Młoda
zakonnica ze Stanów Zjednoczonych Cecilia, korzystając z
zaproszenia ojca Sala Tedeschi, przybywa do klasztoru we Włoszech.
Po rozległym zabytkowym obiekcie w malowniczej okolicy oprowadza ją
surowa siostra Isabelle, która sugeruje pobożnej nowicjuszce, że
to nie jest odpowiednie miejsce dla niej. Amerykanka nie daje się
jednak odwieść od powziętej decyzji i jeszcze tego samego dnia
składa śluby zakonne, a niedługo potem odkrywa najcenniejszą
relikwię tutejszego zgromadzenia, przechowywany w kaplicy
klasztornej Święty Gwóźdź. I traci przytomność. Jakiś czas po
tym wstydliwym dla niej incydencie, zaniepokojona porannymi
mdłościami siostra Cecilia odwiedza klasztorny gabinet lekarski.
Wyniki są jednoznaczne: kobieta jest w ciąży, mimo że nigdy nie
współżyła z mężczyzną. Jedyną zaszokowaną tą informacją
jest sama pobłogosławiona, ale w tłumie podekscytowanych zakonnic
najwyraźniej od dawna wyczekujących niepokalanego poczęcia,
znajdują się jednostki niepodzielające entuzjazmu sióstr
adorujących coraz bardziej zaniepokojoną Cecilię. Tracącą
poczucie bezpieczeństwa w teoretycznym Domu Bożym.
|
Plakat filmu. „Immaculate” 2024, Black Bear, Fifty-Fifty Films, Middle Child Pictures
|
W
2014 roku siedemnastoletnia wówczas amerykańska aktorka Sydney
Sweeney (m.in. „Oddział” Johna Carpentera, późniejsze
„Tajemnice Silver Lake” Davida Roberta Mitchella, „Nokturn”
Zu Quirke i przebojowy serial Bruce'a Millera, oparty na opus
magnum Margaret Atwood, „Opowieść podręcznej”) wzięła
udział w przesłuchaniu do roli w filmie na podstawie scenariusza
Andrew Lobela. Projekt utknął – nie wszedł w fazę produkcji –
po zakończeniu prac nad serialem „Euforia” Sama Levinsona
aktorka wzięła więc sprawy w swoje ręce. Kupiła prawa do
scenariusz Lobela i skontaktowała się z szanowanym reżyserem
Michaelem Mohanem (pracowała z nim przy serialu komediowym
„Everything Sucks!” z 2018 roku oraz pełnometrażowym filmie
fabularnym „Kiedy nikt nie patrzy” uwolnionym w roku 2021). W
esemesie zapytała, czy byłby zainteresowany wzięciem udziału w
jej producenckim przedsięwzięciu, wyreżyserowaniem horroru, nad
którym mogłaby pracować na przełomie 2022 i 2023 roku (okienko w
harmonogramie). Mohan był zainteresowany, ale ostateczną decyzję
podjął podczas pierwszej lektury scenariusza: kiedy dotarł do
zasadniczego odkrycia postaci przewodniej. Uznał jednak, że
historia wymaga paru poprawek, po przedyskutowaniu sprawy z
posiadaczką praw do historii Andrew Lobela, poddał materiał
lekkiej obróbce, spełniając przy tym życzenia Sydney Sweeney,
której zależało na filmie niepatyczkującym się z widzem.
Horrorze bezkompromisowym, niestroniącym od makabry... i niebojącym
się tematów potencjalnie niewygodnych dla niemałej grupy ludzi?
Główne
zdjęcia do „Niepokalanej” (oryg. „Immaculate”) w reżyserii
Michaela Mohana odbyły się w obszarze metropolitalnym Rzymu, a
wśród głównych lokalizacji był niegdysiejszy klasztor w bliskim
sąsiedztwie Watykanu, przekształcony w muzeum sztuki oraz
wybudowana w latach 1604-1605 rozległa budowla w mieście i gminie
Frascati, zamknięta dla zwiedzających Villa Parisi, od dziesiątek
lat udostępniana jednak filmowcom (kręcono tutaj chociażby „Krew
dla Dracul” Paula Morrisseya, „Cmentarzysko” Andrei Bianchiego
i w mniejszym stopniu „Krwawy obóz” Mario Bavy). Produkcja
zakończyła się w lutym 2023 roku, a w grudniu prawa do dystrybucji
filmu na terenie Stanów Zjednoczonych nabyła niezależna firma
Neon. Światowa premiera „Immaculate” przypadła na pierwszą
połowę marca 2024 roku - wydarzenie w ramach South by Southwest
Film Festival - natomiast w drugiej ruszyła międzynarodowa
dystrybucja kinowa. Podczas prac nad „Niepokalaną” reżyser
pozostawał pod dość silnym wpływem „Dziecka Rosemary” Romana
Polańskiego oraz amerykańskiego i włoskiego kina grozy z lat 70.
XX wieku, a w szczególności „Co się stało z Solange?” Massimo
Dallamano, „The Red Queen Kills Seven Times” Emilio P. Miraglii i
„Egzorcysty” Williama Friedkina, ale opinia publiczna powiązała
(tak zwane filmy bliźniacze) to dziełko z wydanym w kwietniu 2024
roku „Omenem: Początkiem”, debiutanckim osiągnięciem
reżyserskim Arkashy Stephenson, prequelem wielkiego „Omenu”
Richarda Donnera. Michael Mohan czerpał też z osobistych
doświadczeń - wspomnienie młodości, katolickiego wychowania,
aktywnego uczestnictwa we wspólnocie kościelnej (przywódca grupy
młodzieżowej, która pewnego razu urządziła uroczyste palenie
różnych utworów artystycznych jej zdaniem zawierających
szatańskie przesłanie). W wywiadzie dla magazynu „Fangoria”
zdeklarowany miłośnik horrorów, który w 2022 roku zawiązał w
swoim przekonaniu bardzo owocną współpracę z większą fanką
gatunku Sydney Sweeney, opowiedział o tym, jak jego rodzina
przestała chodzić do kościoła. Zniechęciło ich płomienne
kazanie antyaborcyjne, polityczny(?) manifest w obronie życia. Nun
horror Michaela Mohana (jeszcze nie nunsploitation, nie
ulega jednak wątpliwości, że „Niepokalana” rozbudziła
nadzieje co poniektórych fanów gatunku na triumfalny powrót
popularności „paskudnych opowieści zakonnych”), którego budżet
oszacowano na dziewięć milionów dolarów, zgodnie z
przewidywaniami wywołał (niewielkie) kontrowersje, radośnie
podsycane między innymi w mediach społecznościowych przez czołową
producentkę filmu, niesamowicie zaangażowaną (moim zdaniem
aktorstwo na najwyższym poziomie, zwłaszcza w finale – miażdżąca
ekspresja w jednym długim ujęciu) odtwórczynię roli głównej
Sydney Sweeney, która na plan zdjęciowy „Niepokalanej”
zaprosiła dwie drogie krewne - miała przyjemność zagrać ze
swoimi babciami. Wcielając się w młodą zakonnicę na tropie
ewentualnego spisku zawiązanego w odizolowanym klasztorze we
Włoszech. „Kod Leonarda da Vinci” Dana Browna spotyka „Dziecko
Rosemary” Romana Polańskiego... i wybucha „Satanico Pandemonium” Gilberto Martíneza Solaresa? Niezupełnie, ale muszę
przyznać, że nie spodziewałam się takiego rozwoju sytuacji. Jak
na dzisiejsze standardy kina grozy (epoka ugrzeczniona) w świecie
siostry Cecilii robi się całkiem grubo. Eskalacja niecodziennego
konfliktu w starych murach, w których pojawiła się nowa
Najświętsza Panienka. W każdym razie taka pewność zdaje się
przepełniać ponoć bogobojne serca zgromadzone w
imponującej/przytłaczającej posiadłości mrocznej na Starym
Kontynencie.
|
Plakat filmu. „Immaculate” 2024, Black Bear, Fifty-Fifty Films, Middle Child Pictures |
Ścigana
przez zakapturzone postaci. Desperacka próba młodej kobiety, która
już na wstępie ma uczulić odbiorców na cel podróży
przedstawionej w następnej scenie młodej Amerykanki. Trzymający w
napięciu prolog „Niepokalanej” Michaela Mohana (z najczęstszym
w świecie horroru rodzajem złamania kości i klaustrofobicznym
domknięciem) dobitnie przemawiający przeciwko wspólnocie, do
której zdecydowała się przystąpić głęboko wierząca dziewczyna
z Detroit w stanie Michigan. Nieznająca języka włoskiego siostra
Cecilia, która nawróciła się w dzieciństwie, po fatalnej zabawie
na zamarzniętym jeziorze. Osoba wysoko wrażliwa, nisko pochylająca
się nad ciepiącymi bliźnimi i nieobojętna na krzywdę
przedstawicieli rzekomo pomniejszych (niby mniej ważnych od
samozwańczych właścicieli planety Ziemia) gatunków. Bohaterka
dynamiczna, przechodząca wewnętrzną przemianę na skutek
drastycznych przeżyć w swoim nowym domu, jak nazywa go ojciec Sal
Tedeschi (zadowalający występ Álvaro Morte), który osobiście
postarał się o sprowadzenie Cecilii do tego wyjątkowego zakonu.
Przekonał swojego bezpośredniego zwierzchnika, srogiego kardynała
Franco Merolę i zorganizował podróż kobiecie, której namawiać
do opuszczenia ziemi ojczystej nie musiał. Najbliższa przyszłość
nieświadomej protagonistce akurat (cóż za przypadek...) rysowała
się w ciemnych barwach, chwilowo nie wiedziała, co ze sobą począć,
ofertę włoskiego księdza odebrała zatem jak dar niebios. I
została ciepło powitana przez Matkę Przełożoną, tego samego nie
można jednak powiedzieć o okazjonalnej tłumaczce, ewidentnie
nieprzykładającej się do zadania siostrze Isabelle (intrygująca
kreacja debiutującej Giulii Heathfield Di Renzi i zarazem, w moim
odczuciu, potencjał boleśnie niewykorzystany przez autorów
„Niepokalanej”), która oprowadzi podekscytowaną nowicjuszkę po
kawałku tej dyskusyjnej Ziemi Świętej – w drodze do
przygotowanego dla siostry Cecilii pokoju pokaże jej chociażby
tutejszą umieralnię, komnatę zakonnic, które na dniach mają
spotkać się ze Stwórcą. Schorowane panie przynajmniej w
większości w jesieni życia, którym siostra Cecilia powinna
pomagać, zachowując przy tym zdwojoną ostrożność, ponieważ
niektórym czekającym na śmierć zdarzają się napady agresji, ale
nie powinna się nad nimi rozczulać, okazywać nadmiernego
współczucia stworzeniom, które przecież nie mogą żyć wiecznie.
Taka kolej rzeczy – jedni odchodzą, inni przychodzą. A krąg
wtajemniczonych niecierpliwie czeka na Tego Jedynego. W każdym razie
w zbiorowej reakcji na wiadomość o niepokalanym poczęciu w Domu
Szkarłatnych Twarzy próżno szukać niedowierzania, zgorszenia czy
wręcz oburzenia bluźnierczymi sugestiami o drugiej Najświętszej
Pannie Różańcowej. Wygląda to raczej tak, jakby spełniło się
jakieś proroctwo znane długoletnim mieszkankom klasztoru na
pustkowiu. Właściwie czarowny krajobraz naturalny, stosownie
posępny, złowrogi. Plenery skąpane w jesiennej aurze, odczuwalnie
obarczone jakąś nieuchwytną groźbą; gotycka nadnaturalność
uchwycona w horrorze niekoniecznie nadprzyrodzonym. Młodszym
zakonnicom szybko udzieli się radosny nastrój oczekiwania,
najbliższa współlokatorka admirowanej Amerykanki, niepokorna
siostra Gwen (dość przebojowe wcielenie aktorskie Benedetty
Porcaroli) należy jednak do nielicznych wyjątków. Niektóre mogą
być zazdrosne, ale Gwen prędzej współczuje zdezorientowanej
koleżance obleganej przez bandę wariatów. Z premedytacją
okłamywanej przez fałszywych proroków? Niebezpieczna sekta pod
przykrywką społecznie użytecznej kongregacji? Nieuchronny rozpad
cielesny kobiety brzemiennej? Tak czy inaczej, w „Niepokalanej”
Michaela Mohana odzywają się echa body horroru: ząb w
wymiocinach, paznokieć z iście masochistyczną determinacją, z
nieznośną powolnością, bezlitośnie odrywany w konfesjonale,
miejscu znanym z pewnego koszmarnego snu (jeśli o mnie chodzi jedyne
skuteczne „buu!” - tanie sztuczki, których, uważam, tym razem
nie nadużywano). Przypomniał się „Czarny łabędź” Darrena
Aronofsky'ego, w tym miejscu wypada jednak nadmienić, że
poważniejszych opiniujący ode mnie podczas seansu „Niepokalanej”
nachodziły raczej skojarzenia z jego „Mother!” (2017). Myślę,
że na wyróżnienie zasługuje też realistyczny widok po potężnym
zderzeniu z twardą nawierzchnią – tragedia na dziedzińcu, która
celowo bądź przypadkiem przywołała wspomnienie „Omenu”
Richarda Donnera. Rzekome samobójstwo (lub nieszczęśliwy wypadek)
zakonnicy inwazyjnej.
Utartym
szlakiem w królestwie horroru w tempie niezawrotnym, ale też
krokiem niespacerowym (gdzieś pomiędzy tak zwanym straszakiem
popcornowym a slow burn). Konwencjonalny nun horror w
nieplastikowym opakowaniu – dość intensywna oprawa audiowizualna
z graficznymi bonusami dla zwolenników sztuki makabrycznej. Skromny
teatr gore z nieskromnym zakończeniem. Przeszywający finał
piekielnej przygody w klasztorze. „Niepokalana” Michaela Mohana
to całkiem wdzięczny ukłon w stronę kultowych amerykańskich
horrorów religijnych/okultystycznych i włoskiego nurtu giallo;
nierozwlekły list miłosny głównie do utworów z lat 70. XX wieku.
Niegrzeczna produkcja z widowiskową kreacją pierwszoplanową.
Dokazująca Sydney Sweeney w klimatycznej opowieści nieoryginalnej.
Według mnie niekiepsko to wyszło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz