Zakochana
para z Nowego Jorku, obchodzący piątą rocznicę
niesformalizowanego związku Maya i Ryan, podczas samochodowej
podróży do Portland, gdzie kobieta stara się o pracę, zahaczają
o maleńkie miasteczko Venus w stanie Oregon. Posilają się w
lokalnej restauracji, a gdy zamierzają ruszyć w dalszą drogę
odkrywają, że ich pojazd doznał awarii. W tym samym momencie z
ofertą pomocy przychodzi mechanik samochodowy, prowadzący warsztat
obok odwiedzonej przez Mayę i Ryana jadłodajni. Nadzieja na szybkie
uporanie się z problemem gaśnie po przeglądzie auta – młoda
para jest zmuszona spędzić najbliższą noc w drewnianym domku
letniskowym w głębi lasu, zazwyczaj wynajmowanym turystom za
pośrednictwem internetu. Na placu sadystycznych zabaw zamaskowanych
istot. Ogarniętych żądzą mordu nieznajomych.
|
Plakat filmu.„The Strangers: Chapter 1” 2024, Lionsgate Films, Fifth Element Productions, Frame Film |
W
sierpniu 2022 roku koreańsko-amerykański producent filmowy z
bogatym doświadczeniem w kinie grozy (m.in. amerykańskie cegiełki
franczyz „The Ring” i „The Grudge”, „To” i „To:Rozdział 2” Andy'ego Muschiettiego, „Kobieta w czerni” Jamesa
Watkinsa, „Doktor Sen” Mike'a Flanagana, „Barbarzyńcy” Zacha
Creggera, „Late Night with the Devil” Camerona i Colina
Cairnesów, „Pajęczyna” Samuela Bodina) Roy Lee poinformował
opinię publiczną o planach wznowienia „Nieznajomych” (oryg.
„The Strangers”), popularnego tytułu, w powstaniu którego miał
swój udział - jeden z głównych producentów przebojowego
dreszczowca z nurtu home invasion w reżyserii i na podstawie
scenariusza Bryana Bertino. Debiutanckie osiągnięcie reżyserskie
(mnie nader mocno kojarzące się z „francusko-rumuńskim
thrillerem Davida Moreau i Xaviera Palusa pt. „Ils”; ang „Them”,
pol. „Oni”; zdumiewające podobieństwo ponoć przypadkowe)
późniejszego twórcy „Śmiertelnego adresu” (2014), „The Monster” (2016) oraz „Szeptu i mroku” (2020); wydana w 2008
roku pierwsza odsłona mrocznej opowieści o zamaskowanych oprawcach
bawiących się ludźmi, która pierwszego sequela doczekała się aż
dziesięć lat później: „Nieznajomi: Ofiarowanie” Johannesa
Robertsa. Zainspirowana zbrodniczą działalnością Charlesa Mansona
i jego tak zwanej Rodziny, w szczególności atakiem na dom znanego
małżeństwa: aktorki Sharon Tate i reżysera Romana Polańskiego
oraz serią włamań, do których doszło w bliskim sąsiedztwie
Bryana Bertino, kiedy był dzieckiem. Roy Lee ujawnił, że trwają
prace nad trylogią „The Strangers”; wstępne zapowiedzi mówiły
o trzech sequelach i powierzeniu reżyserii nad pierwszym Renny'emu
Harlinowi (m.in. „Koszmaru z ulicy Wiązów 4: Władca snów”
1988, „Piekielna głębia” 1999, „Łowcy umysłów” 2004,
„Egzorcysta: Początek” 2004, „Pakt milczenia” 2006). Nieco
później, jeszcze w roku 2022, Harlin wynegocjował umowę na
wszystkie rozdziały nowych „Nieznajomych”.
Scenariusz
„The Strangers: Chapter 1” (w Polsce rozpowszechniany pod nazwą
„Strangers”), typowej „inwazji na dom” zorganizowanej przez
amerykańsko-kanadyjską firmę Lionsgate Films, przygotowali Alan R.
Cohen i Alan Freedland w oparciu o historię Bryana Bertino, a budżet
produkcji oszacowano na osiem i pół miliona dolarów. Zdjęcia
główne do całego tryptyku ruszyły we wrześniu 2022 roku, a
zakończyły się w listopadzie. Filmy kręcono niechronologicznie
(na przykład rano sceny do części pierwszej, popołudniu do
drugiej, a nazajutrz do odsłony trzeciej) w stolicy Słowacji, co w
sumie zajęło pięćdziesiąt dwa dni. Szeroka dystrybucja kinowa
(dystrybutor główny: Lionsgate) „The Strangers: Chapter 1”
ruszyła w maju 2024 roku, w Polsce obraz był jednak pokazywany
jedynie na maratonach filmowych – jedyna możliwość zobaczenia
„Strangers” na wielkich ekranach, stworzona przez firmę Monolith
Films – natomiast uwolnienie „The Strangers: Chapter 2”
wstępnie zaplanowano na jesień 2024. Mark Canton, współproducent
„Strangers” Renny'ego Harlina, stwierdził, że celem tego
trzyaktowego przedsięwzięcia było „wprowadzenie nowych widzów”
do uniwersum Bryana Bertino, a inny członek tutejszego zespołu
producenckiego, Courtney Solomon, w przestrzeni publicznej opowiadał
o pragnieniu rozszerzenia tej kultowej opowieści o tajemniczych
agresorach; o przyświecającej filmowcom chęci rozbudowania świata
przedstawionego w dwóch pierwszych cegiełkach „Nieznajomych” i
dokładniejszego przestudiowania postaci niekoniecznie negatywnych. Z
kolei największą ambicją Renny'ego Harlina mogło być stworzenia
najdłuższego filmu grozy w dotychczasowej historii kina – podobno
reżyser planuje wypuszczenie około 300-minutowego filmu
pełnometrażowego; połączonej wersji „Strangers 1-3” i nie
wyklucza swego zaangażowania w tworzenie kolejnych obrazów ze
świata, pod którego fundament położył Bryan Bertino, nie tyle
części czwartej, piątej i tak dalej, ile innych opowieści (spoza
jego tryptyku) z tymi samymi lub podobnymi czarnymi charakterami. W
roli głównej UWAGA SPOILER we wszystkich trzech produkcjach
spod znaku „The Strangers” KONIEC SPOILERA Harlin obsadził
Madelaine Petsch, aktorkę z solidnym warsztatem, która na ekranie
debiutowała w roku 2014, w horrorze science fiction Davida
Yarovesky'ego pt. „The Hive”, a później pokazała się choćby
w „Polaroidzie” Larsa Klevberga (współprodukcji wspomnianego
już Roya Lee), „Po omacku” Coopera Karla i „Jane” Sabriny
Jaglom. Jej bohaterkę, Mayę, poznajemy w samochodowej podróży do
Portland w stanie Oregon, w którą wybrała się ze swoim ukochanym
Ryanem (też przekonujący występ Froya Gutierreza, którego fani
gatunku mogą znać z „Inicjacji” Johna Berardo). W dniu piątej
rocznicy ich związku docierają do miasteczka, czy raczej wioski
(populacja: między 400 a 500), o nazwie Venus, gdzie postanawiają
zrobić sobie krótki postój. Uczcić rocznicę teoretycznie
niezdrowym lunchem. W niewystawnej restauracji, w której Ryan
zostanie niezbyt delikatnie upomniany przez domniemaną właścicielkę
w kwestii odwlekania oświadczyn. Nieakceptowalne w tych stronach
zwyczaje Zgniłego Zachodu? Tak czy inaczej, z tego przelotnego
kontaktu nowojorczyków z lokalną społecznością – zaledwie
garstka osób – prawie na pewno miał wyłonić się obraz
konserwatywnej wspólnoty niegodnej zaufania. Podejrzani
chrześcijanie (między innymi ponurzy ministranci rozdający ulotki
bezbożnym turystom, próbujący nawrócić jak najwięcej
przyjezdnych, przybliżyć do swojego Boga)? W oczach Ryana na pewno,
Maya jednak na swój sposób przestrzega widzów przed poleganiem na
instynkcie tego chłopaka. Ona niebrutalnie wytyka mu paranoję, a on
w równie lekkim tonie zarzuca jej skrajną naiwność. Odrobina tej
pierwszej jeszcze nikomu nie zaszkodziła – przynajmniej na tych
ziemiach gatunkowych („Strangers” Renny'ego Harlina oficjalnie
został sklasyfikowany jako horror, ja jednak odebrałam go jako
typowy thriller z podgatunku home invasion), powiedziałabym
wręcz, że paranoja w kinie grozy jest bardziej cnotą niż
przekleństwem – a bezkrytyczna wiara w ludzi nikomu nie
przysłużyła;) Hipotetyczny gwóźdź do podwójnej trumny,
bolesnej śmierci w mrocznym lesie gdzieś w stanie Oregon.
|
Plakat filmu.„The Strangers: Chapter 1” 2024, Lionsgate Films, Fifth Element Productions, Frame Film |
„Is
Tamara Home?”. Chyba nie przesadzę, stwierdzając, że to
pytanie, przeszło do legendy kina grozy. Początek koszmaru Kristen
McKay (Liv Tyler) i Jamesa Hoyta (Scott Speedman) z „Nieznajomych”
Bryana Bertino, przebojowego dreszczowca, za którym ja jakoś nie
przepadam. Wolę sequel Johannesa Robertsa, nie robiłam sobie jednak
większej nadziei na pójście tą drogą (połączenie home
invasion ze slasherem) w reaktywacji „The Strangers”.
Film otwierający trylogię Renny'ego Harlina to remake niecałkowity
– niektórzy mogą powiedzieć, że dość luźny –
debiutanckiego obrazu pana Bertino. Albo reboot, albo requel... W
każdym razie znajoma gehenna nowych protagonistów. W
przeciwieństwie do przewodniej pary z „Nieznajomych” (2008),
związek Mai i Ryana, nie przechodzi żadnego kryzysu i nic nie
wskazuje na to, by w tej pięcioletniej relacji kiedykolwiek pojawił
się jakiś poważniejszy zgrzyt. Idealnie dobrani młodzi ludzie
entuzjastycznie patrzący w przyszłość. Planujący przeprowadzkę
z Nowego Jorku do Portland w stanie Oregon. Czysty przypadek albo
celowe działanie w najlepszym razie kierującego się chęcią zysku
(ewentualne nieczyste zagrywki drobnego przedsiębiorcy; psującego,
a następnie oferującego niedarmową naprawę) mechanika
samochodowego z głębokiej prowincji, a w najgorszym
współpracującego z szajką zabójców w upiornych maskach. Całe
miasteczko zamieszane w makabryczną działalność trojga
nieznajomych? To dopiero paranoja, co? Tak czy owak, wiemy tylko, że
tytułowi antybohaterowie robili to już wcześniej (pomijając
poprzednie cegiełki franczyzy, dobitnie świadczy o tym prolog
„Strangers” Renny'ego Harlina). Niemniej drewniany domek, w
którym zatrzymała się sympatyczna para z Wielkiego Jabłka, równie
dobrze może być sprawdzoną miejscówką zamaskowanych psycholi, co
przypadkowym przystankiem w ich makabrycznym tournée. Ot, jechali
sobie leśną drogą i ich oczom nagle ukazała się zapraszająco
oświetlona chatka, bynajmniej jak z „Martwego zła” Sama
Raimiego (bliżej „Domu w głębi lasu” Drew Goddarda, ale też
bez przesady); przytulna piętrowa nieruchomość do wynajęcia (nie
polecam!) w popularnym serwisie internetowym z przylegającymi
budynkami/pomieszczeniami gospodarczymi. Niestety zamieszkanym
kurnikiem i komórką. A na werandzie „dwa gołąbki”
korzystające z intymnej scenerii. Romantyczny wieczór w
odizolowanym zakątku, na rzekomo bezludnej „wyspie”, gęsto
porośniętej drzewami. Całkiem mroczny, magnetycznie ponury
klimacik panuje w tym niby romantycznym miejscu – stylowe zdjęcia
José Davida Montero (m.in. „Czarny motyl” Briana Goodmana, „Park grozy” Gregory'ego Plotkina), z fantazją posklejane przez Michelle
Harrison – ale chyba nic w tym świecie nie ucieszyło mnie
bardziej od „Sonaty Księżycowej” Ludwiga van Beethovena.
Partytura Justina Caine'a Burnetta (m.in. „Demon: Historia prawdziwa” notabene Courtneya Solomon, „Koszmar kolejnego lata”
Sylvaina White'a) jakoś nie wpadła mi w ucho, ktokolwiek jednak
odpowiadał za wybór nie tylko „Sonaty Księżycowej”, granej na
fortepianie stojącym w house fatale Renny'ego Harlina, ale
też starych szlagierów (płyty winylowe), jakkolwiek dziwnie to
zabrzmi, zapewnił mi większe atrakcje od scenarzystów. Z całej
tej „zabawy w kotka i myszkę” wyróżnić mogę tylko spóźnioną
kolację w domku letniskowym i wcześniejsze podchody pod nieobecność
jednego z nieszczęsnych najemców. Mój ulubiony moment
(rozpływający się w powietrzu „Norman Bates”) wymyśliła
Madelaine Petsch, a w zasadzie podzieliła się myślami czasami
nachodzącymi ją pod prysznicem. Piana w oczach i niejasne
przeczucie, że ktoś ją obserwuje. Kciuk w górę również dla
bolesnego incydentu pod podłogą - krzyknęłam równocześnie z
bohaterką – i już samego poprowadzenia (bo przecież nie
wymyślenia) akcji z upierdliwą „nastolatką” dopytującą o
niejaką Tamarę. Poza tym tradycyjne uciekanie, ukrywanie się,
rozdzielanie (usprawiedliwione, choć za pierwszym razem niektórych
może zastanowić taki podział zadań, tj. człowiek ze skręconą
kostką idzie na górę poszukać broni, a człowiek ze zranioną
dłonią zostaje na czatach), szukanie się (nie zawsze dyskretne –
wołanie w lesie) i strzelanie na oślep UWAGA SPOILER (panika
w pełni zrozumiała, ale to nie zmienia faktu, że komuś
przypadkiem można zrobić krzywdę, nie wspominając już o
wyczerpaniu cennej amunicji bez choćby jednego draśnięcia
wroga/wrogów i skończeniu na „krześle inkwizytorskim” KONIEC
SPOILERA. Tragiczny finał nieunikniony? W każdym razie mocno
przewidywalna to opowieść, albowiem ciasno osadzona w twardej
konwencji home invasion movies. Ciąg dalszy w trakcie napisów
końcowych.
Na
koniec najstraszniejsza rzecz: w mojej ocenie „podróbka”
przebiła oryginał. Pierwszy rozdział długiej filmowej historii o
znajomych nieznajomych Renny'ego Harlina według mnie wyprzedził
jeden z najbardziej docenianych reprezentantów podgatunku home
invasion, debiutancki utwór filmowy Bryana Bertino. Minimalnie,
ale zawsze. A to przecież takie sztampowe widowisko. Takie podobne
do „Nieznajomych” 2008. Podobne i niepodobne zarazem:) Ładnie
nakręcone, ale fabuła mogłaby być lepsza. Może rozkręci się w
następnej odsłonie „Strangers”, na którą najprawdopodobniej
długo czekać nie będziemy. Miłośnicy i nie-miłośnicy franczyzy
o bardzo brzydko się bawiących dużych dzieciakach. Przygłupach w
maskach, że tak sobie ryzykownie zażartuję.
Najgorszy film jaki widziałem w ostatnich 10 latach, takiego poziomu debilizmu głównych bohaterów nawet w parodiach nie ma. Do tego totalnie nudny. Co tam było ładnie nakręcone? Wyglądało jak amatorski filmik z YouTube...
OdpowiedzUsuń