piątek, 27 czerwca 2014

Stephen King „Pan Mercedes”


Zimny poranek w małym miasteczku na Środkowym Zachodzie. Spora grupa bezrobotnych stoi w kolejce w oczekiwaniu na otwarcie targów pracy. Gdy ich uwagę zwraca pędzący w ich stronę mercedes jest już za późno. Samotny kierowca zabija osiem osób w tym niemowlę i rani piętnaście. Kilka miesięcy później policjant, Bill Hodges, który prowadził zakończoną niepowodzeniem sprawę masowego mordercy nazwanego przez media Panem Mercedesem, przechodzi na emeryturę. Po czterdziestoletniej służbie mężczyzna nie może przyzwyczaić się do zmiany trybu życia. Rozważa samobójstwo, ale tylko do momentu odebrania pełnego pychy listu od Pana Mercedesa, który ku zadowoleniu Hodgesa wciąga go do niebezpiecznej gry. Zdeterminowany, aby dopaść masowego zabójcę, zanim ten znowu zacznie zagrażać innym Bill postanawia przy pomocy cywilnych przyjaciół, bez informowania policji, stanąć do nierównej walki z nieuchwytnym psychopatą.

XXI wiek nie jest dla niekoronowanego króla literatury grozy zbyt łaskawy. Przynajmniej w horrorach, którym daleko do jego najpopularniejszych powieści z początków kariery pisarskiej. Z takich stricte horrorowych książek, wydanych po 2000 roku jedynie „Ręka mistrza” ma szansę zachwycić jego oddanych fanów, bo „Komórce”, czy „Doktorowi Sen” dużo brakuje do poziomu jego arcydzieł z XX wieku. Jeśli wziąć pod uwagę ten spadek formy w konwencji grozy raczej nie dziwi, że Stephen King coraz częściej (i to z o wiele lepszym skutkiem) eksperymentuje z innymi gatunkami. Najczęściej ucieka się do science fiction („Łowca snów”, „Pod kopułą”, „Dallas ‘63”), ale kryminał również nie jest mu obcy, choć na tym polu dotychczas nie wykazywał się niczym szczególnym – do „Blaze” i „Joyland” wtłoczył kilka średnio udanych kryminalnych wątków, co kazało mi z dużo dozą sceptycyzmu podejść do jego najnowszej powieści, całkowicie trzymającej się konwencji prozy detektywistycznej. Jak się okazało niepotrzebnie.

Początkowo Stephen King próbował trzymać się zasad rządzących gatunkiem hardboiled. Główny bohater, emerytowany policjant Bill Hodges, miał być typowym twardym, cynicznym śledczym, który z obojętnością przyjmuje nadużycia w swoim środowisku. Szczególnie widać to w trakcie retrospekcji, kiedy to Hodges przypomina sobie, jak wraz ze swoim partnerem potraktował Olivię Trelawney zamożną, ekscentryczną kobietę, której Pan Mercedes skradł samochód i wykorzystał go do popełnienia wstrząsającego masowego mordu. Liczne insynuacje detektywów w połączeniu z subtelnym atakiem zabójcy popchnęły nieszczęsną kobietę do samobójstwa, czego obecnie po upływie kilku miesięcy Bill szczerze żałuje. No właśnie, osobowość Hodgesa na emeryturze całkowicie się zmienia. Nie jest już typowo hardboiled’owym bohaterem tylko kingowskim – na wskroś pozytywnym, miłym staruszkiem, który pragnie na własną rękę wymierzyć sprawiedliwość i którego nie sposób z miejsca nie polubić. Choć King niezmiennie porusza się w ścisłych ramach powieści kryminalnej (ograniczając gawędziarstwo do minimum, nad czym ubolewam) raczej nie ma niebezpieczeństwa, że ktoś poczuje się znudzony. A to głównie dzięki intrygującej postaci antybohatera. Brady Hartsfield to dwudziestoośmioletni geniusz komputerowy, pracujący w sklepie z elektroniką. Pozornie jest nieśmiałym, aseksualnym młodym człowiekiem, który cały wolny czas poświęca konstruowaniu przemyślnych gadżetów i matce alkoholiczce. Jednak wchodząc głębiej King maluje nam obraz prawdziwie zdegenerowanego osobnika, który w przeszłości wraz ze swoją rodzicielką dopuścił się strasznego czynu, a obecnie łączy go z nią bynajmniej nie platoniczne uczucie. Ich związek przywodzi na myśl Normana i Normę Bates z kultowej „Psychozy” Roberta Blocha – szczególnie w późniejszych partiach książki, tuż po tragedii w domu Brady’ego. Zdawać by się mogło, że przy znakomitej kreacji antagonisty Hodges usunie się na pierwszy plan, ale Kingowi na szczęście udaje się zrównoważyć te pierwiastki. Śledztwo Billa, które prowadzi przy pomocy siostry Olivii, jej kuzynki oraz siedemnastoletniego czarnoskórego chłopca z sąsiedztwa niezmiennie nabiera tempa dzięki osobliwemu modus operandi Brady’ego. Pan Mercedes kontaktuje się ze swoją nemezis za pośrednictwem portalu towarzyskiego. To dzięki jego pełnym samozadowolenia wiadomościom Hodges nabiera pewności, że morderca jeszcze nie skończył, że szykuje coś, co przyćmi tragedię na targach pracy. Rozpoczyna się, jak na kryminał, naprawdę mocno trzymająca w napięciu rozgrywka, w której stawką są tysiące ludzkich istnień.

„Pana Mercedesa” na tle innych powieści detektywistycznych oprócz znakomicie wykreowanych bohaterów wyróżnia brak kompromisów. Kiedy ginie kluczowa dla fabuły postać King sygnalizuje czytelnikom, że ten jakże zaskakujący wątek może być wstępem do nietypowego dla tego rodzaju literatury rozwiązania akcji. Właśnie, dlatego tuż po śmierci jednej z pozytywnych postaci, kiedy to akcja rozpędza się do szybkości Pendolino tak ciężko oderwać się od lektury. Podejrzewamy, że w finale autor również zrezygnuje z jakichkolwiek kompromisów… Tak, fabularnie i konstrukcyjnie „Pan Mercedes” prezentuje się nadzwyczaj zacnie (o wiele lepiej niż współczesne horrory Kinga) – jestem przekonana, że wielbiciele kryminałów znajdą tutaj niemalże wszystko, czego w literaturze tak usilnie poszukują.

Przesadziłabym, gdybym stwierdziła, że „Pan Mercedes” to powrót starego, dobrego Stephena Kinga, ale z pewnością dowód na to, że jego proza nadal ma w sobie pewien potencjał, który mam nadzieję wykorzysta w przyszłości, kiedy być może zdecyduje się na napisanie jeszcze jednego, mrożącego krew w żyłach horroru na miarę jego najlepszych dzieł z XX wieku. Póki co udowodnił, że w kryminale również czuje się całkiem nieźle, a co za tym idzie swoim fanom przekazał kawałek mocno trzymającego w napięciu pisarstwa.

Baza recenzji Syndykatu ZwB

5 komentarzy:

  1. Podoba mi się nowa odsłona King, choć tęsknie za jego klasycznymi powieściami grozy. Póki co nie zapowiada się "powrót w dawnym stylu", bo King zapowiedzial kolejne części o Hodgesie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze w tym roku ma się pojawić jego nowy horror
      http://www.stephenking.pl/ksiazki_revival_01.html
      Zobaczymy, może coś konkretnego z tego wyjdzie;)

      Usuń
  2. Bardzo dobra recenzja, zachecila mnie do sprawdzenia co nowego upichcil Mistrz. Po ostatniej lekturze, Doctor Sleep, pozostalo uczucie lagodnego niedosytu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, masz rację, gdy mówisz o tym, że dobrze, gdyby King powrócił jeszcze do mrożącego w żyłach horroru. Czy jest to jednak realne? Szczerze mówiąc nie sądzę, choć wolałbym się mylić... Grunt, żeby nie odcinał kuponów od swoich najlepszych dzieł, jak to miało miejsce w przypadku "Doktora Sen". To akurat jest nie najlepsza droga.

    Byłem też ciekawy czy Ci "Pan Mercedes" podejdzie. Widzę, że również znalazłaś w nim sporo walorów. Ciekawy krok autora, dobrze, gdyby nie ostatni na tej ścieżce.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo mi się podobał. Bardziej niż "Doktor Sen", choć porównywanie tych dwóch książek tutaj nie ma sensu. I jak dla mnie tak jakoś za szybko się skończył :(

    OdpowiedzUsuń