Stronki na blogu

wtorek, 27 sierpnia 2024

„Humongous” (1982)

 
Rok 1946. Podczas przyjęcia na prywatnej wyspie młoda kobieta Ida Parsons zostaje napadnięta przez sfrustrowanego adoratora. Nietrzeźwy mężczyzna gwałci ją w lesie nieopodal domu pełnego bawiących się ludzi, a jedynymi stworzeniami świadomymi męki swojej ulubienicy są owczarki niemieckie hodowane przez ojca Idy, właściciela wyspy Eda Parsonsa. Rozwścieczone psy wydostają się z kojca i rzucają na gwałciciela, a temu krwawemu zdarzeniu spokojnie przygląda się jego ofiara.
Rok 1982. Grupa młody ludzi organizuje weekendową wyprawę pożyczonym jachtem na St. Martin Island w stanie Michigan. Za sterem staje Eric Simmons, odpowiedzialny chłopak mający napięte stosunki ze swoim impulsywnym bratem Nickiem. Na pokładzie znajdują się też ich siostra Carla, sypiająca z Nickiem, ale nieukrywająca zainteresowania bratem Donna Blake oraz Sandy Ralston, dziewczyna Erica. Po zapadnięciu zmroku kierujący jachtem zauważa dryfującego mężczyznę i niezwłocznie wszczyna akcję ratunkową, która kończy się powodzeniem. Rozbitek przedstawia się jako Bert Defoe, rybak uciekający z Dog Island, pustelni starszej pani chronionej przez sforę psów, gdzie już niebawem wszyscy będą zmuszeni poszukać schronienia przed bezlitosnym żywiołem. I zmierzyć się z innym zagrożeniem.

Plakat filmu.„Humangous” 1982, Humongous Films, Manesco Films

Po komercyjnym sukcesie „Balu maturalnego” (oryg. „Prom Night”), wypuszczonego w 1980 roku slashera ze scream queen Jamie Lee Curtis, jego reżyser Paul Lynch otrzymał propozycję od Charltona Hestona, amerykańskiego aktora i działacza politycznego, zdobywcy Oscara za pierwszoplanową rolę w eposie religijnym Williama Wylera z 1959 roku pt. „Ben-Hur”. Znany aktor chciał, by Lynch wyreżyserował „Mother Lode” (pol. „Gorączka złota”), thriller przygodowy, na podstawie scenariusza Frasera Clarke'a Hestona, syna Charltona Hestona, któremu twórca „Balu maturalnego” grzecznie odmówił. Wolał skupić się na innym projekcie – legenda głosi, że wszystko zaczęło się od nieznajomego dziecka, które w zasięgu słuchu Paula Lyncha w inspirujący sposób użyło słowa „humongous” - kolejnym slasherze, którego scenariusz też przygotował William Gray (poza „Balem maturalnym” fani horroru mogą go kojarzyć choćby z kultową „Zemstą po latach” Petera Medaka). Wyspiarskiej opowieści przesadnie mrocznej, którą zrealizowano w Kanadzie, w prowincji Ontario, a budżet produkcji oszacowano na dwa miliony dolarów kanadyjskich. W amerykańskich kinach, do których wszedł w czerwcu 1982 roku, „Humangous” Paula Lyncha zaprezentował się w okrojonej wersji – aby uzyskać kategorię R od Motion Picture Association of America (MPAA) z prologu wycięto parę sekund nagości i graficznej przemocy. W całości po raz pierwszy pokazał się we wrześniu 1982, w kanadyjskich kinach.

Zmiażdżony przez krytyków, ale doceniony przez wieloletnich fanów gatunku – nie wszystkich i dopiero w erze DVD (poprawa widoczności w stosunku do edycji VHS) – skromny slasherek Paula Lyncha porównywany do „Ludożercy” Joe D'Amato, „groźnego przestępcy” swego czasu ściganego w Wielkiej Brytanii (video nasties). Frustrująco niedoświetlony „Humongous”, znany też pod tytułem „Dog Island”... czyli obraz powstały na fali „The Pack” (pol. „Paczka”) Roberta Clouse'a, animal attack movie/natural horror film opartego na powieści Davida Fishera pod tym samym oryginalnym tytułem (pol. „Sfora”; Wydawnictwo Akabra, 2024)? Podobnie jak późniejsza „Rasa” (oryg. „The Breed”) Nicholasa Mastandrea? Tak czy inaczej, trochę tych Psich Wysp w królestwie horroru jest, ale samotnia Idy Parsons (Shay Garner) może zaskoczyć wszystkich ostrzeżonych przez rybaka Berta Defoe (Layne Coleman). Ale najpierw cofniemy się do czasów młodości jedynej córki Eda Parsonsa, rekina biznesu, który w 1946 roku zorganizował przyjęcie z okazji Święta Pracy na zalesionej wyspie będącej jego wyłączną własnością. Wyspie, na której stoi tylko jeden budynek mieszkalny – letniskowy domek Parsonsów – mała przystań dla łodzi i kojec dla psów, owczarków niemieckich hodowanych przez surowego Eda, jedynych świadków nieprzyjemnej rozmowy panny Idy z pijanym zalotnikiem. Odczekał swoje, a teraz stawił się po rzekomo należną mu nagrodę. Spanikowana dziewczyna salwuje się ucieczką, tym samym niechcący ułatwiając sprawę seksualnemu napastnikowi – instynkt samozachowawczy podpowiada natychmiastowe opuszczenie względnie (w każdym razie bliżej ludzi) bezpiecznego miejsca, byle jak najdalej od potencjalnego gwałciciela. Zbrodnia dokonuje się w lesie, a kara przychodzi wyjątkowo szybko – najdrastyczniejsza scena w „Humongous” Paula Lyncha. Makabryczne otwarcie spod znaku rape and revenge, sfinalizowane zbliżeniem na wyprane z emocji oblicze, utrzymana w tym samym złowróżbnym tonie czołówka - przegląd starych fotografii przy melancholijnej muzyce Johna Millsa-Cockella – i przenosimy się do lat 80. XX wieku. Trzydzieści sześć lat po koszmarnym balu na wyspie Eda Parsonsa, nieznający tej historii młodzi ludzie wybierają się w rejs wypożyczonym jachtem. Weekendowa wycieczka na St. Martin Island w stanie Michigan z Erikiem Simmonsem (niezgorszy występ Davida Wysockiego) w roli kapitana, niedyskretnego obiektu westchnień Donny Blake (przyzwoita kreacja Joy Boushel, m.in. „Mucha” Davida Cronenberga), marzącej o karierze w modelingu i złoszczącej na siebie za notoryczne uleganie czarnej owcy rodu Simmonsów. Nieobliczalnemu Nickowi (niezły popis Johna Wildmana), który w swoim rozsądnym bracie widzi największego rywala, a gadatliwą siostrzyczkę Carlę (przykuwająca uwagę Janit Baldwin) zazwyczaj całkowicie ignoruje. Nickowi nie zależy na Donnie aż tak, by przejmować się jej uczuciami do Erica – poza tym jest pewny, że jego idealny braciszek woli kobiety z klasą (nawet powie to Donnie) – w zupełności wystarczy mu, że „urodzona modelka” zaspokaja jego seksualne potrzeby. Kością braterskiej niezgody jest raczej niezawodność Erica – wygląda na to, że Nick chciałby zamienić się z nim miejscami, że zazdrości mu pozycji, jaką wypracował sobie w ich małej grupie. Skonfliktowani bracia na wyspie z agresywnymi psami... Hmm, czy aby na pewno twórcy „Rasy” z 2006 roku od „Humongous” z 1982 roku nie pożyczali?

Okładka VHS. „Humangous” 1982, Humongous Films, Manesco Films

Gdzie jest final girl? Stawiam dolary przeciwko orzechom, że nawet średnio zaznajomieni z podgatunkiem slash odbiorcy „Humongous” Paula Lyncha będą trwać w przekonaniu, że w ostatecznej konfrontacji weźmie udział Sandy Ralston (pięknie stopiona z postacią Janet Julian, podobno zastąpiona przez dublerkę w najbardziej pikantnej scence z jej bohaterką – pieszczoty na jachcie, przy sterze), którą złośliwy brat jej chłopaka miał na myśli mówiąc o dziewczynach z klasą. Rozsądna, empatyczna, znająca swoją wartość, ale niemająca tak wysokiego mniemania o sobie jak Donna Blake. Tradycyjna żeńska przyjaźń w slasherze – relacja przeciwieństw, której smaczku dodaje miłość do tego samego chłopaka. Bezwstydne próby odbicia Erica Simmonsa, które przynoszą skutek odwrotny do zamierzonego. Darmowy striptiz w oknie może zaimponować Nickowi, ale na pewno nie jego bratu. Żeby mieć jakieś szanse u „boskiego Erica” trzeba szanować własne ciało. Tylko bez przesady – prześwitujące ciuszki są w porządku, podobnie jak igraszki w miejscach publicznych. I nie mówić tylko o sobie! O swojej oszałamiającej urodzie i pewnej karierze w modelingu. Wszystko wskazuje na to, że Donna nie stanowi żadnego zagrożenia dla Sandy (albo żyjącej w błogiej nieświadomości, albo niemającej żalu do beznadziejnie zakochanej „najlepszej przyjaciółki”, mającej pełne zaufanie do Erica i może nawet współczującej ośmieszającej się dziewczynie), tym bardziej po wyłowieniu rybaka. Za wikt, opierunek i przede wszystkim transport Bert Defoe odwdzięczy się „mrożącą krew żyłach historią” (dla odmiany opowieść nie przy ognisku, tylko w gęstej mgle). O starszej pani i jej niezawodnych ochroniarzach. O Dog Island, która – jak słychać – jest niedaleko, ale to nie jest miejsce dla turystów. W każdym razie nowy znajomy młodych protagonistów „Humongous” Paula Lyncha zadbał o to, by nikogo nie naszła ochota na zwiedzanie tego hałaśliwego zakątka. Ale kiedy masz na pokładzie osobę desperacko zabiegającą o uwagę, rozżalonego dzieciaka, którego nie pochwalono za bezbłędnie wykonane zadanie i na dodatek odmówiono w pełni zasłużonego odpoczynku, nie możesz być wybredny. Fałszywy kapitan nie wręczył swemu zastępcy medalu, a przeklęte psy nie dały spać. Już on im pokaże, kto tu jest prawdziwym liderem! Popis głupoty niedojrzałego mężczyzny, który gorzko pożałuje tego szczeniackiego wybryku. Ale przy pierwszej nadarzającej się okazji spróbuje się zrehabilitować, a przynajmniej odzyskać choć odrobinę szacunku do samego siebie. Samotna akcja zwiadowcza na Dog Island z zaskakującym finałem, a przynajmniej ja nie byłam przygotowana na taki rozwój akcji. UWAGA SPOILER Sprytne oszustwo, zmyłka z psami - naokoło do twardej konwencji, znanej opowieści o mordercy podobno zdeformowanym (tj. postępująca zmiana wyglądu spowodowana akromegalią), ale musiałam uwierzyć bohaterom filmu na słowo, bo tylko ciemność widziałam. Nie licząc zdjęcia już po zabiegu pod patronatem Freddy'ego Kruegera; nie tyle paskudnego, ile tandetnego widoku poparzonej twarzy po obowiązkowym powstaniu rzekomo zgładzonego zabójcy KONIEC SPOILERA. W pierwszy poranek na przeklętej wyspie nastąpi kolejny podział grupy – ostatni przekonująco uzasadniony – w której notabene znajdzie się jedna osoba (i nie jest to domniemana final girl), że tak to ujmę, nieuznająca tej żelaznej reguły kina slash za sensowną. To znaczy obstaje przy trzymaniu się razem, ale gdy do głosu dojdzie strach, może złamać własną zasadę. W ponurym domu na Dog Island czekają na nas atrakcje rodem z „Psychozy” Alfreda Hitchcocka (niezamierzenie zabawna szarpanina) i „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną” Tobe'ego Hoopera, trzymające w napięciu spacery, spodziewane informacje na temat prawowitych mieszkańców tej osamotnionej nieruchomości i jedno naprawdę emocjonujące starcie. Dobrą decyzją była też miejscowa subiektywna praca kamery, z perspektywy drapieżnika, a fatalną wzmiankowane już ekstremalnie oszczędne sztuczne oświetlenie w scenach nocnych (niecałych). Poza tym przyplątały się naciągane epizody: nazbyt czytelne rozstawianie „pionków na szachownicy” - na przykład ambaras z odsłanianiem okna, wpuszczaniem światła do sypialni nietajemniczej starszej pani czy późniejsze makabryczne znalezisko w wodzie. Szkoda, że nie przyplątało się więcej krwawych efektów specjalnych, w ramach rekompensaty przyjęłam jednak finalne przebudzenie mocy – slasherowa poezja.

Slasher z elementami rape and revenge, animal attack i gothic fiction w klaustrofobicznej scenerii osadzony. Dzika wyspa, obskurny domek i banda zbłąkanych turystów, niepowierzchownie scharakteryzowani młodzi ludzie na weekendowym wypadzie. Niespektakularne osiągnięcie Paula Lyncha, kanadyjskiego reżysera, który na trwałe zapisał się w historii (pod)gatunku masakrą na balu maturalnym. „Humongous” absolutnie nie miał tyle szczęścia, nie uważam jednak, by zasłużył sobie na tak zjadliwą krytykę, z jaką spotkał się w swojej epoce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz