Pogrążona
w żałobie prywatna detektyw Holly Gibney przyjmuje zlecenie od
zdesperowanej kobiety szukającej swojej dwudziestoczteroletniej
córki Bonnie Rae Dahl. Partner Holly, Pete Huntley, przebywa w
izolacji z powodu zakażenia SARS-CoV-2, a młodzi pomocnicy w
agencji detektywistycznej Uczciwi Znalazcy, Jerome i Barbara
Robinson, skupiają się na własnych projektach, dzielna
hipochondryczka wychodzi więc z założenia, że tym razem będzie
działać praktycznie w pojedynkę, że wkład pozostałych członków
zespołu w śledztwo w sprawie zaginięcia młodej bibliotekarki w
najlepszym wypadku będzie mocno ograniczony. I nie tylko jej, bo w
okolicy, w której znaleziono porzucony rower Bonnie z niepokojącą
wiadomością, od lat dochodzi do podobnych zdarzeń, co każe Holly
sądzić, że ma do czynienia z przebiegłym drapieżnikiem, seryjnym
porywaczem i mordercą młodych ludzi, najwidoczniej niemającym
ulubionego typu ofiary. W rzeczywistości protegowana Billa Hodgesa
podąża tropem zbrodni leciwego małżeństwa, emerytowanych
profesorów uniwersyteckich, Emily i Rodneya Harrisów, zajmujących
się medycyną drastycznie niekonwencjonalną.
|
Okładka książki. „Holly”, adaptacja Prószyński i S-ka 2023, oryg. Will Staehle/Unusual Corporation
|
Trzecia
odsłona kryminalnego cyklu Stephena Kinga z prywatną detektyw Holly
Gibney, zapoczątkowanego pierwotnie wydaną w 2018 roku powieścią
„Outsider”, na podstawie której powstał wydany w roku 2020
serial Richarda Price'a pod tym samym tytułem, oraz minipowieścią
„Jest krew...” (2020). Ukochana bohaterka mistrza współczesnej
literatury grozy, została wymyślona na potrzeby jego kryminalnej
trylogii z Billem Hodgesem, którą tworzą „Pan Mercedes”
(2014), „Znalezione nie kradzione” (2015) i „Koniec warty”
(2016) – to literackie przedsięwzięcie także doczekało się
swojego ekranowanego odpowiednika, serialu Davida E. Kelleya
najsilniej opartego na pierwszej odsłonie serii, od której swoją
drogą „pożyczono” też tytuł „Mr. Mercedes”, ale też
wykorzystującego motywy z tomu drugiego i trzeciego. Powieść
„Holly”, thriller kryminalny z typową dla twórczości Stephena
Kinga mocno rozwiniętą płaszczyzną psychologiczną i
społeczno-obyczajową, swoją światową (i polską) premierę miała
w roku 2023, a powstawała od sierpnia 2021 do czerwca 2022. Akcja
rozgrywa się niedługo po wydarzeniach przedstawionych w „Jest
krew...”, podczas pandemii COVID-19 i wkrótce po z utęsknieniem
wyczekiwanej przez Stephena Kinga zmianie na stanowisku prezydenta
Stanów Zjednoczonych. Premierową polską edycję „Holly”
przygotowało wydawnictwo Prószyński i S-ka w starannym tłumaczeniu
Tomasza Wilusza.
„Kiedy
już sądzisz, że widziałaś najgorsze, do czego ludzie są zdolni,
zdarza się coś, co wyprowadza cię z błędu. Złu nie ma końca.”
Stephen
King spodziewał się wysypu jednogwiazdkowych recenzji „Holly”
przynajmniej na amerykańskich portalach książkowych, bo poważył
się dotknąć bardzo delikatnej materii politycznej i pandemicznej.
„Wziąć pod lupę” jedne z najgłębszych podziałów w
społeczeństwie, aktualne poważne różnice zdań w jego ukochanym
kraju. Właściwie sławny architekt „Holly” liczył się z tym,
że jego analiza podzielonego państwa, zostanie uznana za skrajnie
nieobiektywną. Stronniczą opowieść o covidzie i Donaldzie
Trumpie. Czuł, że tak zwani antyszczepionkowcy i zwolennicy
czterdziestego piątego prezydenta Stanów Zjednoczonych nie puszczą
mu tego płazem, zawczasu przygotował więc odpowiedź dla
potencjalnie najbardziej oburzonych jego bezczelnym manifestem.
„Knock Yourself Out” - tyle miał im do powiedzenia.
Niektórzy mogą uznać, że King z premedytacją wtykał kij w
mrowisko, podgrzewał i tak już piekielnie gorącą atmosferę...
nie tylko na arenie krajowej. Stałych czytelników tego pana taka
budowa świata przedstawionego nie powinna zaskoczyć; komentowanie
spraw mniej i bardziej świeżych, autentycznych wydarzeń, postaw
społecznych i innych fragmentów „płynnej tkanki cywilizacyjnej”
nie jest niczym nowym w twórczości Kinga. Tytułową postać
spotykamy w lipcu 2021 roku, tuż po śmierci jej matki, zagorzałej
zwolenniczki podobno bezprawnie obalonego prezydenta Donalda Trumpa i
aktywnej członkini ruchu antymaseczkowego i antyszczepionkowego -
„wymachiwała transparentem MOJE CIAŁO, MÓJ WYBÓR (który to
pogląd nie przeszkodził jej być stanowczą przeciwniczką
aborcji)”. Z kolei jej rzekomo nieporadna córka, niewdzięczna
pannica po pięćdziesiątce, sumiennie przestrzega koronawirusowych
zasad bezpieczeństwa, jednocześnie, jak to się mówi, dokarmiając
raka. Holly Gibney, prywatna detektyw z zaburzeniami
obsesyjno-kompulsyjnymi, doskonale wie, jak śmiesznie to wygląda –
zamaseczkowana nałogowa palaczka. Z drugiej strony, w tej tak zwanej
nowej normalności, nowotwory złośliwe, podobnie jak wszystkie inne
choroby, w świadomości społecznej jakby przestały istnieć. Jakby
covid, nomen omen, zeżarł wszystkie inne choroby. A
przynajmniej tak to wyglądało w telewizorni, gdzie
niezamaseczkowani dziennikarze ze swoich miejsc pracy, często nie
przebierając w słowach, czasami wręcz wrzeszcząc, upominali
widzów, by nosili maseczki w swoich miejscach pracy. Wtórowali im
politycy bez maseczek, bo przed kamerami (i na mównicy sejmowej)
wirus nie atakował. A potem pojawił się nowy problem: szczepić
się czy się nie szczepić? W tamtym czasie bezskutecznie próbowałam
sobie przypomnieć, choć jedną fikcyjną opowieść
apokaliptyczną/postapokaliptyczną, której autor w pewnym sensie
przewidział taką sytuację – szczepionka potraktowana nie tylko
jako happy end, ale także/lub unhappy end dla ludzi, którzy
przetrwali zarazę (jeśli ktoś zna taki utwór, oczywiście wydany
przed pandemią COVID-19, będę wdzięczna za podrzucenie tytułu).
Po wirtualnej uroczystości pogrzebowej, po rodzinnej tragedii, która
nadspodziewanie mocno zasmuciła ekscentryczną wspólniczkę
aktualnie chorującego na covid, też zaszczepionego dwiema dawkami,
Pete'a Huntleya, kobieta smutki decyduje się utopić w innych
troskach. Przebywającej w otchłani rozpaczy Holly Gbney linę
nieświadomie rzuca Penelope Dahl, zagrożona pracownica banku (widmo
bezrobocia), zawiedziona policyjnym śledztwem w sprawie zaginięcia
jej dwudziestoczteroletniej córki Bonnie. Wydawać by się mogło,
że biała kobieta bardziej obejdzie tutejszych policjantów,
ostatnio kojarzonych głównie z zastrzeleniem czarnoskórego
młodzieńca za wykroczenie drogowe. Brutalizacja działań
amerykańskiej (niecałej) policji w stosunku do ciemnoskórych
mieszkańców być może powoli rozchodzącej się w szwach dumnej
demokracji, też jest tematem tej Kingowskiej rozprawy o jego
rodzimym podwórku. Dzisiejszych i zarazem jakby zamierzchłych
czasach (reżim sanitarny).
|
Okładka książki. „Holly”, Heyne Verlag 2023
|
Ridge
Road na Środkowym Zachodzie: spokojna przystań dla klasy średniej.
Urocza dzielnica sąsiadująca z mniej reprezentacyjnymi obszarami
miasta. Gdzie dzieciaki samopas snują się po niemożliwie
zaśmieconych ulicach, gdzie aż roi się od narkomanów i pijaków,
a co parę lat na żer wychodzą starzy, ale jarzy. Profesorostwo
Harris, małżeństwo z wieloletnim stażem, które nie daje się
upływowi czasu. Emerytowani wykładowcy uświęconej tradycjami
uczelni nieopodal ich przytulnego domku – on pracował na wydziale
nauk biologicznych, a ona na anglistyce, gdzie może nie byli
szczególnie lubiani (właściwie to na pewno), ale nie można
powiedzieć, że nie liczono się z ich zdaniem. Przeklęta charyzma
Emily Harris, na której siłą rzeczy korzystał także jej
rozwrzeszczany mężuś Roddy, profesor Rodney Harris dla zwykłych
śmiertelników. Szalony naukowiec i jego bezcenna królowa w
omawianej powieści dzielą się przestrzenią z Holly Gibney –
najdłuższe nitki fabularne, do których autor najczęściej
dowiązuje sznureczki Barbary Robinson, młodszej siostry i
najlepszej przyjaciółki Jerome'a, najwyraźniej bardziej od niej
zainteresowanego najnowszą sprawą agencji detektywistycznej Uczciwi
Znalazcy. Warstwa retrospektywna z zabójczymi staruszkami, która w
dalszej partii „Holly” dogoni upartą panią detektyw z lipca
2021 roku. Wszystko zaczęło się w październiku 2012 od zuchwałego
porwania w stylu Teda Bundy'ego czy Buffalo Billa z „Milczenia
owiec” Thomasa Harrisa (też ekranizacji Jonathana Demme'a). I
dalszej gehenny poczytnego powieściopisarza z niemile widzianą w
tych stronach (oczywiście nie przez wszystkich) orientacją
seksualną. Gehenny, która przypomniała mi opowiadanie Clive'a
Barkera pt. „Dread” (pol. „Lęk”) z drugiej „Księgi krwi”,
„na język filmu przełożone” przez Anthony'ego DiBlasiego.
Takie tam drobne skojarzenie w makabrycznej działalności staruszków
z Ridge Road, która miłośników kina grozy w niepomierne zdumienie
raczej nie wprawi (jeden z głośniejszych przykładów leciwych w
najlepszym razie tylko podejrzanych, a w najgorszym winnych słusznie
zakazanych czynów: dziadkowie z „Wizyty” M. Nighta Shyamalana),
ale wydaje mi się, że to najśmielsze wyjście Stephena Kinga
naprzeciw oczekiwaniom miłośników mroczniejszych klimatów co
najmniej od czasu „Czarnej bezgwiezdnej nocy”. Prawdę mówiąc
takiej tematyki prędzej spodziewałabym się po horrorze
ekstremalnym, a nie kryminalnych perypetiach sympatycznej Holly.
Człowiek, który w swoim dorobku ma takie mięsiste opowiadanie,
taką krwawą jatkę, jak „Szkoła przetrwania” (szukaj w zbiorze
„Szkieletowa załoga”), mimo wszystko postanowił oszczędzić
nam drastycznych szczegółów wariackiego projektu pseudonaukowego
„czcigodnych Harrisów”. Makabreska w szponach goryczy. Pusty
śmiech, niebezpiecznie graniczący z histerią, reakcją obronną
organizmu na ohydztwa niemożliwie pokrzywionego świata. Komizm o
wybitnie gorzkim posmaku. Szkaradna jesień życia, którą
zainspirowała prawdziwa historia, a zatem to nie jest aż tak
niewiarygodne, jak mogłoby się wydawać. No, może nie aż tak. W
każdym razie tę nietypową współpracę małżeńską zasadniczo
King wymyślił, ale jego magiczną maszynerię, częściej zwaną
bujną wyobraźnią, niewątpliwie pobudził krzykliwy nagłówek
mniej ciekawego artykułu. Coś o uroczych staruszkach i ciałach w
ogródku. A gdyby tak zainwestować w rębak? Ale najpierw...
Potwornie spragnieni uwięzieni w czasach niewoli. Pływająca w
posoce surowa wątróbka cielęca, uparcie podsuwana przez
cierpiących emerytów. Głównych problemem Rodneya jest artretyzm,
natomiast Emily najbardziej dokucza ischias (rwa kulszowa). Stephen
King gdzieś:) napisał, że starość nie jest dla mięczaków, ale
skoro istnieje sposób na zahamowanie tego procesu, a w najgorszym
razie na uśmierzenie bólu na ostatniej prostej długiej (ale nie
tak jakby się chciało, bo czasami zielona mila jest dużo, dużo
dłuższa) egzystencjalnej wędrówki, to dlaczego by nie skorzystać?
Może dlatego, że mogą nas złapać? Bo na pewno nie z troski o
życie bliźnich. Jakiś bliźnich?! O nie, państwo Harris na pewno
nie czują się równi tej „hołocie”, która ich otacza.
Najtęższe umysły absurdalnej cywilizacji zachodniej. Poprawność
polityczna, mowa nienawiści, a teraz jeszcze witanie się łokciami.
Czy świat do reszty oszalał? To pytanie retoryczne, szaleńcy z
Ridge Road wiedzą, że tak. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że
zmusza się ich do piania jak inne durne koguty. Tyle dobrze, że w
zaciszu domowym jeszcze mogą być sobą. O ile akurat nie przypałęta
się jakaś wrażliwa istotka zaszokowana zamieszkami na Kapitolu.
Albo wścibska stara panna wynajęta przez tę krzykaczkę Penelope
Dahl? Tak czy inaczej, Holly Gibney niepowstrzymanie zbliża się do
pary zwyrodnialców, która przypadkiem miała okazję poznać jedną
z najbliższych osób tej upierdliwej prywatnej śledczej. Wszystkie
drogi prowadzą do Harrisów. Wszystkie czy jedna? Jedna, ale za to
szeroka. Duży zbieg okoliczności, ale w świecie Holly ktoś
pozwoli sobie zwrócić naszą uwagę na to, że takowe często się
zdarzają. Jaki ten świat mały – w sąsiedztwie seryjnej
zabójczyni mieszka idolka przyjaciółki Holly. Tak rodzi się
wspaniała, chwytająca za serce przyjaźń starej poetki i młodej
poetki. Jeszcze bardziej wzruszyła mnie opowieść o pewnym chłopcu
i jego zmagającej się z niszczącym nałogiem mamie. Nieszczęsnych
stworzeniach w tym podłym świecie nazywanych Śmierdzielem i
pijaczką. Kto by się takimi przejmował? Na pewno nie policja,
według małoletnich deskorolkarzy z zaniedbanej dzielnicy. Z
intertekstualnej zabawy Stephena Kinga – pomijając poprzednie
przygody Holly Gibney – w oczy szczególnie rzuciło mi się
pamiętne „Hej, ho, Silver!” („To”) i wiadro krwi
wylanej na szkolnym balu („Carrie”). A śledztwo? Przyjemnie
nierozpędzone, jak to u Holly: diablo skrupulatne. I prowadzone w
warunkach dalece bardziej dla niej niewygodnych niż przy poprzednich
dużych sprawach małej agencji detektywistycznej założonej przez
jej wybawcę Billa Hodgesa.
Jak
na razie „Holly” to najsmakowitszy utwór z ulubienicą Stephena
Kinga. Postacią, z którą trudno mu się rozstać. Cudowną
towarzyszką siwego pana z Maine. Wymyśloną ekscentryczką, z którą
wybornie mu się pracuje. Zdania będą podzielone, ale jeśli o mnie
chodzi to ze wszystkich kryminalnych perypetii Holly Gibney, ta tutaj
posmakowała najbardziej. Ale polecam tylko osobom zaznajomionym z
poprzednimi występami tytułowej protagonistki, bo autor nie
szczędzi informacji teoretycznie niepożądanych, potencjalnie
kłopotliwych dla czytelników planujących (kiedyś tam) sięgnąć
po „Outsidera”, „Jest Krew...” czy trylogią z Billem
Hodgesem w roli głównej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz