Reumatoidalne
zapalenie stawów zmusza legendarną animatorkę poklatkową Suzanne
Blake do zawiązania współpracy przy swoim prawdopodobnie ostatnim
filmie z dorosłą córką Ellą, niespełnioną artystyczną duszą,
zawsze żyjącą w cieniu ambitnej matki, a tym razem mającej być
jej rękami. Pomimo ogromnych starań Ella nie jest w stanie sprostać
niebotycznym wymaganiom sławnej rodzicielki, perfekcjonistki, która
podczas szczególnie nieprzyjemnej sesji twórczej z zawodną
partnerką doznaje udaru. Wielka artystka zapada w śpiączkę, a jej
zaszokowana córka przenosi się do swojego chłopaka Toma. Po
odzyskaniu równowagi psychicznej Ella postanawia sama dokończyć
film matki, a wspierający partner zapewnia jej odpowiednie miejsce
do pracy – mieszkanie w niemal opustoszałym apartamentowcu, gdzie
niebawem zawiąże się nowa współpraca artystyczna. Z pomysłową
dziewczynką, która nakłoni Ellę do zarzucenia projektu
apodyktycznej matki i zrealizowania jej przerażającej opowieści.
|
Plakat filmu. „Stopmotion” 2023, Blue Light, British Film Institute (BFI)
|
W
2012 roku Robert Morgan, brytyjski reżyser, scenarzysta i animator
poklatkowy realizujący się w produkcjach krótkometrażowych, razem
ze swoim przyjacielem Robinem Kingiem, zaczął przelewać na papier
opowieść zainspirowaną jego osobistym doświadczeniem z filmem,
który w trakcie tworzenia zaczął żyć własnym życiem (mowa o
shorcie „Bobby Yeah” z 2011 roku). Największym impulsem do
działania była jednak nagła myśl Morgana, że nigdy nie oglądał
filmu z postacią zajmującą się animacją poklatkową – tym
osobliwym rytuałem z kukiełkami, samotnym zajęciem w jego odczuciu
mającym w sobie coś mistycznego, okultystycznego. Uznał, że to
doskonały punkt wyjścia dla horroru psychologicznego, ale musiał
uzbroić się w cierpliwość, ponieważ zarówno jego, jak i Robina
Kinga cięgle wzywały jakieś inne zobowiązania. Częste
przerywanie prac nad scenariuszem „Stopmotion” skutkowało
wydłużeniem tego etapu do jakichś pięciu lat, a kolejne pięć
lat zajęło szukanie finansowania (nieprzewidziana przeszkoda:
pandemia COVID-19) dla tego pełnometrażowego debiutu reżyserskiego
Roberta Morgana. Ponad dziewięćset funtów na realizację tego
projektu przekazał Brytyjski Instytut Filmowy, który został
ujawniony (informacja podana do publicznej wiadomości przez firmę
Wild Bunch International) w czerwcu 2021 przed Cannes Film Market
(Marché du film de Cannes). Etap produkcji trwał od lutego do
kwietnia 2022 roku, a premierowy pokaz „Stopmotion” Roberta
Morgana odbył się we wrześniu 2023 roku na Fantastic Fest w Austin
w stanie Teksas, gdzie w konkursie głównym otrzymał nagrodę za
najlepszą reżyserię. W kolejnym miesiącu został wyróżniony na
Sitges Film Festival - Special Jury Award in the Official Fantàstic
Selection - gdzie podobno interweniowali ratownicy medyczni w związku
z omdleniem u jednego z widzów. W lutym 2024 firma IFC Films
wprowadziła „Stopmotion” do wybranych amerykańskich kin, a w
marcu tego samego roku ruszyła dystrybucja internetowa (w maju
filmem „zaopiekował się” streamingowy gigant Shudder). Do
polskich kin „Stopmotion” Roberta Morgana „wjechał” w
sierpniu 2024 z inicjatywy Forum Film Poland.
Opowieść
o procesie tworzenia i zagrożeniach z nim związanych. O
artystycznych zmaganiach animatorki poklatkowej usiłującej dorównać
swojej słynnej matce. Presja genialnego rodzica i nazbyt długo
niezaspokajane własne ambicje. Miłość Roberta Morgana do animacji
poklatkowej kwitnie od przeszło dwóch dekad – najbardziej
podziwia prace Charleya Bowersa, Ledislasa Starevicha, Waleriana
Borowczyka, Rolanda Topora (projektant animacji) i Jana Švankmajera,
twórczość którego miała największy wpływ na „Stopmotion”.
Morgan wykorzystał technikę, którą upodobał sobie ten czeski
artysta, a w każdym razie zachwycił pomysłodawcę omawianego
brytyjskiego horroru psychologicznego swoim minutowym spektaklem pod
tytułem „Meat Love” (1989). Człowiek, którego ze wszystkich
dotąd obejrzanych filmów najbardziej przeraził „The Last House
on Dead End Street” Rogera Watkinsa - notabene też opowiadający o
niekonwencjonalnym procesie tworzenia filmu – na krótkiej liście
wymarzonych odtwórczyń roli głównej w „Stopmotion” od
początku miał Aisling Franciosi, która oczarowała go swoim
występem w „The Nightingale” Jennifer Kent (potem pojawi się
chociażby w „Demeter: Przebudzenie zła” André Øvredala), a na
planie „Stopomotion” ujawnił się jej wrodzony talent do
działalności poklatkowej. Reżyser „Stopmotion” postrzegał to
jako swego rodzaju jednoosobowe show (Ella Blake jest obecna we
wszystkich scenach) wymagające mocno zróżnicowanej ekspresji
aktorskiej, którą dostrzegł między innymi w Aisling Franciosi (za
największymi gwiazdami się nie rozglądał, bo w jego przekonaniu
budżet nie pozwalał na zatrudnienie kogoś takiego), doskonałej
realizatorce niełatwego zadania postawionego przez nielicho
zapracowanego reżysera. Robert Morgan najpierw pokierował pracami
na planie, a potem zaszył się w jakimś ustroniu, by „pobawić
lalkami” - animacja poklatkowa dodana w postprodukcji, której
niepodobna wykonać w tempie porównywalnym do tworzenia bodaj
większości obrazów generowanych komputerowo. Z filmowych wpływów
na „Stopmotion” jego reżyser i współscenarzysta wymienił
„Podglądacza” Michaela Powella, „Magię” Richarda
Attenborougha (na podstawie powieści i scenariusza Williama
Goldmana), twórczość Romana Polańskiego (z wyszczególnieniem
„Wstrętu” 1965 i „Lokatora” 1976), Davida Cronenberga
(zakładam, że w tym przypadku skupił się na dosłownym wchodzeniu
pod skórę) i Davida Lyncha. Natchnienie Robert Morgan czerpał też
z malarskich dzieł Francisa Bacona. W swojej historii o toksycznym
rodzicielstwie i gwałtownym wyzwoleniu, o niekontrolowanej odbudowie
podciętych skrzydeł. Apetyt rośnie w miarę niejedzenia. Apetyt na
sukces w sztuce. Ella Blake dorastała w środowisku artystycznym, od
najmłodszych lat odkrywając tajniki animacji poklatkowej i marząc
o pójściu śladami swej surowej matki, wybitnej Suzanne Blake,
niedościgłej mistrzyni w ożywianiu przedmiotów martwych. Wydawać
by się mogło, że opiekunka przetrze ścieżkę swej latorośli, że
niebagatelne osiągnięcia rodzicielki ułatwią Elli realizację w
upragnionym zawodzie i że otrzyma wszelkie możliwe wsparcie od
znającego się na rzeczy rodzica, ale nawet w świecie, którym
rządzi nepotyzm zdarzają się odstępstwa od reguły. Legenda
animacji poklatkowej uznała, że jej jedyne dziecko nie jest dość
dobre, by spełnić swoje największe marzenie. Przyszedł jednak
taki moment, w którym Suzanne Blake poczuła się zmuszona do
połączenia sił z beztalenciem (w jej opinii), które sprowadziła
na ten świat. Do pożyczenia sobie niewyćwiczonych rąk
niekreatywnej dorosłej córki.
|
Źródło, zwiastun filmu: https://www.youtube.com/watch?v=ZcTClINQcl4
|
„Dziewczyna,
która kochała Toma Gordona” (aka „Pokochała Toma Gordona”)
Stephena Kinga i Wielki Zły Wilk z „Czerwonego Kapturka”
Charlesa Perraulta w pierwszym filmie animowanym Elli Blake. Na
podstawie scenariusza bezimiennej dziewczynki (zjawiskowa Caoilinn
Springall, która później pokaże się między innymi w „The
Beast Within” Alexandra J. Farrella) poznanej w cichym
apartamentowcu, w którym główna bohaterka „Stopmotion” Roberta
Morgana urządziła sobie tymczasową pracownię. Bezlitosna
małoletnia recenzentka, która na dobrą sprawę zajmuje miejsce
apodyktycznej matki Elli – mózg operacji z wykorzystaniem mięsnych
kukiełek. Mroczna bajka o dziewczynce, która zgubiła się w gęstym
lesie i potworze nazwanym Ash Man, podobnie jak Pennywise Stephena
Kinga czy Smakosz Victora Salvy mający z góry wyznaczony czas na
żer. Trzy noce z rzędu szkaradne stworzenie będzie ścigało
krwawiącą dziewczynkę bez dłoni i stóp i z rozdzierająco
smutnym spojrzeniem, powołaną do życia przez przesadnie ambitną
animatorkę oraz jej tajemniczą wspólniczkę. Dziewczynkę wykonaną
z kawałka surowego mięsa (na stek) i silikonu medycznego
wykorzystywanego choćby w tanatokosmetyce (kosmetyka pośmiertna).
Najmniej makabryczny z pomysłów nowej współpracowniczki Elli
Blake? Tak czy inaczej, złośliwej kilkulatce najbardziej zależy na
realizmie – conditio sine qua non ustnej umowy z artystką
zmagającą się z niemocą twórczą albo pozbawioną wyobraźni
zwykłą wyrobniczką, rzemieślniczką. UWAGA SPOILER To, co
czołowa postać „Stopmotion” Roberta Morgana bierze za brak weny
- fantazja już w dzieciństwie zduszona przez jej matkę? - i
irytującą konieczność współdziałania z kreatywną duszą, w
rzeczywistości może być odwołaniem do jej młodszego „ja”, a
przynajmniej ja skłaniam się ku tej interpretacji (fatalnie
inspirujące rozmowy dużej Elli z małą Ellą). Punkt dla
scenarzystów za niepodawanie wszystkiego na tacy KONIEC SPOILERA.
„Stopmotion” otwiera dziwnie abstrakcyjna sztuka montażu. Prosta
technika – długo nakładające się twarze tej samej osoby (różne
oblicza Elli Blake) – nadająca psychotyczny ton temu teatrzykowi
kukiełkowemu Roberta Morgana. Po tym fantazyjnym prologu rzucamy
okiem na życie rodzinne biednej Elli. Wchodzimy do ponurego
domiszcza zamieszkałego przez nieznoszącą sprzeciwu starszą panią
z reumatoidalnym zapaleniem stawów i jej niewykwalifikowaną
pielęgniarkę - jednostka niezdolna do samodzielnej egzystencji
łaskawie zadowalająca się (ledwo), obiektywnie rzecz biorąc,
troskliwą opieką jedynej córki. Najważniejszym obowiązkiem Elli
jest precyzyjne wykonywanie poleceń matki w jej domowej pracowni
animacji, gdzie rozgrywają się iście dantejskie sceny. Dobrze,
może trochę przesadziłam, ale nie ulega wątpliwości, że podły
Los dawno temu wrzucił Ellę do dysfunkcyjnego gniazda w pojedynkę
uwitego przez perfekcjonistkę w każdym calu. Punkt kulminacyjny
tego rozczarowująco krótkiego „aktu” z gatunku mroczna saga
rodzinna, ma miejsce podczas jednej z wyczerpujących sesji Elli, w
przeklętej pracowni wielkiej Suzanne Blake. Potem akcja powoli
wytraca pęd – soczyste owoce pracy w „nowoczesnym nawiedzonym
domu” w moim poczuciu ukrywające niedostateczną inwencję autorów
scenariusza. Niestety widać doświadczenie Roberta Morgana w filmach
krótkometrażowych; wprawę w szybkich akcjach, artystycznych
sprintach - jak by nie patrzeć „Stopmotion” to bieg na dłuższym
dystansie, a kręcenie się dookoła kukiełkowej osi nie wydaje mi
się najlepszą strategią twórczą. W każdy razie upiorne animacje
i bądź co bądź frapująca relacja diabelsko zdeterminowanej Elli
Blake z nienazwaną dziewczynką okazały się niewystarczające dla
mnie. Zainteresowanie niekonsekwentnie malało, napięcie tylko
sporadycznie wzrastało - narracyjne wyboje, deprymująco nierówny
„akt” drugi opowieści o żarłocznych pragnieniach. UWAGA
SPOILER Niegroźna pasja przechodzącej w niszczącą obsesję
KONIEC SPOILERA w optycznie pomniejszonym mieszkaniu. I
niemiłosierne grzebanie w otwartych ranach, wpychanie brudnych
paluchów pod skórę w dwóch zaskakująco długich momentach. Body
horror dumnie wkraczający do pustawego psychohorroru z
faktycznym bądź urojonym fundamentem nadnaturalnym.
Niezbyt
zajmująca treść, nie najgorszy klimat, nietuzinkowe efekty
specjalne. Animacyjne szaleństwo Roberta Morgana. Ciekawostka z
królestwa horroru: niepospolicie wyglądający okaz, który mógłby
podszkolić się w storytellingu (w pewnym sensie zapętlona i
arytmiczna środkowa partia). Poszukiwaczom przede wszystkim
niebanalnych form bez namysłu „Stopmotion” bym poleciła, ale
nie podsunęłabym tego tytułu tym miłośnikom kina gatunkowego,
dla których fabuła jest najważniejsza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz