Stronki na blogu

sobota, 7 października 2023

„Potwór we mnie” (2023)

 
Hannah, żyjąca w dużym stresie projektantka mody, zmaga się z nietypowymi objawami, które utrzymuje w tajemnicy nawet przed swoim partnerem Kaelinem i najlepszą przyjaciółką Esther. Wygląda na przemieszczający się duży podskórny guz, ale gdy intruz wydostaje się z ciała zaszokowanej młodej kobiety, okazuje się, że dojrzewało w niej szkaradne stworzenie w pewnych kręgach zwane zroślakiem. Bezlitosny krytykant czerpiący siłę ze złego samopoczucia Hannah, pomarszczona istota pasożytująca na zdesperowanej projektantce, której nie można tak po prostu się pozbyć. Życie Hannah najprawdopodobniej jest uzależnione od życia zroślaka. Ale nie jego komfortu...

Plakat filmu © Hulu. „Appendage” 2023, 20th Digital Studio, Fever Dream Studios

W 2021 roku swoją światową premierę – w ramach serialu antologicznego „Bite Size Halloween” miał krótkometrażowy film Anny Zlakovic pt. „Appendage” opowiadający o projektantce mody, której lęki przybierają fizyczną postać. W tamtym czasie jego reżyserka i scenarzystka zmagała się ze stanami lękowymi i syndromem oszustki. Stąd pomysł, ale spisując tę historię Zlakovic myślała też o ćwiczeniu zaleconym przez jej psychoterapeutę mniej więcej dekadę wcześniej, o próbach przekucia lęków w coś odrębnego, w postać, z którą można się komunikować. Wydany w 2023 roku – światowa premiera odbyła się w marcu na South by Southwest Film Festival, a w październiku ruszyła dystrybucja Hulu - „Potwór we mnie” (oryg. „Appendage”) to rozszerzona wersja tamtej zaledwie sześciominutowej produkcji, pełnometrażowy debiut reżyserski miłośniczki body horrorów, która pracując nad tą zwariowaną opowieścią, miała przed oczami między innymi takie filmowe pozycje, jak „Mucha” Davida Cronenberga, „Mięso” Julii Ducournau, „Pamięć absolutną” Paula Verhoevena, „Wiklinowy koszyk” Franka Henenlottera, „Czarny łabędź” Darrena Aronofsky'ego i „Mechaniczna pomarańcza” Stanleya Kubricka.

Według autorki scenariusza i reżyserki „Potwora we mnie” ta niewiarygodna opowieść „w dużej mierze dotyczy zdrowia psychicznego oraz radzenia sobie z lękami i depresją”. Personifikacja wewnętrznego krytyka istoty ludzkiej, najsurowszego sędziego głównej bohaterki, podłej bestyjki bezlitośnie punktującej jej wady, niepozwalającej zapomnieć o popełnionych błędach i innych przykrych przeżyciach, poniżającej i wmawiającej, że jest kompletnie sama na tym bezdusznym świecie. Człowiek zbędny, niekochany, wyśmiewany i obgadywany. Zroślak Hannah miał być swego rodzaju metaforą jej kondycji psychicznej, odzwierciedleniem godnego współczucia stanu ducha kobiety żyjącej w ogromnym stresie, nigdy nierozumianej przez własnych rodziców, odtrąconej już w dzieciństwie i zmuszonej do podtrzymywania pozorów, grania roli „w czepku urodzonej”. Idealna rodzina oszustów. „Niegrzeczny Milo” (horror komediowy Jacoba Vaughana z 2013 roku) czy jak kto woli brat syjamski niejakiego Duane'a Bradleya imieniem Belial („Wiklinowy koszyk” Franka Henenlottera) to niepełnoprawny członek tej niewymarzonej familii. Anomalia biologiczna, pomyłka Matki Natury rozwijająca się pod skórą postaci przewodniej pod wpływem wzmożonego stresu. Niby nic nowego w jej smutnym życiu, ale tak długie funkcjonowanie na najwyższych obrotach najpewniej wcześniej jej się nie zdarzało. Zawsze była nader surowa wobec siebie i nigdy dość dobra, sukcesywnie zwiększała więc wysiłki, by zyskać coś, co poprawiłoby jej samoocenę. Z życiem rodzinnym się nie udało, Hannah (przeciętna kreacja Hadley Robinson, która miała okazję wystąpić choćby w takich produkcjach, jak „Może pora z tym skończyć” Charliego Kaufmana, na podstawie genialnej powieści Iaina Reida oraz „Bielmo” Scotta Coopera, na podstawie smakowicie nastrojowej powieści Louisa Bayarda, w Polsce wydanej pt. „Bielmo. Niezwykły przypadek Edgara Allana Poe”) rzuciła się więc w morderczy wir pracy w branży modowej. Udało jej się zdobyć miejsce w zespole znanego projektanta Cristeana, który właśnie przygotowuje najnowszą kolekcję i najwyraźniej oczekuje, że jego podwładni będą pracować dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Cyborg mierzący innych swoją miarą albo klasyczny wyzyskiwacz, celebryta z dwiema lewymi rączkami, żerujący na pracy innych. Esther (niezgorsza kreacja Kausary Mohammed), najlepsza przyjaciółka i zarazem współpracowniczka Hannah, która poznała ją z jej aktualnym partnerem Kaelinem (taki sobie pokaz Brandona Mychala Smitha) zgłasza gotowość do wyjścia z reżimu Cristeana. Proponuje wspólne odejście od tego despoty i założenie ich własnej marki, rozkręcenie własnego biznesu ukierunkowanego na projektowanie i szycie ubrań. Żartuje? Cóż, nawet jeśli to poważna propozycja biznesowa, to Hannah przynajmniej w najbliższym czasie nie zechce jej rozważyć. Wszystko przez najnowsze wątpliwości, nieznośne podejrzenia dokarmiane przez wygadanego więźnia Hannah. Liliputa z niewyparzoną buzią. W zasadzie tytułowy dodatek szybko rośnie - tak się niefortunnie złożyło, że okres niemowlęcy pomarszczonego stworzenia, które wylazło z biednej Hannah, trwał zaledwie chwilę, a wredne dzieciątko niemal w całości spędziło je w nieszczelnie zamkniętej szafie w sypialni „swojej rodzicielki” - co prawie na pewno ma ścisły związek z drastycznym osłabieniem kondycji psychicznej Hannah. Całkowicie zrozumiałym w tej smakowicie kuriozalnej sytuacji. Wiem, że takie kino nie cieszy się dużym powodzeniem, dlatego też nie mam najmniejszego zamiaru polecać koszmarka Anny Zlokovic osobom z wyrafinowanymi gustami filmowymi i innym normalnym śmiertelnikom;) Tylko poszukiwaczom skarbów na gatunkowym wysypisku. Cuchnących odpadków z królestwa horroru. Ciężkostrawna papka dla poważnych kinomaniaków i czysta frajda dla niepoważnych pożeraczy resztek z pańskich stołów. Głupawych wizji z klasy B.

Materiał promocyjny. „Appendage” 2023, 20th Digital Studio, Fever Dream Studios

Zabawna paskuda z drugim dnem. O zwykłych i niezwykłych wampirach energetycznych. „Dreszcze” Davida Cronenberga i remake jego„Wściekłości” w reżyserii i na podstawie scenariusza Jen i Sylvii Soska, „Inwazja porywaczy ciał” Jacka Finneya i „Władcy marionetek” Roberta A. Heinleina – też takie dziwne myśli tłukły mi się po głowie w (nie)wesołym miasteczku Anny Zlakovic. Twórczyni filmów krótkometrażowych, która „Potworem we mnie” zapowiada działalność na wyższym szczeblu reżyserskim. Myślała o zakończeniu kariery, przez wzgląd na od wielu lat prześladujące ją stany lękowe i syndrom oszusta/oszustki (w skrócie: chorobliwa niewiara we własne możliwości), ale w końcu uznała, że lepiej wykorzystać to w swojej pracy. Nie tylko nie dała się chorobie, ale jak widać, zdecydowała się bardziej rozwinąć twórcze skrzydła. Opowiedzieć historię dłuższą od dotychczasowych, przy okazji dzieląc się z opinią publiczną swoimi nieprzyjemnymi doświadczeniami. Fikcyjna opowieść osobista. Mówią, że nie zrozumie ten, który tego nie przeżył. Jeśli tak na to spojrzeć, to trzeba Annie Zlakovic oddać chociaż tyle, że doskonale rozumie swoją bohaterkę. Najbardziej wyeksponowaną postać „Potwora we mnie”, młodą kobietę z niezmiennie mocno niepewną przyszłością. Spodziewającą się wszystkiego najgorszego i zawsze nieodpowiednio przygotowaną do bezbłędnie(?) przewidywanych kopniaków od sadystycznej Opatrzności. Nie wierzy, że jej się uda, ale jak się nie udaje, to przygniata ją rozczarowanie. Może dlatego, że bliźni nie wyssali z niej jeszcze całej nadziei – udało jej się zatrzymać te pojedyncze kropelki, które teraz mogą zostać połknięte przez całkiem przekonujący produkt twórców efektów specjalnych. Uroczego potworka stworzonego głównie dzięki oprogramowaniu do modelowania 3D. Właściwie z uporem maniaka „rzucającego mięsem” w kobietę, która niechcący sprowadziła go na ten wspaniały świat. Raj dla tak diabolicznych osobowości, jak zroślaki. O ile pierwotny gospodarz nie zechce totalnie ubezwłasnowolnić mendę. Wtrącić do więzienia i udawać, że nie istnieje. Jak to się mówi: zamknąć drzwi celi i wyrzucić klucz. Hannah wybiera inny sposób, też niehumanitarny, ale czy ma jakiś wybór? Ujawnić swój przypadek i zostać królikiem doświadczalnym, obiektem niekończących się badań, które raczej prędzej niż później doprowadzą ją do szaleństwa? A może ten punkt ma już za sobą? Bo skąd ma wiedzieć, czy kreatura, która wypełzła z jej sponiewieranego ciała, nie jest imaginacją jej niegodnego zaufania umysłu? Największy wróg Hannah: wielokrotny zdrajca, obsesyjny sabotażysta, cichy zabójca. Najpierw zabrał jej rodziców, a teraz zasadza się na chłopaka i przyjaciółkę. Fałszywy doradca czy przewrotny sprzymierzeniec? Opryskliwy głos wewnętrzny ubiera przecież w słowa to, co sama zdążyła już zaobserwować. Alarmująca bliskość Kaelina i Esther. Czy błędem było wręczenie temu rzekomo troskliwemu, czułemu, zabawnemu mężczyźnie drugi klucz do swojego mieszkania? Hannah coraz mocniej utwierdza się w przekonaniu, że tak, a jeśli głębiej się nad tym zastanowi, to pewnie dojdzie do wniosku, że znienawidzony wewnętrzny głosik, odpychająco-przyciągający zroślak, powstrzymał ją przed popełnieniem jeszcze większego błędu. Zbudowaniem czegoś trwalszego z niewiernym Kaelinem, zacieśnieniem więzi z człowiekiem, który w przyszłości przysporzyłby jej pewnie dużo większych cierpień. Lepiej wcześniej niż później poznać prawdziwe oblicze kandydata na męża. Zanosi się na ponowne wpadnięcie w czarną dziurę samotności, ale ten jeden raz Opatrzność się nad nią lituje, stawiając na drodze Hannah imponująco zaradną, elegancką i co najważniejsze życzliwie usposobioną kobietę, która może jej pomóc wyjść ze skorupy. Zrobić nieustraszonego łabędzia z zalęknionego kaczątka. Wzór do naśladowania, autorytet, mentorka niewolnicy własnego umysłu. Zmaltretowanej jednostki marzącej o bezwarunkowej miłości rodziców, uwiciu własnego przytulnego gniazdka rodzinnego i realizowaniu się na ulubionej ścieżce zawodowej. Wymagająca branża, ale wiele wskazuje na to, że leżąca w zasięgu możliwości Hannah, pod warunkiem, że uwierzy w siebie. Hermetyczny światek kobiety cierpiącej. Kameralny body horror z dodatkiem czarnego humoru i zaskakująco solidną warstwą psychologiczną. Niestandardowa walka z wewnętrznymi demonami, brodzenie w ciasnym zbiorniku wypełnionym czarnym szlamem, kleistą cieczą, naturalną koleją rzeczy, hamującą rozwój człowieka; ograniczającą ruchy istoty odczuwalnie niedopasowanej. Zagubionej, ale nieustającej w wysiłkach, by się odnaleźć. Egzystencjalne piekło na wesoło? Może to za mocne stwierdzenie, ale trudno w tym świecie przedstawionym nie dopatrzyć się pewnego (rozbrajającego) dystansu oślizgłego „Potwora we mnie” do samego siebie. Bezpretensjonalny akt twórczy fanki cielesnych opowieści po zmroku.

To żyje w nas! Zakręcony body horror debiutującej w długim metrażu Anny Zlokovic. Tak głupi, że aż mądry... Szalona rozbudowa zaledwie kilkuminutowej opowieści z 2021 roku pod tym samym oryginalnym tytułem („Appendage”), kino niskich lotów i twardych pośladków. Huluween 2023 z Belialem projektantki mody. Tylko dla ludzi z mocną głową. Mocną do gatunkowych koszmarków. Filmowych brzydali „tworzonych w obskurnych garażach”. Chorych, durnych, nieprofesjonalnych. Przytulcie „Potwora we mnie”, Wy wszyscy, którzy kochacie kretyńskie opowieści z wiklinowego koszyka. Obrażające inteligencję większości(?) widzów. Dureń czy wrażliwiec? Paskuda czy cenne zwierzenia dobrze rokującej reżyserki i scenarzystki? Na pewno moje klimaty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz