Chyna Shepherd w dzieciństwie świadkowała zbrodniom ojczyma, wspieranego
przez jej matkę. Teraz, po latach znowu przyjdzie jej zmierzyć się z
psychopatą, który zabija całą rodzinę jej przyjaciółki, Laury, podczas pobytu
Chyny w ich domu. Słysząc krzyki gwałconej i zabijanej koleżanki Shepherd
pomimo strachu decyduje się w ukryciu towarzyszyć mordercy w drodze do
najbliższego telefonu. Jednakże na stacji benzynowej szaleniec dopuszcza się
kolejnych zbrodni, a do uszu Chyny dociera jego wyznanie, że przetrzymuje w
piwnicy nastolatkę, Ariel. Nie chcąc stracić go z oczu postanawia razem z nim
udać się do jego domu.
W 2003 roku Alexandre Aja dopuścił się plagiatu jednej z najbardziej
znanych książek Deana Koontza, pt. „Intensywność”. Pierwsza połowa „Bladego strachu” tak wiele szczegółów czerpie z książki, że nie może być mowy o
przypadkowym podobieństwie, co ponoć powiedział też sam Koontz, który jednak
zrezygnował z pozywania Aji. Reżyser „Bladego strachu” natomiast przyznał, że
książkę czytał i że zbieżności oczywiście są, ale nic więcej w tej sprawie nie
dodał. Ze skradzioną w połowie fabułą Aji zapoznał się już chyba każdy
wielbiciel kina grozy, ale nie każdy wie, że kilka lat wcześniej ukazała się
oficjalna adaptacja albo wręcz ekranizacja „Intensywności” Koontza, wyreżyserowana przez Yvesa
Simoneau. Telewizyjna wersja to ponad trzygodzinny miniserial, który co prawda wyciął
niektóre wątki z książki, parę skrócił i dodał kilka od siebie, ale za to zachował
główne myśli autora pierwowzoru i dogłębne charakterologie postaci. Oczywiście,
ortodoksyjni wielbiciele powieści zapewne i tak będą rozczarowani tymi drobnymi
modyfikacjami, ale pozostali widzowie, jeśli tylko zaryzykują seans, mogą być
zaskoczeni tak wysokim poziomem produkcji, zrealizowanej niewielkim kosztem.
Jak na telewizyjny thriller „Intensywność” może pochwalić się rzadko
spotykanym nagromadzeniem emocji i napięcia, i to niemalże od pierwszych minut
seansu, aż do zakończenia. Ponad trzy godziny siedzenia „jak na szpilkach” to
aż nadto, żeby mnie w pełni zadowolić. Film otwiera prolog z dzieciństwa Chyny
Shepherd, która jest świadkiem zabicia sąsiadów przez swojego ojczyma,
dopingowanego przez jej matkę. Następnie akcja przeskakuje o parę lat do przodu
i poznajemy dorosłą, zmagającą się z traumatycznymi wspomnieniami Chynę, którą
przyjaciółka, Laura namawia na spędzenie kilku dni w jej rodzinnym domu.
Kobiety przyjeżdżają do małego domku, stojącego z dala od cywilizacji i
Shepherd zaprzyjaźnia się z rodzicami Laury oraz jej bratem, muzykiem Jackiem.
Po tym króciutkim wstępie nastaje noc i twórcy przechodzą do właściwej akcji
filmu. Chynę budzą krzyki, rozlegające się w domu. Szybko odkrywa, że do środka
wszedł mężczyzna, który pozabijał wszystkich członków rodziny Laury, ją samą
brutalnie gwałcąc. Ujęcia, w których kobieta krąży po skąpanych w mroku wnętrzach,
śladami psychopatycznego mordercy głównie przez mroczną kolorystykę obrazu i nastrojową
ścieżkę dźwiękową, mają w sobie takie pokłady napięcia, że chwilami, aż ciężko
było mi to wytrzymać. Naprawdę, już dawno nie widziałam tak klimatycznego thrillera,
na którym wręcz nie mogłam się doczekać kolejnych niepokojących wydarzeń. A
dynamizmu sytuacyjnego jest całe mnóstwo. Chyna podczas chwilowej nieobecności
oprawcy dostaje się do pokoju, w którym przetrzymuje ciężko pobitą, zgwałconą
Laurę i obiecuje, że jej pomoże, po czym rusza do domku gościnnego śladami
zabójcy, który przemawia do martwego Jacka. Operator nakierowuje kamerę naprzemiennie
na szaleńca i ukrywającą się w krzakach Chynę, wyciskając maksimum napięcia z tego
mrożącego krew w żyłach momentu, z obowiązkowym przypadkowym hałasowaniem
nieuważnej dziewczyny, które na chwilę odwraca uwagę oprawcy. Następnie mężczyzna
przenosi ciało Laury do wozu kempingowego, a jej przyjaciółka, pomimo
przerażenia postanawia towarzyszyć im podczas tej krótkiej podróży do stacji
benzynowej. W finale scenarzysta pozostawia nas z pytaniem, czy Chyna decydując
się na tę niebezpieczną podróż kierowała się heroizmem, czy była raczej
niepoczytalna? Oczywiście, niezrozumiałych zachowań kobiety jest całe mnóstwo –
jak na przykład brak prób zamordowania oprawcy w domu, bądź samochodzie, kiedy
jeszcze nie wiedziała o istnieniu Ariel, ale można je wytłumaczyć paraliżującym
strachem, który notabene jednak nie przeszkadzał jej w szaleńczej podróży na
gapę w jego samochodzie. Twórcy naprawdę starali się przekonująco wyjaśnić postępowanie
Chyny, co jakiś czas wtłaczając w akcję retrospekcje z jej dzieciństwa, w
którym również pomimo strachu wykazywała się daleko idącym uporem w ratowaniu
niewinnych jednostek. Można też domniemywać, że przeszłość u boku
psychopatycznego ojczyma i szalonej matki zahartowała ją na tyle, aby zdołała
stłumić przerażenie w decydującym momencie swojego życia. Wyjaśnienie jej modus operandi jest na tyle
przekonujące, aby zanadto nie irytować odbiorców, aczkolwiek istnieje spora
szansa, że kilka jej posunięć wzbudzi u co poniektórych widzów lekki uśmieszek
politowania.
„Ludzie
nie zdają sobie sprawy, jak mogliby być szczęśliwi, gdyby zrozumieli, że
wartość doświadczeń nie leży w ich pozytywnych, czy negatywnych skutkach. To
nie o to chodzi. Wartość doświadczeń leży w intensywności emocji, jakie w tobie
wywołują.”
Po rzezi w rodzinnym domu Laury akcja przenosi się na stację benzynową,
gdzie Chyna również decyduje się na niemądry krok przedwczesnego wejścia do
wnętrza oraz daleko idącego gapiostwa, które upewnia mordercę, że oto ma
pasażera na gapę. Rozmowa, jaką nasz antagonista prowadzi ze sprzedawcami,
jeśli ktoś miałby jeszcze wątpliwości ostatecznie udowadnia, że ma poważne
problemy z psychiką. Moment, w którym wyłuszcza swoja filozofię, przybierając
demoniczny wyraz twarzy z permanentnym wytrzeszczem moim zdaniem jest prawdziwym
kunsztem aktorskim, znakomicie dobranego do tej roli Johna C. McGinley’a. Przy
nim odtwórczyni głównej postaci, Molly Parker, niezmiennie usuwała się na
dalszy plan, ale w gruncie rzeczy i tak nie można narzekać na jakieś poważne
niedoróbki warsztatowe tej aktorki. Kiedy wreszcie morderca dokonuje kolejnej
rzezi i rusza w dalszą drogę, a Chyna rzecz jasna za nim, gnana pragnieniem
uwolnienia więzionej przez niego nastolatki, Ariel, zaczyna się teatr dwóch
postaci, z epizodyczną obecnością upartego policjanta, podążającego ich
śladami. Stróż prawa zostaje zaalarmowany przez starszą kobietę (gwiazda między
innymi „Carrie”, Piper Laurie), którą Chyna zatrzymała po drodze, prosząc o
zawiadomienie policji. Niniejszy wątek nie pojawia się w książce, został dodany
przez twórców, ale w moim mniemaniu całkiem zgrabnie wkomponował się w całość,
urozmaicając fabułę delikatną nutką humoru i dodatkowym napięciem. Jak można
się tego spodziewać Chyna w końcu dotrze do stojącego na uboczu, w pięknym
otoczeniu przyrody domu mordercy, gdzie rozegra się trzeci, finalny akt. Zaskakujące
jest to, że pomimo takiej długości twórcom udało się stworzyć tak wielkie
napięcie towarzyszące widzom przez cały seans. Oprócz mrocznej oprawy i
znakomitej ścieżki dźwiękowej na pewno pomogła im w tym tak mała liczba bohaterów,
co umożliwiło ich szczegółową charakterystykę, a co za tym idzie wręcz nie
pozwalało mi nie dopingować Chynie w jej nieludzkich zmaganiach, nawet kiedy
wpadała na głupiutkie pomysły (zrzucenie się ze schodów, celem uwolnienia od
krzesła, do którego ją przykuto). Ostatni akt filmu w porównaniu do pierwszego
i drugiego ma w sobie więcej dynamizmu, co naturalną koleją rzeczy zastępuje początkową
grozę klimatem zdefiniowanego zagrożenia i pełnego suspensu szybko upływającego
czasu. Pod nieobecność oprawcy Chyna stara się wydostać z jego domu, po drodze uwalniając
apatyczną Ariel, która po długich latach w niewoli nie jest w stanie wykrzesać
z siebie ani jednego słowa, czy chociażby chęci do życia. Naszej protagonistce
pomaga w tym wilk (w książce był to jeleń), który ma symbolizować jej Anioła Stróża,
ale z uwagi na czające się na zewnątrz krwiożercze psy należące do mordercy jej
szanse są nikłe, co tylko dodatkowo potęguje i tak nieznośne napięcie. Zakończenie
również jest inne niż w pierwowzorze, ale jego słodko-gorzka wymowa w moi
odczuciu całkiem znośnie dopasowała się do całości.
Chciałabym, żeby każdy film telewizyjny prezentował się tak, jak „Intensywność”.
Takiego klimatu i nieustającej akcji próżno szukać nawet w horrorach, więc tym
bardziej zaskakuje, że Simoneau udało się to w thrillerze. Natomiast porywającą
fabułę w głównej mierze możemy zawdzięczać Deanowi Koontzowi. Jego książka
doczekała się godnej adaptacji, jeśli nie ekranizacji, z wieloma, acz niezbyt istotnymi zmianami,
które moim zdaniem i tak znakomicie współgrały z całością. Ortodoksyjni
wielbiciele książki zapewne i tak nie będą zadowoleni, dlatego radzę im
poczekać na wierniejszą ekranizację, a tę wersję pozostawić osobom nieznającym książki bądź
niezwracającym bacznej uwagi na szczegóły, pragnącym trzymającego w napięciu
thrillera, a nie beznamiętnej kalki powieści.
Nie wiedziałam, że jest film. Książka mi się bardzo podobała.
OdpowiedzUsuń