Christopher Berry-Dee: brytyjski kryminolog, były komandos Królewskiej Piechoty Morskiej, potomek doktora Johna Dee, nadwornego astrologa królowej Elżbiety I. W 1997 roku, w wieku czterdziestu dziewięciu lat, został właścicielem i redaktorem naczelnym czasopisma The Criminologist, a w 2005 roku został mianowany dyrektorem The Criminology Research Institute (CRI). Pisarz true crime, najchętniej podejmujący tematykę seryjnych morderców (m.in. „Rozmowy z seryjnymi mordercami”, „Rozmowy z psychopatami: Podróż w głąb umysłów potworów”, „Rozmowy z seryjnymi morderczyniami. Królowe zbrodni”), okazjonalnie pracujący dla telewizji, głównie w charakterze doradcy – jak dotąd największy wkład miał w kilkunastoodcinkowy brytyjski serial dokumentalny z 1995 roku pt. „The Serial Killers”. Współpracował z wieloma agencjami prasowymi choćby przy sprawie seryjnego mordercy Johna Martina Scrippsa, agencjami prawniczymi w Rosji, gdzie przeprowadził wywiady z wieloma zabójcami i zabójczyniami, a ponadto prowadził wykłady dla organów ścigania i prestiżowego stowarzyszenia The Oxford Union.
W 2022 roku na polskim rynku wydawniczym zadebiutowała niedługa opowieść Christophera Berry'ego-Dee o amerykańskiej seryjnej morderczyni Aileen Wuornos, z którą przeprowadził liczne wywiady, kiedy przebywała w odosobnieniu. Główny autorem jest Berry-Dee, ale pozycja ta jest nazywaną także autobiografią bodaj najbardziej znanej seryjnej morderczyni czasów najnowszych, ponieważ sławny brytyjski śledczy zawarł w niej liczne i dość obszerne wypowiedzi tytułowej antybohaterki. Światowa premiera książki przypadła na rok 2004 – „Monster: My True Story” (później wydana też pod tytułem „Monster: Inside the Mind of Aileen Wuornos”) - czyli dwa lata po śmierci tutejszego podmiotu rozważań Christophera Berry'ego-Dee. Pierwsze polskie wydanie przygotowało wydawnictwo Mova pod tytułem „Monster: Aileen Wuornos. Zrozumieć seryjną zabójczynię”. Edycja w twardej oprawie, z okładką zaprojektowaną przez Łukasza Werpachowskiego i w tłumaczeniu Roberta J. Szmidta. Bonusy: chronologia wydarzeń i osiem stron z czarno-białymi zdjęciami.
„Zrozumieć seryjną zabójczynię” - taki podtytuł może sugerować, że Christopher Berry-Dee będzie się starał usprawiedliwić zbrodniczą działalność osławionej Amerykanki, Aileen Carol 'Lee' Wuornos; zajmie pozycję obrońcy Damy Śmierci. Ale to niezupełnie tak. Główny autor niniejszej publikacji nie tyle starał się wybielić podmiot tej krótkiej (nie licząc bonusów, dwieście pięćdziesiąt parę stron niedrobnym i nieściśniętym drukiem) rozprawy, ile przyjrzeć się szczątkom, z których ulepiono tego potwora nie Frankensteina. Bo Berry-Dee nazywa Lee potworem i w żadnym wypadku nie dał mi odczuć, że według niego amerykański tak zwany wymiar sprawiedliwości potraktował ją zbyt surowo (niezasłużona kara). Zamierzenie czy nie, podaje jedynie w wątpliwość uczciwość procesu. Autor zwraca uwagę na to, że ława przysięgłych nie znała wszystkich faktów na temat pierwszej ofiary Aileen Wuornos, Richarda Mallory'ego. Obrona starała się dowieść, że ich klientka działała w samoobronie, że zabiła tych wszystkich mężczyzn (siedmiu lub, jak uważa autor omawianej książki, ośmiu), ponieważ została przez nich zaatakowana. Rzekomo każdy z nich próbował ją zgwałcić i niewykluczone, że także zabić. A życiorys Richarda Mallory'ego w oczach ławy przysięgłych mógłby uwiarygodnić tę wersję wydarzeń. Decyzją sędziego na rozprawie nie ujawniono, że Mallory był znany organom ścigania – zaliczył nawet przymusowy pobyt w szpitalu psychiatrycznym o zaostrzonym rygorze przez swój nadmierny popęd seksualny. Nie był znany z tego, że obchodzi się delikatnie z kobietami – niejedna prostytutka mogłaby opowiedzieć na sali sądowej o bolesnych przeżyciach, jakie jej zaaplikował ten niewydarzony przedsiębiorca. Gdyby tylko na to pozwolono. Co więcej, Berry-Dee informuje nas, że obrona poruszyła tę kwestię w apelacji, ale druga instancja nie podzieliła jej stanowiska. Innymi słowy, panowie w togach nie widzieli niczego niestosownego w ukryciu istotnych informacji na temat jednej z ofiar. Może obawiali się, że ławnicy dojdą do, zdaniem autora „Monster: Aileen Wuornos. Zrozumieć seryjną zabójczynię” niesłusznego, wniosku, że wszyscy mężczyźni zamordowani przez jasnowłosą prostytutkę postawili ją w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia. Oni albo ona. Oczywiście, nie możemy mieć pewności, jak to było z Richardem Mallorym, ale zdaniem Berry'ego-Dee jest wielce prawdopodobne, że w relacji Wuornos z feralnego spotkania z tym człowiekiem jest najwięcej prawdy. Tutaj kobieta mogła działać w samoobronie. Zastrzeliła seksualnego drapieżnika... i odkryła „swoje powołanie”. Punkt zwrotny w życiu jednostki, która praktycznie od urodzenia miała pod górkę. Szczerze mówiąc trochę pogubiłam się w wywodach Christophera Berry'ego-Dee dotyczących dzieciństwa późniejszej Damy Śmierci. Autor podważa zeznania Lee o agresywnym dziadku poprzez przytoczenie opozycyjnych zeznań jego syna (któremu pisarz zdaje się bardziej wierzyć), a potem (ostatni rozdział, podsumowanie – już mniej obiektywnie, bardziej okiem, bądź co bądź, doświadczonego, zasłużonego kryminologa) nagle skłania się w stronę opowieści Lee. O jej traumatycznym dzieciństwie. Tutaj wypada zaznaczyć, że Wuornos przedstawiła dwie wersje swojego życia z dziadkami. Ich córka urodziła Lee i jej brata Keitha w okresie nastoletnim i nie widząc innego wyjścia (młoda, samotna matka bez widoków na lepsze jutro) podrzuciła swoje młode rodzicom. Aileen przez większość życia utrzymywała, że była maltretowana przez dziadka. Że babcia o wszystkim wiedziała, ale nigdy nie interweniowała. Zupełnie bierna w obliczu agresji męża względem małej dziewczynki. Która szybko zaczęła sprawiać kłopoty. W ostatnich latach życia Wuornos (Berry-Dee wspomina o postępującym szaleństwie wtedy już przebywającej za kratkami seryjnej morderczyni, tym samym sugerując, że to mogły być fałszywe podszepty niemiłosiernie poplątanego umysłu) przedstawiała już swoich niegdysiejszych opiekunów w samych superlatywach. Bez względu na to, która wersja jest bliższa prawdy, Aileen Carol Wuornos tak naprawdę od dzieciństwa świadczyła usługi seksualne (najczęściej płacono jej papierosami). Inicjację seksualną przeszła w wieku dziewięciu lat i już jako nastolatka (zanim osiągnęła pełnoletność) zaczęła żyć na własny rachunek. Wyemigrowała z „bezdusznej mieściny”, w której się wychowała i „rozkręciła swój mały biznes”. To znaczy robiła to, co znała. W czym miała już doświadczenie – z tą różnicą, że teraz za swoje usługi oczekiwała pieniędzy, a nie papierosów.
„Zbyt często zastanawiamy się nad prawami człowieka w odniesieniu do morderców – za to niemal nigdy nie słyszymy o prawach przysługujących ofiarom i ich rodzinom, czyli ludziom, którym bezpowrotnie zniszczono życie.”
Tyria Jolene Moore. Christopher Berry-Dee ma poważne wątpliwości względem tej postaci. Z jakiegoś nie do końca znanego mu powodu, prawdopodobnie najważniejsza osoba w życiu Aileen Wuornos, znalazła się poza wszelkim podejrzeniem. W każdym razie nie przedstawiono jej żadnych zarzutów. Świadek koronny? Na pewno główny świadek oskarżenia, który według Berry'ego-Dee miał jakiś układ z niektórymi policjantami pracującymi nad sprawą jej życiowej partnerki. Według autora książki istniały mocne przesłanki, by uważniej przyjrzeć się pani Moore, ale… na przeszkodzie mogły stanąć pieniądze i sława. Czyżby paru śledczych bardziej kierowało się interesem prywatnym niż publicznym? Odpuścili współwinnej zbrodni (domniemane współsprawstwo, pomoc w ukrywaniu dowodów zbrodni Aileen Wuornos), ponieważ dostrzegli w niej szansę dla siebie? Wyglądało mi na to, że Berry-Dee skłania się ku temu rozwiązaniu „zagadki Moore”. Skłania się, ale maksymalnej pewności „w jego głosie” nie słyszałam. Tak czy owak, „Monster: Aileen Wuornos. Zrozumieć seryjną zabójczynię” to kolejna praca pod tytułem: „zbrodnie, którym można było zapobiec”. A przynajmniej zminimalizować ryzyko narodzin Damy Śmierci. Bo zdaniem Berry'ego-Dee Aileen Wuornos nie urodziła się zła. Taka się stała przez splot nader niefortunnych okoliczności. I przez wady amerykańskiego systemu, czy raczej rażące zaniechania integralnych trybików tej maszynerii. Jak to najczęściej bywa w takich przypadkach zawiódł czynnik ludzki. Szkoła, opieka społeczna (jaka opieka? W rodzinnej miejscowości Lee takowej nie było, tj. wedle słów Christophera Berry'ego-Dee), opiekunowie prawni – nikt się nie wyrywał do pomocy tej aż proszącej się o wsparcie dziewczynce. Gwoli sprawiedliwości, autor wspomina o jednej interwencji szkoły, do której uczęszczało to nieszczęsne, a po latach już mordercze stworzenie, a właściwie dobrej radzie skierowanej do jej dziadków. Gdyby jej opiekunie poszli za tą sugestią, albo gdyby w szkole znalazł się choć jeden bardziej uparty pracownik, to zdaniem Berry'ego-Dee wszystko mogło potoczyć się inaczej. Dla Aileen i przynajmniej siedmiu mężczyzn, którzy na swoje nieszczęście znaleźli się na jej drodze. Nieluksusowej prostytutki, która po wielu nieudanych związkach z mężczyznami, skłoniła się w stronę kobiet. Aileen była osobą biseksualną, aczkolwiek z przedstawicielkami własnej płci miała nieporównywalnie mniej kontaktów seksualnych. Za swoją największą miłość Lee uważała Tyrię Moore, ale można chyba bezpiecznie przyjąć, że nawet z nią miała niewiele łóżkowych przygód. Byłam skłonna wierzyć tej, bądź co bądź, patologicznej kłamczusze, kiedy mówiła o bardziej emocjonalnej podstawie ich związku. Więź głębsza od fizyczności. Cielesne rozkosze najwyraźniej nie były szczególnie istotne dla żadnej z nich, a przynajmniej z niniejszego owocu pracy Berry'ego-Dee nie wyniosłam takiego wrażenia. Prawdziwie zakochane czy nie, dziewczyny mocno się do siebie przywiązały. Wspierały się wzajemnie, przy czym nie mogłam oprzeć się poczuciu, że ta gorsza połowa dawała z siebie więcej. Zupełnie pomijam tutaj jej zbrodniczą działalność. Owszem, niewątpliwie czerpała z niej też materialne korzyści – czym szczodrze dzieliła się ze swoją dziewczyną – ale zaryzykuję twierdzenie, że głównym źródłem ich utrzymanie były środki, które Aileen pozyskiwała z nierządu. W każdym razie był taki okres, w którym Tyria nie dokładała się do ich wspólnego budżetu, a Lee bez słowa skargi (czyżby?) pracowała w pocie czoła, czy jak kto woli obsługiwała po kilku mężczyzn dziennie, aby pozyskać środki na wyżywienie, alkohol (produkt pierwszej potrzeby przynajmniej dla Aileen, ale i Tyria nie zwykła wylewać za kołnierz) oraz tymczasowy dach nad głową dla nich obu. Stałego lokum nie miały, prowadziły koczowniczy tryb życia. Może i pragnęły się ustatkować. Zdobyć własne cztery kąty, ale nawet gdyby Aileen nie wdała się w najpoważniejszy konflikt z prawem w swojej dotychczasowej „karierze” (miała już na koncie mnóstwo przestępstw mniejszego kalibru, też wykroczeń), z którego oczywiście nie udało jej się wyjść obronną ręką, to i tak nie wróżyłabym im sukcesu. O ile zmieniłyby swojego podejścia do życia. Hałaśliwe lekkoduchy. Nadużywające alkoholu, zawsze chętne do bitki (a przynajmniej Lee) i wypitki, ubogie włóczykije, żyjące, jakby jutro nigdy miało nie nadejść. Carpe diem, co? Byłabym zapomniała. O filmach opartych na niechlubnej historii Aileen Wuornos też autor przynajmniej napomknął. A najgłośniejszy z nich to oczywiście „Monster” Patty Jenkins z Charlize Theron w roli głównej, za którą aktorka otrzymała między innymi Oscara i Złotego Globa.
Trudno uznać „Monster: Aileen Wuornos. Zrozumieć seryjną zabójczynię” Christophera Berry'ego-Dee za wyczerpujące studium Aileen Wuornos, amerykańskiej seryjnej morderczyni, która w latach 1989-1990 zastrzeliła przynajmniej siedem osób. Autor, czy tam współautor, tej publikacji skupia się na ośmiu denatach. Nie jest to jakaś ogromna skarbnica wiedzy na temat tej, nie wiedzieć czemu, najbardziej osławionej zabójczyni czasów najnowszych (sam autor na początku książki przyznaje, że nie rozumie jej fenomenu, a przynajmniej było tak dopóki uważniej nie przestudiował tego niezdrowego przypadku), a i język Christophera Berry'ego-Dee, choć z gruntu prosty, dla mnie bywał trudny (od Aileen Wuornos nie miałam takich wymagań – możecie to nazwać stosowaniem podwójnych standardów). Ot, czasami skrzywiłam się z niesmakiem (na przykład o człowieku, nie przeczę, typie spod ciemnej gwiazdy: „śmieć”), ale nie mogę powiedzieć, że bez zainteresowania, z mozołem brnęłam przez tę pozycji. Tak na pewno nie było i zaręczam Wam, że autor trochę poszerzył moją wiedzę o Aileen Wuornos. Polecam, choć może nie jakoś nadzwyczaj gorąco, mniej i bardziej namiętnym czytelnikom true crime.
Za książkę bardzo dziękuję księgarni internetowej
https://www.taniaksiazka.pl/ |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz