Zimny poranek w małym miasteczku na Środkowym Zachodzie. Spora grupa
bezrobotnych stoi w kolejce w oczekiwaniu na otwarcie targów pracy. Gdy ich
uwagę zwraca pędzący w ich stronę mercedes jest już za późno. Samotny kierowca zabija
osiem osób w tym niemowlę i rani piętnaście. Kilka miesięcy później policjant,
Bill Hodges, który prowadził zakończoną niepowodzeniem sprawę masowego mordercy
nazwanego przez media Panem Mercedesem, przechodzi na emeryturę. Po
czterdziestoletniej służbie mężczyzna nie może przyzwyczaić się do zmiany trybu
życia. Rozważa samobójstwo, ale tylko do momentu odebrania pełnego pychy listu
od Pana Mercedesa, który ku zadowoleniu Hodgesa wciąga go do niebezpiecznej
gry. Zdeterminowany, aby dopaść masowego zabójcę, zanim ten znowu zacznie zagrażać
innym Bill postanawia przy pomocy cywilnych przyjaciół, bez informowania
policji, stanąć do nierównej walki z nieuchwytnym psychopatą.
XXI wiek nie jest dla niekoronowanego króla literatury grozy zbyt łaskawy.
Przynajmniej w horrorach, którym daleko do jego najpopularniejszych powieści z
początków kariery pisarskiej. Z takich stricte horrorowych książek, wydanych po
2000 roku jedynie „Ręka mistrza” ma szansę zachwycić jego oddanych fanów, bo
„Komórce”, czy „Doktorowi Sen” dużo brakuje do poziomu jego arcydzieł z XX
wieku. Jeśli wziąć pod uwagę ten spadek formy w konwencji grozy raczej nie
dziwi, że Stephen King coraz częściej (i to z o wiele lepszym skutkiem)
eksperymentuje z innymi gatunkami. Najczęściej ucieka się do science fiction
(„Łowca snów”, „Pod kopułą”, „Dallas ‘63”), ale kryminał również nie jest mu
obcy, choć na tym polu dotychczas nie wykazywał się niczym szczególnym – do
„Blaze” i „Joyland” wtłoczył kilka średnio udanych kryminalnych wątków, co
kazało mi z dużo dozą sceptycyzmu podejść do jego najnowszej powieści,
całkowicie trzymającej się konwencji prozy detektywistycznej. Jak się okazało
niepotrzebnie.
Początkowo Stephen King próbował trzymać się zasad rządzących gatunkiem hardboiled. Główny bohater, emerytowany
policjant Bill Hodges, miał być typowym twardym, cynicznym śledczym, który z
obojętnością przyjmuje nadużycia w swoim środowisku. Szczególnie widać to w
trakcie retrospekcji, kiedy to Hodges przypomina sobie, jak wraz ze swoim
partnerem potraktował Olivię Trelawney zamożną, ekscentryczną kobietę, której
Pan Mercedes skradł samochód i wykorzystał go do popełnienia wstrząsającego
masowego mordu. Liczne insynuacje detektywów w połączeniu z subtelnym atakiem
zabójcy popchnęły nieszczęsną kobietę do samobójstwa, czego obecnie po upływie
kilku miesięcy Bill szczerze żałuje. No właśnie, osobowość Hodgesa na
emeryturze całkowicie się zmienia. Nie jest już typowo hardboiled’owym bohaterem tylko kingowskim – na wskroś pozytywnym,
miłym staruszkiem, który pragnie na własną rękę wymierzyć sprawiedliwość i
którego nie sposób z miejsca nie polubić. Choć King niezmiennie porusza się w
ścisłych ramach powieści kryminalnej (ograniczając gawędziarstwo do minimum,
nad czym ubolewam) raczej nie ma niebezpieczeństwa, że ktoś poczuje się
znudzony. A to głównie dzięki intrygującej postaci antybohatera. Brady
Hartsfield to dwudziestoośmioletni geniusz komputerowy, pracujący w sklepie z
elektroniką. Pozornie jest nieśmiałym, aseksualnym młodym człowiekiem, który
cały wolny czas poświęca konstruowaniu przemyślnych gadżetów i matce
alkoholiczce. Jednak wchodząc głębiej King maluje nam obraz prawdziwie
zdegenerowanego osobnika, który w przeszłości wraz ze swoją rodzicielką
dopuścił się strasznego czynu, a obecnie łączy go z nią bynajmniej nie
platoniczne uczucie. Ich związek przywodzi na myśl Normana i Normę Bates z
kultowej „Psychozy” Roberta Blocha – szczególnie w późniejszych partiach
książki, tuż po tragedii w domu Brady’ego. Zdawać by się mogło, że przy
znakomitej kreacji antagonisty Hodges usunie się na pierwszy plan, ale Kingowi
na szczęście udaje się zrównoważyć te pierwiastki. Śledztwo Billa, które
prowadzi przy pomocy siostry Olivii, jej kuzynki oraz siedemnastoletniego
czarnoskórego chłopca z sąsiedztwa niezmiennie nabiera tempa dzięki osobliwemu modus operandi Brady’ego. Pan Mercedes
kontaktuje się ze swoją nemezis za pośrednictwem portalu towarzyskiego. To dzięki
jego pełnym samozadowolenia wiadomościom Hodges nabiera pewności, że morderca
jeszcze nie skończył, że szykuje coś, co przyćmi tragedię na targach pracy.
Rozpoczyna się, jak na kryminał, naprawdę mocno trzymająca w napięciu
rozgrywka, w której stawką są tysiące ludzkich istnień.
„Pana Mercedesa” na tle innych powieści detektywistycznych oprócz
znakomicie wykreowanych bohaterów wyróżnia brak kompromisów. Kiedy ginie
kluczowa dla fabuły postać King sygnalizuje czytelnikom, że ten jakże
zaskakujący wątek może być wstępem do nietypowego dla tego rodzaju literatury
rozwiązania akcji. Właśnie, dlatego tuż po śmierci jednej z pozytywnych
postaci, kiedy to akcja rozpędza się do szybkości Pendolino tak ciężko oderwać
się od lektury. Podejrzewamy, że w finale autor również zrezygnuje z
jakichkolwiek kompromisów… Tak, fabularnie i konstrukcyjnie „Pan Mercedes”
prezentuje się nadzwyczaj zacnie (o wiele lepiej niż współczesne horrory Kinga)
– jestem przekonana, że wielbiciele kryminałów znajdą tutaj niemalże wszystko,
czego w literaturze tak usilnie poszukują.
Przesadziłabym, gdybym stwierdziła, że „Pan Mercedes” to powrót starego,
dobrego Stephena Kinga, ale z pewnością dowód na to, że jego proza nadal ma w
sobie pewien potencjał, który mam nadzieję wykorzysta w przyszłości, kiedy być
może zdecyduje się na napisanie jeszcze jednego, mrożącego krew w żyłach
horroru na miarę jego najlepszych dzieł z XX wieku. Póki co udowodnił, że w
kryminale również czuje się całkiem nieźle, a co za tym idzie swoim fanom
przekazał kawałek mocno trzymającego w napięciu pisarstwa.
Baza recenzji Syndykatu ZwB
Baza recenzji Syndykatu ZwB
Podoba mi się nowa odsłona King, choć tęsknie za jego klasycznymi powieściami grozy. Póki co nie zapowiada się "powrót w dawnym stylu", bo King zapowiedzial kolejne części o Hodgesie.
OdpowiedzUsuńJeszcze w tym roku ma się pojawić jego nowy horror
Usuńhttp://www.stephenking.pl/ksiazki_revival_01.html
Zobaczymy, może coś konkretnego z tego wyjdzie;)
Bardzo dobra recenzja, zachecila mnie do sprawdzenia co nowego upichcil Mistrz. Po ostatniej lekturze, Doctor Sleep, pozostalo uczucie lagodnego niedosytu.
OdpowiedzUsuńTak, masz rację, gdy mówisz o tym, że dobrze, gdyby King powrócił jeszcze do mrożącego w żyłach horroru. Czy jest to jednak realne? Szczerze mówiąc nie sądzę, choć wolałbym się mylić... Grunt, żeby nie odcinał kuponów od swoich najlepszych dzieł, jak to miało miejsce w przypadku "Doktora Sen". To akurat jest nie najlepsza droga.
OdpowiedzUsuńByłem też ciekawy czy Ci "Pan Mercedes" podejdzie. Widzę, że również znalazłaś w nim sporo walorów. Ciekawy krok autora, dobrze, gdyby nie ostatni na tej ścieżce.
Bardzo mi się podobał. Bardziej niż "Doktor Sen", choć porównywanie tych dwóch książek tutaj nie ma sensu. I jak dla mnie tak jakoś za szybko się skończył :(
OdpowiedzUsuń