Były członek jednostki antyterrorystycznej Delta, Travis Cornell, w trakcie spaceru
po lesie zostaje zaskoczony przez golden retrievera, który ratuje go przed
niezidentyfikowanym zwierzęciem. Mężczyzna zabiera psa ze sobą, początkowo
zamierzając oddać go do schroniska, ale już w drodze powrotnej zwierzę daje
dowody swojej niezwykłej inteligencji. Travis szybko przekonuje się, że golden
retriever może porozumiewać się z człowiekiem, a jego procesy myślowe w niczym
nie ustępują ludzkim. Zafascynowany psem mężczyzna zatrzymuje go. Tymczasem Agencja
Bezpieczeństwa Narodowego wszczyna śledztwo, którego celem jest odnalezienie
cennego golden retrievera oraz jego prześladowcy, Obcego. Oba stworzenia są
wynikiem tajnego eksperymentu prowadzonego na zlecenie rządu w laboratorium genetycznym
Banodyne, przy czym Obcy znacznie rożni się od przyjaznego psa. Monstrum
stworzone z myślą o zabijaniu wrogów, złączony telepatyczną więzią z golden
retrieverem rusza na poszukiwanie znienawidzonego psa, znacząc swój szlak
okrutnie okaleczonymi ciałami ludzi i zwierząt. Golden retrievera poszukuje
również płatny zabójca, Vince Nasco, przekonany, że posiadł zdolność
wchłaniania energii życiowej swoich ofiar, która wkrótce zapewni mu
nieśmiertelność. Tymczasem nowy właściciel inteligentnego psa, nadaje mu imię
Einstein i dzięki niemu poznaje Norę Devon. Zwierzę diametralnie zmienia
dotychczas nieszczęśliwe życie obojga, ale ta sielanka nie trwa długo, gdyż
Travis i Nora wkrótce zostają zmuszeni do walki o psa z wieloma przeciwnikami.
Po raz pierwszy wydana w 1987 roku powieść „Opiekunowie” Deana Koontza uważana
jest za jedną z czołowych dzieł w dorobku tego pisarza, które ugruntowały jego
pozycję w światku literatury grozy. W 1988 roku książka doczekała się
adaptacji, którą w późniejszych latach kontynuowano trzema kolejnymi filmami. Ale
przez wzgląd na liczne zmiany w stosunku do literackiego pierwowzoru produkcja rozczarowała
miłośników książki, co mnie nie dziwi, gdyż właściwie wszystkie modyfikacje
poczynione w fabule niemalże całkowicie wyjałowiły ją z wyjątkowości, którą
charakteryzuje się powieść. „Opiekunowie” wpisują się w poczet moich ulubionych
dzieł Deana Koontza, obok „Nocnych dreszczy”, „Fałszywej pamięci”, „Intensywności”
i „Odwiecznego wroga”, choć nie charakteryzują się potężnym ładunkiem grozy.
Ten autor rozmiłował się w eksperymentowaniu z różnymi gatunkami, często na
kartach swoich powieści mieszając stylistykę horroru z konwencją thrillerów i
science fiction. W „Opiekunach” zachował ten sznyt, wzbogacając go doprawdy
rozczulającymi, obszernymi wątkami obyczajowymi, bez których książka straciłaby
dużo na wartości.
„Obserwował
tę scenę ze strachem i odrazą, ogarnął go jednak zarazem przejmujący smutek
połączony z bolesnym współczuciem, gdy uzmysłowił sobie sytuację Obcego: do
końca życia skazany na klatkę, wybryk pogwałconej przez człowieka natury,
samotny jak nikt inny na świecie.”
Nie trzeba zaznajamiać się z biografią Deana Koontza, żeby dojść do
przekonania, że darzy on ogromną miłością psy i z pogardą spogląda na
destrukcyjną ingerencję ludzkości w środowisko naturalne. Żeby się o tym
przekonać wystarczy przeczytać kilka jego powieści, a w szczególności „Opiekunów”,
w których z właściwą sobie wrażliwością i błyskotliwością podszedł do obu tych
wątków. Każdy miłośnik czworonożnych najlepszych przyjaciół ludzi byłby
wniebowzięty, gdyby zyskał psa obdarzonego ludzką inteligencją, który jest
władny porozumiewać się z przedstawicielami naszej rasy, dlatego też książka, w
której jedną z pierwszoplanowych postaci uczyniono takowe zwierzę powinna jawić
się dla tej konkretnej grupy odbiorców niczym odbicie ich najskrytszych marzeń.
Podlane sporą dawką goryczy uosabianą pesymistycznym oglądem świata autora i
intrygą, zwiastującą tragiczne w skutkach, przygnębiające zakończenie. Ilekroć
czytam „Opiekunów” nie mogę powstrzymać łez, co wskazywałoby, że książka
sprawdza się lepiej w kategoriach wzruszającego dramatu, aniżeli czystego
horroru. I istotnie tak jest, ale nie dlatego, żeby wydarzeń w zamyśle
niosących pewien ładunek grozy było zbyt mało, czy wyłuszczono je nieudolnie,
ale raczej przez wzgląd na atrakcyjność czworonożnego bohatera, który ilekroć
się pojawia przyćmiewa wszystko inne i rzecz jasna ze względu na ambiwalentną
charakterystykę czołowego antybohatera. Obcy jest wynikiem tajnego rządowego
eksperymentu z rekombinacją DNA. Stworzony dla potrzeb wojska jawi się niczym
potwór z najgorszych sennych koszmarów, demon z filmu grozy, napędzany potrzebą
zabijania. Szczególnie znienawidził faworyzowanego przez personel laboratorium,
w którym obaj przyszli na świat, superinteligentnego golden retrievera,
przyjaźnie nastawionego do ludzi i wykazującego się większą bezinteresownością
niż większość przedstawicieli naszej rasy. Tak więc, kiedy pies ucieka z
placówki badawczej Obcy rusza jego śladem, pozostawiając za sobą potwornie
okaleczone ciała ludzi i zwierząt, niezmiennie pozbawiane przez niego oczu. Od
czasu do czasu Koontz konfrontuje czytelników z pełnymi napięcia, nastrojowymi,
a miejscami również umiarkowanie krwawymi atakami Obcego na przygodnie
napotkane stworzenia i właśnie wówczas najsilniej uwidacznia się w „Opiekunach”
estetyka literatury grozy. Jednak z czasem dla wielu czytelników zapewne groza
straci sporo ze swojej siły, a zamysł Koontza najprawdopodobniej docenią tylko
nieliczni i to raczej w kontekście dreszczowca, aniżeli horroru. Wszak w tym
gatunku na ogół o wiele atrakcyjniej wypada szkaradna, z gruntu zła bestia,
eliminująca każdego, kto stanie jej na drodze, tylko i wyłącznie z potrzeby
zakodowanej w jej DNA. W miarę rozwoju akcji autor zdecydował się jednak na
zgoła bardziej przychylne spojrzenie na owe monstrum, podkreślając jej dojmującą
samotność i niemożność przeciwstawienia się uwarunkowaniom genetycznym. W
pewnym momencie Koontz zauważa wprost, że Obcego należy się bać, ale również mu
współczuć, bo nie ponosi winy za to, czym się stał i musi się liczyć z
odrzuceniem przez rasę ludzką. Wymuszenie litościwego spojrzenia na potwora
okrutnie okaleczającego wszelkie żywe stworzenia i pragnącego wyeliminować
cudownego psa to niełatwa sztuka, której autorowi bezbłędnie udało się
sprostać, tym samym antypatycznie nastawiając czytelników do jego stwórców.
Koontz demonizuje ludzkość, wielokrotnie zauważając, że nasza rasa jest zdolna do
czynienia cudów, ale równocześnie nie potrafi traktować wyników swojej pracy z
należytym szacunkiem oraz w swoim dążeniu do postępu zdaje się nie zauważać
moralnych dylematów płynących z ingerowania w naturę. Zaślepieni rządzą
tworzenia czegoś dotychczas niespotykanego ludzie powołują na świat prawdziwe
cudo, którego pomimo jego nadzwyczajnej inteligencji pozbawiają wszelkich praw
oraz równie mądre, acz zabójcze monstrum, którego nie potrafią obdarzyć
ciepłymi uczuciami, tym samym wywołując jego nienawiść do samego siebie,
ludzkości i oczywiście faworyzowanego psa.
„Już
sam pomysł połączenia w jednej istocie natury psa i ludzkiej inteligencji niósł
w sobie nadzieję na powstanie gatunku równie zdolnego jak człowiek, a zarazem
znacznie szlachetniejszego i bardziej wartościowego.”
Obok wątku Obcego Koontz wyłuszcza również dzieje płatnego mordercy, Vince’a
Nasco, który zostaje wmieszany w całą intrygę, w swoim mniemaniu władającego
nadzwyczajną mocą. Mężczyzna rusza na poszukiwania psa, ufając, że dzięki niemu
się wzbogaci. Szczerze powiedziawszy przygody Nasco w zderzeniu z pozostałymi
ustępami wypadają najsłabiej, tak jakby Koontz wcisnął ten mało istotny dla
przebiegu fabuły wątek, żeby nieco zwiększyć objętość książki. Ale już śledztwo
Agencji Bezpieczeństwa Narodowego obfituje w znakomicie rozpisane, diablo
intrygujące incydenty rodem z najlepszych thrillerów, poprzez charakter poszukiwanego
oprawcy wzbogacone naleciałościami stricte horrorowymi. Ale te wszystkie mniej
lub bardziej udane wydarzenia nie mogą konkurować z tematem przewodnim, czyli
rodzącej się i zacieśniającej więzi pomiędzy parą ludzi i psem. Einstein łączy
Travisa Cornella i Norę Devon uprzednio obojgu ratując życie i wypełnia pustkę
w ich dotychczas nieszczęśliwych egzystencjach. Wychowywana przez niedawno
zmarłą, apodyktyczną ciotkę, która natchnęła ją głęboką niechęcią i obawą do
ludzi Nora zaczyna opuszczać ten autodestrukcyjny kokon. Podobnie Travis, który
od kilku lat pędził samotniczy żywot, w przeświadczeniu, że każdy, do kogo się
zbliży wkrótce potem umrze, po przygarnięciu golden retrievera uczy się z
nadzieją patrzeć w przyszłość. Nora i Travis co prawda prezentują sobą typowe
koontzowskie postacie, z gruntu dobrych, gotowych do wszelkich poświęceń
osobników, którym zaczyna zagrażać śmiertelne niebezpieczeństwo. Mogą go
uniknąć oddając psa, czy to przedstawicielom władz, czy Obcemu, ale czemu
trudno się dziwić Einstein szybko staje się pełnoprawnym członkiem ich rodziny.
Przez wzgląd na swoją wyjątkową inteligencję i godne najwyższego uznania
oddanie jest przez nich traktowany, jak osoba nie zwierzę. Dlatego też gotowi
są zaryzykować dla niego wszystko, nawet własne życie, co notabene na ich
miejscu zrobiłby chyba każdy obdarzony choćby minimalnym poczuciem
przyzwoitości. I co prowadzi do mnóstwa niebywale wzruszających, dosłownie
wyciskających łzy z oczu wydarzeń, których tragizm potęguje charakter obiektu
zainteresowania wszystkich poszukujących go postaci – baśniowego ziszczenia
marzeń każdego miłośnika czworonogów: inteligentnego psa, który przecież w
każdej chwili może umrzeć, czym oczywiście Koontz znacznie winduje napięcie
emocjonalne.
„Ludzkość
nie ma prawa tworzyć nowych inteligentnych gatunków mocą swego geniuszu, a
potem traktować ich przedstawicieli tak, jakby stanowili ich własność. Skoro
zaszliśmy tak daleko, że potrafimy tworzyć niczym Bóg, nauczmy się również
postępować sprawiedliwie i miłosiernie, podobnie jak On.”
„Opiekunowie” z całą pewnością nie wpisują się w poczet czystych horrorów,
nastawionych przede wszystkim na przerażenie bądź zniesmaczenie czytelników,
dlatego też osoby nastawione na tego typu literaturę dla swojego dobra powinny
zrezygnować z tej lektury. Natomiast sympatycy hybryd gatunkowych, roztrząsających
ważne zagadnienia tak zwanego postępu cywilizacyjnego, błyskotliwie
spoglądających na destrukcyjną naturę ludzkości i rzecz jasna skupiających się
na pełnych napięcia, ale również dojmującego smutku historiach o cudownych
zwierzętach winni dać szansę „Opiekunom”. Bo jeśli spojrzeć na tę powieść z
odpowiedniej perspektywy może dostarczyć dużo więcej wrażeń, aniżeli
najpopularniejsi przedstawiciele czystego horroru, bo Dean Koontz nie
ograniczał się tutaj jedynie do prób wzbudzenia pożądanych podczas obcowania z
horrorem emocji, sięgając również po inne i to z taką wirtuozerią, że niejednokrotnie
niosły więcej atrakcyjności, aniżeli niepokój, czy wstręt. Dla mnie „Opiekunowie”
już zawsze będą prawdziwą perłą literatury popularnej, pozycją do której w
swoim życiu jeszcze wielokrotnie powrócę z równym entuzjazmem, co przed laty,
kiedy to po raz pierwszy zasiadałam do owej niebywale wciągającej lektury. Bo
tak emocjonalnych powieści nigdy dość!
To wygląda zaiste wciągająco. Dopisuję do listy "do zdobycia"
OdpowiedzUsuńCzytałam kilka lat temu i bardzo mi się podobała. A pies, na medal!
OdpowiedzUsuńBardzo dobra książka, jedna z lepszych o Koontza, to na pewno. Zgadzam się ze wszystkim, co tutaj piszesz. Autor bardzo lubi psy, zwłaszcza goldeny, bo sam takiego miał i napisał nawet książkę, którą kupiłem kiedyś mamie na święta i była oczarowana. :) Faktem jest, że o modyfikacjach DNA też sporo pisze, ale ta akurat książka nie wypada jak jedna z wielu przeciętniaków, bo było kilka takich słabiutkich, które w tych czasach już wrażenia nie zrobią. A "Opiekunowie": a i owszem, i wzruszyć też potrafią. Ja autentycznie kibicowałem temu psu, ale Obcego było mi szkoda.
OdpowiedzUsuńMiałem jednego czasu sporą chęć na czytanie książek Koontza, ale po pewnym czasie mi to przeszło, bo pisze on bardzo schematycznie i wiele książek trzyma ten sam poziom i porusza podobne tematy. Koontz i Masterton to była moja alternatywa do Kinga, ale król jest jeden. ;) W każdym razie do tych najlepszych oprócz omawianej i „Fałszywej pamięci”, „Intensywności” i „Odwiecznego wroga”, dodałbym jeszcze "Grom", "Szepty" i "Kątem oka". :)