Stronki na blogu

poniedziałek, 18 grudnia 2023

„Menu” (2022)

 
Mający obsesję na punkcie sztuki kulinarnej Tyler Ledford zabiera smakową ignorantkę Margot Mills na prywatną wyspę, gdzie światowej sławy chef Julian Slowik prowadzi wykwintną restaurację Hawthorn. Wśród pozostałych gości są ceniona krytyczka kulinarna, niegdysiejsza gwiazda kina, zamożne małżeństwo regularnie stołujące się na wyspie oraz partnerzy biznesowi przełożonego Slowika. Wszyscy zostali starannie dopasowani do wyjątkowego menu genialnego szefa kuchni, wszyscy poza Margot, posiadaczki prymitywnego podniebienia, które może stanowić poważny problem dla wielkiego Juliana Slowika. Zakłócić najwystawniejszą ucztę w jego oszałamiającej karierze, która drastycznie rozminie się z oczekiwaniami biesiadników.

Plakat filmu. „The Menu” 2022, Searchlight Pictures, Hyperobject Industries

Podczas miesiąca miodowego amerykański scenarzysta i producent filmowy Will Tracy odwiedził ekskluzywną restaurację Cornelius Sjømatrestaurant na norweskiej wyspie niedaleko Bergen, gdzie wpadł w lekką paranoję – nie dość, że znajdował się w obcym kraju, to na dodatek w odizolowanym zakątku, nieodpowiednim dla człowieka z klaustrofobią. Albo wręcz przeciwnie, bo te osobiste przeżycia emocjonalne podsunęły mu pomysł na scenariusz, którym niezwłocznie podzielił się z przyjacielem Sethem Reissem. Nad swoją zabawną opowieścią z dreszczykiem pracowali głównie w mieszkaniu Tracy'ego, a z tej burzy mózgów powstał tekst, który trafił na tak zwaną The Black List (ulubione scenariusze niezrealizowane), szybko jednak znalazł sobie producenckiego opiekuna – kupiony przez firmę Searchlight Pictures. Na którymś etapie prac wytwórnia połączyła siły z Hyperobject Industries. W kwietniu 2019 do publicznej wiadomości podano informację o wyborze reżysera, Alexandra Payne'a, który z powodu innych zobowiązań wkrótce opuścił pokład, ustępując miejsca Markowi Mylodowi bodaj najbardziej kojarzonemu z serialami „Gra o tron” (2015-2017) i „Sukcesja” (2018-2023). Ujawniono też nazwiska odtwórców głównych ról: Ralpha Fiennesa i Emmy Stone. W czerwcu 2021 roku ogłoszono, że pani Stone zrezygnowała z udziału w „Menu” (oryg. „The Menu”), swoją decyzję tłumacząc napiętym harmonogramem i że jej miejsce zajęła Anya Taylor-Joy (m.in. „Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii” Roberta Eggersa, „Morgan” Luke'a Scotta, „Split” i „Glass” M. Nighta Shyamalana, „Ostatniej nocy w Soho” Edgara Wrighta). Główne zdjęcia ruszyły w pierwszym tygodniu września 2021 roku w Savannah w stanie Georgia i na Jekyll Island, a światowa premiera odbyła się we wrześniu 2022 roku na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto. Szeroka (międzynarodowa) dystrybucja kinowa ruszyła w listopadzie 2022, a w styczniu kolejnego roku obraz trafił na platformy internetowe.

Obsypany nominacjami do przeróżnych nagród filmowych, zrealizowany za około trzydzieści milionów dolarów amerykański horror/thriller satyryczny wyreżyserowany pod natchnieniem „Anioła zagłady” Luisa Buñuela z 1962 roku. Mark Mylod przyznał, że do scenariusza Setha Reissa i Willa Tracy'ego przede wszystkim przyciągnęła go mnogość perspektyw. „Wypaczanie, zjadanie i przekręcanie systemu wartości” postaci zgromadzonych na niewielkiej wyspie niedostępnej dla zwykłych śmiertelników, czyli ludzi niecelebrujących posiłków, niepotrafiących docenić arcydzieł sztuki kulinarnych. W restauracji egocentrycznego kuchennego czarodzieja Juliana Slowika (widowiskowa kreacja Ralpha Fiennesa) zwykła konsumpcja jest zakazana - tu się nie je, tu się rozkoszuje! - takie pomyłki jak Margot Mills (niesamowicie charyzmatyczny występ Anyi Taylor-Joy) nie powinny się więc zdarzać. Luksusowy lokal Hawthorn nie pasuje do jej niewyrafinowanego gustu, z czego sama doskonale zdaje sobie sprawę, a najgorsze, że nie wykazuje chęci poprawy. Grzeszy i dobrze jej z tym. Ordynarna zjadaczka na snobistycznej wieczerzy. Orgiastyczna zabawa smakoszy drogą przez mękę niewtajemniczonej jednostki z przepalonym podniebieniem. Niewtajemniczonej w prawdziwą Sztukę. Kulinarna kultura elitarna dla nieznajomej przedstawiającej się jako Margot jest fikuśnym zdekonstruowanym awangardowym gównem. Trafiło się ślepej kurze ziarno, a ona jeszcze grymasi? Obraża guru gotowania! I jak tu jej nie polubić? Mnie w każdym razie zauroczyła niewdzięczna towarzyszka Tylera Ledforda (obłędny popis Nicholasa Houlta, którego miłośnicy kina grozy mogą pamiętać choćby z „Wiecznie żywego” Jonathana Levine'a, czy późniejszego „Renfielda” Chrisa McKaya), wybitnie oddanego fana niedoścignionego Slowika. Właściwie szef piekielnej kuchni nie tyle jest idolem, ile obiektem kultu młodego smakosza, którego w przeciwieństwie do jego ewidentnie niedobranej pary, stać na żywienie się w renomowanych restauracjach. Mam jednak podejrzenie graniczące z pewnością, że gdyby główna bohaterka „Menu” Marka Myloda mogła sobie pozwolić na raczenie się daniami najznamienitszych kucharzy, i tak zostałaby przy „podłych knajpach”, czyli lokalach bez gwiazdek Michelin. Scenariusz (imię jest wróżbą) ma strukturę menu – odpowiednia prezentacja dań tego przeklętego wieczora serwowanych w restauracji nadzwyczajnej. Opisane zdjęcia niekoniecznie samych rarytasów - nazwa i najważniejsze składniki; część z nich opatrzono dowcipnymi, czy jak kto woli niesmacznymi komentarzami – którymi goście w sumie mają raczyć się ponad cztery godziny. Margot nie jest przyzwyczajona do tak długiego zaspokajania głodu, odważnie zakładając, że w królestwie Juliana Slowika w ogóle da się porządnie najeść – za taką kasę powinno, ale taka ignorantka kulinarna jak panna Mills najpewniej żyje w przekonaniu, że z najdroższych restauracji wychodzi się głodnym. Wystarczy spojrzeć na talerze jednocześnie stawiane przed wszystkimi klientami, mikroskopijne dzieła podniosłej sztuki współczesnej wnoszone przez małą armię robotów: podwładnych wysławiających (nie)święte imię jego. Jim Jones naszych czasów i jego elektryzująca relacja z niewierną. Hipnotyczny duet niezgodnych (nominacje do Złotego Globu dla odtwórców tych ról), elektryzująca relacja podmiotów niedopasowanych, elementów z innej układanki. Nieobliczalny platoniczny związek postaci z różnych bajek, zacieśniany nieoczywistym konfliktem. Nieprostackie starcie odmiennych(?) charakterów, próba sił w nieprzyzwoicie drogim hermetycznym pojemniku na żywność. Edycja limitowana.

Plakat filmu. „The Menu” 2022, Searchlight Pictures, Hyperobject Industries

Wybornie histeryczna rozrywka w klaustrofobicznej scenerii. Paranoiczny dreszczowiec flirtujący ze slasherem (jest i konwencjonalne przebudzenie mocy final girl) w oparach absurdu. Umiarkowanie makabryczna satyra społeczna z barwną ludnością, której przewodniczy zjawiskowa parka, ognisty tandem damsko-męski, przy którym reszta może uchodzić za stado baranów. Julian Slowik i Margot Mills w moim poczuciu są swego rodzaju krzywym zwierciadłem celebryckich dusz zgromadzonych na tajemniczej wyspie. Bardziej przypomina to siedzibę jakiejś sekty - ze wspólną sypialnią dla owieczek i osobną kwaterą dla pasterza – aniżeli działalność gospodarczą. Kult jednostki obejmujący także klientów. Co ciekawe, w projektowaniu atelier chefa Slowika udział brała Dominique Crenn, zdobywczyni trzech gwiazdek Michelin, pochodząca z Francji właścicielka wykwintnej restauracji w San Francisco. W charakterze doradcy zatrudniono też Davida Gelba, reżysera między innymi „Projektu Lazarus” (2015), ale twórców „Menu” oczywiście bardziej interesowały jego dokumentalne prace o sztuce kulinarnej (na przykład „Street Food” i „Chef's Table”). Reżyser piekielnej wieczerzy na prywatnej wyspie, Mark Mylod, przyznał, że sam zwykle czuje się nieswojo w wysokich restauracyjnych progach. Podobnie jak Margot, woli lokale, w których panuje zdecydowanie luźniejsza, rodzinna atmosfera. Bo protagonistka „Menu” od początku stawia sprawę jasno: to nie jest jej świat, ale jest na tyle uprzejma, aby zadać sobie trud zrozumienia obsesji swego fatalnego darczyńcy. „Wspaniałomyślnego” sponsora okropnej przygody w nadętym przybytku. Tyler Ledford, człowiek, któremu na moje nieeksperckie oko brakuje paru klepek, z jakiegoś powodu zjawił się w restauracji Hawthorn nie z tą damą, z którą miał się zjawić. Stąd konsternacja mistrza Slowika? Tak czy inaczej, sławny szef kuchni raz po raz przeszywa wzrokiem coraz bardziej zirytowaną Margot. Miała ubaw, ale to powoli robi się zwyczajnie żałosne, nie wspominając już o tym, że arogancki kucharz bezkarnie obraża swoich gości. Mistrzowskie zagranie z pieczywem – chleb jest dla biedoty, więc... Krytycy będą zachwyceni, choć ci najznamienitsi z pewnością znajdą jakąś dziurkę w całym. W każdym razie podczas gdy większość klientów rozpływa się w zachwytach nad genialną koncepcją UWAGA SPOILER żarcia, którego nie ma KONIEC SPOILERA – co za kunszt, co za sznyt! - Margot utwierdza się w przekonaniu, że trafiła do domu wariatów. A jakby tego było mało, sam chef fatyguje się do jej stolika (goście usadzeni według siedmiu grzechów głównych). Zachowanie nie do przyjęcia i impertynenckie odzywki, zamiast należnego ukorzenia się przed nie byle jakim karmicielem. Margot nie jest przykro, co jest bodaj największą obrazą, najsiarczystszym policzkiem dla takiego boga kuchni, jak Julian Slowik. Większą od ostentacyjnego umiarkowania w jedzeniu, tj. rozpływaniu się w niebiańskich smakach unikalnego atelier. Niewyparzony język dziewuchy gardzącej jego darami. Kopciuszek plujący na szklany pantofelek od księcia. Lepszy papieros w kibelku od ekstatycznych doznań firmowanych najpotężniejszym nazwiskiem w światku kulinarnym. Bezbłędna jest ta dziewczyna, ale sytuacja w restauracji Hawthorn niebawem i ją może przerosnąć. Tylko jej niemiły towarzyszy zachowuje stoicki spokój; nienormalny spokój. Nie, jest jeszcze starsza pani zajmująca pojedynczy stolik pod ścianą, która zdążyła znieczulić się alkoholem. Zrezygnowana staruszka niedyskretnie potraktowana przez dziwnie skorego do zwierzeń zarządcy tego prestiżowego wariatkowa. Przyznaję, że otwierałam to „Menu” z przekonaniem, że uwzględniono w nim niejedną potrawkę z ludzkiego mięsa. Spodziewałam się kina kanibalistycznego, a dostałam... coś, co w gruncie rzeczy przelicytowało moje oczekiwania. Jazdę na krawędzi dobrego smaku. Bezlitosnego krytyka samozwańczych posiadaczy nadnaturalnego zmysłu smaku, umiłowanych degustatorów, znawców Sztuki gotowania, uważnie patrzących na ręce słynnym kucharzom. Celebracja pokarmu, msza święta smakoszy z pękatymi portfelami. Bufonada zabijająca pasję. Prowokacyjna, niepokorna, nieprzewidywalna, zniewalająca opowieść z ograniczoną poczytalnością. Kij w mrowisko ludzi z kijami w czterech literach. Niepoważna rozprawa o poważnych sprawach: konsumowaniu i zabijaniu. Dietetyczny pomyleniec, który ostatnim uderzeniem może pożądanie znokautować, powalić kreatywnością nawet doświadczonych odbiorców tak zwanych chorych horrorów. Kina paskudnego. Paskudnie śmiesznego;)

Grono eksperckie może się obrazić, ale kulinarnym troglodytom mojego pokroju ta niegrzeczna analiza społeczna powinna przypasować. Ludziom z lubością zatykającym sobie tętnice fast foodami, popijających popcorn colą, z uporem maniaków napychających się chipsami i najtańszym pieczywem. Posiadaczom niewysublimowanych podniebień mam czelność gorąco polecić wyszukane „Menu” Marka Myloda, kartę dań fikcyjnej renomowanej restauracji na prywatnej wyspie w Stanach Zjednoczonych. Awangardowy obłęd w rytmie thriller and slash. Petarda!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz