Zmagająca
się ze stratą siedemnastoletnia Mia zostaje zaproszona przez swoją
najlepszą przyjaciółkę Jade na domową imprezę organizowaną
przez ich szkolnych znajomych i uznaje, że nie zaszkodzi zabrać ze
sobą drugiej najbliższej jej osoby. Ostatecznie Jade zjawia się w
umówionym miejscu nie tylko z generalnie nielubianą dziewczyną,
ale także ze swoim młodszym bratem Rileyem. Organizatorzy zabawy
nie są zadowoleni z takiego obrotu spraw, nastrój poprawia im
jednak sama Mia, która jako jedyna zgłasza gotowość do wzięcia
udziału w najważniejszym wydarzeniu tego wieczora. W dobrowolnym
opętaniu przez ducha, co umożliwi uściśnięcie podobno
zabalsamowanej ludzkiej dłoni. Szczęśliwy posiadacz magicznej
części kończyny górnej bliżej nieznanego człowieka z
doświadczenia wie, że przez dziewięćdziesiąt sekund można w
miarę bezpiecznie dzielić ciało z obcą istotą, ale już wkrótce
niektórzy nader boleśnie przekonają się, czym grozi złamanie tej
żelaznej zasady gry w opętanie.
|
Plakat filmu. „Talk to Me" 2022, Bankside Films, Causeway Films, Head Gear Films |
Wielkie
odkrycie Ariego Astera, twórcy „Dziedzictwa. Hereditary” (2018)
i „Midsommar. W biały dzień” (2019), pełnometrażowy debiut
reżyserski youtuberów z Australii, braci bliźniaków Danny'ego i
Michaela Philippou, horror nadprzyrodzony, który oczarował też
Stephena Kinga, Sama Raimiego, Jordana Peele'a, Stevena Spielberga i
Edgara Wrighta. Scenariusz „Mów do mnie!” (oryg. „Talk to Me”)
Danny Philippou napisał z Billem Hinzmanem, w oparciu o koncepcję
Daleya Pearsona. Na planie bracia brali przykład głównie z
Jennifer Kent tworzącej swojego „Babadooka” (w swojej ekipie
mieli nawet dwie osoby związane z tamtą produkcją), przełomowy
horror psychologiczny z ich stron, list miłośny do niemieckiego
kina ekspresjonistycznego – przywiązywać wagę do
najdrobniejszych szczegółów, zatroszczyć się o każdy kadr,
wytworzyć podobną energię. Natomiast przy opracowywaniu ścieżki
dźwiękowej (konkretnie łączenie dźwięków) najbardziej pomocny
był koreański obraz w reżyserii Joona-ho Bonga z 2003 roku, w
Polsce znany pod tytułem „Zagadka zbrodni”. A na fabułę ponad
wszelką wątpliwość pewien wpływ miał „Egzorcysta”
nieodżałowanego Williama Friedkina i przypuszczalnie „Pozwól mi
wejść” Tomasa Alfredsona na podstawie powieści Johna Ajvide
Lindqvista, jeden z najukochańszych filmowych horrorów Danny'ego
Philippou. „Mów do mnie!” kręcono w Adelaide w Australii
Południowej - budżet oszacowano na cztery i pół miliona dolarów
- rodzinnym mieście braci Philippou. Tam też osadzono akcję tej
nadnaturalnej opowieści i tam odbył się pierwszy (przedpremierowy)
pokaz filmu – w październiku 2022 roku na Adelaide Film Festival.
Oficjalną premierę „Talk to Me” miał w styczniu 2023 w ramach
Sundance Film Festival, a szeroką dystrybucję kinową otwarto w
lipcu tego samego roku. Wojnę przetargową o prawa do dystrybucji na
terenie Stanów Zjednoczonych wygrała prestiżowa firma A24.
Najgłośniejszy
australijski horror (właściwie australijsko-brytyjski) od czasu
„Babadooka” Jennifer Kent. Jedna z najbardziej dochodowych
inwestycji A24, niezależnej amerykańskiej wytwórni i dystrybutora
filmowego, która, przypomnijmy zaopiekowała się między innymi
takimi obrazami jak „Dziedzictwo. Hereditary”, „Midsommar. W
biały dzień” i „Bo się boi” Ariego Astera, „Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii” i „Lighthouse” Roberta Eggersa,
„X” i „Pearl” Ti Westa oraz „Zabicie świętego jelenia” Yórgosa Lánthimosa. Inwestycja na linii dystrybucyjnej, o którą
firma A24 musiała zawalczyć między innymi z takim gigantem jak
Universal Pictures. „Mów do mnie!” Danny'ego i Michaela
Philippou przypomniał mi pierwszy rozdział „To” Andy'ego
Muschiettiego, readaptację jednej z najdłuższych (i w mojej ocenie
jednej z najlepszych) powieści Stephena Kinga – zewsząd płyną
okrzyki zachwytu, a ja pytam: ale o co chodzi? Gdzie ten geniusz?
Jest dobrze, ale gdzie to arcydzieło? „Mów do mnie!” już
został gremialnie okrzyknięty horrorem roku, a przynajmniej jak
dotąd najpoważniejszym kandydatem do tego tytułu, a ja, głupia,
wyżej postawiłabym takie „odgrzewane kotlety” jak „Krzyk VI”
Tylera Gilletta i Matta Bettinelliego-Olpina oraz „Martwe zło: Przebudzenie” Lee Cronina. Najpierw był krótki filmik podesłany
Danny'emu Philippou przez Daleya Pearsona, horror komediowy o
dzieciakach bawiących się w opętanie, który ożywił przykre
wspomnienie z dzieciństwa. Przypomniał nagranie człowieka
zwijającego się w konwulsjach po zażyciu narkotyku (niepożądana
i potencjalnie śmiertelnie niebezpieczna reakcja organizmu) ku
uciesze towarzyszących mu osób. Wyśmiewany i nagrywany cierpiący
bliźni. Magiczna dłoń pojawiła się później – czołowy
rekwizyt australijskich vlogerów, którzy zgłosili już gotowość
do nakręcenia sequela „Mów do mnie!”. Jak najbardziej chętni
na kolejną zabawę z duchami. Zabawę z konwencją. Nieklasyczne
nawiązywanie kontaktu ze zmarłymi. Zamiast wyświechtanej planszy
Ouija, twarda biała rąsia pokryta zagadkowymi znakami. Zamiast
absolutnej powagi podszytej strachem, salwy śmiechu i radosne
nagrywanie co ciekawszych kawałków. Jak stwierdzi dumny posiadacz
zabalsamowanej dłoni satanisty, nekromanty czy innego
czarnoksiężnika, ta rozrywka nigdy się nie nudzi. Lepsze niż
media społecznościowe, na które zawsze można wrzucić jakiś
kompromitujący filmik z opętańczego seansu spirytystycznego.
Obłąkanego. Wbrew gatunkowym regułom na pierwszym planie nie
postawiono dziewczyny mającej najwięcej oleju w głowie (final
girl), w ścisłym kręgu wtajemniczonych największym rozsądkiem
wykazuje się bowiem nie Mia, tylko jej najbliższa przyjaciółka
Jade (przyzwoite kreacje Sophie Wilde i Alexandry Jensen). Od śmierci
matki, czołowa postać „Mów do mnie!” prawdopodobnie więcej
czasu spędza w domu Jade, jej młodszego brata Rileya (niezgorszy
występ Joe Birda) i ich zabieganej matki niż we własnym, gdzie
czeka przygnębiająco na nią działający ojciec. Można
powiedzieć, że dziewczyna znalazła sobie nową rodzinę, otwarcie
tęskniąc za mamą i skrycie za tatą. Po bliskim spotkaniu z
poważnie rannym kangurem, w Mii kiełkuje nowa(?) obawa. Czy
przypadkiem nie jestem złym człowiekiem? Czy aby oni wszyscy nie są
złymi ludźmi?
|
Plakat filmu. „Talk to Me" 2022, Bankside Films, Causeway Films, Head Gear Films |
Opętania
na wesoło. Odbiorcom „Mów do mnie!” Danny'ego i Michaela
Philippou może nie być do śmiechu, ale początkowo w tym świecie
przedstawionym młodzi ludzie nie znają lepszego sposobu na
spędzanie wolnego czasu. Największa atrakcja dla tutejszej
młodzieży, cyrk obwoźny niedostępny dla rodziców. Normalnie nie
zapraszamy dzieciaków, ale tak naprawdę jedyną twardą zasadą
jest wyegzorcyzmowanie przed upływem półtorej minuty. Aby pozbyć
się nie tyle intruza, ile proszonego gościa z zaświatów,
wystarczy zerwać cielesny kontakt opętanego na życzenie z
piekielną dłonią. Wydaje się proste, ale... Jeśli w horrorze
czegoś pod żadnych pozorem nie wolno robić, to pewnym jestem, że
prędzej niż później to coś zostanie zrobione. Zasady są po to,
by je łamać. Nie z przekory, nie z ciekawości, nie dla hecy. Nie
tym razem. Wyższa konieczność czy niewybaczalny przejaw egoizmu?
Makiaweliczne poświęcenie czy zwykła ludzka potrzeba? W moim
przekonaniu rozum uśpiony przez emocje. Katastrofa nienaturalna
spowodowana naturalną potrzebą. Zrozumiałą, ale to nie umniejsza
tragedii innej jednostki. Uwaga: może rozboleć głowa! Mocna scena,
ale w moim rankingu najlepszych momentów „Mów do mnie!” wygrywa
wycieczka zorganizowana przez pewną dziewczynkę. Plątanina nagich
ciał w soczystej czerwieni, gorączka koszmarnej nocy przy
szarpiących nerwy dźwiękach wydobywanych z jakiegoś
szatańskiego:) instrumentu (swoją drogą cała oprawa muzyczna robi
wrażenie). Pyszny body horror w asekuranckiej ghost story.
Pierwsza wersja scenariusza „Mów do mnie!” ponoć miała więcej
upiornych momentów, które być może będzie jeszcze dane
wykorzystać braciom Philippou, bo traktują to jako początek ich
reżyserskiej przygody z horrorami, bynajmniej jednorazowy „wyskok”.
Mnie jednak nie marzyło się więcej efektów specjalnych tylko
ostrzejszy pazur i mniej chodzenia drogą środka: pomiędzy
popcornowym straszakiem i nową falą kina grozy. Wyglądało mi na
to, że twórców bardziej ciągnie w tym drugim kierunku, że „Mów
do mnie!” miał budować się przede wszystkim atmosferą,
powolutku wchodzić pod skórę zamiast zadowalać się szybciutkim
spływaniem po skórze, ale w moim poczuciu lepiej poradził sobie z
duchową wiwisekcją postaci, która raczej nie jest domeną
mainstreamowych jumperów. Prędzej wizytówka nowej fali –
flirtowanie dramatu nierzadko psychologicznego z horrorem. Mia to
postać tragiczna, zżerana przez potworne wyrzuty sumienia i
desperacko starająca się odzyskać choć część szacunku do
siebie. Dziewczyna, która w okropnych okolicznościach straciła
matkę, a teraz... Kobieta za oknem przypomniała mi „Krzyk 3”
nieodżałowanego Wesa Cravena. W każdym razie wszystko wskazuje na
to, że teraz straciła drugą rodzinę. Jakby nie dość przeszła –
utrata ukochanego rodzica, ciężka depresja i narkotyki, które
mogły być głównym powodem zepchnięcia jej na szkolny margines
społeczny, ale nie można wykluczyć, że jedna z postaci nie mówi
tylko w swoim imieniu o odpychającej manierze Mii (namolna jak
diabli). Niektórzy pewnie powiedzą, że sama jest sobie winna, ja
natomiast ograniczę się do stwierdzenia, że nastolatka popełnia
błąd za błędem. Chce dobrze, ale wychodzi źle. I jeszcze gorzej.
Mia ma jednak asa w rękawie, zaufaną (znowu błąd?) sojuszniczkę
w walce z siłami ciemności czy po prostu znękaną duszą, która
wykorzystała okazję. Trafiło się ślepej kurze ziarno, a
przynajmniej taką pewność zyskuje Mia, znajdująca się o krok od
popełnienia kolejnego wielkiego błędu. Jeszcze większego - o ile
to w ogóle możliwe – narażenia się dziewczynie, która była
jej przyjaciółką i „siostrą”. Ze wszystkich osób żyjących
Jade nadal jest najważniejszą osobą dla Mii, ale tamta może już
nie mieć najmniejszej ochoty na przystawanie z nią. Tak czy
inaczej, dobrze się stało, że ktoś (albo coś) nabrał ochoty na
wylizanie stóp pewnemu młodzieńcowi. Komiczny finał niezabawnego
przeżycia – według mnie najzręczniejsza żonglerka napięciem w
„Mów do mnie!”; najsprawniej zagęszczająca się atmosfera
niesamowitości w klaustrofobicznej przestrzeni i w okowach obłędu.
Podobał mi też wkład charakteryzatorów, a najbardziej okrutnie
spuchnięta twarz jednego z pacjentów szpitala, w którym moje myśli, nie wiedzieć czemu,
więcej niż raz pobiegły w stronę „Nowego koszmaru Wesa
Cravena”, o zbliżonej (odrobinkę) tematycznie „Linii życia”
Joela Schumachera już nie wspominając. Interesujące domknięcie,
ale bezpośrednio poprzedzająca ją akcja na drodze... Chyba miała
być niespodzianka, ale dokładnie takiego zwodu się spodziewałam.
Nie chcę tego nazwać tchórzliwą ucieczką, ale żadne inne
określenie akurat nie przychodzi mi do głowy;)
„Mów
do mnie!”, debiutancki pełnometrażowy obraz w reżyserskiej
karierze Danny'ego i Michaela Philippou, horror nadprzyrodzony
youtuberów z Australii, to jedna z tych pozycji, której polecać
już nie trzeba. Fani gatunku, którzy jeszcze nie mieli okazji
zobaczyć tego pod niebiosa wynoszonego straszaka, zapewne już
traktują go jako pozycję obowiązkową. Właściwie ten balonik tak
się już nadmuchał, że wcale bym się nie zdziwiła, gdyby osoby z
innymi preferencjami gatunkowymi też zapragnęły na własne oczy
zobaczyć to cudo. Według znawców, a ja znawczynią nie jestem,
więc uznałam go jedynie za niezły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz