Studentka
Michal zmaga się z traumatycznymi wspomnieniami z dzieciństwa.
Pomaga jej współlokatorka z akademika Charlie, zafascynowana
makabryczną historią swojej lunatykującej i samookaleczającej się
przyjaciółki. Zamykanej w ciemnicy przez własnych rodziców
dziewczyny, która przeżyła zabójczy szał biologicznego ojca.
Skazanego na śmierć za zamordowanie matki Michal człowieka znanego
jako Puppetman Killer. Najnowszym pomysłem Charlie na wyciągnięcie
koleżanki z ciemności jest sparowanie jej ze słodkim Dannym,
najlepszym kumplem jej aktualnej sympatii, szkolnego sportowca
Glenna. Niezachwiana sojuszniczka straumatyzowanej jednostki szansy
na matrymonialny sukces upatruje w kameralnej imprezie na dachu domu
studenckiego, a jej entuzjazm udziela się głównej zainteresowanej:
studentce, której się wydaje, że jest gotowa na związek z
upatrzonym młodzieńcem, że jednak nie jest postacią przeklętą.
Mimowolną siewczynią śmierci.
|
Plakat filmu. „The Puppetman” 2023, AMP International, Not the Funeral Home, Shudder
|
Pewnego
razu w Ameryce producent filmowy specjalizujący się w niszowych
horrorach Matt Manjourides przedstawił Brandonowi Christensenowi –
między innymi reżyser „Poronionego” (2017), „Z” (2019),
„Superhost” (2021), współtwórca efektów wizualnych do „Krwi
na piasku” Colina Minihana (ponownie spotkali się na planie
niebanalnego survival horroru „Zabij i żyj” z 2018 roku),
„Ekstazy” Joe Begosa, „Spirali” Kurtisa Davida Hardera i
„Noża w nocnej ciszy” Tylera MacIntyre'a – pakiet pomysłów i
zapytał, czy byłby zainteresowany wykorzystaniem, któregoś z
nich. Uwagę Christensena przykuła „nienaturalna selekcja” w
stylu uwielbianej przez niego serii „Oszukać przeznaczenie”,
rozpoczętej w 2000 roku przez Jamesa Wonga; koncepcja, która miała
zrodzić się w głowie Manjouridesa w trakcie odsłuchu utworu
„Puppet Man”, napisanego w 1969 roku przez Neila Sedakę i
Howarda Greenfielda; przebój amerykańskiej grupy wokalnej The Fifth
Dimension z 1970 roku oraz walijskiego piosenkarza sir Thomasa Jonesa
Woodwarda z roku 1971. Niewidzialna istota kontrolująca działania,
ale nie myśli i emocje. Scenariusz „The Puppetman”,
nadprzyrodzonego horroru z elementami slashera, Brandon
Christensen opracował z Ryanem Christensenem, a główne zdjęcia
powstawały w Buffalo w stanie Nowy Jork, w tym na terenie Buffalo
State University. Budżet produkcji oszacowano na milion dolarów, a
dystrybucja ruszyła w październiku 2023 roku: obraz trafił do
wybranych kin w swoich rodzimych Stanach Zjednoczonych, pokazał się
na Screamfest Horror Film Festival i wpłynął do Sieci (Shudder,
też jeden z producenckich opiekunów filmu).
„The
Puppetman” Brandona Christensena otwiera umowne wydarzenie z
przeszłości – retrospekcyjny prolog z niechętnym żonobójcą w
roli głównej. Wygląda jakby coś go do tego zmuszało, wygląda
jak marionetka z samoświadomością sterowana przez niewidzialnego
lalkarza. Popychającego do zabójstwa i uniemożliwiającego
samobójstwo zrozpaczonego ojca przerażonej jasnowłosej dziewczynki
skulonej w ciemnej izdebce. Redrum się zbliża... i przeskok.
Jesteśmy w miasteczku uniwersyteckim w stanie Nowy Jork – krótka
wycieczka z głosami z offu: audycja radiowa, rozmowa dwóch
podekscytowanych spikerów o nieodległej egzekucji lokalnego
postrachu zwanego Puppetman Killer. Ostatni przystanek:
klaustrofobiczny pokój w akademiku. Ściśnięte jak sardynki w
puszce:) Dorosła wersja poznanej blondyneczki, postać przewodnia
imieniem Michal (przeciętna kreacja Alyson Gorske) i jej najbliższa,
jeśli nie jedyna, przyjaciółka Charlie (nieco bardziej
przekonująca Angel Prater), niewykwalifikowana psychoterapeutka
jedynej córki skazanego zbrodniarza. Michal była w piekle i nigdy
się z tego nie otrząsnęła. Nieprzepracowana trauma nienaumyślnie
okaleczającej się studentki – dosłowne rozdrapywanie rany na
nadgarstku, autodestrukcyjny automatyzm. Somnambuliczny trans
dziewczyny z autofobią (też w dosłownym znaczeniu: nie tyle lęk
przed samotnością, ile lęk przed samą sobą). Po wyjściu z
domowego więzienia – torturowana niewolnica biologicznych
rodziców? – Michal trafiła w bezduszne tryby machiny państwowej;
traktowana przedmiotowo, przekazywana z rąk do rąk, kursująca po
niezliczonych rodzinach zastępczych (każda kolejna gorsza od
poprzedniej?), a teraz kurczowo trzymająca się jedynego koła
ratunkowego, jakie Opatrzność „w swojej nieskończonej
łaskawości” jej rzuciła. Charlie jej opoką, silnym wsparciem w
walce z demonem. Bezinteresowna pomoc dla pogrążonej w depresji
studentki? Z podświadomą obsesją na punkcie jakiegoś symbolu
(trzy pionowe kreski), zawzięcie rysowanego palcami kiedy chodzi we
śnie. Palcami nierzadko maczanymi we własnej krwi. Reżyser i
współscenarzysta „The Puppetman” z premedytacją „pożyczył
konstrukcję szkieletową” od teen horrorów z cyklu
„Oszukać przeznaczenie”, naturalnie zdając sobie sprawę, że
ta struktura sprawdziła się – i nie sprawdziła – też w innych
opowieściach o młodych ludziach terroryzowanych przez jakąś
nadnaturalną siłę. Wiedzących, że zostali przeznaczeni na rzeź.
Najważniejsze to wymyślić zagrożenie i nadać rozpoznawalne cechy
protagonistom, a przynajmniej tak to widział Brandon Christensen na
etapie pracy nad scenariuszem horroru o UWAGA SPOILER
demonicznym lalkarzu ukrytym w ciele niewinnej istoty ludzkiej.
Nietradycyjne podejście do motywu opętania, w każdym razie forma
mniej rozpowszechniona od spuścizny Williama Petera Blatty'ego i
Williama Friedkina (popularyzacja konwencji ludzi mniejszej i
większej wiary stawiających czoła piekielnym porywaczom ciał,
oczywiście z zakusami na nieśmiertelne dusze) KONIEC SPOILERA.
|
Kadr z filmu. „The Puppetman” 2023, AMP International, Not the Funeral Home, Shudder |
To
mógł być całkiem niezły film... Mógł. Intrygująca myśl
pogrzebana mechanicznym małpowaniem. Pomysł wyjściowy poszkodowany
przez „kserokopiarkę” obsługiwaną bez widocznego przekonania.
W każdym razie mnie nie udało się zarazić ewentualną pasją
zespołu nierówno kroczącego po ubitej ścieżce między rzędami;)
Nie jestem uprzedzona (znudzona, zniechęcona) do gatunkowych
schematów, ale jeśli z ekranu bije taka beznamiętność...
Tchnijcie w to trochę emocji! To nie powinno być trudne z taką
oprawą audiowizualną. Witamy w Strefie Zgnilizny! W funeralnej
rzeczywistości dziewczyny nieufającej sobie. Obskurne zdjęcia
Claytona Moore'a (nie pierwsze zawodowe spotkanie z Brandonem
Christensenem, patrz: „Krew na piasku”, „Superhost”),
idealnie pasujące do ciasnych wnętrz i fenomenalna ścieżka
dźwiękowa (szczególnie mam tutaj na myśli melancholijne wokalizy)
zespołu Blitz/Berlin. Coś poszło nie tak na etapie montażu, za
który odpowiadał sam Brandon Christensen? W przestrzeni publicznej
reżyser „The Puppetman” dał do zrozumienia, że zaistniała
konieczność odejścia od pierwotnego zamysłu – rezygnacja z
części pozyskanego materiału wymuszająca zmiany w łączeniu co
poniektórych ujęć. Dobrze, że „pod nóż” nie poszła
niesamowicie nastrojowa scenka z ostrzegającymi(?) krukowatymi.
Zwiastuny śmierci wokół samotnie przedzierającej się przez
„gotyckie pole” zrozpaczonej studentki. Tragiczny finał
szampańskiej zabawy na dachu akademika. Właściwie nastrój zepsuł
się chwilkę przed miażdżącym uderzeniem – katastrofalny obrót
wydarzeń następstwem nieprzyjemnej wymiany zdań. Śmiercionośna
kłótnia. Widok z przeszłości, boleśnie znane diabelskie
igraszki, które czołowa postać „The Puppetman” chyba
niepotrzebnie próbowała zracjonalizować. Przekonać samą siebie,
że wszystkie jej problemy miały zupełnie przyziemny charakter, że
jej życie w rzeczywistości nie ma nic wspólnego z kiczowatymi
horrorami o wrzeszczących wniebogłosy przypadkowych badaczkach
zjawisk paranormalnych. À propos badaczek, okazuje się (też mi
niespodzianka), że nieopodal kampusu mieszka prawdziwa specjalistka,
albo zwyczajna oszustka, która sporo wie o naszej biednej Michal.
Duchowa przewodniczka przedstawiająca się jako Ruby (w tej
stereotypowej roli Caryn Richman, która, muszę przyznać, w moim
odczuciu najmocniej wczuła się w postać). Prezentacja dla
zdezorientowanych gości nietaktowanie rozdzielonych. Michal musi
poczekać w innym pokoju, gdy ona będzie przekazywać jej rzekomym
przyjaciołom niezwykle ważne informacje. Nałogowa palaczka Jo
(taki sobie występ Anny Telfer), która później przypomniała mi
jedną z bohaterek „Łowców umysłów” Renny'ego Harlina, wredny
sportowiec Glenn (mniej więcej tej sam poziom gry aktorskiej
Camerona Wonga) i jedyny najpoważniejszy kandydat na prawdziwego
przyjaciela Michal w tym gronie, szarmancki Danny (stopień wyżej
Kio Cyr). Uwaga na znaki, wskazówki naumyślnie zostawione przez
autorów „The Puppetman”, omeny śmierci nastolatków z posępnej
krainy. Minorowy nastrój małą rekompensatą za trud włożony w
odkrywanie historii dziewczynki z ciemnicy. UWAGA SPOILER
Swoją drogą ciekawe, czy scenarzyści widzieli „Przypadek 39”
Christiana Alvarta, bo jakoś nie mogłam opędzić się od skojarzeń
KONIEC SPOILERA. Pustawej historii, co zasmuciło mnie tym
bardziej, że widziałam ogromny potencjał w studentce grającej
pierwsze skrzypce w tutejszym Teatrze Marionetek. Niewykorzystana
szansa na wstrząsającą przeprawę dziecka, ścinającą krew w
żyłach gehennę bezbronnej istoty - skażonej przez własnych
rodziców? - i emocjonujące zmagania młodej kobiety mocno
hipotetycznie walczącej ze sobą. W pułapce umysłu z niewidzialną
bestią. Wydłużyłabym pierwszą partię – autoagresja Michal i
przynajmniej częściowo chwalebny upór Charlie – i skróciła
środkową. Niektórzy mogą uznać, że twórcy niepotrzebnie sobie
utrudnili takim, a nie innym „rozstawieniem pionków na dachu”
(ofiara), ale ja akurat tego bym nie ruszała. Ulubiona scenka
Brandona Christensena i jeden z moich lepszych momentów w świecie
Władcy Marionetek, który przy okazji, pewnie niechcący, przywiódł
wspomnienie pewnego arcydzieła Alfreda Hitchcocka. Wykazali się też
twórcy maleńką inwencją w procesie eliminacji, ubolewam tylko nad
tym, że zabrakło pieniędzy (tak podejrzewam) na efekty specjalne.
Akcja w bibliotece uniwersyteckiej trąci cyfrową tandetą, ale to
jeszcze bym wybaczyła, gdyby nie zamazano na pewno paskudnego
obrazka w siłowni. Wyobraźnia zadziałała, wolałabym jednak sobie
popatrzeć:) Jest jeszcze niezamierzenie komiczny incydent na moście
(jedna z najtrudniej kręcących się scen dla „The Puppetman”, a
wszystko przez pogodę: ulewny deszcz, porywisty wiatr, przenikliwy
chłód) i bezpardonowa „nawalanka” w samochodzie. Jest też
prymitywny akcent na sam koniec albo inaczej: takie zagrania wyszły
z mody najdalej na przełomie XX i XXI wieku. Ale czego innego
spodziewać się po takiej fabułce? Po tak ogranej sekwencji
zdarzeń? Przejrzystej opowieści drętwej.
Brandona
Christensena stać na więcej. Na dopisanie ciekawszej historii do
fartownie pozyskanego pomysłu i przede wszystkim wypracowanie
intensywniejszego przekazu emocjonalnego. Atmosferą „The
Puppetman” chwalić się może, ale cóż z tego, skoro niewiele z
niej wynika? A przynajmniej mnie nie udzieliły się emocje targające
fikcyjnymi postaciami sztampowymi, uwikłanymi w typową sytuację
(para)nienormalną. Abstrahując od modus operandi osobowości
sadystycznej. Kreatury niezupełnie jak z powieści Roberta A.
Heinleina:) I nie, nie zalecam kontaktu z nią - z tanią „produkcją
kukiełkową” starym szlagierem muzycznym natchnioną.
Same kiepskie horrory w ostatnich kilku latach...
OdpowiedzUsuńAle mi przypomniałaś o tym filmie. :) Pamiętam, że mi się nie podobał lub bardzo strasznie średni - niestety do dzisiaj nie ma podstrony na filmwebie także nie mogłem ocenić, a teraz się głowie co bym dał - coś w randze 3 do 5, ale nie chce go oglądać ponownie eh :D
OdpowiedzUsuńTrzeba dodać na filmweb, choć ta strona to tragedia obecnie, sporo filmów nie ma, ja dodałem jakiś wiele miesięcy temu i dalej nie zaakceptowali. A za to jest kilka tysięcy filmów które nie istnieją :D Lepiej się na imdb przerzucić i tam oceniać.
OdpowiedzUsuń