Inspektor
Alexander Stacev zjawia się w mieszkaniu trzech sióstr Kolba, Vidy,
Ludmilly i Marii, w związku z domniemaną śmiercią Yuriego
Petkova. Ludmilla twierdzi, że w nocy widziała poćwiartowane ciało
mężczyzny w pralce, zemdlała, a niedługo później znalazły ją
siostry, które utrzymują, że nie zauważyły niczego
niepokojącego. Poza Ludmillą bez przytomności leżącą na
podłodze, co podobno nie zdarzyło się po raz pierwszy. Według
Vidy, która była w związku z potencjalną ofiarą oraz Marii, ich
siostra nadużywa alkoholu, utwierdzają więc inspektora w
przekonaniu, że nie należy przywiązywać wagi do jej makabrycznych
opowieści. Z drugiej strony wszystkie kobiety wyraźnie zabiegają o
uwagę doświadczonego policjanta. Ich prowokacyjne zachowanie i
przedłużająca się niemożność ustalenia miejsca pobytu Petkova,
najprawdopodobniej sutenera Vidy, każą mu brnąć w tę
niebezpieczną sprawę. Dać się wciągnąć w wyuzdane gierki
ponętnych sióstr.
|
Plakat filmu. „Vortice mortale” 1993, Esse Cinematografica, Focus Film, Eurogroup Film
|
Włosko-francusko-węgierski
thriller kryminalny w reżyserii Ruggero Deodato, nieżyjącego już
twórcy między innymi „Zapomnianego świata kanibali” (1977),
„Cannibal Holocaust” (1980), „Domu na skraju parku” (1980) i
„Wyliczanki” (1986), przez niego sklasyfikowany jako erotyczny
film giallo z nutą horroru. Scenariusz „Krwawego prania”
(oryg. „Vortice mortale”, międzynarodowy: „The Washing
Machine”) przygotował Luigi Spagnol w oparciu o własną sztukę
teatralną pt. „La Lavatrice”. Film kręcono w Budapeszcie, a
dystrybucja okazała się skrajnie niezadowalająca dla reżysera –
pochodzącemu z Italii Deodato szczególnie zależało na pokazach
we włoskich kinach, co nigdy nie nastąpiło. Obraz trafił
bezpośrednio na rynek VHS w 1993 roku, we Włoszech i we Francji.
Ruggero Deodato publicznie wyraził swoje rozczarowanie - i
satysfakcję - z końcowego efektu „Krwawego prania”. Powiedział,
że tak intymna historia zasługiwała na mocniejszą obsadę
aktorską (właściwie bardziej znane twarze), bo w takim układzie
już w pierwszych minutach „się załamuje”, a w innej wypowiedzi
stwierdził, że w jego ocenie to interesujące wykorzystanie motywu
z „Rashomon” Akiry Kurosawy, na podstawie opowiadań „Rashōmon”
Ryūnosuke Akutagawy: subiektywne, sprzeczne wersje tych samych
wydarzeń.
Włoska
odpowiedź na „Nagi instynkt” Paula Verhoevena? Bardzo podobna
konstrukcja fabularna, ale podstawą scenariusza „Krwawego prania”
była prawdopodobnie napisana wcześniej „Pralka”, tj. „La
Lavatrice” Luigiego Spagnoli. Tak czy inaczej, w erotycznej
pajęczynie Ruggero Deodato znajdziemy mocniejsze środki
stylistyczne, że tak to ujmę, atrakcje dla miłośników kina
obrzydliwego. Przepięknie paskudne efekty specjalne. A że nie liczy
się ilość, tylko jakość... Wchodzimy z przytupem, ale mistrz
kina kanibalistycznego najlepsze zostawił na (niezupełnie) koniec.
Trudno nie skojarzyć tej masakry z jego najgłośniejszym obrazem,
kontrowersyjnym prekursorem found footage i czołowym
reprezentantem włoskiej kinematografii antropofagicznej. Ale
najpierw podążamy za Vidą Kolbą (widowiskowy występ Katarzyny
Figury; prawdę mówiąc najbardziej kojarzonej z tak skrojonymi
rolami), kobietą lekkich obyczajów, wracającą najwidoczniej z
nieudanej randki. Jej partner, Yuri Petkov (przekonująca kreacja
Yorgo Voyagisa), stara się ugłaskać swoją towarzyszkę, miotającą
gromy za domniemaną zdradę. Jest późny wieczór, ale przynajmniej
jedna ze współlokatorek Vidy jeszcze nie śpi – zwabiona hałasem
Ludmilla (niezgorsza gra Barbary Ricci) zajmuje dogodne miejsce
obserwacyjne (na schodach w ich przestronnym mieszkaniu) i
bezwstydnie przygląda się pozornemu „seksowi na zgodę”.
Bynajmniej ukradkiem! Po wszystkim Yuri zostaje nie tyle wyproszony,
ile wyrzucony z mieszkania, by jeszcze tej samej nocy wylądować w
pralce trzech sióstr. Makabryczne znalezisko Ludmilly – upiorny
moment, który chyba na nowo zdefiniował mój stosunek do pracującej
pralki; podejrzewam, że ten widok już zawsze będzie mi przypominał
poćwiartowane zwłoki bezpardonowo wciśnięte w sprzęt AGD
niegrzecznych siostrzyczek z „Krwawego prania” Ruggero Deodato.
Obskurnego thrillera z elementami gore o przystojnym
inspektorze policji (te błękitne oczęta) ewidentnie wodzonym na
pokuszenie. Mimowolnie zawrócił w głowie wszystkim pannom Kolba
czy to tylko przedstawienie wymyślone na użytek ich skrzętnie
ukrytego planu? Niewinne zauroczenia czy zmasowany atak na Alexandra
Staceva (przepyszny występ Philippe'a Caroita)? Pierwsza uderza
Vida, instruktorka fitness i prostytutka, która przysięga, że
darzy miłością swojego sutenera, ale nie wygląda na szczególnie
zaniepokojoną jego nagłym zniknięciem. Chwilowo zajęta
przystawianiem się do młodego policjanta. Nazwałabym to gwałtem,
gdyby nie... Powiedzmy, że scena na schodach w „jaskini”
potencjalnej ofiary morderstwa dostała przechyłu w owocne polowanie
dla obu stron. Przypuszczalnie złapany w sieć rozpustnej kobiety,
(nie)podręcznikowej femme fatale, współpracującej bądź
rywalizującej ze swoimi siostrami. UWAGA SPOILER Na pewno
siostrami? Wątpliwości, co do ich pokrewieństwa może wprowadzić
już pierwsze przesłuchanie w ich własnym mieszkaniu, niepewnym
miejscu zbrodni. Dziwny dobór słów Vidy, zdanie, na które pewnie
nie zwróciłabym uwagi, gdyby nie jej niezręczna próba
wytłumaczenia się z tego drobnego lapsusa KONIEC SPOILERA.
Ludmilla, członkini niewielkiej orkiestry, niemal równie twardo
prze do rozporka Alexandra – jak te słonice w składzie porcelany
– ale wszystko wskazuje na to, że na jej wdzięki mężczyzna jest
najmniej czuły. Zgoła inaczej sprawa przedstawia się z Marią
(doprawdy intrygująca kreacja Ilarii Borrelli – ciekawa postać i
wyśmienita gra), pracującą z niewidomymi ludźmi biseksualistką i
jeśli próbującą owinąć sobie inspektora Staceva wokół palca,
to czyniącą to z finezją, godną pozazdroszczenia przez takie
krzykliwe, wręcz agresywne flirciary jak Vida i Ludmilla.
|
Okładka DVD. „Vortice mortale” 1993, Esse Cinematografica, Focus Film, Eurogroup Film |
Wirujący
seks w brudnym mieście. Obskurne zdjęcia Sergio D'Offiziego
(sprawdzony operator Ruggero Deodato: patrz „Cannibal Holocaust”
i „Dom na skraju parku”) oraz genialnie dobrana ścieżka
dźwiękowa, ze wskazaniem na zachwycający motyw przewodni, Claudio
Simonettiego z zespołu Goblin, znanego głównie ze współpracy z
Dario Argento, ale nie zapominajmy o „Wyliczance” pana Deodato (i
o „Świcie żywych trupów” George A. Romero – wkład
Simonettiego pominięty w czołówce – i „Patricku” Richarda
Franklina, i „Demonach” Lamberto Bavy, pomijając już mniej
znane pozycje grozy, jak na przykład „Zginiesz o północy” też
syna wielkiego Mario Bavy). Erotyczny drut kolczasty, niekoniecznie
na miarę „Nagiego instynktu” Paula Verhoevena. Właściwie co do
tego nie mam najmniejszych wątpliwości, mimo że „Krwawe pranie”
pochwaliło mi się mocniejszą oprawą wizualną. Fascynująca
ohyda. Zagadka kryminalna też całkiem angażująca - wpadłam, ale
nie aż tak jak w „Nagi instynkt”, jeden z moich najukochańszych
filmów – zwłaszcza że nie miałam pewności, czego tak naprawdę
dotyczy śledztwo inspektora Alexandra Staceva. Ludmilla Kolba
obstaje przy zabójstwie, ale przy dokładniejszym poznaniu może
zostać uznana za osobę niepoczytalną. W każdym razie mało
wiarygodną i nie dlatego, że tak mówi Vida, najzjadliwsza
recenzentka Ludmilly, która niewątpliwie dobrze ją zna, ale czy w
jej interesie jest trwanie w prawdzie? Osoba, która podobno znalazła
pokawałkowane ciało w pralce, sama energicznie pracuje na nieufność
połowy(?) zespołu śledczego przydzielonego do sprawy
„krwiożerczego sprzętu AGD” - Alexandrowi z całą pewnością
pomaga jego podwładny Nikolai (ten pierwszy działa w terenie, a
drugi na posterunku), wątek turystów, którzy ponoć weszli w
zatarg z Yurim Petkovem wskazuje jednak na to, że poza kadrem
działają też inni podwładni głównego bohatera „Krwawego
prania”. Została jeszcze Maria: największa niewiadoma w tej
rozpustnej ferajnie. Kobieta enigma, cicha woda (oczywiście tylko w
porównaniu do jej sióstr), która mogła być zarzewiem śmiertelnej
w skutkach kłótni kochanków. Zakazany owoc śliskiego mężczyzny
czerpiącego zyski z nierządu Vidy, rzekomo tej jedynej. I misterna
pułapka na inspektora Staceva? Nieubłaganie oddalającego się od
swojej niedawnej ukochanej, która nie zamierza poddać się bez
walki. Desperackie próby ratowania dotychczas wspaniałego (czyżby?)
związku, z jakiegoś niepojętego powodu torpedowanego przez panny,
które normalnie pewnie trafiłyby na sam szczyt policyjnej listy
podejrzanych. Seks ich bronią? Podstawowym narzędziem do
wykorzystywania biednych mężczyzn? Protagonista „Krwawego prania”
jest tylko ich najnowszą zabawką – chwilowe źródło rozkoszy,
któremu pikanterii dodaje igranie z prawem (w najlepszym razie
utrudnianie policyjnego śledztwa, a w najgorszym zabójstwo
pierwszego stopnia i spiskowanie w celu ukrycia zbrodni) – czy
osobą, którą z jakiegoś sobie tylko znanego powodu (albo bez
powodu) wciągnęły na swoją listę śmierci? Seryjne morderczynie
w wymownych czarnych skórzanych rękawiczkach? Jednym z powodów,
dla których inspektor nie daje wiary opowieści Ludmilly o
zakrwawionych zwłokach w pralce (i te poszarpane mięsko wyskakujące
z bębna jak diabełek z pudełka – naprawdę solidna robota
twórców efektów specjalnych) jest fizyczna niezdolność do tak
błyskawicznego i dokładnego wysprzątania miejsca zbrodni. Takie
rzeczy to tylko w slasherach;) Tylko skąd wiadomo, że
błyskawicznego? Ano od jej sióstr, które miały znaleźć
nieprzytomną Ludmillę w pobliżu feralnej pralki. Innymi słowy,
inspektor bezkrytycznie podchodzi do jednej historii, tym samym
automatycznie odrzucając tę drugą. Nawet jeśli ufa Marii, to
pozostaje jeszcze drapieżna Vida. Najbardziej panosząca się
lokatorka przeklętego mieszkania może nie w podrzędnej kamienicy,
ale za żadne skarby świata nie chciałabym tam mieszkać. Nie w tak
cuchnącym miejscu - mogłabym przysiąc, że docierała do mnie
wybuchowa mieszanka okropnych zapaszków, z dominującym odorem
rozkładających się zwłok. Gdzie przechadza się czarny kot,
cierpliwie wypatrując jakiejś smacznej – na przykład palce –
przekąski. Złośliwe psikusy ludzkiego umysłu? Przywidzenie takie
jak to z pralką? Odrażające halucynacje sióstr Kolba? I tak
małymi kroczkami zbliżamy się do poetyki snu. W krainie
niewiarygodnie rozmazujących się twarzy (jak farba spływająca po
ścianie) i zaciekłej rąbaniny, moim zdaniem największej
(pierwszorzędne praktyczne efekty masakryczne!) wizytówki „Krwawego
prania” Ruggero Deodato. Gdyby wszystko inne zawiodło (a mnie nie
zawiodło) i tak pogratulowałabym sobie wyboru tej (nie)skromnej
produkcji. Nieobyczajnej bestyjki.
Zbereźny
thriller Ruggero Deodato. Perwersyjna opowieść o trzech siostrach
rozpisana przez Luigiego Spagnola, adaptującego jeden ze swoich
utworów przeznaczonych do wystawiania w teatrach. Porywająca
brzydula z mocnym polskim „akcentem”. „Krwawe pranie” w
obskurnym świecie przedstawionym. A zatem propozycja dla zwolenników
obrazów nieczystych. Małych plugawców – ordynarnych, ohydnych i
w ogóle karygodnych;) Seksowny przemocowiec, drapieżne stworzenie
„wodza fikcyjnego włoskiego plemienia kanibalistycznego”, czyli
twórcy prawdopodobnie najgłośniejszego horroru o ludożercach w
historii. Piekielnie gorąco polecam ten oto „szatański” produkt
pełnoletnim sympatykom kryminalnych historii o niebezpiecznych
związkach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz