Stronki na blogu

niedziela, 19 listopada 2023

„W zamknięciu” (2022)

 
Po ucieczce z domu Laura poznaje fanatyka religijnego Tye'a McGratha, który podnosi jej samoocenę poprzez bezpodstawne oskarżenia jej rodziców. Mężczyzna przekonuje, że wyłączną winę za jej osobiste problemy ponoszą zdemoralizowani rodzice. Laura zakochuje się w swoim wybawcy i wkrótce staje z nim na ślubnym kobiercu. A po latach niewzbudzający niczyich podejrzeń dom McGrathów w urokliwej okolicy staje się więzieniem dla sześciorga ich dzieci. Ofiar przemocy fizycznej i psychicznej, trwających w przekonaniu, że w ten sposób rodzice chronią ich nieśmiertelne dusze. Ale są wśród nich wątpiący, kwestionujący ekstremalnie surowe metody wychowawcze wymyślone przez rzekomo głęboko religijnego człowieka, despotycznego ojca i męża.

Plakat filmu. „House of Chains” 2022, Lifetime, 1Department Entertainment Services, MarVista Entertainment

Produkcja telewizji Lifetime zainspirowana autentyczną zbrodniczą działalnością Davida i Louise Turpinów, wychowujących trzynaścioro swoich dzieci w nieludzkich warunkach. Ich wieloletni proceder został odkryty w 2018 roku w Perris w Kalifornii – policję zawiadomiła jedna z ofiar. Sprawę opisał między innymi John Glatt - amerykański pisarz specjalizujący się w non-fiction - w książce „Rodzina z domu obok” (oryg. „The Family Next Door: The Heartbreaking Imprisonment of the Thirteen Turpin Siblings and Their Extraordinary Rescue”). Thriller „W zamknięciu” (oryg. „House of Chains”) to niskobudżetowy amerykański obraz luźno oparty na wstrząsających dziejach Turpinów, który swoją (telewizyjną) premierę miał w pierwszej połowie września 2022 roku. Scenariusz i reżyseria: Stephen Tolkin, który pracował między innymi przy miniserialu Stephena Kinga pt. „Złote lata”, miniserialowej ekranizacji powieści „Intensywność” Deana Koontza powstałej pod artystyczną dyrekcją Yvesa Simoneau, „Internetowym zabójcy” Stephena Kaya i „Potworze z Cleveland” Alex Kalymnios.

Niewidzialna komnata tortur w malowniczym zakątku Stanów Zjednoczonych. Spokojna dzielnica siedliskiem „demonów w anielskich przebraniach”. Albo tylko jednego. Z filmu Stephena Tolkina jasno bowiem wynika, że głównym architektem terroru rodzinnego jest ojciec i mąż, co niektórzy mogą uznać za największe odstępstwo od prawdziwej historii Turpinów. Fikcja moim zdaniem nie dogoniła rzeczywistości - „W zamknięciu” to coś w rodzaju łagodniejszej wersji zatrważająco długiej gehenny zgotowanej przez własnych rodziców. Tye McGrath (całkiem udana, dostatecznie diaboliczna, kreacja Greystona Holta, którego fani kina grozy w pierwszej kolejności mogą bezbłędnie powiązać ze „Straconymi chłopcami 2” P.J. Pesce'a), podobnie jak David Turpin, działa jak niejeden przywódca sekty, można wręcz powiedzieć, że stosuje podręcznikowe metody podporządkowywania sobie bliźnich, włącznie z małżonką Laurą (w tej roli Mena Suvari, prawdopodobnie najsilniej kojarzona z „American Beauty” Sama Mendesa, ewentualnie komediową marką „American Pie”, czyli głośną filmową serią zapoczątkowaną w 1999 roku. Wystąpiła też między innymi w „Kolekcjonerze” Gary'ego Fledera, na podstawie powieści Jamesa Pettersona wchodzącej w skład poczytnego powieściowego cyklu z Alexem Crossem oraz w „Furii: Carrie 2” Katt Shea i Roberta Mandeli). Myślę, że wystawili się twórcy „W zamknięciu” na niebezpieczeństwo oskarżeń o próbę zrzucenia całej winy na Davida Turpina, usprawiedliwianie, według sądu, nie mniej (a może nawet bardziej?) okrutnej Louise, nawet jeśli celem Stephena Tolkina nie było nakręcenie typowej true crime story. Jeśli podejść do tego jak do fikcyjnej opowieść spłodzonej pod lekkim natchnieniem prawdziwego domowego koszmaru, czegoś w rodzaju wariacji na temat dziejów Turpinów, to „W zamknięciu” może pozytywnie zaskoczyć. Bo współczesne dreszczowce telewizyjne chyba nieczęsto uderzają w tak mroczne struny? Tak czy inaczej, ekipa Stephena Tolkina w mojej ocenie wychodzi z całkiem klimatyczną ofertą gatunkową: ponurą opowieścią w większości, nomen omen, zamkniętą w klaustrofobicznym piętrowym domu, cichutko stojącym w tłumie - z zewnątrz - podobnych. W Domu Grozy zarządzanym przez ortodoksyjnego niepraktykującego chrześcijanina. To znaczy praktykującego, ale w czterech ścianach własnego domu. Sekretna „świątynia” Tye'a McGratha, wspólnota niby religijna dostępna tylko dla rodziny. Przewodnictwo duchowe „wspaniałomyślnie” zapewniane żonie i potomstwu. Tye McGrath najwyraźniej preferuje Stary Testament – z pamięci cytuje starannie wybrane fragmenty, które mają tłumaczyć jego bestialskie czyny. Typowe wyrywkowe czytanie Pisma Świętego, czy jak kto woli interpretacja własna jednostki niekoniecznie wyrachowanej. Mężczyźnie naprawdę może się wydawać, że bohatersko walczy o nieśmiertelne dusze swoich najbliższych, że to on jest tym, który poświęca się dla rodziny, że miewa wizje przesyłane bezpośrednio przez Boga Wszechmogącego. Może być też tak, że Tye w pełni świadomie manipuluje swoją trzódką, z premedytacją wykorzystuje wiarę do własnych celów, do zaspokajania swoich sadystycznych apetytów, swobodnego spełniania chorych pragnień, budowania własnego American Dream. Paskudne królestwo Tye'a McGratha, monarchia absolutna ukryta na widoku w państwie demokratycznym. Rzeź niewiniątek w najbliższym sąsiedztwie.

Plakat filmu. „House of Chains” 2022, Lifetime, 1Department Entertainment Services, MarVista Entertainment

W zamknięciu” Stephena Tolkina - podobnie jak choćby zainspirowana autentyczną sprawą z lat 60. XX wieku „Dziewczyna z sąsiedztwa”, najgłośniejsza powieść Jacka Ketchuma, jej filmowa wersja w reżyserii Gregory'ego Wilsona oraz niepowiązana ze wspomnianym utworem literackim, ale mająca ten sam punt wyjścia, wierniejsza faktom „Amerykańska zbrodnia” Tommy'ego O'Havera – pokazuje, że zło może spokojnie rozkwitać w domu obok. Całymi latami. Meadow, Rain, Prairie i wreszcie główna bohaterka filmu River do szkoły zaczęli uczęszczać, gdy ich rodzice spodziewali się piątego dziecka, pasterza Foresta, który w przeciwieństwie do starszego rodzeństwa i tak jak najmłodsza Summer, nigdy nie uczęszczał do szkoły. A przynajmniej nie dopóki mieszkał w przerażająco hermetycznym „państewku” Tye'a McGratha. Mężczyzna bardzo szybko pożałował, że uległ błaganiom żony i zapisał pierwszą czwórkę do podstawówki – skończyło się na jednym dniu zajęć szkolnych i kategorycznym zakazie wychodzenia z domu, naturalnie nieobowiązującym rodziców. Nie żeby to był jakiś przywilej, raczej podejmowanie ogromnego ryzyka przede wszystkim z myślą o dzieciach. Ktoś musi zarabiać, robić zakupy i tak dalej. Codziennie ryzykować diabelskie ataki. Na świecie aż roi się od szatańskich węży, które niechybnie wnikną w bezbronne ciałka dzieci McGrathów, jeśli te poważą się choćby otworzyć okno bez pozwolenia pana i władcy, który rzadko ucieka się do przemocy fizycznej – zmusza do tego Laurę, która spotkała swoją miłość na jednym z życiowych zakrętów. W domyśle ostatnia ucieczka z domu; ucieczka dziewczyny, której według tego czarnego rycerza w brudnej zbroi, wmówiono, że to ona jest problemem, aby zatuszować swoje bezeceństwa. Jedna z zagubionych owieczek wypatrywanych chyba przez wszystkie sekty tego świata. Niepewna siebie, może nawet pogrążona w depresji, na pewno udręczona dusza, która chętnie odda się niekoniecznie w dobre ręce. Z ulgą przyjmuje znalezienie osoby, która chce wziąć jej życie w swoje ręce. Laura wygląda mi na osobę, która panicznie boi się usamodzielnienia, która woli, gdy ktoś inny nią kieruje. Daleko jej do szczęścia, ale wszystko wskazuje na to, że życia bez przewodnika wydaje jej się dalece gorszą opcją. Tye to więc mniejsze zło, według biologicznej matki szóstki maltretowanych dzieci. Głodzonych – żeby zrobić miejsce dla ducha – chłostanych, krępowanych. Zamykani w ciasnych pomieszczeniach, przywiązywani między innymi do własnych łóżek - nie tyle godziny, ile dnie (doba za dobą) spędzane w jednej pozycji, bez możliwości wyjścia do toalety, bez jedzenia nawet bez wody. Rekordzistą jest Prairie, zupełne przeciwieństwo jego starszego brata Raina, nad którym Tye chyba najmniej się napracował, który jeszcze przed narodzinami Foresta i Summer brał stronę ojca. Jeśli Tye jest dumny z któregoś ze swoich dzieci to z Raina i Meadow. Prairie już w dzieciństwie „pokazywał rogi”, a potem było tylko gorzej, oczywiście z perspektywy Tye'a, bo w oczach odbiorcy chłopak prędzej przedstawi się jako ten, który nie uległ wstrętnej propagandzie obłąkanego(?) ojca. Wiara w to, że na zewnątrz grasują najprawdziwsze demony to jedno, a strategia Tye'a to drugie – Prairie wierzy w wężowe opętania i inne takie, ale nie zamierza pokornie znosić nieludzkiej dyscypliny wprowadzonej przez ojca. Zamknięcie w domu może jeszcze by zrozumiał, ale takie umiarkowanie w jedzeniu, piciu i kąpieli, to już stanowcza przesada. Tym bardziej, że to nie dotyczy rodziców. Podobnie jak niekorzystanie z telewizora, diabelskiego narzędzia wiszącego w ich sypialni, gdzie dzieciom wchodzić nie wolno. Mniej groźny jest laptop Tye'a, ale bez pozwolenia właściciela najpewniej nikomu nie wolno z niego korzystać, natomiast smartfony spokojnie można wręczyć najpotulniejszym owieczkom. River nie jest jedną z nich – kiedyś może i była, ale od jakiegoś czasu mąci do spółki z Forestem. Chłopak miał być ich pasterzem, a został... zdrajcą? Dobrze by było. Cierpienia, które na pozór łatwo zakończyć. Łatwo dla człowieka, który odebrał inne wychowanie, w którym nie pielęgnowano paraliżującego lęku przed światem zewnętrznym, nie wyhodowano fobii przed demonami przebranymi za choćby policjantów, lekarzy, duchownych i latającymi wężami zsyłanymi przez Księcia Piekieł. Zrozumienie tej psychicznej blokady, bierności umęczonych istot ludzkich, torturowanych przez własnych rodziców, to klucz do należytego przeżywania tej historii. To znaczy takiego, na jakim zależało Stephenowi Tolkinowi, co wnioskuję z częstego ubierania w słowa myśli kłębiących się w tych nieopisanie skrzywdzonych umysłach. Uwięzionych w nadspodziewanie obskurnym domu (bo XXI wiek mnie zdecydowanie nie rozpieszcza pod tym względem, co innego filmy z poprzedniego stulecia) bardzo twardą ręką rządzonym przez „nazbyt grubo ciosanego fanatyka religijnego”, że tak to ujmę, do znudzenia przypominającego, iż fanatykiem jest. Do tego zagranie, które mocno i brzydko pachniało mi Hollywoodem – iskierka nadziei w strefie mroku, przyjazna twarz na małym ekranie, a i nie mogło zabraknąć dobrej wróżki z sektora publicznego. Żeby tylko za bardzo nie uczulić opinii publicznej na ułomność systemu, żeby nikomu nie przeszło przez myśl, że od czasu męczarni Sylvii Likens w Stanach Zjednoczonych nic się nie zmieniło? Nie dla ofiar przemocy domowej?

Chciałoby się, żeby twórcy bardziej się nade mną poznęcali:) Naprężyli tę depresyjną strunę... ale to i tak więcej nic się spodziewałam po współczesnym thrillerze telewizyjnym. Nie tyle true crime story, ile fikcyjna opowieść zainspirowana autentyczną sprawą. Owoce wyobraźni zerwane ze zgniłego drzewa małżeństwa Turpinów. To może być najmroczniejsza produkcja kanału Lifetime, jaką obejrzysz. A nawet jeśli nie, to jest spora szansa, że docenisz nie tylko klimat, ale i fabułę tego skromnego dziełka. Dreszczowca „W zamknięciu” - kwiatów na poddaszu Stephena Tolkina.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz