Jake Harris prowadzi szkolenie kandydatów na agentów FBI do sekcji
behawioralnej. Ostatnie ćwiczenie ma mieć miejsce na niezamieszkałej wyspie
należącej do wojska. Grupa zostaje tam przetransportowana, aby rozwikłać
symulowaną przez Harrisa zagadkę wielokrotnych mordów. Do ich grona dołącza
zewnętrzny obserwator, Gabe, którego zadaniem jest zapoznanie się z
metodami szkoleniowymi Harrisa. Po dotarciu na miejsce instruktor oddala się od
grupy, aby z ukrycia obserwować ich poczynania. Pierwszego wieczora
początkujący profilerzy aklimatyzują się na wyspie, a nazajutrz znajdują
pierwsze ciało będące częścią symulacji Harrisa. Na miejscu zbrodni znajduje
się jednak pułapka, w którą wpada jeden z nich, tracąc życie. Pozostali
uświadamiają sobie, że na wyspie znajduje się prawdziwy morderca, który poluje
na nich wszystkich i najprawdopodobniej jest jednym z nich. Aby przeżyć muszą
właściwie odczytać podsuwane przez niego wskazówki i obserwować wszystkie
poczynania kolegów.
„Łowcy umysłów” to thriller wyreżyserowany przez Renny’ego Harlina, twórcę
między innymi „Koszmaru z ulicy Wiązów 4: Władcy snów” i „Egzorcysty: Początek”,
który dla tej produkcji zrezygnował z pracy nad adaptacją opowiadania Raya
Bradbury’ego „I uderzył grom”. Scenariusz „Łowców umysłów” spisali Wayne Kramer
i Kevin Brodbin – ich wkład był bodaj najczęściej krytykowany przez widzów,
dostrzegających niespójności w fabule. Film kręcono w Holandii, ale etap postprodukcyjny
przeprowadzono w Anglii, celem zminimalizowania kosztów. Pomimo tego zabiegu
suma, jaką przeznaczono na realizację filmu była spora, szacuje się bowiem, że
budżet jakim dysponowali twórcy opiewał na dwadzieścia siedem milionów dolarów.
Elementem, który odróżnia „Łowców umysłów” od niezliczonych dreszczowców o
seryjnych mordercach jest miejsce akcji. Niewielka wyspa, będąca szkoleniowym obiektem
wojskowym, pełnym manekinów udających ludność, odpowiednio urządzonych budynków
oraz kotów przemykających po ulicach i tutejszych łąkach. Całość przedstawia
sobą naprawdę smętny, należycie mroczny widok, z miejsca dający poczucie
wyobcowania. Bohaterowie, grupa osób szkoląca się na agentów FBI, czuje się
nieswojo w tym otoczeniu - co zrozumiałe przygnębiające, wyludnione krajobrazy budzą
w nich dyskomfort praktycznie zaraz po wylądowaniu, ale dobrze wiedzą, że to
przemyślany zabieg ich instruktora (zadowalająca kreacja Vala Kilmera),
pragnącego sprawdzić ich przydatność w każdych warunkach. Egzystowanie w
warunkach kontrolowanych, świadomość, że to jedynie część nadzorowanego
szkolenia pomaga im odsunąć na bok emocje i spokojnie, niemalże na chłodno
przystąpić do oględzin pierwszego miejsca zbrodni stworzonego przez Jake’a
Harrisa. Napisałam „niemalże”, bo w przypadku głównej bohaterki, Sary Moore
(przyzwoity występ Kathryn Morris) nie można mówić o całkowitej kontroli nad
emocjami. Pomimo, że kobieta ma świadomość, iż ma do czynienia jedynie z
symulacją, widok działalności wymyślonego przez Harrisa Lalkarza, zakrwawionego
manekina wiszącego nad podłogą w formie groteskowej marionetki, początkowo ją
paraliżuje, tak jakby na chwilę dała się ponieść złudzeniu. Właściwa akcja
filmu zawiązuje się wkrótce po wkroczeniu bohaterów na pierwsze miejsce
zbrodni, kiedy ich przywódca wpada w przemyślną pułapkę aktywującą ciekły azot.
Sposób, w jaki ginie mężczyzna, dosłowne rozkawałkowanie jego zmrożonego ciała
daje do zrozumienia, że twórcy „Łowców umysłów” postawili na efektowne,
pomysłowe mordy, choć nie bez ingerencji komputera, która dzięki swojej
oszczędności nie wpływa nazbyt negatywnie na realizm. Obserwując inne,
nieukrywane przed wzrokiem widza zgony protagonistów, będące dowodem dużej
inwencji scenarzystów nasuwały mi się skojarzenia z dobrymi slasherami, w których pomysłowe
eliminowanie ofiar odgrywa bardzo ważną rolę. Stoczenie się na podłogę głowy
siedzącego przy stole mężczyzny po szturchnięciu go, stylizacja ciała na „hasającą”
marionetkę, eksplozja pistoletu dziurawiąca odłamkami twarz i dłoń
nieszczęśnika, przebicie spadającymi z nagła z góry prętami szyi i klatki
piersiowej, czy moje ulubione przeżarcie kwasem organizmu kobiety od wewnątrz,
pokazane we wszystkich drastycznych szczegółach. Wymyślne pułapki, które
prowadzą do tego rodzaju widowiskowych zgonów dla widza są łatwo dostrzegalne
tuż przed tragedią, ale początkujący profilerzy nie są tak czujni. Zauważalnie
dają sobą manipulować, niczym ćmy lecące do ognia, zgodnie z przewidywaniami
tajemniczego sprawcy ślepo wchodzą w każdą zastawioną pułapkę. Morderca tymczasem
zdaje się być wszechmocny, przygotowany na niemalże wszystkie okoliczności i
jak się okazuje do pewnego stopnia słusznie przekonany, że każda osoba zginie w
dokładanie taki sposób i w tej minucie, w której to sobie zaplanował. No
dobrze, niemalże każda, bo nieprzewidywalnym pierwiastkiem jest czarnoskóry
Gabe (moim zdaniem najbardziej wyróżniająca się kreacja w wykonaniu LL
Coola J), zewnętrzny obserwator, który przez długi czas wydawał mi się jedyną
trzeźwo myślącą osobą w całym tym gronie. Pomimo, że protagoniści ubiegają się
o posady profilerów w FBI, pomimo, że mają już za sobą serię szkoleń mających
uczulić ich na fortele seryjnych morderców dają się „wyprowadzać w pole”,
sprawiając raczej wrażenie postaci jakby żywcem wyjętych z jakiegoś slashera, aniżeli rasowego thrillera.
Moje zamiłowanie do filmów slash
sprawiło, że bez większej irytacji obserwowałam ich nieprzemyślane zachowania i
pozorną wszechmoc mordercy, ale jestem w stanie zrozumieć utyskiwania bardziej wymagających
odbiorców. Dlatego też zastanawiam się, czy pomysł na scenariusz nie odnalazłby
się lepiej w czysto slasherowej
konwencji, bez usilnego wtłaczania go w ramy thrillera. Czy wówczas nie
spotkałby się z mniejszą krytyką uczulonych na detale widzów, niepotrafiących
zaakceptować gapowatości postaci, których charakter powinien generować większą
przenikliwość i takich ogromnych talentów seryjnego mordercy.
Rozgrywka pomiędzy zaszczutymi początkującymi profilerami i tajemniczym seryjnym
mordercą doskonale odczytującym słabości swoich ofiar, cechuje się dużą ilością
pomysłowych zgonów, wtłoczonych w scenariusz w najbardziej pożądanych
momentach, dzięki czemu w warstwę fabularną nie wkrada się marazm. Wspomniane
odizolowane, posępne miejsce akcji wzbogaca całą potyczkę zachwycającą aurą wyalienowania,
wprowadzając klaustrofobiczną atmosferę śmiertelnie niebezpiecznej pułapki i
niemożności zwrócenia się o pomoc do nikogo z zewnątrz, o opuszczeniu wyspy już
nie wspominając. Ale oprócz tego atmosferę zaszczucia znacząco potęgują
wzajemne podejrzenia, usilne poszukiwanie sprawcy we własnym gronie i
oskarżanie każdego, kto uczyni bądź powie coś, co pozostałym wyda się
podejrzane. Uważnym widzom natomiast przedwczesne rozszyfrowanie tożsamości mordercy
nie powinno nastręczyć większych kłopotów, aczkolwiek podczas pierwszego seansu
zmylił mnie przewrotny zabieg zastosowany w końcowym pojedynku, więc może nawet
odbiorcy, którym uda się trafnie wytypować winnego mają szansę na odrobinę
zaskoczenia. Zdając sobie chyba sprawę z naciągnięcia co poniektórych wątków,
scenarzyści pod koniec postanowili dokładnie objaśnić widzom charakter środków,
które dopomogły sprawcy w częściowym osiągnięciu jego celu, ale nie mogłam
oprzeć się wrażeniu, że jego plan nie był tak dokładnie opracowany, jak
chcieliby tego scenarzyści, że w pewnej mierze wynikał ze zwykłego szczęścia nie
wiem, czy nie nazbyt dużego. Za przykłady niech posłużą samotna paczka papierosów
rzucająca się w oczy kobiety starającej się zerwać z nałogiem, czy nieodskoczenie
mężczyzny od butli z ciekłym azotem, w ułamku sekundy, w którym zdał sobie sprawę z
zagrożenia.
Mam wrażenie, że w „Łowcach umysłów” całkowicie odnaleźć mogą się osoby
nieprzykładające większej wagi do naciągania niektórych aspektów fabularnych w
thrillerach o seryjnych mordercach. Po swojej pozytywnej reakcji na ten obraz
wnoszę, że istnieje spora szansa, iż ta pozycja spodoba się również fanom slasherów nawykłych do pozornej wszechmocy
oprawców i nieprzemyślanych zachowań ich ofiar. Ale nie wykluczam, że entuzjaści
rasowych dreszczowców również zdołają przymknąć oko na te elementy i po prostu
cieszyć się nieustającą akcją, oddaną w znakomitym klimacie odizolowanej
mrocznej wyspy oraz docenić kilka naprawdę pomysłowych scen mordów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz