Dwie pary, Margaret i Ben oraz Ellie i Thomas wraz ze swoimi dziećmi Spencerem i Lucy, spędzają weekend w sąsiadujących ze sobą domkach letniskowych w zacisznym leśnym zakątku. Podczas pieszej wycieczki, w zrujnowanym budynku, znajdują głęboką studnię, z której chwilami bije tajemniczy blask. Chcąc pomóc przyjaciołom w naprawianiu wzajemnych stosunków, po powrocie Margaret proponuje, żeby najbliższą noc ich dzieciaki spędziły z nią i Benem. Wieczór upływa im na wspólnej zabawie, ale rankiem tymczasowi opiekunowie dokonują przerażającego odkrycia. Pociechy ich przyjaciół zniknęły. Po bezowocnym przeszukaniu domku i podwórza, nie informując o zdarzeniu Ellie i Thomasa, Ben w pojedynkę rusza do opuszczonego budynku w nadziei na zastanie w nim małych zgub. Tym sposobem staje się jedynym świadkiem szokującej tragedii. Jedynym dorosłym mającym wszelkie powody nie ufać istotom podającym się za Spencera i Lucy.
Kameralny horror wyprodukowany przez Blumhouse Television, w reżyserii Roxanne Benjamin, twórczyni między innymi „Szkółki przetrwania” (2019) i współtwórczyni antologii grozy „Droga na południe” (2015) oraz „XX” (2017). Oryginalny skrypt autorstwa T.J. Cimfela i Davida White'a, scenarzystów między innymi „Shut In” (2015), został przerobiony przez Benjamin, dostosowany do innej lokalizacji i napiętego harmonogramu, na co zasadniczy wpływ miała zapewne sytuacja pandemiczna (główne zdjęcia powstawały w okresie bezwzględnego panowania covida – ruszyły w listopadzie 2021 roku). I przemianowany z „The Ravine” na „There's Something Wrong with the Children” (pol. „Coś jest nie tak z dzieciakami”). Film kręcono w stanie Luizjana, w tym w XIX wiecznym ceglanym forcie, funkcjonującym pod nazwą Fort Macomb, leżącym w Nowym Orleanie, na zachodnim brzegu Chef Menteur Pass miejscu o szczególnym znaczeniu historycznym, w pobliżu którego nie ma żadnych wąwozów. Obraz trafił bezpośrednio do strefy VOD, poczynając od 17 stycznia 2023 roku (Kanada i rodzime poletko owej produkcji, czyli Stany Zjednoczone).
Roxanne Benjamin nie ukrywa, że pracując nad „Coś jest nie tak z dzieciakami” czerpała głównie z twórczości Stephena Kinga, którą darzy szczególnymi względami, ale w swoich wypowiedziach medialnych dawała też do zrozumienia, że ponadto na tę produkcję wpłynęły dwa z jej ukochanych filmów: „Synalek” Josepha Rubena i „Wioska przeklętych” Wolfa Rilla (ewentualnie Johna Carpentera: remake/readaptacja „Kukułczych jaj z Midwich” Johna Wyndhama). A właściwie trzy, bo czołówka – soczyście zielone harce filmowego rodzeństwa, płynnie zwalniające tempo przy dźwiękach Sisters of Mercy – powstała z inspiracji „Co się stało z Solange?” Massimo Dallamano. „Coś jest nie tak z dzieciakami” to horror skromny zarówno na gruncie fabularnym, jak i technicznym. O ile mnie pamięć nie myli, mniej dosadny od „Dzieci” Toma Shanklanda (nie wspominając już o kultowym „Czy zabiłbyś dziecko?” Narciso Ibáñeza Serradora na podstawie powieści Juana José Plansa), niemniej przede wszystkim ten tytuł miałam przed oczami podczas niniejszej weekendowej wyprawy. Dwóch zaprzyjaźnionych par i rzecz jasna tytułowych dzieciaków, w które w stosownie (lekko) upiornym stylu wcielili się Briella Guiza i David Mattle. Role ich filmowych rodziców powierzono Carlosowi Santosowi (m.in. „W pogoni za duchami” Bena Paysera i Scotta Rutherforda) i Amandzie Crew (m.in. „Oszukać przeznaczenie 3” Jamesa Wonga, „Udręczeni” Petera Cornwella, „Isabelle” Roberta Heydona), których wkład oceniam na mocno przeciętny. Podobnie jak występ Alishy Wainwright (jako Margaret), ale już partnerujący jej Zach Gilford (m.in. „Ostatnia zima” Larry'ego Fessendena, „Zemsta po śmierci” Sebastiana Gutierreza, „Diabelskie nasienie” Matta Bettineliego-Olpina i Tylera Gilletta, „Noc oczyszczenia: Anarchia” Jamesa DeMonaco) przyjemnie mnie zaskoczył. Wbrew pozorom „Coś jest nie tak z dzieciakami” nie przemierza najbardziej utartych ścieżek na terytorium horroru, na co zresztą w swoich szczegółowych omówieniach rzeczonego przedsięwzięcia, zwracała uwagę sama reżyserka. Gdyby tak było, to twórcy nie omieszkaliby przedstawić całej genezy „szaleństwa dzieciaków”, zbudować jakiejś niekoniecznie interesującej mitologii (z wypowiedzi Benjamin można wywnioskować, że takie „dawno, dawno temu bla, bla, bla” przeważnie niemiłosiernie ją nudzi), a współczesną Kasandrą nie byłby mężczyzna. Innymi słowy, to Benowi przypadła niewdzięczna rola zaalarmowania reszty. Pozostałych dorosłych wczasowiczów, którzy w odróżnieniu od niego, nie mają żadnego powodu, by wietrzyć jakieś niebezpieczeństwo ze strony zaledwie dziewięcioletniego chłopca i jego niewiele starszej siostry. Tym bardziej, gdy złym prorokiem jest jednostka z nie najlepszą kondycją psychiczną. Cała akcja zamyka się na amerykańskim wygwizdowie, w odludnej okolicy otoczonej niezbyt gęstym, żeby nie powiedzieć rzadkim (przynajmniej w najbliższej perspektywie) lasem, którego maleńki fragment oczywiście też posłużył za plan ekipie pod dowództwem Roxanne Benjamin. Dwa niemal przytulone do siebie średniej wielkości drewniane domki letniskowe postawiono nieopodal zabytkowych ruin, które nasi bohaterowie - a jakże! - na swoje nieszczęście na samym początku tego pechowego weekendu uznają za warte obejrzenia. Albo po prostu większość dojdzie do wniosku, że lepiej ulec namowom Bena, niż później wysłuchiwać, ileż to stracili nie wybierając się z nim na tę niezapomnianą wyprawę, która swoją drogą przypomniała mi „Smętarz dla zwierzaków” aka „Cmętarz zwieżąt” Stephena Kinga. A sekretna studnia, naturalną koleją rzeczy (znając główne źródło inspiracji Roxanne Benjamin, czyli wspomnianą już twórczość Stephena Kinga), doprowadziła mnie do „Dolores Claiborne”, pierwszą myślą innych odbiorców „Coś jest nie tak z dzieciakami” może być jednak Pennywise, prędzej filmowy niż książkowy (dwuczęściowa readaptacja genialnej powieści „To” w reżyserii Andy'ego Muschiettiego). Tak czy owak, znowu nie ma mojego ulubionego bohatera (Żółwia) oryginalnej opowieści o nieziemskim postrachu fikcyjnego miasteczka Derry w stanie Maine. W zasadzie jest tylko mistyczne światło, nadnaturalna energia o hipnotycznych właściwościach. Żeby tylko...
(źródło, zwiastun: https://www.youtube.com/watch?v=YB1rTbcYRdE)
Doceniam niepodążanie za modą pod tytułem „spokojnie, wszystko nie najgorzej się skończy” - uporczywe lukrowanie świata, który z definicji powinien był brzydki, zły, wstrętny, niepokojący:) Mały, bo mały, ale grunt, że jakiś pazur jest, a przynajmniej ja takowy wypatrzyłam w tym niewybuchowym „spektaklu” wyreżyserowanym przez Roxanne Benjamin, w tym Blumhouse'owym „Coś jest nie tak z dzieciakami”. Jak dla mnie dostatecznie zajmującym, niemęczącym, niewymagającym „straszydełku” w sam raz na jeden raz. Kameralnym horrorze o diabolicznych szkrabach, które że tak to ujmę, pozazdrościły milusińskim z fikcyjnej mieściny Gatlin w Nebrasce i znalazły sobie swojego Tego, Który Kroczy Między Rzędami. A raczej Tego, Który Tkwi W Studni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz