czwartek, 20 lipca 2023

„Zapytaj matkę” (2023)

 
Emmett przybywa wraz ze swoją narzeczoną Anyą do wiejskiej posiadłości odziedziczonej po matce, celem przeprowadzenia prac porządkowych przed zawiązaniem współpracy z agentką nieruchomości. Para od jakiegoś czasu stara się o dziecko, Anya martwi się jednak o motywację Emmetta. Boi się, że za pragnieniem wydania na świat potomka w przypadku jej ukochanego stoi głęboki uraz psychiczny, spowodowany porzuceniem przez rodzicielkę w dzieciństwie. Wbrew usilnym staraniom narzeczonej, Emmett konsekwentnie tłumi w sobie emocje. Zamiast stawić czoło traumatycznej przeszłości, zmierzyć się z wewnętrznymi demonami, godzi się z ich negatywnym wpływem na jego kondycję psychiczną. Ale niecodzienne zdarzenia zachodzące w zaskakującej spuściźnie po wyrodnej matce, zmuszą mężczyznę do wejrzenia w głąb siebie. Kiedy Anya zacznie zachowywać się jak kobieta, która wydała go na ten straszny świat.

Plakat filmu. „Mother, May I?” 2023, Bad Grey, Cine Primo, Burn Later Productions

Drugie pełnometrażowe osiągnięcie reżyserskie Laurence'a Vannicelliego – po filmie-widmo pt.„Vera”, podobno wydanym w 2015 roku – na podstawie jego własnego scenariusza, wykorzystującego pomysły jego partnerki, byłej baletnicy Daisy Long, czołowej choreografki w ekipie „Zapytaj matkę” (oryg. „Mother, May I?”). Dobrze przyjętego przez krytyków amerykańskiego nadprzyrodzonego(?) thrillera psychologicznego, ewentualnie arthouse horroru, zrealizowanego w tak zwanym reżimie sanitarnym, tłumaczonym pandemią COVID-19, co zważywszy na charakter niniejszej opowieści (wymyślonej w „czasach zarazy” i poniekąd w tym depresyjnym nastroju rozsnutej), ogromnym uniedogodnieniem nie było. Według Dane'a Eckerle'a, jednego z głównych producentów filmu „wszyscy mieszkali i pracowali na jednej posesji i byli ze sobą bliżej niż na jakimkolwiek tradycyjnym planie”. Tym sposobem wytworzyły się niesamowite więzi w zespole pod artystycznym kierownictwem Laurence'a Vannicelliego, który postanowił porozmawiać o traumie. Rezultat tych pracowitych wakacji w „pandemicznej kapsule” najpierw zaprezentowano publiczności niemieckiego Fantasy Filmfest Nights w kwietniu 2023 roku. W Polsce film zadebiutował na CDA Premium w lipcu tego samego roku, parę dni przed zaplanowanym wejściem do amerykańskich kin i na tamtejsze platformy VOD (akcja Dark Sky Films).

Kyle Gallner (m.in. „Red” Trygve'a Allistera Diesena i Lucky'ego McKee, na podstawie powieści Jacka Ketchuma, „Udręczeni” Petera Cornwella, „Koszmar z ulicy Wiązów” Samuela Bayera, „Krzyk” Matta Bettinelliego-Olpina i Tylera Gilletta, „Uśmiechnij się” Parkera Finna”) i Holland Roden w nawiedzonym domu na wsi. Widowiskowe popisy aktorskie w ciężkiej atmosferze psychicznej matni. Nietypowe podejście do motywu opętania – przewietrzenie konwencjonalnej budowli osobliwym związkiem tajemniczych postaci. Naturalne potrzeby istoty ludzkiej zapędzane w kozi róg kompleksu Edypa? Emmetta poznajemy tuż po śmierci jego biologicznej matki, w młodości sławnej tancerki, która z jakiegoś nieznanego mu powodu porzuciła go w dzieciństwie. Nie spodziewał się więc, że ta w gruncie rzeczy obca mu kobieta uczyni go jedynym spadkobiercą swojego majątku, w skład którego wchodzi dom na prowincji, w którym Emmett spędził pierwsze lata swojego nieszczęśliwego życia. Właściwie zdążył już odnaleźć swoje szczęście, a przynajmniej tak mu się wydaje. W jego przekonaniu Anya to pierwsza kobieta, która obdarzyła go miłością i nawet jeśli mężczyzna nie jest pewien swoich uczuć, jeśli w głębi ducha uważa, że nie nie są połówkami tego samego jabłka, woli niedopasowanie od dozgonnej samotności. Wystudiowana pogoda ducha młodego mężczyzny z potężnym bagażem doświadczeń. Syndrom odrzucenia, przypuszczalnie będący największym zmartwieniem jego narzeczonej. Niespełnionej poetki, niepretendującej do miana Perfekcyjnej Pani Domu. Roztrzepana jednostka, która paradoksalnie może pomóc Emmettowi w osiągnięciu wewnętrznego spokoju. Z pomocą swojej matki, psychoterapeutki, o której życiowy wybranek Anyi zdecydowanie nie ma najlepszego zdania. Wtrąca się do cudzego życia, a nawet nie nauczyła swojej córki pływać! Taka to ekspertka od ogniska domowego. Można więc śmiało założyć, że napięcie między Emmettem i Anyą nie zaczęło się gromadzić w osobliwym domu pani Tracy, kobiety, która miała pozbyć się swojego jedynego dziecka. Emmett jak zwykle robi dobrą minę do złej gry i pewnie spokojnie można by było nazwać go mistrzem w sztuce kamuflażu, gdyby udało mu się oszukać przyszłą żonę; przekonać ją, że rany zadane przez jego rodzicielkę już się zasklepiły. Ale jak to zrobić w miejscu, które prawdopodobnie ożywia mnóstwo wcześniej głęboko zakopanych wspomnień? Obmierzłe trupy nieubłaganie wychodzące na powierzchnię w przestronnym domu, który w wyniku działań filmowców wydaje się zbyt ciasny dla jednej osoby, a przypomnijmy, że sukcesor tego przeklętego przybytku rezyduje w nim ze swoją narzeczoną. Albo matką, trudno powiedzieć. Ulubionym sposobem Anyi na radzenie sobie z różnymi problemami w związku jest zamiana ról, którą najpewniej doradziła jej matka. Swego rodzaju wchodzenie w skórę partnerki/partnera, odgrywanie postaci przez sześćdziesiąt sekund, wczuwanie się w osobę siedzącą naprzeciwko... które zainspirowało duszę łaknącą kontaktu ze swoim jedynym synem? Diaboliczna istota już nieprzynależąca do jego świata, wreszcie znalazła sposób na zbliżenie się do Emmetta. Swojego dzikuska, któremu być może chce wynagrodzić krzywdy – w skradzionej skórze być taką matką, jaką nigdy nie była we własnej. Emmett skłania się jednak ku bardziej przyziemnemu wyjaśnieniu drastycznych zmian w zachowaniu i wyglądzie zewnętrznym Anyi. Myli się, sądząc, że wątpliwa wybranka jego udręczonego serca, odstawia niesmaczną szopkę, w nadziei na uśmiercenie wewnętrznych bestii Emmetta, które siłą rzeczy stoją na drodze także do jej szczęścia? Innymi słowy pomagając jemu, Anya pomoże też sobie. O ile podejrzenia Emmetta są słuszne i oczywiście zakładając, że nader śmiały plan zmartwionej narzeczonej się powiedzie. Hipotetyczny plan, bo jakiś głosik niekoniecznie tylko w głowie odbiorcy „Zapytaj matkę” Laurence'a Vannicelliego uparcie będzie rozprawiał o opętaniu. Upiorny szept porywaczki ciała.

Plakat filmu. „Mother, May I?” 2023, Bad Grey, Cine Primo, Burn Later Productions

W krętych korytarzach ludzkiego umysłu. W intymnej strefie, gdzie nic nie jest takie, jak się wydaje albo wszystko jest dokładnie takie, jak się wydaje. „Zapytaj matkę” Laurence'a Vannicelliego to historia kipiąca niedopowiedzeniami. Zdająca się na domysły widza, polegająca na jego wyobraźni i umiejętności łączenia kropek. Gotowości do wyciągania własnych wniosków z zaobserwowanych wydarzeń i zasłyszanych historii. Sekretna saga rodzinna, podejrzana sprawa z zapadłej prowincji. „Zapytaj matkę” bazuje głównie na klimacie – alienacja, klaustrofobia, paranoja, psychopatologia w posępnym naturalnym krajobrazie; zgniłozielone tło dookoła przeklętego domu (i sąsiedniej posesji) odmalowane przez Matkę Naturę – i kreacjach aktorskich. Na spektakularnych występach Kyle'a Gallnera i Holland Roden, wypada jednak wspomnieć, że nie są to jedyni obywatele tego nieprzyjaznego świata przedstawionego. Mauzoleum okropnych wspomnień? Na pewno arena niecodziennych wydarzeń. Gwałtowny zwrot w życiu „kameleona”. Nieprognozowane anomalie niepogodowe. Niezwykle cicha burza bynajmniej w szklance wody. Emmett i Anya planowali przygotować niespodziewany spadek tego pierwszego na pierwsze oględziny pośredniczki w obrocie nieruchomościami i niezwłocznie wrócić do miasta, ale każde dziecko wie:), że do nawiedzonego zamczyska łatwiej wejść, niż zeń wyjść. Niemarny substytut matki. Dusza narzeczonej spętana przez duszę rodzicielki. Osobowość Anyi połknięta przez faktyczną bądź tylko domniemaną osobowość Tracy. Nieklasyczne opętanie; intrygująca koncepcja, której moim zdaniem przydałoby się jakieś doborowe towarzystwo. Mistyczny taniec (choreografia Daisy Long) w środku nocy przed stosownie niekomfortowym domem, widmowa sylwetka Anyi przytulona do nieprzeniknionych ciemności w tym momencie królujących w salonie (przypomniał mi się „Czarny łabędź” Darrena Aronofsky'ego: buu! Mój Ty cukiereczku) i cudnie rozgorączkowana sekwencja makabrycznych zdjęć z dalszej partii „Zapytaj matkę” (tutaj z kolej przypomniał się „The Ring” Gore'a Verbinskiego: legendarna kaseta wideo), to według mnie największe ustępstwa - nie licząc soczystego klimatu i ewentualnie syndromu Anyi-Tracy, przyjmując, że mamy tutaj do czynienia z opętaniem à la „Egzorcysta” Williama Friedkina - na rzecz horroru. Mało? Mnie tam by wystarczyło, gdyby środkową część filmu wspomóc jakimś dodatkowym wątkiem lub po prostu przedstawić tę toksyczną albo zbawienną relację z większym pazurem. Za bardzo to zachowawcze, jak dla mnie. Monotonia dnia codziennego z mamusią w skórze narzeczonej. „Zakręcony piątek” Laurence'a Vannicelliego, który chyba za dużo mi obiecał. Pompowanie balonika, który owszem pękł ze stosownym hukiem, ale „czasami […] Zielona Mila jest taka długa”, że pozwolę sobie zacytować Stephena Kinga. Wszystko (począwszy od planszy tytułowej) wskazuje na starą szkołę straszenia – niegłupia rozprawa pod tytułem „Najbardziej boimy się tego, czego nie widzimy. Wyobrażone potwory zawsze potworniejsze od najwymyślniejszych efektów specjalnych” - co potraktowałam jako największą zachętę, nie mogłam jednak oprzeć się wrażeniu, że komuś tutaj zamarzyło się prześcignięcie najwybitniejszych wykładowców na tej szacownej uczelni. Konkretnie, ekspertów od slow burning aka nic się nie dzieje. Śmiem przypuszczać, że mniej preferowanej w dzisiejszych czasach narracji, z którą osobiście mocno sympatyzuję – ta formuła z reguły dobitniej do mnie przemawia od rozpędzonym filmowych kolejek – ale czy to aby nie jest lekka przesada? A może jaskółka, która wiosnę czyni? Może idzie nowe, może nawet spodoba mi się bardziej od poprzedniego? Ten eksperyment uznaję jednak za w połowie udany. Raz na wozie, raz pod wozem; wzloty i upadki w niemal hermetycznym świecie Emmetta i Anyi-Tracy; niepożądane wahania nastroju zgotowane przez bądź co bądź całkiem obiecującego reżysera. Marazm i napięcie, napięcie i marazm, i tak aż do pysznie nieapatycznego finału.

Inwazja porywaczki ciała w Stefie Mroku. Siłowanie się z wiecznie nienażartą traumą na krańcu świata. W wytęsknionych objęciach matki. W koszmarnych objęciach rzeczonej. Ależ ta historia miała potencjał! Mógł być młot pneumatyczny, a dostałam zaledwie toporek. Cóż, dobre i to. W każdym razie „Zapytaj matkę” Laurence'a Vannicelliego to historia o opętaniu, której raczej nie poleciłabym fanom standardowych opowieści o opętaniu. Opętaniu przez demony przeszłości, a i niewykluczone, że przez szalenie zdeterminowaną nieboszczkę. Nadnaturalną obecność w klaustrofobicznej krainie niespełnionych marzeń. (Nie)zawodny środek na wywołanie depresji. Spożywasz na własne ryzyko, ale jeśli wolno mi coś wtrącić, zwróć uwagę na ostrzeżenie/obietnicę „na etykiecie”: pooowolne spalanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz