Hannah,
żyjąca w dużym stresie projektantka mody, zmaga się z nietypowymi
objawami, które utrzymuje w tajemnicy nawet przed swoim partnerem
Kaelinem i najlepszą przyjaciółką Esther. Wygląda na
przemieszczający się duży podskórny guz, ale gdy intruz wydostaje
się z ciała zaszokowanej młodej kobiety, okazuje się, że
dojrzewało w niej szkaradne stworzenie w pewnych kręgach zwane
zroślakiem. Bezlitosny krytykant czerpiący siłę ze złego
samopoczucia Hannah, pomarszczona istota pasożytująca na
zdesperowanej projektantce, której nie można tak po prostu się
pozbyć. Życie Hannah najprawdopodobniej jest uzależnione od życia
zroślaka. Ale nie jego komfortu...
|
Plakat filmu © Hulu. „Appendage” 2023, 20th Digital Studio, Fever Dream Studios
|
W
2021 roku swoją światową premierę – w ramach serialu
antologicznego „Bite Size Halloween” miał krótkometrażowy film
Anny Zlakovic pt. „Appendage” opowiadający o projektantce mody,
której lęki przybierają fizyczną postać. W tamtym czasie jego
reżyserka i scenarzystka zmagała się ze stanami lękowymi i
syndromem oszustki. Stąd pomysł, ale spisując tę historię
Zlakovic myślała też o ćwiczeniu zaleconym przez jej
psychoterapeutę mniej więcej dekadę wcześniej, o próbach
przekucia lęków w coś odrębnego, w postać, z którą można się
komunikować. Wydany w 2023 roku – światowa premiera odbyła się
w marcu na South by Southwest Film Festival, a w październiku
ruszyła dystrybucja Hulu - „Potwór we mnie” (oryg. „Appendage”)
to rozszerzona wersja tamtej zaledwie sześciominutowej produkcji,
pełnometrażowy debiut reżyserski miłośniczki body horrorów,
która pracując nad tą zwariowaną opowieścią, miała przed
oczami między innymi takie filmowe pozycje, jak „Mucha” Davida
Cronenberga, „Mięso” Julii Ducournau, „Pamięć absolutną”
Paula Verhoevena, „Wiklinowy koszyk” Franka Henenlottera, „Czarny łabędź” Darrena Aronofsky'ego i „Mechaniczna pomarańcza”
Stanleya Kubricka.
Według
autorki scenariusza i reżyserki „Potwora we mnie” ta
niewiarygodna opowieść „w dużej mierze dotyczy zdrowia
psychicznego oraz radzenia sobie z lękami i depresją”.
Personifikacja wewnętrznego krytyka istoty ludzkiej, najsurowszego
sędziego głównej bohaterki, podłej bestyjki bezlitośnie
punktującej jej wady, niepozwalającej zapomnieć o popełnionych
błędach i innych przykrych przeżyciach, poniżającej i
wmawiającej, że jest kompletnie sama na tym bezdusznym świecie.
Człowiek zbędny, niekochany, wyśmiewany i obgadywany. Zroślak
Hannah miał być swego rodzaju metaforą jej kondycji psychicznej,
odzwierciedleniem godnego współczucia stanu ducha kobiety żyjącej
w ogromnym stresie, nigdy nierozumianej przez własnych rodziców,
odtrąconej już w dzieciństwie i zmuszonej do podtrzymywania
pozorów, grania roli „w czepku urodzonej”. Idealna rodzina
oszustów. „Niegrzeczny Milo” (horror komediowy Jacoba Vaughana z
2013 roku) czy jak kto woli brat syjamski niejakiego Duane'a Bradleya
imieniem Belial („Wiklinowy koszyk” Franka Henenlottera) to
niepełnoprawny członek tej niewymarzonej familii. Anomalia
biologiczna, pomyłka Matki Natury rozwijająca się pod skórą
postaci przewodniej pod wpływem wzmożonego stresu. Niby nic nowego
w jej smutnym życiu, ale tak długie funkcjonowanie na najwyższych
obrotach najpewniej wcześniej jej się nie zdarzało. Zawsze była
nader surowa wobec siebie i nigdy dość dobra, sukcesywnie
zwiększała więc wysiłki, by zyskać coś, co poprawiłoby jej
samoocenę. Z życiem rodzinnym się nie udało, Hannah (przeciętna
kreacja Hadley Robinson, która miała okazję wystąpić choćby w
takich produkcjach, jak „Może pora z tym skończyć” Charliego
Kaufmana, na podstawie genialnej powieści Iaina Reida oraz „Bielmo”
Scotta Coopera, na podstawie smakowicie nastrojowej powieści Louisa
Bayarda, w Polsce wydanej pt. „Bielmo. Niezwykły przypadek Edgara Allana Poe”) rzuciła się więc w morderczy wir pracy w branży
modowej. Udało jej się zdobyć miejsce w zespole znanego
projektanta Cristeana, który właśnie przygotowuje najnowszą
kolekcję i najwyraźniej oczekuje, że jego podwładni będą
pracować dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w
tygodniu. Cyborg mierzący innych swoją miarą albo klasyczny
wyzyskiwacz, celebryta z dwiema lewymi rączkami, żerujący na pracy
innych. Esther (niezgorsza kreacja Kausary Mohammed), najlepsza
przyjaciółka i zarazem współpracowniczka Hannah, która poznała
ją z jej aktualnym partnerem Kaelinem (taki sobie pokaz Brandona
Mychala Smitha) zgłasza gotowość do wyjścia z reżimu Cristeana.
Proponuje wspólne odejście od tego despoty i założenie ich
własnej marki, rozkręcenie własnego biznesu ukierunkowanego na
projektowanie i szycie ubrań. Żartuje? Cóż, nawet jeśli to
poważna propozycja biznesowa, to Hannah przynajmniej w najbliższym
czasie nie zechce jej rozważyć. Wszystko przez najnowsze
wątpliwości, nieznośne podejrzenia dokarmiane przez wygadanego
więźnia Hannah. Liliputa z niewyparzoną buzią. W zasadzie
tytułowy dodatek szybko rośnie - tak się niefortunnie złożyło,
że okres niemowlęcy pomarszczonego stworzenia, które wylazło z
biednej Hannah, trwał zaledwie chwilę, a wredne dzieciątko niemal
w całości spędziło je w nieszczelnie zamkniętej szafie w
sypialni „swojej rodzicielki” - co prawie na pewno ma ścisły
związek z drastycznym osłabieniem kondycji psychicznej Hannah.
Całkowicie zrozumiałym w tej smakowicie kuriozalnej sytuacji. Wiem,
że takie kino nie cieszy się dużym powodzeniem, dlatego też nie
mam najmniejszego zamiaru polecać koszmarka Anny Zlokovic osobom z
wyrafinowanymi gustami filmowymi i innym normalnym śmiertelnikom;)
Tylko poszukiwaczom skarbów na gatunkowym wysypisku. Cuchnących
odpadków z królestwa horroru. Ciężkostrawna papka dla poważnych
kinomaniaków i czysta frajda dla niepoważnych pożeraczy resztek z
pańskich stołów. Głupawych wizji z klasy B.
|
Materiał promocyjny. „Appendage” 2023, 20th Digital Studio, Fever Dream Studios |
Zabawna
paskuda z drugim dnem. O zwykłych i niezwykłych wampirach
energetycznych. „Dreszcze” Davida Cronenberga i remake jego„Wściekłości” w reżyserii i na podstawie scenariusza Jen i
Sylvii Soska, „Inwazja porywaczy ciał” Jacka Finneya i „Władcy
marionetek” Roberta A. Heinleina – też takie dziwne myśli
tłukły mi się po głowie w (nie)wesołym miasteczku Anny Zlakovic.
Twórczyni filmów krótkometrażowych, która „Potworem we mnie”
zapowiada działalność na wyższym szczeblu reżyserskim. Myślała
o zakończeniu kariery, przez wzgląd na od wielu lat prześladujące
ją stany lękowe i syndrom oszusta/oszustki (w skrócie: chorobliwa
niewiara we własne możliwości), ale w końcu uznała, że lepiej
wykorzystać to w swojej pracy. Nie tylko nie dała się chorobie,
ale jak widać, zdecydowała się bardziej rozwinąć twórcze
skrzydła. Opowiedzieć historię dłuższą od dotychczasowych, przy
okazji dzieląc się z opinią publiczną swoimi nieprzyjemnymi
doświadczeniami. Fikcyjna opowieść osobista. Mówią, że nie
zrozumie ten, który tego nie przeżył. Jeśli tak na to spojrzeć,
to trzeba Annie Zlakovic oddać chociaż tyle, że doskonale rozumie
swoją bohaterkę. Najbardziej wyeksponowaną postać „Potwora we
mnie”, młodą kobietę z niezmiennie mocno niepewną przyszłością.
Spodziewającą się wszystkiego najgorszego i zawsze nieodpowiednio
przygotowaną do bezbłędnie(?) przewidywanych kopniaków od
sadystycznej Opatrzności. Nie wierzy, że jej się uda, ale jak się
nie udaje, to przygniata ją rozczarowanie. Może dlatego, że bliźni
nie wyssali z niej jeszcze całej nadziei – udało jej się
zatrzymać te pojedyncze kropelki, które teraz mogą zostać
połknięte przez całkiem przekonujący produkt twórców efektów
specjalnych. Uroczego potworka stworzonego głównie dzięki
oprogramowaniu do modelowania 3D. Właściwie z uporem maniaka
„rzucającego mięsem” w kobietę, która niechcący sprowadziła
go na ten wspaniały świat. Raj dla tak diabolicznych osobowości,
jak zroślaki. O ile pierwotny gospodarz nie zechce totalnie
ubezwłasnowolnić mendę. Wtrącić do więzienia i udawać, że nie
istnieje. Jak to się mówi: zamknąć drzwi celi i wyrzucić klucz.
Hannah wybiera inny sposób, też niehumanitarny, ale czy ma jakiś
wybór? Ujawnić swój przypadek i zostać królikiem doświadczalnym,
obiektem niekończących się badań, które raczej prędzej niż
później doprowadzą ją do szaleństwa? A może ten punkt ma już
za sobą? Bo skąd ma wiedzieć, czy kreatura, która wypełzła z
jej sponiewieranego ciała, nie jest imaginacją jej niegodnego
zaufania umysłu? Największy wróg Hannah: wielokrotny zdrajca,
obsesyjny sabotażysta, cichy zabójca. Najpierw zabrał jej
rodziców, a teraz zasadza się na chłopaka i przyjaciółkę.
Fałszywy doradca czy przewrotny sprzymierzeniec? Opryskliwy głos
wewnętrzny ubiera przecież w słowa to, co sama zdążyła już
zaobserwować. Alarmująca bliskość Kaelina i Esther. Czy błędem
było wręczenie temu rzekomo troskliwemu, czułemu, zabawnemu
mężczyźnie drugi klucz do swojego mieszkania? Hannah coraz mocniej
utwierdza się w przekonaniu, że tak, a jeśli głębiej się nad
tym zastanowi, to pewnie dojdzie do wniosku, że znienawidzony
wewnętrzny głosik, odpychająco-przyciągający zroślak,
powstrzymał ją przed popełnieniem jeszcze większego błędu.
Zbudowaniem czegoś trwalszego z niewiernym Kaelinem, zacieśnieniem
więzi z człowiekiem, który w przyszłości przysporzyłby jej
pewnie dużo większych cierpień. Lepiej wcześniej niż później
poznać prawdziwe oblicze kandydata na męża. Zanosi się na ponowne
wpadnięcie w czarną dziurę samotności, ale ten jeden raz
Opatrzność się nad nią lituje, stawiając na drodze Hannah
imponująco zaradną, elegancką i co najważniejsze życzliwie
usposobioną kobietę, która może jej pomóc wyjść ze skorupy.
Zrobić nieustraszonego łabędzia z zalęknionego kaczątka. Wzór
do naśladowania, autorytet, mentorka niewolnicy własnego umysłu.
Zmaltretowanej jednostki marzącej o bezwarunkowej miłości
rodziców, uwiciu własnego przytulnego gniazdka rodzinnego i
realizowaniu się na ulubionej ścieżce zawodowej. Wymagająca
branża, ale wiele wskazuje na to, że leżąca w zasięgu możliwości
Hannah, pod warunkiem, że uwierzy w siebie. Hermetyczny światek
kobiety cierpiącej. Kameralny body horror z dodatkiem
czarnego humoru i zaskakująco solidną warstwą psychologiczną.
Niestandardowa walka z wewnętrznymi demonami, brodzenie w ciasnym
zbiorniku wypełnionym czarnym szlamem, kleistą cieczą, naturalną
koleją rzeczy, hamującą rozwój człowieka; ograniczającą ruchy
istoty odczuwalnie niedopasowanej. Zagubionej, ale nieustającej w
wysiłkach, by się odnaleźć. Egzystencjalne piekło na wesoło?
Może to za mocne stwierdzenie, ale trudno w tym świecie
przedstawionym nie dopatrzyć się pewnego (rozbrajającego) dystansu
oślizgłego „Potwora we mnie” do samego siebie.
Bezpretensjonalny akt twórczy fanki cielesnych opowieści po zmroku.
To
żyje w nas! Zakręcony body horror debiutującej w długim
metrażu Anny Zlokovic. Tak głupi, że aż mądry... Szalona
rozbudowa zaledwie kilkuminutowej opowieści z 2021 roku pod tym
samym oryginalnym tytułem („Appendage”), kino niskich lotów i
twardych pośladków. Huluween 2023 z Belialem projektantki mody.
Tylko dla ludzi z mocną głową. Mocną do gatunkowych koszmarków.
Filmowych brzydali „tworzonych w obskurnych garażach”. Chorych,
durnych, nieprofesjonalnych. Przytulcie „Potwora we mnie”, Wy
wszyscy, którzy kochacie kretyńskie opowieści z wiklinowego
koszyka. Obrażające inteligencję większości(?) widzów. Dureń
czy wrażliwiec? Paskuda czy cenne zwierzenia dobrze rokującej
reżyserki i scenarzystki? Na pewno moje klimaty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz