Rok
1946. Podczas przyjęcia na prywatnej wyspie młoda kobieta Ida
Parsons zostaje napadnięta przez sfrustrowanego adoratora.
Nietrzeźwy mężczyzna gwałci ją w lesie nieopodal domu pełnego
bawiących się ludzi, a jedynymi stworzeniami świadomymi męki
swojej ulubienicy są owczarki niemieckie hodowane przez ojca Idy,
właściciela wyspy Eda Parsonsa. Rozwścieczone psy wydostają się
z kojca i rzucają na gwałciciela, a temu krwawemu zdarzeniu
spokojnie przygląda się jego ofiara.
Rok
1982. Grupa młody ludzi organizuje weekendową wyprawę pożyczonym
jachtem na St. Martin Island w stanie Michigan. Za sterem staje Eric
Simmons, odpowiedzialny chłopak mający napięte stosunki ze swoim
impulsywnym bratem Nickiem. Na pokładzie znajdują się też ich
siostra Carla, sypiająca z Nickiem, ale nieukrywająca
zainteresowania bratem Donna Blake oraz Sandy Ralston, dziewczyna
Erica. Po zapadnięciu zmroku kierujący jachtem zauważa dryfującego
mężczyznę i niezwłocznie wszczyna akcję ratunkową, która
kończy się powodzeniem. Rozbitek przedstawia się jako Bert Defoe,
rybak uciekający z Dog Island, pustelni starszej pani chronionej
przez sforę psów, gdzie już niebawem wszyscy będą zmuszeni
poszukać schronienia przed bezlitosnym żywiołem. I zmierzyć się
z innym zagrożeniem.
|
Plakat filmu.„Humangous” 1982, Humongous Films, Manesco Films
|
Po
komercyjnym sukcesie „Balu maturalnego” (oryg. „Prom Night”),
wypuszczonego w 1980 roku slashera ze scream queen
Jamie Lee Curtis, jego reżyser Paul Lynch otrzymał propozycję od
Charltona Hestona, amerykańskiego aktora i działacza politycznego,
zdobywcy Oscara za pierwszoplanową rolę w eposie religijnym
Williama Wylera z 1959 roku pt. „Ben-Hur”. Znany aktor chciał,
by Lynch wyreżyserował „Mother Lode” (pol. „Gorączka
złota”), thriller przygodowy, na podstawie scenariusza Frasera
Clarke'a Hestona, syna Charltona Hestona, któremu twórca „Balu
maturalnego” grzecznie odmówił. Wolał skupić się na innym
projekcie – legenda głosi, że wszystko zaczęło się od
nieznajomego dziecka, które w zasięgu słuchu Paula Lyncha w
inspirujący sposób użyło słowa „humongous” - kolejnym
slasherze, którego scenariusz też przygotował William Gray
(poza „Balem maturalnym” fani horroru mogą go kojarzyć choćby
z kultową „Zemstą po latach” Petera Medaka). Wyspiarskiej
opowieści przesadnie mrocznej, którą zrealizowano w Kanadzie, w
prowincji Ontario, a budżet produkcji oszacowano na dwa miliony
dolarów kanadyjskich. W amerykańskich kinach, do których wszedł w
czerwcu 1982 roku, „Humangous” Paula Lyncha zaprezentował się w
okrojonej wersji – aby uzyskać kategorię R od Motion Picture
Association of America (MPAA) z prologu wycięto parę sekund nagości
i graficznej przemocy. W całości po raz pierwszy pokazał się we
wrześniu 1982, w kanadyjskich kinach.
Zmiażdżony
przez krytyków, ale doceniony przez wieloletnich fanów gatunku –
nie wszystkich i dopiero w erze DVD (poprawa widoczności w stosunku
do edycji VHS) – skromny slasherek Paula Lyncha porównywany
do „Ludożercy” Joe D'Amato, „groźnego przestępcy” swego
czasu ściganego w Wielkiej Brytanii (video nasties).
Frustrująco niedoświetlony „Humongous”, znany też pod tytułem
„Dog Island”... czyli obraz powstały na fali „The Pack”
(pol. „Paczka”) Roberta Clouse'a, animal attack movie/natural
horror film opartego na powieści Davida Fishera pod tym samym
oryginalnym tytułem (pol. „Sfora”; Wydawnictwo Akabra, 2024)?
Podobnie jak późniejsza „Rasa” (oryg. „The Breed”)
Nicholasa Mastandrea? Tak czy inaczej, trochę tych Psich Wysp w
królestwie horroru jest, ale samotnia Idy Parsons (Shay Garner) może
zaskoczyć wszystkich ostrzeżonych przez rybaka Berta Defoe (Layne
Coleman). Ale najpierw cofniemy się do czasów młodości jedynej
córki Eda Parsonsa, rekina biznesu, który w 1946 roku zorganizował
przyjęcie z okazji Święta Pracy na zalesionej wyspie będącej
jego wyłączną własnością. Wyspie, na której stoi tylko jeden
budynek mieszkalny – letniskowy domek Parsonsów – mała przystań
dla łodzi i kojec dla psów, owczarków niemieckich hodowanych przez
surowego Eda, jedynych świadków nieprzyjemnej rozmowy panny Idy z
pijanym zalotnikiem. Odczekał swoje, a teraz stawił się po rzekomo
należną mu nagrodę. Spanikowana dziewczyna salwuje się ucieczką,
tym samym niechcący ułatwiając sprawę seksualnemu napastnikowi –
instynkt samozachowawczy podpowiada natychmiastowe opuszczenie
względnie (w każdym razie bliżej ludzi) bezpiecznego miejsca, byle
jak najdalej od potencjalnego gwałciciela. Zbrodnia dokonuje się w
lesie, a kara przychodzi wyjątkowo szybko – najdrastyczniejsza
scena w „Humongous” Paula Lyncha. Makabryczne otwarcie spod znaku
rape and revenge, sfinalizowane zbliżeniem na wyprane z
emocji oblicze, utrzymana w tym samym złowróżbnym tonie czołówka
- przegląd starych fotografii przy melancholijnej muzyce Johna
Millsa-Cockella – i przenosimy się do lat 80. XX wieku.
Trzydzieści sześć lat po koszmarnym balu na wyspie Eda Parsonsa,
nieznający tej historii młodzi ludzie wybierają się w rejs
wypożyczonym jachtem. Weekendowa wycieczka na St. Martin Island w
stanie Michigan z Erikiem Simmonsem (niezgorszy występ Davida
Wysockiego) w roli kapitana, niedyskretnego obiektu westchnień Donny
Blake (przyzwoita kreacja Joy Boushel, m.in. „Mucha” Davida
Cronenberga), marzącej o karierze w modelingu i złoszczącej na
siebie za notoryczne uleganie czarnej owcy rodu Simmonsów.
Nieobliczalnemu Nickowi (niezły popis Johna Wildmana), który w
swoim rozsądnym bracie widzi największego rywala, a gadatliwą
siostrzyczkę Carlę (przykuwająca uwagę Janit Baldwin) zazwyczaj
całkowicie ignoruje. Nickowi nie zależy na Donnie aż tak, by
przejmować się jej uczuciami do Erica – poza tym jest pewny, że
jego idealny braciszek woli kobiety z klasą (nawet powie to Donnie)
– w zupełności wystarczy mu, że „urodzona modelka” zaspokaja
jego seksualne potrzeby. Kością braterskiej niezgody jest raczej
niezawodność Erica – wygląda na to, że Nick chciałby zamienić
się z nim miejscami, że zazdrości mu pozycji, jaką wypracował
sobie w ich małej grupie. Skonfliktowani bracia na wyspie z
agresywnymi psami... Hmm, czy aby na pewno twórcy „Rasy” z 2006
roku od „Humongous” z 1982 roku nie pożyczali?
|
Okładka VHS. „Humangous” 1982, Humongous Films, Manesco Films |
Gdzie
jest final girl? Stawiam dolary przeciwko orzechom, że nawet
średnio zaznajomieni z podgatunkiem slash odbiorcy
„Humongous” Paula Lyncha będą trwać w przekonaniu, że w
ostatecznej konfrontacji weźmie udział Sandy Ralston (pięknie
stopiona z postacią Janet Julian, podobno zastąpiona przez dublerkę
w najbardziej pikantnej scence z jej bohaterką – pieszczoty na
jachcie, przy sterze), którą złośliwy brat jej chłopaka miał na
myśli mówiąc o dziewczynach z klasą. Rozsądna, empatyczna,
znająca swoją wartość, ale niemająca tak wysokiego mniemania o
sobie jak Donna Blake. Tradycyjna żeńska przyjaźń w slasherze
– relacja przeciwieństw, której smaczku dodaje miłość do tego
samego chłopaka. Bezwstydne próby odbicia Erica Simmonsa, które
przynoszą skutek odwrotny do zamierzonego. Darmowy striptiz w oknie
może zaimponować Nickowi, ale na pewno nie jego bratu. Żeby mieć
jakieś szanse u „boskiego Erica” trzeba szanować własne ciało.
Tylko bez przesady – prześwitujące ciuszki są w porządku,
podobnie jak igraszki w miejscach publicznych. I nie mówić tylko o
sobie! O swojej oszałamiającej urodzie i pewnej karierze w
modelingu. Wszystko wskazuje na to, że Donna nie stanowi żadnego
zagrożenia dla Sandy (albo żyjącej w błogiej nieświadomości,
albo niemającej żalu do beznadziejnie zakochanej „najlepszej
przyjaciółki”, mającej pełne zaufanie do Erica i może nawet
współczującej ośmieszającej się dziewczynie), tym bardziej po
wyłowieniu rybaka. Za wikt, opierunek i przede wszystkim transport
Bert Defoe odwdzięczy się „mrożącą krew żyłach historią”
(dla odmiany opowieść nie przy ognisku, tylko w gęstej mgle). O
starszej pani i jej niezawodnych ochroniarzach. O Dog Island, która
– jak słychać – jest niedaleko, ale to nie jest miejsce dla
turystów. W każdym razie nowy znajomy młodych protagonistów
„Humongous” Paula Lyncha zadbał o to, by nikogo nie naszła
ochota na zwiedzanie tego hałaśliwego zakątka. Ale kiedy masz na
pokładzie osobę desperacko zabiegającą o uwagę, rozżalonego
dzieciaka, którego nie pochwalono za bezbłędnie wykonane zadanie i
na dodatek odmówiono w pełni zasłużonego odpoczynku, nie możesz
być wybredny. Fałszywy kapitan nie wręczył swemu zastępcy
medalu, a przeklęte psy nie dały spać. Już on im pokaże, kto tu
jest prawdziwym liderem! Popis głupoty niedojrzałego mężczyzny,
który gorzko pożałuje tego szczeniackiego wybryku. Ale przy
pierwszej nadarzającej się okazji spróbuje się zrehabilitować, a
przynajmniej odzyskać choć odrobinę szacunku do samego siebie.
Samotna akcja zwiadowcza na Dog Island z zaskakującym finałem, a
przynajmniej ja nie byłam przygotowana na taki rozwój akcji. UWAGA
SPOILER Sprytne oszustwo, zmyłka z psami - naokoło do twardej
konwencji, znanej opowieści o mordercy podobno zdeformowanym (tj.
postępująca zmiana wyglądu spowodowana akromegalią), ale musiałam
uwierzyć bohaterom filmu na słowo, bo tylko ciemność widziałam.
Nie licząc zdjęcia już po zabiegu pod patronatem Freddy'ego
Kruegera; nie tyle paskudnego, ile tandetnego widoku poparzonej
twarzy po obowiązkowym powstaniu rzekomo zgładzonego zabójcy
KONIEC SPOILERA. W pierwszy poranek na przeklętej wyspie
nastąpi kolejny podział grupy – ostatni przekonująco uzasadniony
– w której notabene znajdzie się jedna osoba (i nie jest
to domniemana final girl), że tak to ujmę, nieuznająca tej
żelaznej reguły kina slash za sensowną. To znaczy obstaje
przy trzymaniu się razem, ale gdy do głosu dojdzie strach, może
złamać własną zasadę. W ponurym domu na Dog Island czekają na
nas atrakcje rodem z „Psychozy” Alfreda Hitchcocka
(niezamierzenie zabawna szarpanina) i „Teksańskiej masakry piłą
mechaniczną” Tobe'ego Hoopera, trzymające w napięciu spacery,
spodziewane informacje na temat prawowitych mieszkańców tej
osamotnionej nieruchomości i jedno naprawdę emocjonujące starcie.
Dobrą decyzją była też miejscowa subiektywna praca kamery, z
perspektywy drapieżnika, a fatalną wzmiankowane już ekstremalnie
oszczędne sztuczne oświetlenie w scenach nocnych (niecałych). Poza
tym przyplątały się naciągane epizody: nazbyt czytelne
rozstawianie „pionków na szachownicy” - na przykład ambaras z
odsłanianiem okna, wpuszczaniem światła do sypialni nietajemniczej
starszej pani czy późniejsze makabryczne znalezisko w wodzie.
Szkoda, że nie przyplątało się więcej krwawych efektów
specjalnych, w ramach rekompensaty przyjęłam jednak finalne
przebudzenie mocy – slasherowa poezja.
Slasher
z elementami rape and revenge, animal attack i gothic
fiction w klaustrofobicznej scenerii osadzony. Dzika wyspa,
obskurny domek i banda zbłąkanych turystów, niepowierzchownie
scharakteryzowani młodzi ludzie na weekendowym wypadzie.
Niespektakularne osiągnięcie Paula Lyncha, kanadyjskiego reżysera,
który na trwałe zapisał się w historii (pod)gatunku masakrą na
balu maturalnym. „Humongous” absolutnie nie miał tyle szczęścia,
nie uważam jednak, by zasłużył sobie na tak zjadliwą krytykę, z
jaką spotkał się w swojej epoce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz