Stronki na blogu

sobota, 27 kwietnia 2024

„Niepokalana” (2024)

 
Młoda zakonnica ze Stanów Zjednoczonych Cecilia, korzystając z zaproszenia ojca Sala Tedeschi, przybywa do klasztoru we Włoszech. Po rozległym zabytkowym obiekcie w malowniczej okolicy oprowadza ją surowa siostra Isabelle, która sugeruje pobożnej nowicjuszce, że to nie jest odpowiednie miejsce dla niej. Amerykanka nie daje się jednak odwieść od powziętej decyzji i jeszcze tego samego dnia składa śluby zakonne, a niedługo potem odkrywa najcenniejszą relikwię tutejszego zgromadzenia, przechowywany w kaplicy klasztornej Święty Gwóźdź. I traci przytomność. Jakiś czas po tym wstydliwym dla niej incydencie, zaniepokojona porannymi mdłościami siostra Cecilia odwiedza klasztorny gabinet lekarski. Wyniki są jednoznaczne: kobieta jest w ciąży, mimo że nigdy nie współżyła z mężczyzną. Jedyną zaszokowaną tą informacją jest sama pobłogosławiona, ale w tłumie podekscytowanych zakonnic najwyraźniej od dawna wyczekujących niepokalanego poczęcia, znajdują się jednostki niepodzielające entuzjazmu sióstr adorujących coraz bardziej zaniepokojoną Cecilię. Tracącą poczucie bezpieczeństwa w teoretycznym Domu Bożym.

Plakat filmu. „Immaculate” 2024, Black Bear, Fifty-Fifty Films, Middle Child Pictures

W 2014 roku siedemnastoletnia wówczas amerykańska aktorka Sydney Sweeney (m.in. „Oddział” Johna Carpentera, późniejsze „Tajemnice Silver Lake” Davida Roberta Mitchella, „Nokturn” Zu Quirke i przebojowy serial Bruce'a Millera, oparty na opus magnum Margaret Atwood, „Opowieść podręcznej”) wzięła udział w przesłuchaniu do roli w filmie na podstawie scenariusza Andrew Lobela. Projekt utknął – nie wszedł w fazę produkcji – po zakończeniu prac nad serialem „Euforia” Sama Levinsona aktorka wzięła więc sprawy w swoje ręce. Kupiła prawa do scenariusz Lobela i skontaktowała się z szanowanym reżyserem Michaelem Mohanem (pracowała z nim przy serialu komediowym „Everything Sucks!” z 2018 roku oraz pełnometrażowym filmie fabularnym „Kiedy nikt nie patrzy” uwolnionym w roku 2021). W esemesie zapytała, czy byłby zainteresowany wzięciem udziału w jej producenckim przedsięwzięciu, wyreżyserowaniem horroru, nad którym mogłaby pracować na przełomie 2022 i 2023 roku (okienko w harmonogramie). Mohan był zainteresowany, ale ostateczną decyzję podjął podczas pierwszej lektury scenariusza: kiedy dotarł do zasadniczego odkrycia postaci przewodniej. Uznał jednak, że historia wymaga paru poprawek, po przedyskutowaniu sprawy z posiadaczką praw do historii Andrew Lobela, poddał materiał lekkiej obróbce, spełniając przy tym życzenia Sydney Sweeney, której zależało na filmie niepatyczkującym się z widzem. Horrorze bezkompromisowym, niestroniącym od makabry... i niebojącym się tematów potencjalnie niewygodnych dla niemałej grupy ludzi?

Główne zdjęcia do „Niepokalanej” (oryg. „Immaculate”) w reżyserii Michaela Mohana odbyły się w obszarze metropolitalnym Rzymu, a wśród głównych lokalizacji był niegdysiejszy klasztor w bliskim sąsiedztwie Watykanu, przekształcony w muzeum sztuki oraz wybudowana w latach 1604-1605 rozległa budowla w mieście i gminie Frascati, zamknięta dla zwiedzających Villa Parisi, od dziesiątek lat udostępniana jednak filmowcom (kręcono tutaj chociażby „Krew dla Dracul” Paula Morrisseya, „Cmentarzysko” Andrei Bianchiego i w mniejszym stopniu „Krwawy obóz” Mario Bavy). Produkcja zakończyła się w lutym 2023 roku, a w grudniu prawa do dystrybucji filmu na terenie Stanów Zjednoczonych nabyła niezależna firma Neon. Światowa premiera „Immaculate” przypadła na pierwszą połowę marca 2024 roku - wydarzenie w ramach South by Southwest Film Festival - natomiast w drugiej ruszyła międzynarodowa dystrybucja kinowa. Podczas prac nad „Niepokalaną” reżyser pozostawał pod dość silnym wpływem „Dziecka Rosemary” Romana Polańskiego oraz amerykańskiego i włoskiego kina grozy z lat 70. XX wieku, a w szczególności „Co się stało z Solange?” Massimo Dallamano, „The Red Queen Kills Seven Times” Emilio P. Miraglii i „Egzorcysty” Williama Friedkina, ale opinia publiczna powiązała (tak zwane filmy bliźniacze) to dziełko z wydanym w kwietniu 2024 roku „Omenem: Początkiem”, debiutanckim osiągnięciem reżyserskim Arkashy Stephenson, prequelem wielkiego „Omenu” Richarda Donnera. Michael Mohan czerpał też z osobistych doświadczeń - wspomnienie młodości, katolickiego wychowania, aktywnego uczestnictwa we wspólnocie kościelnej (przywódca grupy młodzieżowej, która pewnego razu urządziła uroczyste palenie różnych utworów artystycznych jej zdaniem zawierających szatańskie przesłanie). W wywiadzie dla magazynu „Fangoria” zdeklarowany miłośnik horrorów, który w 2022 roku zawiązał w swoim przekonaniu bardzo owocną współpracę z większą fanką gatunku Sydney Sweeney, opowiedział o tym, jak jego rodzina przestała chodzić do kościoła. Zniechęciło ich płomienne kazanie antyaborcyjne, polityczny(?) manifest w obronie życia. Nun horror Michaela Mohana (jeszcze nie nunsploitation, nie ulega jednak wątpliwości, że „Niepokalana” rozbudziła nadzieje co poniektórych fanów gatunku na triumfalny powrót popularności „paskudnych opowieści zakonnych”), którego budżet oszacowano na dziewięć milionów dolarów, zgodnie z przewidywaniami wywołał (niewielkie) kontrowersje, radośnie podsycane między innymi w mediach społecznościowych przez czołową producentkę filmu, niesamowicie zaangażowaną (moim zdaniem aktorstwo na najwyższym poziomie, zwłaszcza w finale – miażdżąca ekspresja w jednym długim ujęciu) odtwórczynię roli głównej Sydney Sweeney, która na plan zdjęciowy „Niepokalanej” zaprosiła dwie drogie krewne - miała przyjemność zagrać ze swoimi babciami. Wcielając się w młodą zakonnicę na tropie ewentualnego spisku zawiązanego w odizolowanym klasztorze we Włoszech. „Kod Leonarda da Vinci” Dana Browna spotyka „Dziecko Rosemary” Romana Polańskiego... i wybucha „Satanico Pandemonium” Gilberto Martíneza Solaresa? Niezupełnie, ale muszę przyznać, że nie spodziewałam się takiego rozwoju sytuacji. Jak na dzisiejsze standardy kina grozy (epoka ugrzeczniona) w świecie siostry Cecilii robi się całkiem grubo. Eskalacja niecodziennego konfliktu w starych murach, w których pojawiła się nowa Najświętsza Panienka. W każdym razie taka pewność zdaje się przepełniać ponoć bogobojne serca zgromadzone w imponującej/przytłaczającej posiadłości mrocznej na Starym Kontynencie.

Plakat filmu. „Immaculate” 2024, Black Bear, Fifty-Fifty Films, Middle Child Pictures

Ścigana przez zakapturzone postaci. Desperacka próba młodej kobiety, która już na wstępie ma uczulić odbiorców na cel podróży przedstawionej w następnej scenie młodej Amerykanki. Trzymający w napięciu prolog „Niepokalanej” Michaela Mohana (z najczęstszym w świecie horroru rodzajem złamania kości i klaustrofobicznym domknięciem) dobitnie przemawiający przeciwko wspólnocie, do której zdecydowała się przystąpić głęboko wierząca dziewczyna z Detroit w stanie Michigan. Nieznająca języka włoskiego siostra Cecilia, która nawróciła się w dzieciństwie, po fatalnej zabawie na zamarzniętym jeziorze. Osoba wysoko wrażliwa, nisko pochylająca się nad ciepiącymi bliźnimi i nieobojętna na krzywdę przedstawicieli rzekomo pomniejszych (niby mniej ważnych od samozwańczych właścicieli planety Ziemia) gatunków. Bohaterka dynamiczna, przechodząca wewnętrzną przemianę na skutek drastycznych przeżyć w swoim nowym domu, jak nazywa go ojciec Sal Tedeschi (zadowalający występ Álvaro Morte), który osobiście postarał się o sprowadzenie Cecilii do tego wyjątkowego zakonu. Przekonał swojego bezpośredniego zwierzchnika, srogiego kardynała Franco Merolę i zorganizował podróż kobiecie, której namawiać do opuszczenia ziemi ojczystej nie musiał. Najbliższa przyszłość nieświadomej protagonistce akurat (cóż za przypadek...) rysowała się w ciemnych barwach, chwilowo nie wiedziała, co ze sobą począć, ofertę włoskiego księdza odebrała zatem jak dar niebios. I została ciepło powitana przez Matkę Przełożoną, tego samego nie można jednak powiedzieć o okazjonalnej tłumaczce, ewidentnie nieprzykładającej się do zadania siostrze Isabelle (intrygująca kreacja debiutującej Giulii Heathfield Di Renzi i zarazem, w moim odczuciu, potencjał boleśnie niewykorzystany przez autorów „Niepokalanej”), która oprowadzi podekscytowaną nowicjuszkę po kawałku tej dyskusyjnej Ziemi Świętej – w drodze do przygotowanego dla siostry Cecilii pokoju pokaże jej chociażby tutejszą umieralnię, komnatę zakonnic, które na dniach mają spotkać się ze Stwórcą. Schorowane panie przynajmniej w większości w jesieni życia, którym siostra Cecilia powinna pomagać, zachowując przy tym zdwojoną ostrożność, ponieważ niektórym czekającym na śmierć zdarzają się napady agresji, ale nie powinna się nad nimi rozczulać, okazywać nadmiernego współczucia stworzeniom, które przecież nie mogą żyć wiecznie. Taka kolej rzeczy – jedni odchodzą, inni przychodzą. A krąg wtajemniczonych niecierpliwie czeka na Tego Jedynego. W każdym razie w zbiorowej reakcji na wiadomość o niepokalanym poczęciu w Domu Szkarłatnych Twarzy próżno szukać niedowierzania, zgorszenia czy wręcz oburzenia bluźnierczymi sugestiami o drugiej Najświętszej Pannie Różańcowej. Wygląda to raczej tak, jakby spełniło się jakieś proroctwo znane długoletnim mieszkankom klasztoru na pustkowiu. Właściwie czarowny krajobraz naturalny, stosownie posępny, złowrogi. Plenery skąpane w jesiennej aurze, odczuwalnie obarczone jakąś nieuchwytną groźbą; gotycka nadnaturalność uchwycona w horrorze niekoniecznie nadprzyrodzonym. Młodszym zakonnicom szybko udzieli się radosny nastrój oczekiwania, najbliższa współlokatorka admirowanej Amerykanki, niepokorna siostra Gwen (dość przebojowe wcielenie aktorskie Benedetty Porcaroli) należy jednak do nielicznych wyjątków. Niektóre mogą być zazdrosne, ale Gwen prędzej współczuje zdezorientowanej koleżance obleganej przez bandę wariatów. Z premedytacją okłamywanej przez fałszywych proroków? Niebezpieczna sekta pod przykrywką społecznie użytecznej kongregacji? Nieuchronny rozpad cielesny kobiety brzemiennej? Tak czy inaczej, w „Niepokalanej” Michaela Mohana odzywają się echa body horroru: ząb w wymiocinach, paznokieć z iście masochistyczną determinacją, z nieznośną powolnością, bezlitośnie odrywany w konfesjonale, miejscu znanym z pewnego koszmarnego snu (jeśli o mnie chodzi jedyne skuteczne „buu!” - tanie sztuczki, których, uważam, tym razem nie nadużywano). Przypomniał się „Czarny łabędź” Darrena Aronofsky'ego, w tym miejscu wypada jednak nadmienić, że poważniejszych opiniujący ode mnie podczas seansu „Niepokalanej” nachodziły raczej skojarzenia z jego „Mother!” (2017). Myślę, że na wyróżnienie zasługuje też realistyczny widok po potężnym zderzeniu z twardą nawierzchnią – tragedia na dziedzińcu, która celowo bądź przypadkiem przywołała wspomnienie „Omenu” Richarda Donnera. Rzekome samobójstwo (lub nieszczęśliwy wypadek) zakonnicy inwazyjnej.

Utartym szlakiem w królestwie horroru w tempie niezawrotnym, ale też krokiem niespacerowym (gdzieś pomiędzy tak zwanym straszakiem popcornowym a slow burn). Konwencjonalny nun horror w nieplastikowym opakowaniu – dość intensywna oprawa audiowizualna z graficznymi bonusami dla zwolenników sztuki makabrycznej. Skromny teatr gore z nieskromnym zakończeniem. Przeszywający finał piekielnej przygody w klasztorze. „Niepokalana” Michaela Mohana to całkiem wdzięczny ukłon w stronę kultowych amerykańskich horrorów religijnych/okultystycznych i włoskiego nurtu giallo; nierozwlekły list miłosny głównie do utworów z lat 70. XX wieku. Niegrzeczna produkcja z widowiskową kreacją pierwszoplanową. Dokazująca Sydney Sweeney w klimatycznej opowieści nieoryginalnej. Według mnie niekiepsko to wyszło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz