Stronki na blogu

wtorek, 16 stycznia 2024

„Danika” (2006)

 
Danika Merrick zbudowała sobie wymarzone gniazdko rodzinne w spokojnej dzielnicy Baltimore w stanie Maryland. Ma męża, który się o nią troszczy, trójkę wspaniałych dzieci, dobrze płatną pracę i ładny dom z zadbanym ogrodem. Wszystko układa się znakomicie, dopóki kobieta nie zaczyna doświadczać przerażających wizji. Upatrując źródła problemu w stresującej pracy, zachęcana przez męża, Danika postanawia całkowicie skupić się na prowadzeniu gospodarstwa domowego, co czyni tym chętniej, że nie ma wątpliwości, iż żadna opiekunka nie zaopiekuje się jej dziećmi tak dobrze, jak kochająca matka. Zmiana rozkładu dnia nie przynosi jednak pożądanych rezultatów, a na domiar złego przedstawicielka amerykańskiej klasy średniej ma coraz więcej powodów, by makabryczne halucynacje i koszmarne sny traktować jak zapowiedzi najbliższej przyszłości.

Plakat filmu. „Danika” 2006, Blue Omega Entertainment, Danika LLC, Roberts/David Films

Zrealizowany za około pięć milionów dolarów amerykański thriller psychologiczny z elementami horroru w reżyserii Ariela Vromena, pochodzącego z Izraela późniejszego twórcy między innymi takich obrazów jak „Iceman: Historia mordercy” (2012) i „Umysł przestępcy” (2016). Miłośnika twórczości Guillermo del Toro, Christophera Nolana, Martina Scorsese, Davida Finchera, Alejandro Gonzáleza Iñárritu, Alfonso Cuaróna i Alfreda Hitchcocka, nieświadomego czołowego nauczyciela Vromena w zakresie budowania napięcia. Scenariusz „Daniki” napisał debiutujący Joshua Leibner, który nie zrobi oszałamiającej kariery w branży filmowej (w pełnym metrażu sprawdzi się jeszcze dwukrotnie, przy mało znanych produkcjach: dramat „Free Style” z 2008 roku oraz uwolniony dwa lata później film akcji pt. „Krews”). Światowa premiera opowieści o zdesperowanej kobiecie mającej wizje, debiutanckiego obrazu fabularnego Ariela Vromena miała odbyć się w czerwcu 2006 roku (niezgodność danych na portalach filmowych; wedle drugiej wersji dystrybucja „Daniki” ruszyła w 2005 roku) na CineVegas Film Festival w Las Vegas, gdzie został wyróżniony w dwóch kategoriach – nagroda dla najlepszego filmu fabularnego i najlepszej aktorki (Regina Hall w drugoplanowej roli).

Marisa Tomei (m.in. „Obserwator” Joe Charbanica, „Pierwsza noc oczyszczenia” Gerarda McMurraya) jako nadopiekuńcza matka kwestionująca własne zdrowie psychiczne. Kameralny dreszczowiec psychologiczny o żyjącej w ogromnym stresie jednostce terroryzowanej przez wizje (efektywne wcielenie aktorskie). Ton „Danice” Ariela Vromena nadaje już pierwsza scena z dziewczynką samotnie stojącą na chodniku i nietypowym napadem z bronią w ręku. Niezmiennie podążamy za tytułową bohaterką – myślę, że można ją nazwać narratorką niewiarygodną – którą po raz pierwszy spotykamy w samochodzie. Przebitki z przeszłości, podróż z dziećmi wcinająca się w czołówkę i płynne wejście do zdecydowanie mnie zatłoczonego pojazdu. Danika Merrick jedzie do pracy, prowadząc przy tym rozmowę telefoniczną z ukochanym mężem Randym (przekonujący występ Craiga Bierko). Wspomnianą dziewczynkę spotykamy przed wejściem do banku, gdzie nasza niepewna przewodniczka marnuje cenne godziny, które, jak na idealną matkę przystało – a za takową się uważa - powinna spędzać z dziećmi. Pozbawiona opieki kilkulatka obojętnie mijana przez przechodniów. Może jej nie widzą? A może to stara, niedobra znieczulica społeczna? Tak czy inaczej, Danika zawsze brała sobie do serca cierpienia innych, a już zwłaszcza krzywdę nieletnich. Nie potrafi przechodzić do porządku dziennego nad okropieństwami tego świata, katastrofami szokująco często powodowanymi przez bliźnich. Nie jest w stanie pogodzić się z tak okrutnym (nie)porządkiem świata. Chorobliwie się przejmuje, zamartwia także na zapas... Zespół lęku uogólnionego? W każdym razie Danika pochyla się nad samotną, dziwnie milczącą dziewczynką z pustym spojrzeniem, w którym da się dojrzeć błysk paniki, gdy akcję ratunkową Daniki odwoła mężczyzna podający się za opiekuna prawnego zdezorientowanej kilkulatki. I w końcu zaczyna się ostatni dzień pracy pani Merrick. Znowu się spóźniła i co ważniejsze pomyliła w obliczeniach, do zrobienia sobie przerwy skłoni ją jednak incydent w gabinecie kierowniczki. Właściwie to jest napad... I tak odkrywa się największy problem Daniki. Trudno powiedzieć, czy zdarzało jej się to wcześniej, ale nie ulega wątpliwości, że kobieta boi się, że traci zmysły. Randy wychodzi z założenia, że to po prostu nadmierna eksploatacja organizmu, przepracowanie, które w gruncie rzeczy jest niepotrzebne, bo ich sytuacja finansowa nie wymaga takich poświęceń. Mają spore oszczędności, a mężczyzna też nie zarabia mało, więc Danika może skoncentrować się na ulubionym zajęciu, czyli zajmowaniu dziećmi. Nastoletnim Kurtem (znakomity Kyle Gallner, później widywany choćby w takich produkcjach, jak „Śmiertelna kuracja” Tony'ego Krantza, „Red” Trygve Allistera Diesena i Lucky'ego McKee, „Udręczeni” Petera Cornwella, „Zabójcze ciało” Karyn Kusamy, „Koszmar z ulicy Wiązów” Samuela Bayera, „Godzina oczyszczenia” Damiena LeVecka, „Krzyk” Matta Bettinelliego-Olpina i Tylera Gilletta, „Uśmiechnij się” Parkera Finna, „Zapytaj matkę” Laurence'a Vannicelliego), szóstoklasistką Lauren (też bardzo dobra kreacja Nicki Prian) i niewiele młodszego Briana (i znowu niezły popis Ridge'a Canipe'a). Psychiatra Daniki, zaledwie dwudziestoparoletnia doktor Evelyn Harris (wzmiankowana już wyróżniona na festiwalu w światowej stolicy hazardu Regina Hall), wbrew oczekiwaniom pacjentki, nie pochwala jej metod wychowawczych. W każdym razie czołowa postać omawianej frapującej produkcji Ariela Vromena, nie wprawi w podziw niepokojąco młodej - może jeszcze nie adultyzm, niemniej ma nowa pacjentka doktor Harris lekkie wątpliwości, co do jej kompetencji - i zapewne bezdzietnej, mocno hipotetycznej deski ratunkowej „matki niedźwiedzicy”.

Okładka DVD. „Danika” 2006, Blue Omega Entertainment, Danika LLC, Roberts/David Films

Pocięta rzeczywistość Daniki Merrick. Reaktywne skoki zmyślnie dostawione do uporządkowanych scenek z życia codziennego. Enklawa klasy średniej w amerykańskim mieście. Pocztówkowa dzielnica słoneczną porą, w którą raptownie wdziera się nadzwyczajnie wymowny mrok. Prorocze czarne wizje. Współczesna wieszczka z Troi (w dalszej perspektywie skręt w tak zwany syndrom/zespół Kasandry), która woli myśleć, że dopadła ją jakaś choroba psychiczna. Lepsze to od daru jasnowidzenia, gdy przyszłość rysuje się w takich barwach. Niepoprawna pesymistka, która na dobre i na złe związała się z nadmiernym optymistą. A przynajmniej tak to widzi Randy – obsesja żony na punkcie szukania dziur w całym, zadręczania się scenariuszami, które pewnikiem się nie spełnią. Nie wspominając już o katowaniu się rzeczami, na które nie ma wpływu. Nic nie poradzi na wybuchające autobusy i zboczeńców polujących na dzieci, dla własnego dobra, powinna więc powiedzieć sobie, że tak było, jest i będzie, i zacząć czerpać pełnymi garściami z nieutopijnego świata. Depresją go nie naprawi – ani tym, ani niczym – co ma być, to będzie, a to może być ostatni dzwonek do należytego przyswojenia tej gorzkiej lekcji. Nie czekaj na eden, bo zwariujesz. Za późno – do obszernej listy lęków Daniki dołącza monofobia. Strach przed sobą, a przynajmniej utrata zaufania do świadectwa własnych zmysłów. Rzeczywistość urojona, omamy gospodyni domowej (byłej pracownicy banku, ewentualnie dłuższy urlop wypoczynkowy, bo podobno sporo jej się tych wolnych dni nazbierało) zanadto skupionej na macierzyńskie. Korzeni nadopiekuńczości Daniki twórcy każą nam upatrywać w jej dzieciństwie (scenka retrospektywna, bynajmniej najdłuższa), nieprzepracowanej traumie, tragedii, która, jak mniemam, miała największy udział w kształtowaniu jej pesymistycznego światopoglądu. Gwoli ścisłości, Danika docenia dary od losu. Bezcenne podarki (mąż i dzieci) nadające sens jej życiu, trzymające na tym podłym świecie. Respirator kobiety udręczonej. „Danika” Ariela Vromena dobitniej argumentuje na korzyść strony nieprzyziemnej. Zdolność przewidywania przyszłości, a i syndrom Cole'a Seara w tym świecie przedstawionym nieprawdopodobny nie jest. Prorocze sny i halucynacje. Danika zarzeka się, że traktuje je jako dowód na alarmujące osłabienie kondycji psychicznej – nikt jej nie musi namawiać do szukania specjalistycznej pomocy – ale już „gorączka pewnej nocy” zaprzeczy tym deklaracjom. Pysznie zmontowana, minimalistyczna ekspozycja oniryczna. W podobnym duchu utrzymano egzotyczne spotkanie poprzedzające danie główne – doprawdy interesująca akcja w sypialni wstępem do poważniejszej rozmowy o życiu. Z innych atrakcji to na pewno upiorna, a przynajmniej stosownie niepiękna, charakteryzacja nieszczęsnej dziewczynki – wyrzut sumienia Daniki? - i w ogóle całe zdarzenie przed szkołą podstawową A skoro już przy tym jesteśmy, cofnijmy się myślą do makabry w kuchni, niegodnego pozazdroszczenia wykopaliska uzupełniającej lodówkę szalejącej pani domu. Chropowata faktura zdjęć smacznie kontrastująca z sielskim krajobrazem miejskim, osaczające nocne ciemności i przypuszczalnie trudniejsza sztuka wytrącania widza ze strefy komfortu w pełnym świetle dziennym. W ciepłych promieniach smutnego słoneczka. Sporadyczne lamenty w tle, melodyjne skargi według mnie najgodniej reprezentujące ścieżkę dźwiękową tego zaskakującego widowiska. UWAGA SPOILER Co by było, gdybym tego feralnego dnia wybrała drugą opcję? Dwie rozmowy telefoniczne: z szefową i prywatnym detektywem. Alternatywny scenariusz, równoległa rzeczywistość, wyimaginowany świat jednostki, która nie potrafi żyć bez męża i przede wszystkim dzieci. Po drugiej stronie lustra. W okaleczonej głowie kobiety, której los bynajmniej obłędem nie pokarał. Okazał litość rozdartej duszy. Bo gdy życie staje się nieznośne niezdolność odróżniania fikcji od prawdy czasami mocno zyskuje na wartości. I wydaje mi się, że to jeden z tych przypadków. Akt łaski KONIEC SPOILERA. „Danika” Ariela Vromena ma niedoszlifowane fragmenty – nie zawsze wchodzi w tempo, a i w pełni nie wykorzystuje swoich możliwości. Zwłaszcza w kontaktach z dziećmi mogłaby być bardziej zaangażowana, bo nie mogę oprzeć się poczuciu, że przesadnie pielęgnowane latorośle tytułowej postaci miały coś jeszcze do dodania w tej niewesołej konwersacji o życiu rodzinnym. W tej depresyjnej sadze rodzinnej. Nieperfekcyjnym dreszczowcu wciągającym.

Mały buldożer. Skromny thriller psychologiczny flirtujący z horrorem nadnaturalnym. Minimalistyczny w formie, ale z treścią sprawa nie jest już tak oczywista. Może nie od razu bogactwo, ale nie powiedziałabym, że to kolejny scenariusz na pół gwizdka pisany. „Danika” Ariela Vromena to agentka, która nie musi tanimi sztuczkami odwracać uwagi publiczności od papierowych ludzików z ustami pełnymi frazesów. Zamiast tego przeprowadza prawdziwą autopsję Jane Doe. Wybebesza jednostkę prześladowaną. Intrygujące studium ducha w szkarłacie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz