piątek, 8 września 2023

„Pajęczyna” (2023)

 
Nękany przez rówieśników ośmioletni Peter samotnie zmaga się z przeświadczeniem, że w jego domu zagnieździła się jakaś przerażająca obecność. Opowieści przelęknionego chłopca o niepokojących nocnych odgłosach rozlegających się w jego pokoju rodzice tłumaczą wybujałą wyobraźnią i oczekują od niego jak najszybszego uporania się z tym problemem. Tym bardziej, że zwrócił na siebie uwagę nauczycielki zastępczej, panny Devine, jedynej współczującej duszy w jego hermetycznym światku. Kiedy Peter utwierdza się w przekonaniu, że w jego przeraźliwie zimnym rodzinnym gnieździe ugrzęzło jeszcze jedno udręczone stworzenie, jego nauczycielka nabiera pewności, że wszystkie problemy chłopca wynikają ze skrajnie nieodpowiedniej opieki w domu, że Peter nie jest bezpieczny z ludźmi, którzy sprowadzili go na ten bezduszny świat.

Plakat filmu. „Cobweb" 2023, Lionsgate, Media Capital Technologies, Point Grey Pictures

Pełnometrażowy debiut reżyserski Samuela Bodina, twórcy między innymi serialu „Marianne” (2019), amerykański horror nastrojowy nakręcony w Bułgarii w listopadzie 2020 roku w oparciu o scenariusz miłośnika gatunku Chrisa Thomasa Devlina, scenarzysty „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną” w reżyserii Davida Blue Garcii. Głównym źródłem inspiracji Devlina były przeżycia własne; wspomnienia małego chłopca nocami kulącego się ze strachu w swoim „nawiedzonym pokoju”. Naturalne dźwięki wydawane przez dom niepożądanym karmicielem nieokiełznanej wyobraźni dziecka. Niemały wpływ na „Pajęczynę” (oryg. „Cobweb”) miał też obraz „Blue Velvet” Davida Lyncha, a na późniejszym etapie prac natchnienie popłynęło też ze strony „Skinamarink” Kyle'a Edwarda Balla. Ponadto Devlin zawarł w scenariuszu kilka subtelnym nawiązań do „Ludzi-kotów”, „Wędrowałem z zombie” oraz „The Leopard Man” Vala Lewtona. Jego historia jest jednak kojarzona głównie z opowiadaniem Edgara Allana Poego pt. „Tell-Tale Heart” (pol. „Serce oskarżycielem” aka „Mowne serce”). Chris Thomas Devlin nie ukrywa, że jest fanem twórczości Wielkiego Edgara, w związku z czym bardzo ucieszyły go opowieści o jego luźnej adaptacji czy wariacji na temat utworu właśnie tego literata. I nie ma znaczenia, że nie taki był jego zamiar, że konstruując opowieść o chłopcu być może niebezpiecznie popychanym w kierunku otchłani szaleństwa przez mrożące krew w żyłach hałasy we własnym domu, świadomie nie podpierał się „Tell-Tale Heart”. „Pajęczyna” Samuela Bodina została uwolniona w lipcu 2023 roku – otwarcie międzynarodowej dystrybucji kinowej.

Samuel Bodin ma słabość do prostych opowieści z dreszczykiem snutych przy ognisku. I właśnie ta prostota przyciągnęła go do historii Chrisa Thomasa Devlina; opowieści o chłopcu, który słyszał głos. Oczarowała go też atmosfera panująca w klaustrofobicznym światku małoletniego protagonisty, specyficzna melodia tej niezupełnie zakotwiczonej w twardej rzeczywistości bajki na nie-dobranoc. Działającej na dwóch poziomach baśni o współczesnej rodzinie. Z publicznych wypowiedzi reżysera „Pajęczyny” wnioskuję, że rzeczywistość ośmioletniego Petera w jego pojęciu była płynna. Brudna ciecz... albo depresyjny realizm magiczny. W moim przekonaniu najenergiczniejszym działaczem na rzecz baśniowego klimatu „Pajęczyny” są niewesołe dekoracje okolicznościowe. Smętny jarmark halloweenowy. Martwa cisza przed wielką burzą. Martwe życie małego chłopca. Instynktowny horror dla gatunkowych tradycjonalistów. Co prawda w moim przekonaniu „Pajęczyna” nie tyle papuguje, ile przetasowuje – sprawdzone motywy w niepospolitym ustawieniu. To samo, ale inaczej w chwytającej za serce mrocznej sadze rodzinnej. Gehenna bezbronnej istoty, która w przeciwieństwie do większości małych bohaterów świata horroru nie może polegać na rodzicach. Rolę, którą w tego typu opowieściach zazwyczaj przypisuje się przynajmniej jednemu z opiekunów prawnych słusznie przerażonego dziecka, w „Pajęczynie” powierzono jego nauczycielce zastępczej, pannie Devine (zadowalający występ Cleopatry Coleman; m.in. „Infinity Pool” Brandona Cronenberga), która prawdopodobnie nie wie o nocnych zmaganiach prześladowanego ucznia z domniemanym upiorem zza ściany. UWAGA SPOILER „W mroku pod schodami” Wesa Cravena (pomijając już późniejsze horrory i thrillery o dzikich lokatorach z krwi i kości) KONIEC SPOILERA w serdecznym uścisku z nieśmiertelnym motywem „wyimaginowanego przyjaciela”. Peterowi (bezbłędna kreacja Woody'ego Normana; m.in. „Demeter: Przebudzenie zła” André Øvredala) bez wątpienia samotność mocno doskwiera, ale to pewnie nie wystarczy, by przekonać miłośników gatunku do teorii jego rodziców, Carol i Marka (intrygujące popisy Lizzy Caplan, którą fani kina grozy mogą pamiętać choćby z „Projekt: Monster” Matta Reevesa, oraz w mojej ocenie nieco jej ustępującego Antony'ego Starra), o rozbuchanej wyobraźni, której co istotniejsze ani myślą dłużej tolerować. Tak to przedstawiają swojemu kłopotliwemu dziecku, czołowemu przewodnikowi po tym ponurym świecie przedstawionym. Pułapce chłopczyka, który bezgłośnie dopomina się o bezwarunkową miłość mamy i taty. Krzyk rozpaczy niewidzialnej ofiary. Dziecka, które nigdzie nie czuje się bezpiecznie. Piekło w szkole i w domu. Popychany, poniżany, bezlitośnie wyśmiewany uczeń szkoły podstawowej, który najpewniej jeszcze gorzej czuje się na terytorium rodziców. Mówią, że to wszystko dla jego dobra, wmawiają mu (i sobie?), że ich metody wychowawcze mają wzniosły cel, że powinien być wdzięczny za ich poświęcenie. Za uwagę, jaką mu okazują. Nie ignorują jego problemów tylko na bieżąco je wypalają. Zdecydowanie wyrywają wszelkie chwasty z wnętrza ukochanej latorośli, która w zamian dodaje im zmartwień. Jeszcze nie uporali się z nocnymi lękami Petera, od jakiegoś czasu w środku nocy wyrywającymi ich ze snu krzykami przerażonego chłopca bredzącego o jakimś potworze w jego pokoju, a on znowu nabroił. Koszmary senne i dziecinne strachy na jawie. Carol i Mark dają Peterowi nader wyraźnie do zrozumienia, że okres ich wyrozumiałości dobiegł końca, że w tym wieku powinien już umieć poskramiać swoją wstrętną wyobraźnię. Dorosnąć wreszcie!

Materiał promocyjny. „Cobweb" 2023, Lionsgate, Media Capital Technologies, Point Grey Pictures

Mroczne domostwo z przydomową uprawą dyń, których wycinanie jest jedynym ustępstwem pani domu na rzecz znienawidzonego święta. Główny bohater „Pajęczyny” Samuela Bodina może tylko pomarzyć o halloweenowym kostiumie i zbieraniu cukierków. Ten wieczór, jak wszystkie inne, przypuszczalnie spędzi w boleśnie znanej „chatce z piernika”, w towarzystwie szorstkich rodziców i niedawno odkrytej istoty być może znającej wszystkie sekrety tego przeklętego miejsca. Calutką, nieupiększoną prawdę o ludziach z lodu. Oczami dziecka na sytuację w domu i w szkole. Twórcy „Pajęczyny” chcieli, by widz identyfikował się z ośmiolatkiem ze spuszczoną głową podążającym przez tak zwane życie. W istocie prawdziwe życie toczy się obok Petera, zwierzyny łownej w miejskiej dżungli. Worka treningowego lubianych uczniów i uczennic, których w razie wpadki spotkają niesrogie konsekwencje. Zostaną zmuszeni do publicznych przeprosin, które najprędzej tylko podsycą nienawiść do szkolnego wyrzutka. Wymowna jest wymiana zdań między panną Devine a nauczycielem upierającym się, że nie mogą nic zrobić dla tego ewidentnie cierpiącego dziecka. Typowa bezsilność w rzekomej rozwiniętej cywilizacji, wiecznie związane ręce administracji publicznej. Nikt nie ruszy palcem, aż dojdzie do tragedii? Tymczasowa wychowawczyni Petera nie potrafi zmusić się do bezczynności w obliczu krzywdy dziecka, co w tym chorym świecie jest najbezpieczniejszym wyjściem dla niej. Po wszystkim będą ubolewać nad znieczulicą społeczną, zarzucać niby niezrozumiałą bierność i po raz enty tłumaczyć, co powinno się robić w takich sytuacjach. Ewentualne konsekwencje złożenia takiego uprzejmego donosu, wywiązania się z obywatelskiego i przede wszystkim moralnego obowiązku, przemilczą. Bo czasami zabijają posłańca. Panna Devine co prawda nie przekonała się o tym na własnej skórze, ale wbrew podejrzeniom nauczyciela z dłuższym stażem, nie jest taką optymistką, by spodziewać się nagrody za działalność na rzecz małoletniej ofiary przemocy. A przynajmniej ja nie miałam wątpliwości, ze kobieta świadomie kładzie na szali własną karierę, że w pełni zdaje sobie sprawę przynajmniej z tego ryzyka. Heroizm we współczesnym świecie. Zakładając, że dobra wróżka Petera, zdecyduje się na więcej. Więcej od kulturalnych rozmów z podejrzanymi ludźmi: oburzoną kobietą i fałszywie uprzejmym mężczyzną. Spodziewałam się standardowego popcornowego straszaka, który często robi „buu!”, a dostałam niepłytką opowieść najprężniej budującą się klimatem. Wzruszający dramat rodzinny i przyjemnie kameralny horror w jednym. Bogaty w treść, ubogi w efekty specjalne. Prawdziwa bądź wyimaginowana istota przemawiająca do Petera, przez większość seansu niemal całkowicie zdaje się na wyobraźnię odbiorcy. Aksamitny dziecięcy głosik i oko, które przestraszyło Petera. W myśl zasady najbardziej boimy się tego, czego nie widzimy. Czego nie znamy. Bo w gruncie rzeczy nie mamy żadnych potwierdzonych informacji na temat wątpliwej antybohaterki „Pajęczyny”. Damy, która swój upiorny wygląd (bo oczywiście w końcu będziemy mogli dokładnie ją sobie obejrzeć) w największym stopniu zawdzięcza:) makijażowi i sztuczkom operatorskim (przyśpieszanie klatek), ale swoje robi też „pajęczy krok” oraz coś, co pozwolę sobie nazwać „wzmocnionym atrybutem azjatyckich duchów”: efektowna przesada w zaskakującym rozdziale „Pajęczyny”. UWAGA SPOILER Kto by się spodziewał ostrego skrętu w stronę krwistego home invasion w horrorze o nawiedzonym domu? KONIEC SPOILERA Raptowna zmiana tempa, gwałtowne przyśpieszenie, które można potraktować jak ukłon w stronę zwolenników hałaśliwych straszydeł, a przynajmniej wynagrodzenie dla niektórych z nich za męki obcowania z tworem smęcącym. Niemodnym. Stara szkoła straszenia, z której zostałam brutalnie wypchnięta w ostatecznej konfrontacji. Doceniam przewrotność, ale przytłoczyła mnie ta dynamika zdarzeń, ogłuszył tak jaskrawy kontrast w „linii melodycznej” (swoją drogą zakochałam się w przewodnim motywie muzycznym - boleść emanująca z cichego, jakby nieśmiałego zawodzenia, szeptanej skargi dzieci cierpiących w samotności). A więc niekonsekwentna stara szkoła straszenia, ale wystarczy, że przywołam w pamięci ten magiczny moment przedarcia się przez moje mury obronne, autentycznie niepokojącą, jeśli już nie przerażającą sekwencję z demonicznymi intruzami w pokoju dziecięcym, by odechciało się narzekać na ostatni „akt” szokująco emocjonującej „sztuki” o chłopcu, który bał się potworów.

Poszukiwacze oryginalności w kinie grozy strzeżcie się „Pajęczyny” Samuela Bodina! Bo to kolejna opowieść o nawiedzonym domu. Poszukiwacze dosadnych filmowych straszydeł strzeżcie się „Pajęczyny” Samuela Bodina! Bo to kameralne spotkanie ze smutnym chłopcem. Poszukiwacze skomplikowanych fabuł strzeżcie się „Pajęczyny” Samuela Bodina! Bo to prosta historyjka o Boogeymanie. Albo nie, cofam to. Lepiej sprawdźcie, czy tyle Wam wystarczy;) Nie rozkazuję, tylko pokornie proszę o przytulenie tego uroczego stworzonka z ostrymi zębiskami. Depresyjnej kroniki rodzinnej w klimatycznym wydaniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz