czwartek, 26 lutego 2015

Dean Koontz „Intensywność”


Studentki psychologii, Chyna Shepherd i Laura Templeton, przyjeżdżają na weekend do domu rodziny tej drugiej stojącego na oddalonym od ruchliwych miast, rolniczym terenie. W nocy Templetonowie zostają zaatakowani przez psychopatycznego mordercę, Edglera Foremana Winstona Vessa, który nie jest świadomy obecności Chyny. Brutalny mord całej rodziny i niemożność zawiadomienia organów ścigania wymusza na kobiecie podróż śladami zabójcy. Chynę motywuje pragnienie zemsty, zmiany swojej dotychczas biernej egzystencji i konieczność ratowania więzionej przez Vessa nastolatki, Ariel.

Po raz pierwszy wydana w 1995 roku jedna z bardziej znanych powieści bestsellerowego autora literatury grozy, Deana Koontza. Przeniesiona na mały ekran w 1997 roku przez Yvesa Simoneau i częściowo splagiatowana przez Alexandre Aja w 2003 roku. Choć w moim mniemaniu „Intensywność” nie jest najlepszą powieścią w dorobku Koontza, spokojnie umieściłabym ją w pierwszej czwórce (z tych, które dopiero dane mi było przeczytać). Jej siłą jest prostota pomysłu na fabułę, dojrzałe rysy bohaterów i nieustanne podskórne napięcie wynikające z niecodziennej relacji kluczowych postaci.

„Mówiąc o przeszłości, zawsze paliła się ze wstydu, jakby ponosiła za to wszystko winę na równi z matką, jakby każe jej przestępstwo, czy wybuch szaleństwa obciążał w równym stopniu i ją, mimo że była przecież tylko bezbronnym dzieckiem, uwikłanym w szaleństwo dorosłych.”

Dean Koontz podobnie, jak Stephen King znany jest z długiego budowania dramaturgii swoich fabuł. Na ogół akcja zawiązuje się u niego dopiero po kilkudziesięciu stronach, w trakcie których szczególny nacisk kładzie na szczegółową kreację bohaterów i budowanie atmosfery niezdefiniowanej grozy. W „Intensywności” odwraca tę tendencję. Po zaledwie kilkustronicowym prologu, skupiającym się głównie na rozmowie przyjaciółek, Chyny i Laury, zmierzających na weekend do rodzinnego domu tej ostatniej, Koontz błyskawicznie przechodzi do mocnego uderzenia. Punktem zapalnym jest nocne wtargnięcie Edglera Vessa do domostwa Templetonów i zamordowanie bliskich Laury. Ukrywająca się Chyna wkrótce odkrywa, że jej przyjaciółka została brutalnie zgwałcona, ale udało jej się ujść z życiem. Kiedy zabójca przenosi ją do swojego wozu kempingowego Chyna bez namysłu wślizguje się do środka, żeby wewnątrz odkryć, że w międzyczasie Laura również została zamordowana. Problem w tym, że dla niej nie ma już odwrotu – samochód rusza, a Chyna nie ma pojęcia, jak mogłaby się z niego niepostrzeżenie wydostać. Do tego momentu motywacje głównej bohaterki dla wszystkich czytelników są zrozumiałe – odcięcie linii telefonicznej wymusiło na Chynie próbę ratowania przyjaciółki na własną rękę. Aczkolwiek w jej dalszym postępowaniu wielu odbiorców nie jest w stanie dostrzec większej logiki. I nic w tym dziwnego, bowiem Koontz stworzył postać nietuzinkową, której heroiczna odwaga często mylona jest ze zwykłą głupotą, z tego prostego powodu, że jej zachowanie determinuje traumatyczna przeszłość. Ona jest kluczem do pełnego zrozumienia Chyny, co dla niektórych czytelników miejscami może być nieuchwytne. Liczne retrospekcje z dzieciństwa dziewczyny, u boku „żyjącej na krawędzi”, niestroniącej od towarzystwa przestępców matki i jej dorosła, pedantycznie zorganizowana egzystencja mają zobrazować odbiorcom rozchwianą kondycję psychiczną głównej bohaterki i jej krytyczne odbieranie świata. Uparte podążanie śladami mordercy, choć mniej lub bardziej przekonująco na bieżąco objaśniane przez Koontza (a to w obawie, że Vess nie zostanie odnaleziony przez policję, a to celem upewnienia się, gdzie przebywa przetrzymywana przez niego nastolatka), w istocie nie jest podróżą w objęcia śmierci, jak to miałoby miejsce w przypadku zwykłego, nieobciążonego traumatycznymi wspomnieniami z przeszłości protagonisty. Koontz z czasem mówi wprost, że starcie z Vessem dla Chyny stanowi przebudzenie z długiego snu. Dotychczas z jej wyboru pasywna egzystencja domaga się działania, które w swoim umyśle Chyna utożsamia z powrotem do prawdziwego życia. Ważny dla jej motywacji jest również stosunek do pięknej nastolatki, Ariel, więzionej przez zabójcę, cierpliwie czekającego na moment jej rozdziewiczenia i zamordowania. Chyna widzi w niej dawną siebie – strąconą przez dorosłych w otchłań piekła i borykającą się ze swoim przekleństwem w całkowitej samotności, bez jakiejkolwiek pomocy z zewnątrz. Chyna tak silnie utożsamia się z Ariel, że w pewnym momencie mówi wprost, iż jeśli nie może odejść bez niej, to nie ma sensu żeby w ogóle odchodziła. Pozostawienie nastolatki samej sobie dla naszej bohaterki byłoby równoznaczne z psychicznym unicestwieniem samej siebie. Co prawda, przez wzgląd na skomplikowany rys psychologiczny Chyny niełatwo jest wczuć się w jej postać, a jeszcze trudniej w pełni zrozumieć jej postępowanie, ale dzięki dojrzałemu warsztatowi autora, rozległym objaśnieniom każdego jej kroku przy odrobinie dobrej woli jest to wykonalne. Oczywiście, drobnych niedopatrzeń w zachowaniu kobiety też jest całkiem sporo, choćby niesprawdzenie magazynka broni znalezionej na stacji benzynowej, czy ilości paliwa w baku samochodu, który „sobie pożycza”, ale można je zrzucić na karb stresu i pośpiechu. W końcu odwaga Chyna nie polega na tym, że nie odczuwa strachu tylko potrafi zmobilizować się do działania pomimo dławiącego ją przerażenia.

„Nigdy nie pojmie, dlaczego niektórzy ludzie popełniają niezliczone okrucieństwa, a ciągła walka o to, żeby zrozumieć, tylko ją wewnętrznie wypala, pozostawiając w środku jedynie szare popioły.”

Akcja koncentrująca się na Chynie opisana jest w czasie przeszłym w trzeciej osobie, ale Koontz czasami skupia się również na mordercy. Wydarzenia, których głównym bohaterem jest Vess zostały rozpisane w czasie teraźniejszym i miały za zadanie głównie ułatwić czytelnikom właściwe zrozumienie jego niecodziennej filozofii. Otóż, zabójca do perfekcji opanował wtapianie się w tłum. Swoje zbrodnicze zapędy zaspokaja z dala od miejsca zamieszkania (w chatce nieopodal lasu, strzeżonej przez wytresowane dobermany), a kiedy już „nacieszy się krwią” wraca do swojej fałszywej, spokojnej egzystencji w roli wzorowego, przyjaznego obywatela. U podłoża jego socjopatii leży przekonanie, że prawdziwe życie determinują intensywne przeżycia. Wszystko jedno, czy dla normalnego człowieka oceniane są jako negatywne, czy pozytywne, bowiem w jego słowniku nie istnieje nic takiego, jak wartościowanie doznań. Dzięki wyostrzonym w jego mniemaniu zmysłom, Vess może przeżywać wszystko z podwójną siłą, a przyjemność potraf odnaleźć zarówno w widoku krwi, smaku aspiryny, jak i bólu. Koontz podsumowuje jego filozofię krótko, acz dobitnie: „wszelkie doświadczenia są moralnie obojętne, a wszelkie doznania zmysłowe warte przeżycia”. Choć „Intensywność” w dużym skrócie jest pojedynkiem pomiędzy dobrem a złem, wtłoczonym w konwencję nieustannie trzymającego w napięciu dreszczowca, autor wtłacza w fabułę wątki nadprzyrodzone, uosabiane przez jelenie, które w krytycznych momentach pomagają Chynie znaleźć w sobie dodatkowe pokłady siły. Z uwagi na jej wiarę w Boga, i nieustanne modlitwy, zredukowane do krótkiego zdania wygłaszanego na użytek Wszechmogącego („Chyna Shepherd, nietknięta i żywa”) w obecności dziwnie zachowujących się jeleni można doszukiwać się cech dobrych duchów, mających za zadanie strzec głównej bohaterki. Aczkolwiek interpretację tej kwestii Koontz (i słusznie) pozostawia otwartą.

UWAGA SPOILER Idealnie rozpisane, z poszanowaniem gęstego nastroju grozy i nieustannego napięcia emocjonalnego starcie z mordercą kończy się w typowy dla Koontza sposób. Otóż, pisarz zauważalnie nie uznaje złych zakończeń (jeszcze nie trafiłam na jego powieść, którą zamknąłby tragicznie), ale w „Intensywności” przeszedł nawet samego siebie. Otóż, po wyeliminowaniu Vessa na ostatnich stronach zaserwował czytelnikom przekrój kolejnych lat z życia Chyny i Ariel i tak to wszystko poukładał, żeby, nie daj Boże, nie pozostawić choćby minimalnie negatywnego finału. A mógł chociażby na zawsze uniemożliwić Ariel powrót do rzeczywistości ze swojej wyimaginowanej krainy (katatonia). Widać Koontz jest tego rodzaju pisarzem, który zwyczajnie nie uznaje w literaturze grozy tragicznych zakończeń i ku mojej irytacji wręcz obsesyjnie stara się wszystko pozamykać mdławym „i żyli długo i szczęśliwie”. Nie tylko fabularnie „Intensywność” zamknięto w niezadowalający sposób – przesłanie również jest aż nazbyt wyidealizowane. W literaturze Deana Koontza najbardziej cenię jego spojrzenie na ludzkość, którą krytykuje przy każdej nadarzającej się okazji równocześnie wywyższając zwierzęta, ale w finałach często (tak jak i tutaj) rezygnuje z wrogości do człowieczeństwa na rzecz jego dobrych stron. Zgodnie z tą zasadą przesłanie „Intensywności” sprowadza do przesłodzonego zdania: „Był to lęk nie tyle przed samym Vessem, ile przed tym czymś nowym, co w sobie odkryła. Przed bezwzględnym nakazem miłości bliźniego. Teraz już wie, że nie jest to powód do strachu. Że to cel, dla którego istniejemy” KONIEC SPOILERA.

Pomijając, jak to zwykle w literaturze Deana Koontza bywa, nieudaną w moim mniemaniu końcówkę „Intensywność” to kawał naprawdę trzymającej w napięciu prozy, z barwnymi, wyraźnie zarysowanymi bohaterami i znakomicie skonstruowaną fabułą. Kto nie czytał niech szybko nadrabia zaległości, bo naprawdę warto!

Baza recenzji Syndykatu ZwB 

9 komentarzy:

  1. Narobiłaś mi ochoty na tę książkę, nie ma co :) Twórczości Koontza prawie nie znam, kilka lat temu czytałam "Przepowiednię" i to byłoby na tyle. Jednak chętnie poszerzę swoją wiedzę i na pewno sięgnę po "Intensywność" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim odczuciu z Koontzem jest podobnie, jak z Kingiem. O wiele lepsze książki pisał w XX wieku, dlatego nie ma co zaczynać swojej przygody z jego literaturą od powieści z XXI wieku. Ale to moje subiektywne zdanie - ktoś może bardziej rozsmakować się w jego nowszej prozie.

      Usuń
    2. Dzięki, będę miała na uwadze tę obserwację i postaram się zacząć od starszych książek :)

      Usuń
    3. Moja pierwsza piątka to:
      Fałszywa pamięć
      Nocne dreszcze
      Opiekunowie
      Intensywność
      Odwieczny wróg

      Jak by Ci się udało zdobyć którąś z tych pozycji to byłoby super;)

      Usuń
    4. Jak się okazało w domu mam "Oczy ciemności", więc pewnie najpierw tę książkę przeczytam, ale później będę polować na polecane tytuły, dzięki :)

      Usuń
  2. Dzięki Buffy za nowy motyw graficzny o który prosiłem na stronie głównej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co. Ale dzisiaj zmieniłam na inny, żeby mdłości u ludzi nie wywoływać;)

      Usuń
  3. Jedna z moich ulubionych powieści Deana Koontza ;) przede wszystkim trzymała w napięciu i stwarzała mroczny klimat który uwielbiam. Moja przygoda z tego typu literaturą zaczęłam właśnie od Koontza była to powieść "Głos nocy", którą serdecznie polecam jeżeli nie czytałaś. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń