozy również żadnym novum nie jest. W każdym razie ową nieufność do obu tych postaci wygenerować postanowili poprzez stosunkowo szybkie wprowadzenie czytelnych sugestii na przemian oskarżających Chrisa i Sarah. Oczywiście, może się okazać, że żadna z tych ścieżek rozpostartych przez twórców nie będzie właściwa, że w finale zobaczymy jakąś inną, dotychczas skrzętnie ukrywaną odpowiedź na pytania, które zadawaliśmy sobie wcześniej. Nie mogę zdradzić czy tak się stanie, ale chyba nikomu nie zaszkodzi stwierdzenie, że wyjaśnienie tego wszystkiego mocno mnie rozczarowało, że wybór właśnie takiego zamknięcia owej historii uważam za największy błąd scenarzystów. Ale znajdą się i takie osoby, które porównywalny zawód przeżyją dużo wcześniej, bo „The Hole in the Ground” absolutnie nie jest horrorem podążającym za aktualnymi trendami. Największym uznaniem cieszą się obecnie te horrory nastrojowe, w których pełno efektów specjalnych i jump scenek, te fabuły, w których nie ma wiele przestojów tj. te, które rozwijają się na tyle szybko, by spragnieni mocniejszych wrażeń odbiorcy nie musieli czekać na zaspokojenie tego apetytu. „The Hole in the Ground” też dostarcza mocniejszych wrażeń, ale nie czyni tego w sposób preferowany przez mainstream. Agresywnych prób straszenia nie znajdziemy tutaj wiele, a i te dosłowniejsze momenty, które się pojawiają o szybsze bicie serca pewnie wielu widzów nie przyprawią. Efekty specjalne jakoś szczególnie szkaradnie się nie prezentują, a te nieliczne jump scenki, które się pojawiają pożądanego skutku nie odnoszą (przynajmniej na mnie nie zadziałały) – jeśli można je tak nazwać, bo szczerze powiedziawszy nie mam pewności, czy twórcy kierowali się w tych miejscach potrzebą uraczenia widza tymi chwytami. Bo tak do końca do owego prymitywnego trendu mi to nie pasowało. Ale to niezbyt istotne, bo jak już wspomniałam efekciarstwo niezbyt pociągało twórców „The Hole in the Ground”. To znaczy, efekciarstwo jako szafowanie wymyślnymi, obliczonymi na wywarcie przerażenia i/lub odrazy dodatkami, bo dosyć silne wrażenie film ten bez wątpienia może wywierać. Na mnie w każdym razie wywarł.

Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że ogólnie rzecz biorąc, największym mankamentem irlandzkich filmowych horrorów jest to, że jest ich tak mało. Irlandczycy zdążyli mi już udowodnić, że potrafią zbudować odpowiednią oprawę dla filmu grozy, z wykorzystaniem naturalnych krajobrazów, z których zazwyczaj wydobywają oszałamiające piękno i zarazem nieokiełznaną wrogość. Oczywiście uogólniam – nie dotyczy to wszystkich irlandzkich horrorów, które dotychczas obejrzałam, ale było ich dość, by narodziło się we mnie wspomniane przekonanie. „The Hole in the Ground” dopisuję do listy tych irlandzkich horrorów, które budują klimat grozy również w oparciu o naturalną scenerię, które wprost zachwycają przepięknymi widokami, mającymi tendencję do pokrywania się różnymi odcieniami szarości i gęstym mrokiem, w którym ma się wrażenie, że coś się czai. Coś złego, coś dzikiego, jakaś nieujarzmiona siła bądź odrażająca istota, która czeka na dogodny moment, by się ujawnić. Albo dziura w ziemi, zapadlisko mające nadzwyczajne właściwości: w jakiś sposób zamieniające zwyczajne dzieci w potwory. Główna bohaterka „The Hole in the Ground” z czasem właśnie tak zaczyna myśleć – że zapadlisko w głębi lasu, nieopodal którego stoi jej dom, zabrało jej syna. Scenarzyści przez długi czas nie zdradzają, czy kobieta wychodzi z założenia, że ktoś lub coś porwało Chrisa, a jego miejsce zajęła jakaś nadnaturalna istota tylko wyglądająca jak jej syn, czy raczej skłania się ku temu, że chłopiec został przemieniony w potwora. Ale choć nie pada to wprost, z zachowania kobiety łatwo wywnioskować, ku której teorii przede wszystkim się skłania. Głównie, bo Sarah zauważalnie bierze pod uwagę różne możliwości. Przez jakiś czas nie odrzuca całkowicie nawet tego, że postradała zmysły. Lee Cronin i Stephen Shields jasno dają do zrozumienia, że w niedalekiej przeszłości Sarah przeżyła jakiś koszmar, ale jego szczegółów nie przybliżają – a przynajmniej nie wprost, bo jeśli o mnie chodzi, to nie miałam problemów z wyrobieniem sobie zdania na ten temat, w oparciu o aluzje podrzucone przez scenarzystów. Aczkolwiek wcale nie wykluczam tego, że moja wersja pochodzenia blizny na czole Sarah może nie pokrywać się z myślą autorów, że chcieli by widzowie wyjaśnili to sobie w jakiś inny sposób, na który zwyczajnie nie udało mi się wpaść. Niektórzy odbiorcy „The Hole in the Ground” wyrzucają temu obrazowi zbyt dużą enigmatyczność, uciekanie od jasnych odpowiedzi na ważne pytania wypływające ze scenariusza i w sumie to najbardziej zachęciło mnie do obejrzenia omawianego filmu. Moje odczucia okazały się jednak inne – nastawiłam się na tajemnicę, którą trzeba będzie samemu przeniknąć, na fabułę, która daje więcej pytań niż odpowiedzi, w ten sposób pobudzając wyobraźnię widza, a tymczasem dostałam jedną z tych oczywistych opowieści grozy. Nie znaczy to, że historia ta nie miała przede mną żadnych tajemnic, że wszystko od razu było aż nazbyt klarowne, bo śledząc tę niewyszukaną, ale wciągającą mnie bez reszty, dosyć mocno trzymającą w napięciu, mroczną opowieść, aż do ostatnich partii nie byłam niczego absolutnie pewna. Nie mogłam w pełni zaufać żadnemu z głównych uczestników prezentowanych wydarzeń – dziura w ziemi (ewentualnie coś, co kryło się pod ziemią) była tak wyraziście eksponowana przez twórców filmu, że łapałam się na tym, że podmiankę czy metamorfozę/opętanie Chrisa biorę za pewnik, ale szybko się reflektowałam: mówiłam sobie, że może to być pułapka, zmyłka stosowana przez twórców po to, by odciągać uwagę widza od matki chłopca, od głównej bohaterki filmu, która może po prostu osuwać się w otchłań szaleństwa. Upominałam się, że Sarah może mylić się, mówiąc, że istota, która z nią mieszka nie jest jej synem (skojarzeniom z „Inwazją porywaczy ciał” Jacka Finneya i/lub którąś z filmowych wersji tej powieści, wielu widzów pewnie nie będzie mogło się oprzeć), że to straszne podejrzenie może się brać z jakieś choroby psychicznej, która właśnie zaczęła się w niej rozwijać. Jak już wspomniałam odpowiedź na to najważniejsze pytanie mocno mnie rozczarowało, ale pewną pociechą był stan w jaki mnie wprawiono pod koniec filmu – do emocjonalnego napięcia, poczucia alienacji i nieustającej pewności obecności jakiegoś bardziej czy mnie pospolitego zagrożenia generowanych przez twórców wcześniej, dołączyło UWAGA SPOILER poczucie klaustrofobii. Normalnie nie odczuwam lęku przed ciasnymi pomieszczeniami, ale to, co pokazano mi pod koniec „The Hole in the Ground” wywołało u mnie nieprzyjemny zawrót głowy, czułam się tak, jakby coś przysiadło na mojej klatce piersiowej znacznie utrudniając oddychanie KONIEC SPOILERA. Ale nie zaskoczyło mnie to, bo już na początku filmu nabrałam przekonania, że warstwa techniczna (ze ścieżką dźwiękową włącznie) da mi wiele z tego, co w kinie grozy uważam za najcenniejsze, że realizacja nic tylko będzie mnie zachwycać. I tak też było.

Miłośnicy nieefekciarskich horrorów nastrojowych, których fabuły rozwijają się nieśpiesznie, przykładając przy tym dużą wagę do budowania napięcia, które zazwyczaj nie znajduje ujścia w jakichś mocno widowiskowych momentach, przybierających formę prymitywnych jump scenek, moim zdaniem powinni najszybciej jak tylko się da, sięgnąć po debiutancki pełnometrażowy film Lee Cronina. Fabuła może ich nie zachwyci, być może nawet mocno rozczarują ich te wszystkie klisze wykorzystywane przez scenarzystów, łącznie z kierunkiem, jaki ostatecznie obiera ich opowieść, ale nie sądzę, żeby wielu z nich nie potrafiło mimo wszystko wciągnąć się w tę historię. Realizacja będzie w tym pomocna, a i te wszystkie wątpliwości zasiewane przez twórców, pytania na które chce się poznać odpowiedzi powinny w jakimś stopniu wynagrodzić im brak większej oryginalności w warstwie tekstowej. Tym, którym będzie to przeszkadzać, bo całkiem możliwe, że przynajmniej część fanów nastrojowego kina grozy, tak jak ja, nie przekona się jedynie co do końcówki, a i prawdopodobnie znajdą się i tacy, których absolutnie żadne konwencjonalne zagranie scenarzystów nie będzie uwierało. Tak czy tak, polecam absolutnie wszystkim miłośnikom powolniejszych, nieepatujących drogimi efektami specjalnymi, bardzo klimatycznych filmów grozy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz