Zgodnie
z zarządzeniem gubernatora Harpera Finna w całym stanie dochodzi do
aresztowań nielegalnych imigrantów i ich dzieci, włącznie z
osobami urodzonymi w Stanach Zjednoczonych. Szansą na odzyskanie
wolności jest wolontariat w Związku Jedności Emerytowanych
Mieszkańców, opieka nad seniorami z domu niespokojnej starości
niejakiego Eddiego. W programie mogą brać udział jedynie młode
ofiary czystki gubernatora Finna, ale sumienne wykonywanie obowiązków
koniec końców może przysłużyć się także ich rodzicom. Z tej
szansy, na swoje nieszczęście, postanawia skorzystać JP, rodowity
Amerykanin z meksykańskimi korzeniami, którego rozdzielono z
ukochaną siostrą i matką.
|
Plakat filmu. „American Carnage” 2022, Saban Films, Xolo Productions, The Hallivis Brothers
|
Reakcja
na klimat polityczny panujący w Stanach Zjednoczonych za
prezydentury Donalda Trumpa. Horror komediowy twórcy „Zakrzywienia”
(2017), Diego Hallivisa, którego scenariusz napisał razem ze swoim
bratem Julio Hallivisem. Właściwie początków „Amerykańskiej
rzezi” (oryg. „American Carnage”) należy wypatrywać już w
kampanii prezydenckiej 2016, która skłoniła pochodzących z
Meksyku filmowców (w Stanach Zjednoczonych osiedli jeszcze przed
osiągnięciem pełnoletności) do głębszych przemyśleń o
wykorzystywaniu Latynosów do manipulowania społeczeństwem. Kiedy
nabrali przekonania, że w tę podłą grę (polityczna nagonka na
wybrane grupy społeczne) grają nie tylko republikanie, ale i
demokraci, zapragnęli stworzyć coś, co w przyszłości mogliby
pokazywać wszystkimi, którzy zapytaliby „co zrobiliście, co
powiedzieliście, kiedy to wszystko się działo?”. Coś, z czego
mogliby być dumni. A że najbardziej inspirującymi dla braci
Hallivis twórcami są Jordan Peele („Uciekaj!” 2017, „To my”
2019, „Nie!” 2022) i Edgar Wright (m.in. „Wysyp żywych trupów”
2004, „Ostatniej nocy w Soho” 2021) zaczęli się zastanawiać,
jak też mógłby wyglądać film tych panów o Latynosach. Obraz
został uwolniony w lipcu 2022, przy czym do Polski trafił rok
później, bezpośrednio na platformy VOD.
Nowa
Królowa Krzyku, Jenna Ortega (m.in. „Opiekunka: Demoniczna
królowa” McG, „Krzyk” Matta Bettinelliego-Olpina i Tylera
Gilletta, „Studio 666” BJ McDonnella, „X” Ti Westa, „Krzyk VI” Matta Bettinelliego-Olpina i Tylera Gilletta) „alias
Wednesday Addams” w manifeście braci Hallivis. Szalonym horrorze z
szalonej epoki. A zaczynamy od szczujących głów, fragmentów
autentycznych nagrań (archiwum audiowizualne) z nieprawdziwej utopii
(ten amerykański patos). Następnie poznajemy młodego pracownika
fast foodu Juana Pablo 'JP' Valdesa (przekonująca kreacja Jorge'a
Lendeborga Jr.), głównego bohatera „Amerykańskiej rzezi” Diego
Hallivisa, który najwidoczniej (jeden z plakatów w jego pokoju)
wśród swoich filmowych ulubieńców ma „To my” Jordana Peele'a.
Niedługo po otrzymaniu słodko-gorzkiej wiadomości o sukcesie jego
kochanej siostry – Lily dostała się na wymarzoną uczelnię, JP
martwi jednak spora odległość uniwersytetu od ich domu rodzinnego;
perspektywa rozłąki nie tylko z siostrą, ale i najlepszą
przyjaciółką – rodzina Valdesów zostaje aresztowana na mocy
rozporządzenia gubernatora Harpera Finna, makiawelisty, któremu w
prawdziwym życiu dawałabym duże szanse na wygraną w wyborach.
Finn nie tylko wybrał sobie jeden z najpewniejszych sposobów na
pozyskanie elektoratu (syndrom oblężonej twierdzi), ale jeszcze
przed tak zwanym świętem demokracji (do urn, ludu do urn!)
przeszedł od słów do czynów. To dopiero rzadkość... Trzeba więc
przyznać, że dzielny Finn jest politykiem wiarygodnym, że nie
obiecuje gruszek na wierzbie. Jak zapowiedział, tak zrobił –
zapolował na czarownice i czarnoksiężników. I tak JP wylądował
w Strefie 45, prowizorycznym areszcie dla młodocianych niby
przestępców, którym z odsieczą pędzi medialna przeciwniczka
gubernatora Finna. A przynajmniej potomkom „wrogów publicznych
numer jeden”, dzieciom nielegalnych imigrantów z obywatelstwem
amerykańskim. Prawniczka przywraca nadzieję więźniom osobnika z
prawdziwą obsesją na puncie władzy (koryto ponad wszystko), w tym
naszemu JP. Wolontariat w Związku Jedności Emerytowanych
Mieszkańców założonym przez rzekomego filantropa imieniem Eddie
(intrygujący występ Erica Dane'a), ma być jedyną szansą na
wycofanie prokuratorskich oskarżeń. Z deszczu pod rynnę. Dozór
elektroniczny w podejrzanym domu seniora. Nierealna wizja
przyszłości? Jeśli podejść do tego z maksymalną powagą, to
można to uznać za gargantuiczną bujdę na resorach - przynajmniej,
jeśli jest się optymistą - nie jestem tylko przekonana, czy na
takim podejściu zależało autorom „Amerykańskiej rzezi”. W
krzywym zwierciadle, z przymrużeniem oka... Rozpacz ubrana w humor.
Opowieść o migrantach, seniorach i UWAGA SPOILER dosłownej
konsumpcji klasowej – stojący wyżej na drabince społecznej,
zjadają tych z niższych szczebli. „Zielona pożywka” Richarda
Fleischera, na podstawie powieści „Przestrzeni! Przestrzeni”
Harry'ego Harrisona, spotyka urban legend o burgerach z ludzi
KONIEC SPOILERA. O rasizmie, ksenofobii i gerontofobii bez
zadęcia, nienapuszonym tonem. Niezażarta, nienapastliwa „debata
polityczna”; zdaje się świadomie przejaskrawione „jutro”.
Horror społeczny w barwach (niekiedy) „Ostatniej nocy w Soho”
Edgara Wrighta i w oparach gazu rozweselającego, najczęściej
rozpylanego przez notabene Big Maca, a właściwie Sammy'ego
McDonalda (piękny popis Allena Maldonado), który nie wie, czy
zgarnęli go za to, że jest czarny, czy za to, że jest Latynosem –
wątpliwość wyrażona z inicjatywy odtwórcy niniejszej postaci,
wkład doświadczonego aktora w scenariusz The Hallivis Brothers.
|
Plakat filmu. „American Carnage” 2022, Saban Films, Xolo Productions, The Hallivis Brothers |
Jednym
z celów, jakie postawili sobie scenarzyści „Amerykańskiej rzezi”
były niedopuszczenie do połknięcia horroru przez komedię.
Poruszanie się na styku tych dwóch gatunków niewątpliwie jest
obarczone takim ryzykiem – zdarza się, i to nierzadko – a Diego
i Julio Hallivis z dwojga złego pewnie woleliby, żeby groza
przykryła rozbawienie. Jeśli tak, to przydałoby się więcej
takich smaczków jak niemożliwie wyginające się ciała
pensjonariuszy domu opieki Eddiego. „Egzorcysta” Williama
Friedkina z turbodoładowaniem „Nieproszonych gości” Charlesa i
Thomasa Guardów. Dobrze, jakość słabsza, bo na kilometr czuć
CGI, ale coś w tym jest... W każdym razie zwykle mniej przychylnym
okiem spoglądam na tak jaskrawe efekty komputerowe w kinie grozy.
Tego samego niestety nie mogę powiedzieć o bodaj najbardziej
makabrycznym akcencie w „Amerykańskiej rzezi” (główny
pojedynek, czy jak kto woli ostateczna konfrontacja) – a już
zdążyłam nabrać przekonania, że nie doczekam bardziej kłującego
w oczy ujęcia od plastikowo baśniowego zakończenia
„niespodziewanego spotkania” w skrzydle szpitalnym domu
niespokojnej starości. Gdzie zdążyły zawiązać się nowe
przyjaźnie. JP, bezglutenowa weganka i socjalistka Micah Fuentes
(zadowalająca kreacja Belli Ortiz), zmagający się z chroniczną
nerwicą i paranoją Christopher Morales (też niezgorszy Jorge
Diaz), wspomniany już „klasowy błazen” Sammy McDonald i
wreszcie aktywistka Camila Montes (bezbłędna Jenna Ortega),
buńczuczne dziewczę z tym charakterystycznym „addamsowym
spojrzeniem” (gdyby wzrok mógł zabijać...) - bardziej przymusowi
pracownicy, aniżeli wolontariusze programu diabolicznie
charyzmatycznego Eddiego. Troskliwy tatuś ewidentnie z
niewyobrażalnym brudem za paznokciami. Albo źle go oceniłam.
Dumnego właściciela skrzydlatego strażnika „idyllicznej
przystani dla ludzi w jesieni życia”, który nie życzy sobie
żadnych kłótni „w rodzinie”. JP nie potrafi jednak obojętnie
patrzeć na niegodną egzystencję bliźnich. Nie może milczeć w
obliczu krzywdy zadawanej bezbronnym istotom przez opłacanych
pracowników Eddiego, a właściwie przez kierownika z kompleksem
Boga. Komnata tortur na widoku. W kulcie młodości nie trzeba wszak
specjalnie kryć się z takimi praktykami – i tak nie spojrzą, bo
się brzydzą. Bo starość ich przeraża. Zwolennicy praktycznych
efektów specjalnych najprędzej docenią wkład zespołu protetyków
w „Amerykańską rzeź” Diego Hallivisa, który ma też swoje
symboliczne znaczenie. UWAGA SPOILER Poczucie uwięzienia
między dwoma światami, zdaniem scenarzystów omawianego obrazu
doskonale znane wielu Latynoamerykanom, później odbite na twarzach
niektórych członków paczki demaskatorów KONIEC SPOILERA.
Gdyby to był modelowy dom opieki, pewnie szybko doszłabym do
wniosku, że JP znalazł swoją niszę na rynku pracy. Chłopak jest
wprost stworzony do opieki nad osobami starszymi, ale coś mi mówiło,
że największą szansę na zaliczenie tego programu ma Camila, która
nie daje po sobie poznać, by wzruszał ją widok młodych bogów
wyżywających się na słabszych. W przeciwieństwie do JP zachowuje
pokerową twarz w każdej sytuacji – albo oscarowa gra, albo brak
empatii. Najlepiej JP dogaduje się z Micah, której wprawdzie udaje
się nie wchodzić w drogę niewydarzonemu bokserowi, nie trafić na
czarną listę prawej ręki Eddiego, czyli podzielić jego losu, ale
ze wszystkich nowych przyjaciół wrażliwego protagonisty, jej
wydaje się najbardziej leżeć na sercu komfort podopiecznych. Wbrew
zamiarom twórców ta przeklęta posiadłość nie miała dla mnie
żadnych tajemnic. Wierzcie lub nie, ale byłam przygotowana na
wszystkie z przewidzianych niespodzianek, nadspodziewanie szybko
rozpracowałam tę zwariowaną intrygę, nie przełożyło się to
jednak na moje zainteresowanie perypetiami domorosłych detektywów.
Barwna ferajna na tropie szeroko zakrojonego spisku. Zuchwałej
działalność pod przykrywką sielskiego domu seniora. Kino
(nie)czysto rozrywkowe, nienachalnie komentujące współczesną
rzeczywistość, niebojące się poruszać drażliwych kwestii,
tematów zwykle rozpalających nie tylko amerykańską opinię
publiczną, skutecznie dzielących społeczeństwo ku uciesze
cynicznych pretendentów do najwyższych stołeczków (w myśl
starożytnej zasady „dziel i rządź”). Odskocznia od gatunkowych
ważniaków:) Zamierzenie niepełnokrwisty horror, prosta, ale nie
powiedziałabym, że prostacka, opowieść do poduszki. Kolorowych
snów w brutalnym świecie.
Jazda
po bandzie z bananem na twarzy. Zakręcony horror o nietajnym ośrodku
dla seniorów. Folwark zwierzęcy Diego i Julio Hallivisa. Sorry,
taki mamy klimat. No dobrze, aż tak, to nie (jeszcze?), ale
„Amerykańska rzeź” wyreżyserowana przez pierwszego z
wymienionych braci, to historia napisana pod natchnieniem
autentycznych nastrojów społecznych. Odpowiedź na kampanię
wyborczą konkretnej persony. De facto zwycięską kampanię.
Historia w atmosferze strachu napisana. W oblężonej twierdzy o
nazwie „American Dream”. Taki niesmaczny żarcik;) w światku
horroru. Jeśli podejść na luzie, można całkiem udanie spędzić
czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz