Naukowiec, Ogden Salsbury, po wielu latach pracy odnalazł klucz do nieograniczonej władzy nad światem. Za pomocą reklamy podprogowej (subliminali) i specjalnego specyfiku może dostać się do umysłu każdej osoby powyżej lat ośmiu i zmusić ją do popełnienia każdego czynu, na jaki przyjdzie mu ochota. Łącząc siły z bogatym finansistą i generałem armii Stanów Zjednoczonych Ogden przystępuje do próby terenowej swojego wynalazku, wybierając małe miasteczko Black River w stanie Maine, gdzie wakacje spędza Paul Annendale wraz z dwójką swoich dzieci, Markiem i Ryą. Mężczyzna jest świadkiem tajemniczej choroby mieszkańców miasteczka, objawiającej się nocnymi dreszczami, ale nie wie jeszcze, że to pierwszy sygnał, świadczący o przejęciu kontroli nad ich umysłami przez trzech żądnych nieograniczonej władzy szaleńców.
„Wystarczyłoby po prostu skazić zapasy wody nieprzyjaciela naszym środkiem, a potem puścić przez mass media – telewizję, radio, film, gazety codzienne i magazyny – nieprzerwaną serię starannie zaprojektowanych subliminali, które przekonają ich, żeby spoglądali na świat tak, jak my sobie tego życzymy. Stopniowo, delikatnie przemienimy naszych wrogów w naszych sojuszników – i pozwolimy im wierzyć, że ta przemiana jest ich własnym pomysłem.”
Wydana po raz pierwszy w 1976 roku, tematyką bardzo zbliżona do późniejszej „Fałszywej pamięci”, jedna z moich ulubionych książek Deana Koontza, która autentycznie przeraża wysokim stopniem prawdopodobieństwa, bowiem garściami czerpie z autentycznych wydarzeń. W 1957 roku w Stanach Zjednoczonych przeprowadzono eksperyment, mający na celu udowodnić skuteczność tzw. reklamy podprogowej. W wyświetlany w kinie film wgrano pojedyncze klatki przekazu skierowanego do podświadomości widzów (pojawiającego się tak szybko, że świadomość nie miała najmniejszych szans go zarejestrować, ale za to w pełni trafił on do podświadomości publiczności), nakazującego im pić colę i jeść popcorn, co znacznie podniosło sprzedaż tych dwóch produktów. Mimo rzekomego sfabrykowania tych badań faktem jest, że przez kilka lat niektóre firmy w pełni korzystały z dobrodziejstw subliminali, celem zwiększenia popytu na swoje produkty, czego w rezultacie zakazano na całym świecie. Pytanie tylko, czy w zalewie tych wszystkich potężnych korporacji władze mają szansę skutecznie wyłapywać jednostki wykorzystujące reklamy podprogowe? Czy umysł zwykłych konsumentów jest całkowicie bezpieczny tylko dlatego, że zakazano tego procederu? I wreszcie, czy jesteśmy absolutnie pewni, że władze potężnych państw nie stosują subliminali w tajemnicy przed społeczeństwem? Właśnie takie pytania postawił przed czytelnikami Dean Koontz w swoich „Nocnych dreszczach”, tym samym uświadamiając mu, że we współczesnym świecie nie może być pewien nawet suwerenności swojego umysłu, że każdy może z łatwością sterować jego poczynaniami, jeśli tylko przyjdzie mu na to ochota. Brzmi paranoicznie? Być może, ale jeśli przejrzy się historię reklamy podprogowej jeszcze przed przeczytaniem książki to istnieje spore prawdopodobieństwo, iż jej lektura przez długi czas nie pozwoli wam zmrużyć oka.
„Dlaczego tak wielu rozsądnie myślących, z gruntu dobrych ludzi zaczęło realizować złowrogie marzenia oczywistego obłąkańca i garstki podporządkowanych mu szaleńców? Dlaczego jedna z najbardziej profesjonalnych armii świata zhańbiła się walką w obronie morderców z SS? Dlaczego miliony ludzi bez słowa protestu szły do obozów koncentracyjnych i komór gazowych? Cóż takiego o psychologii tłumu wiedział Adolf Hitler, że pomogło mu to osiągnąć absolutną władzę?”
W swoich wczesnych powieściach Koontz nie zachwycał stylem, często korzystając z krótkich, ale treściwych zdań i niemalże całkowicie rezygnując z długich opisów na rzecz szybkiej akcji. Dla pewnej grupy odbiorów taki zabieg pewnie będzie miał swoje plusy, aczkolwiek biorąc pod uwagę wymagającą większej wnikliwości problematykę „Nocnych dreszczy” oczekiwałabym troszkę większej drobiazgowości opisowej. Jednakże faktem jest również, że klasyczne powieści Koontza znacznie przewyższają te współczesne pod kątem pomysłowości – kiedyś autor autentycznie straszył, teraz skłania się ku większej komercyjności. No bo, czy istnieje coś bardziej przerażającego niż manipulowanie ludźmi, robienie z nich bezwolnych marionetek, wykorzystywanie do najohydniejszych zbrodni i perwersyjnego seksu i wymazywanie z ich pamięci wszystkiego, czego dopuścili się dla swojego władcy? W istocie tak należy nazywać kontrolera umysłów – ogarniętym żądzą nieograniczonej potęgi władcą, w tym przypadku uosabianym głównie za pomocą Salsbury’ego, który swobodnie wędruje po Black River, wypróbowując „obiekty” swoich badań. Wystarczy krótkie hasło: „Jestem klucz”, aby dostać się do podświadomości skażonego suliminalami człowieka, poczekać na jego odpowiedź: „Jestem zamek” i przystąpić do spełniania swoich najskrytszych marzeń. A Ogden ma tylko jedno marzenie: wykorzystać seksualnie, jak największą liczbę kobiet, zmuszając ich do maksymalnie wyuzdanych zachowań ku jego uciesze. Jego wspólnikom zależy na wielkim bogactwie i władzy nad światem, co planują osiągnąć zaraz po próbie terenowej w Black River, którą zaburzą kierowani altruistycznymi pobudkami protagoniści książki.
Właściciel jedynego sklepu w miasteczku, Sam Edison i jego córka Jenny, do których zawita znajomy Paul Annendale z dwójką swoich dzieci, Markiem i Ryą niechcący natkną się na mrożącą krew w żyłach intrygę, której ofiarami padli pozostali mieszkańcy Black River. Moment, w którym nasi bohaterowie „otworzą oczy” na szerzące się w miasteczku zło niebywale przypomniał mi zabieg Stephena Kinga, stosowany ilekroć pragnął maksymalnie wzruszyć odbiorcę, natchnąć i tak już koszmarną fabułę dodatkową dawką tragizmu. Wykorzystując krzywdę dziecka Koontz płynnie przejdzie od manipulacyjnej delikatności do brutalnej rozgrywki na śmierć i życie, której rezultat, znając zamiłowanie autora do nieudolnych zakończeń, niestety łatwo przewidzieć. Jednakże, jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie wydarzenia poprzedzające finał, mimo miejscami niedopracowanego stylu, będziemy musieli oddać pokłon niezmierzonej wyobraźni tego w gruncie rzeczy genialnego pisarza.
„Zaufał tej ich technice po prostu dlatego, że to była technika, ponieważ to było postępowe i nowe. Amerykanów wychowywano w szacunku do tego, co nowe i postępowe. I częściej, niż byli zdolni się do tego przyznać umierali przez wiarę w to, co się błyszczy i świeci.”
Klasyczne powieści Deana Koontza poruszały tematykę, w której autor czuje się najlepiej – zgubny wpływ postępu naukowego na cywilizację, jaką znamy. W „Nocnych dreszczach” autor wyeksploatował tę przestrogę do maksimum, sprawiając, że nawet najodważniejszy czytelnik poczuje powiew paraliżującego lęku przed bliźnim, którego wysoka inteligencja może przyczynić się do końca znanego nam świata. Rzadko niepokoję się podczas czytania książek albo oglądania filmów, jednakże ta pozycja nie tylko napawa mnie ogromnym przerażeniem w trakcie każdej jej kolejnej lektury, ale również długo po jej skończeniu. Problematyka „Nocnych dreszczy” na pewno nie jest przeznaczona dla mięczaków!
Stan Maine to straszne miejsce :) Czytam teraz książki kinga i we wszystkich , które dotychczas czytałem chociaż cześć wydarzeń rozgrywała się w Maine.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Koontza, jego książki podobają mi się nawet bardziej (nie krzycz:) niż Kinga. :)
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc bardzo się cieszę, że wolisz Koontza od Kinga - ja nie potrafię przekonać się do niego bardziej, ale zajmuje u mnie poczesne drugie miejsce, ale uważam, że jest zdecydowanie niedoceniany w Polsce.
UsuńNie złe zapraszam na tenblondyn.bogspot.com
OdpowiedzUsuń"Nocne dreszcze" to naprawdę udana powieść Koontza (btw-zdecydowanie wolę jego wcześniejszy okres twórczości,bo to co się ukazuje w ostatnich latach nie przekonuje mnie),która aż by się prosiła o czujną ekranizację.
OdpowiedzUsuń