Stronki na blogu

środa, 31 lipca 2024

„Paczka” (1977)

 
Po sezonie turystycznym na Seal Island nowy członek tutejszej niewielkiej społeczności, biolog Jerry, który sprowadził się na wyspę wraz z żoną Millie, dwoma synami i owczarkiem niemieckim, zaalarmowany obrażaniami odniesionymi przez jego psa, staje oko w oko ze zdziczałym kundlem. Podejrzewając, że zwierzę odpowiada za śmiertelny atak na konia jego przyjaciela i mając na uwadze bezpieczeństwo mieszkańców, nazajutrz mężczyzna rusza na polowanie, które kończy się szokującym odkryciem dużego stada wygłodniałych czworonogów. Jerry nie ma wątpliwości, że to psy porzucone przez skrajnie nieodpowiedzialnych turystów, hipotetyczne siedlisko wścieklizny, ale przede wszystkim zorganizowana grupa drapieżników pod przewodnictwem nierasowego osobnika, który zranił jego owczarka. Horda desperacko szukająca pożywienia na odciętej od świata amerykańskiej wyspie.

Plakat filmu. „The Pack” 1977, Warner Bros.

W 1976 roku nakładem amerykańskiej oficyny Putnam wyszła powieść o zimowym starciu wyspiarzy ze zdziczałymi psami autorstwa Dave'a Fishera (właściwie David Fisher) zatytułowana „The Pack” (pierwsza polska edycja, pod nazwą „Sfora”, pojawiła się dopiero w 2024 roku, w wyniku działalności Wydawnictwa Akabra), którą nieżyjący już Robert Clouse wybrał na podstawę scenariusza prawdopodobnie swego najbardziej osobistego dzieła pod takich samym oryginalnym tytułem (pol. „Paczka”) - swoją drogą w następnej dekadzie ten sam człowiek przeniesienie na ekran jeden z utworów Jamesa Herberta: obraz „Deadly Eyes” (pol. „Oczy w ciemności”) z 1982 roku – niedocenionego horroru z nurtu animal attack, wciąż boleśnie aktualnego eko horroru nakręconego w Bodega Bay w stanie Kalifornia z udziałem prawdziwych zwierząt. Budżet filmu, wyprodukowanego przez Warner Bros. (też główny dystrybutor), oszacowano na dwa miliony dolarów, a uroczysta premiera (z udziałem twórców i obsady aktorskiej) odbyła się w The Egyptian Theatre Hollywood. Do amerykańskich kin obraz trafił w listopadzie 1977 roku, nie wzbudzając wielkiego zainteresowania opinii publicznej. Niektórzy uważają (na przykład Hope Alexander-Willis, która wcieliła się w postać Millie, małżonki głównego bohatera „The Pack” Roberta Clouse'a), że przyćmiła go sława „Gwiezdnych wojen” George'a Lucasa (potem „Gwiezdne wojny: część IV – Nowa nadzieja”).

W przeciwieństwie do powieściowego oryginału, „Paczka” Roberta Clouse'a (w 2015 roku uwolniono zbliżony tematycznie „The Pack” Nicka Robertsona, australijski natural horror film w gruncie rzeczy niepowiązany z koncepcją Dave'a Fishera, niebędący ani remakiem, ani readaptacją) nie jest opowieścią zimową, choć także rozgrywa się poza sezonem. Najpierw obserwujemy zmasowany atak na pasącego się konia, a właściwie nagłą panikę zaszczutego zwierzęcia hodowlanego, bo w decydującym momencie przenosimy się do letniej przystani trzyoosobowej rodziny z miasta. Poruszające pożegnanie chłopca z łagodnym owczarkiem szkockim. Łzy kilkulatka i skowyt wiernego czworonoga bynajmniej chwytające za serce rodziców. Bezpardonowe potraktowanie żywego stworzenia na oczach zrozpaczonego dziecka. Pies wakacyjną rozrywką (nie tylko) na Seal Island. Zostawiony w lesie na krótkim sznurku (spokojnie synu, ktoś na pewno go znajdzie, o ile wcześniej sam się nie uwolni) przez ojca lekko zirytowanego wrażliwością swej latorośli (nie mazgaj się, bądź mężczyzną!). Nieprzemijająca chora moda w tak zwanym świecie cywilizowanym. Potworne rozstanie z collie nadaje ton solidnie zrealizowanej wyspiarskiej opowieści Roberta Clouse'a. Island survival horror z podopiecznymi Karla Lewisa Millera, nieżyjącego już tresera zwierząt, osobiście testującego zaplanowane występy psów, a przynajmniej te obarczone jakimś ryzykiem. Ale nawet popisy kaskaderskie nie były dla niego takim wyzwaniem jak praca ze wspomnianym już owczarkiem szkockim – wycieńczające emocjonalnie niezasłużone wrzaski na kulącego się ze strachu pieska, który bezgranicznie mu ufał. Karl Lewis Miller po każdym takim udawanym wybuchu złości starał się to zrekompensować pechowemu członkowi psiej obsady (rola straszliwie przerażonego, zagubionego, wręcz znerwicowanego nowego członka stada nierasowego osobnika najpewniej też porzuconego przez bezdusznych turystów, w rzeczywistości uroczego czworonoga o imieniu Josh, którego zdjęcie trafiło na ścianę sław - coś w rodzaju obrazkowej historii jej zawodowej kariery - Hope Alexander-Willis): poświęcał mu maksimum uwagi, rozpieszczał, uspokajał... ale nie własne sumienie. Treser grzecznego collie głęboko przeżywał przykrości sporadycznie przysparzane ukochanemu zwierzęciu. Poza tymi rzadkimi chwilami podopieczni Karla Lewisa Millera podobno bawiły się wyśmienicie. Traktowani po królewsku przez ludzi zgromadzonych na planie w niesłonecznej Kalifornii. W każdym razie w klaustrofobicznym świecie przedstawionym w „Paczce” Roberta Clouse'a panuje jesienna aura. Ostatnie podrygi lata w „chłodnej szarej mgiełce” zwiastującej przybycie jak dla mnie najpiękniejszej pory roku. Ponurość powoli spowijająca Seal Island, ofiarę bezdennej głupoty ludzkiej. Filmowcy przestudiowali autentyczny problem masowego porzucania zwierząt nie tylko po okresie wakacyjnymi, ale też chociażby po Świętach Wielkanocnych (pozbywanie się królików i kurczaków), obraz emocjonalnej nędzy Homo sapiens. Człowieczeństwo wyrażane przez kompletny brak odpowiedzialności, empatii i zrozumienia, wydawać by się mogło oczywistego faktu, że zwierzę nie jest zabawką. To opowieść o dzikich bestiach – wściekłych, nieobliczalny, wiecznie nienażartych, najskuteczniejszych drapieżnikach na planecie Ziemia. Najgroźniejszych ssakach na świecie.

Plakat filmu. „The Pack” 1977, Warner Bros.

Jerry'ego (przekonująca kreacja Joe Dona Bakera), czołową postać „Paczki” Roberta Clouse'a, na Seal Island przywiodła działalność naukowa – objął kierownictwo nad tutejszą Biologiczną Stacją Badawczą – poznajemy go jednak dopiero w trakcie budowy domu rodzinnego w tej bajecznej i zarazem złowieszczej scenerii. Klimatyczne zdjęcia Ralpha Woolseya (z nieprzesadnym wykorzystaniem slowmotion), fenomenalna, wspaniale budująca napięcie ścieżka dźwiękowa Lee Holdridge'a i zręczny montaż Petera E. Bergera (m.in. „Fatalne zauroczenie” Adriana Lyne'a, „88 minut” Jona Avneta). Narracja nieirytująco rozproszona – maleńka populacja wyspy i wysmarowana wazeliną, zróżnicowana rasowo sfora dzikich psów – oczywiście z wyszczególnieniem najnowszych członków tego zżytego, ale też kłótliwego społeczeństwa. Czteroosobowej rodziny budującej się na terytorium powoli przejmowanym przez niechcianych czworonogów. Sympatyczny, ale według niektórych zawsze spóźniony Jerry i jego ukochana małżonka Millie (mocno wczuwająca się w rolę Hope Alexander-Willis, zwłaszcza w genialnej scenie z oblężonym samochodem, która przypomniała mi, notabene wydaną później, powieść „Cujo” Stephena Kinga, porządnie zekranizowaną przez Lewisa Teague'a), która na pierwszym miejscu zawsze stawia dzieci: Guya, za swój największy autorytet uznającego ojca i młodszego Paula (jedyny występ w filmie młodych talentów Erica Knighta i Steve'a Lytle'a), tylko pro forma narzekającego na większą troskliwość ich rodzicielki. Z racji wieku Paul jest wyłączany z potencjalnie najciekawszych zajęć taty i brata. Pierwszego makabrycznego odkrycia dokonuje owczarek niemiecki tej idealnej rodziny – szkielet konia gdzieniegdzie obleczony w strzępy skóry i mięśni; paskudny i smutny widok, który niebawem zostanie powiązany z bezpańskich kundelkiem warczącym na Jerry'ego po wygranym starciu z jego pupilem. Mężczyzna natychmiast podniesienie alarm w wyspiarskiej wspólnocie, a nazajutrz, uzbrojony w strzelbę, ruszy na samotny obchód niezamieszkałej części wyspy. Lasy, klify (gdzie wkrótce odbędzie się emocjonująca pogoń wygłodniałej hordy za szczególnie soczystym kąskiem, że tak sobie niesmacznie zażartuję) i zniszczona stodoła, która niewątpliwie przeszła specyficznym zapachem mokrej psiej sierści. Ze wzruszającej sceny przyjęcia zziębniętego „najlepszego sezonowego przyjaciela miastowych” do stada wyrzutków, w odróżnieniu od nieproszonego dwunożnego gościa z bronią palną, wiemy, że ten opuszczony budynek gospodarczy jest nowym domem współpracujących zabójców napędzanych głodem. Na Seal Island nie ma bogatej fauny; skromny żywy inwentarz, parę zwierząt domowych i dzikie króliki to za mało, by wyżywić bandę rudego z „Paczki” Roberta Clouse'a, dlatego żywe stworzenia potraktowane jak śmieci przez przedstawicieli gatunku ponoć rozumnego i empatycznego decydują się na home invasion. Przygnębiająca i najbardziej krwista akcja w skromnych progach lokalnego dziwaka, czy jak kto woli ekscentryka, poszkodowanego przez los starszego pana, który w czworonożnym towarzyszu znalazł niezawodny lek na bolesną samotność. Niektórzy mogą dopatrywać się w tym zwykłej, ordynarnej zemsty wymierzonej w członków dominującego gatunku na Ziemi, bliźnich okrutników, którzy w podzięce za bezwarunkową miłość, całkowitą lojalność, totalną wierność wykopali tytułowych (anty)bohaterów ze swoich przytulnych gniazd, ale według mnie agresorzy z „Paczki” Roberta Clouse'a kierują się wyłącznie naturalną potrzebą napełnienia brzuchów. Jerry to rozumie, nie pała nienawiścią do rozochoconych (skuteczną inwazją na dom odważnego człowieka i walecznego owczarka niemieckiego) bezpańskich psów, ale tak samo jak one zostaje postawiony pod ścianą. Musi myśleć o ludziach, przede wszystkich żonie i dzieciach, ale jak na prawdziwego amerykańskiego bohatera przystało bez wahania ruszy też na ratunek sąsiadom. Dzielnie znosząc pretensje spanikowanego, doprowadzonego do obłędu przez uzasadniony strach, przez nieznośną niepewność, mężczyzny wcześniej przesadnie troszczącego się o życie seksualne swego dorosłego potomka. Zwariowany projekt o nielekkim zabarwieniu mizoginistycznym zatroskanego tatuśka puszystego ornitologa-amatora. Muszę przyznać interesujący wątek poboczny „Paczki” Roberta Clouse'a. Manifestu w obronie porzuconych zwierząt, który moim zdaniem powinien zostać włączony do współczesnych kampanii zorientowanych na uświadamianie obywateli i obywatelek w kwestii opieki nad ich braćmi mniejszymi. Historia, która niestety nie straciła - a może nawet zyskała? - na aktualności i warstwa techniczna praktycznie nienadszarpnięta zębem czasu. Solidne kino melancholijnie nastrojonego reżysera „Wejścia smoka” (1973). Elektryzująca bitwa gatunków w dosłownie wyciskającej łzy z oczu klamrze.

Film nie tyle skłaniający, ile brutalnie zmuszający do refleksji. Przemówienie do demona egoizmu czy raczej odwołanie do systemu wartości osób kierujących się może nie tyle wyłącznie dobrem własnym, ile pozbawionym empatii wobec zwierząt. Bolesne słowa prawdy o stosunku niejednego człowieka do czującego stworzenia, za które wziął odpowiedzialność. Depresyjny animal attack oparty na powieści Davida Fishera, bezlitosna „Paczka” Roberta Clouse'a, która może być jednym z najbardziej wartościowych reprezentantów eko horroru. Niesłusznie (niemal) zapomniane dzieło, myślę śmiało wychodzące naprzeciw oczekiwaniom nie tylko miłośników kina grozy. Przejmująca opowieść w naturalistycznym klimacie mrocznym. Rewelacyjna rzecz.

poniedziałek, 29 lipca 2024

Larry Niven, Jerry Pournelle „Pyłek w Oku Boga”

 
Rok 3017, Drugie Imperium Człowieka w sektorze Trans-Worek Węgla. Po stłumieniu buntu na planecie Nowe Chicago świeżo mianowany kapitan międzygwiezdnego krążownika liniowego INSS MacArthur, przyszły markiz Dworu Crucis, Roderick Harold Blaine, dostaje tajny rozkaz przetransportowania wpływowego kupca podejrzanego o podżeganie do rewolty, Horace'a Husseina Bury'ego, na planetę Sparta będącą stolicą Imperium. Pasażerką ma być też odbita z rąk rebeliantów lady Sandra Liddell Leonowna Bright Fowler, magister nauk ścisłych, doktorantka antropologii, bratanica senatora Benjamina Brighta Fowlera. Rutynowa misja załogi MacArthura komplikuje się w pobliżu Nowej Kaledonii, sektora czerwonego nadolbrzyma znanego jako Oko Murchesona, z którym powiązana jest żółta gwiazda nazywana Pyłkiem w Oku Boga, po przyjęciu przez kapitana nowego rozkazu dotyczącego nieznanego statku kosmicznego z prymitywnym napędem. Misja rozpoznawcza kończy się przechwyceniem obcej kapsuły i jej martwego pasażera: niewysokiego dwunożnego stworzenia pokrytego brązowo-białym futrem z asymetrycznym układem ramion. Wszystko wskazuje na to, że przybysz pochodzi z nieskolonizowanego przez człowieka układu Mote w głębi Worka Węgla, a po wielu debatach na wyższych szczeblach władzy, zapada decyzja o podjęciu próby nawiązania pierwszego kontaktu z potencjalnie rozumnymi mieszkańcami tej dotąd niezbadanej przez gatunek ludzki części wszechświata. Do układu Mote zostają wysłane wypełniony żołnierzami i naukowcami krążownik MacArthur pod dowództwem Roda Blaine'a, młodego szlachcica od niedawna służącego w Imperialnej Flocie Kosmicznej oraz pancernik imperialny Lenin, dowodzony przez legendarnego admirała Ławrientija Kutuzowa.

Okładka książki. „Pyłek w Oku Boga”, Vesper 2024

Larry Niven urodził się w Los Angeles w 1938 roku. Krótko studiował na California Institute of Technology, prywatnym uniwersytecie badawczym w Pasadenie, a ukończył Washburn University, publiczną uczelnię w Topece w stanie Kansas, gdzie uzyskał tytuł licencjata z matematyki ze specjalizacją w psychologii. Zaliczył też roczne studia magisterskie (matematyka) na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles. Karierę pisarską rozpoczął w latach 60. XX wieku – od opowiadania „The Coldest Place” z 1964 roku, natomiast jego powieściowy debiut, „World of Ptavvs” (część jego „Tales of Known Space”) ukazał się dwa lata później; jego najbardziej docenionym utworem, zdobywcą nagród Hugo, Locus, Ditmar i Nebula jest „Ringworld” (1970) – a w 2015 roku dołączył do Wielkich Mistrzów Damona Knighta (dożywotnie wyróżnienie przyznawane przez Science Fiction and Fantasy Writers Association żyjącym autorom science fiction i fantasy). Specjalista od hard science fiction, któremu zdarza się romansować z literaturą kryminalną i przygodową. Działał też w branży filmowej (scenarzysta) i komiksowej (współpraca z DC Comics przy uniwersum Green Lantern). Zdeklarowany konserwatysta, doradca – w ramach Citizens' Advisory Council on National Space Policy - prezydenta Ronalda Reagana w zakresie polityki antyrakietowej Strategic Defense Initiative oraz doradca (jako członek powstałej w 2007 roku grupy SIGMA złożonej z pisarzy science fiction) Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego Stanów Zjednoczonych w zakresie przyszłych trendów wpływających na politykę terrorystyczną i inne kwestie.

Jerry Eugene Pournelle urodził się w Shreveport w stanie Luizjana w 1933 roku (zmarł w 2017 roku). Uczęszczał do St. Anne's Elementary School w Memphis, Coleville Consolidated Elementary School w Coleville i ówczesnej prywatnej katolickiej szkoły średniej Christian Brothers University w Memphis. Po odbyciu służby wojskowej (w czasie wojny koreańskiej) kontynuował edukację na University of Iowa i Uniwersytecie Waszyngtońskim, gdzie uzyskał tytuł licencjata z psychologii, tytuł magistra psychologii (statystyka eksperymentalna) i doktora nauk politycznych. Na przełomie lat 50. i 60. XX wieku osiągał sukcesy w Boeing Company, jednocześnie bezskutecznie próbując sprzedać któreś ze swoich fikcyjnych opowiadań „The Astounding Science Fiction”, amerykańskiemu magazynowi, którego redaktorem naczelnym w tamtym czasie był John W. Campbell, autor między innymi dwukrotnie przenoszonej na ekran noweli „The Thing from Another World” (1951), w Polsce wydanej pod tytułem „Coś” (Vesper, 2019 i 2024), który dopiero w 1971 roku dopuścił do druku jeden z tekstów - nowelę „Peace of Honor” - uparcie przysyłanych przez pana Pournelle'a rozpoznawalnego już autora literatury faktu (jego „The Strategy of Technology” z 1970 roku swego czasu została wciągnięta na listę podręczników Akademii Wojskowej Stanów Zjednoczonych w West Point, Akademii Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych, Air War College i National War College). W latach 60. XX wieku jego krótkie utwory ukazywały się w innych magazynach literackich (m.in. „Analog”) głównie pod pseudonimem Wade Curtis, ale literacka kariera (beletrystyka) tego paleokonserwatysty, jednego z założycieli Citizens' Advisory Council on National Space Policy i jednego z pierwszych blogerów, laureata między innymi Nagrody im. Johna W. Campbella, National Space Society Robert A. Heinlein Memorial Award i Heinlein Society Award, nabrała rozpędu w kolejnej dekadzie, po zawiązaniu współpracy z Larrym Nivenem.

Pyłek w Oku Boga” (oryg. „The Mote in God's Eye”) - obok nominowanego do Hugo Award „Lucifer's Hammer” (1977), który w latach 90. XX wieku doczekał się adaptacji komiksowej; edycja Innovation Comics – jest uważany za najważniejsze wspólne dokonanie Larry'ego Nivena i nieodżałowanego Jerry'ego Pournelle'a. Pierwotnie wydana w 1974 roku przez amerykańską oficynę Simon & Schuster, obszerna powieść osadzona w tak zwanym CoDominium Universe, która w 1975 roku otrzymała nominacje do prestiżowych nagród Hugo, Locus i Nebula. „Prawdopodobnie najlepsza historia kontaktu z kosmitami, jaką kiedykolwiek napisano” według Roberta A. Heinleina i „jedna z najbardziej wciągających opowieści” przeczytanych przez Theodore'a Sturgeona. Po raz pierwszy opublikowana w 1993 roku kontynuacja „Pyłku w Oku Boga”, „The Gripping Hand” Larry'ego Nivena i Jerry'ego Pournelle'a, której akcja rozgrywa się dwadzieścia osiem lat po wydarzeniach przedstawionych w części pierwszej cyklu Moties, nie miała już tak entuzjastycznego przyjęcia, podobnie jak autoryzowany „dodatek” (tom trzeci) Jennifer R. Pournelle, córki Jerry'ego Pournelle'a, wypuszczony w roku 2010 – powieść pt. „Outies”. W „Playgrounds of the Mind”, swoim zbiorze opowiadań z 1991 roku, Larry Niven zdradził, że swego czasu razem z Pournelle'em dali się namówić do podpisania umowy, w której zawarto zakaz zawiązywania współpracy z kimkolwiek przy innych projektach przed przedłożeniem wydawcy gotowego sequela „Pyłku w Oku Boga”. Pierwsza wersja poczytnej opowieści o pierwszym kontakcie Larry'ego Nivena i Jerry'ego Pournelle'a była bogatsza o jakieś sześćdziesiąt tysięcy słów – fragmenty usunięte w procesie redakcji, z których jeden został wydany w formie opowiadania zatytułowanego „Reflex” w kolekcji „There Will Be War” (1986) opracowanej przez Jerry'ego Pournelle'a i Johna F. Carra, a drugi, „Moteligh”, szczegółowo omówiony w artykule non-fiction pt. „Building 'The Mote in God's Eye” zamieszczonym w „A Step Farther Out” Jerry'ego Pournelle'a, zbiorze esejów po raz pierwszy opublikowanym w 1979 roku. Wypada dodać, że Larry Niven napisał też wiersz, czy tam pieśń o Mote - „In Memoriam: Howard Grote Littlemead” (1984). Pierwsza polskojęzyczna edycja epopei kosmicznej z niziołkami z Mote Prime (właściwie otwarcie serii), ukazało się w roku 1990 pod tytułem „Drzazga w oku boga” (wydawnictwo Klubówka), a w 2024 roku ta sławna grubaśna pozycja SF - w nowym tłumaczeniu: Tomasz Chyrzyński - pojawiła się w ofercie oficyny Vesper w serii „Wymiary”. Standardowo w twardej, przepięknie „pokolorowanej” - obustronnie - oprawie (projekt Michała Loranca, Celes Design) i zajmującym posłowiem Rafała Nawrockiego, autora „Omnifagusa” (2023).

Okładka książki. „The Mote in God's Eye”, Pocket Books 1991

Akcja „Pyłku w Oku Boga” Larry'ego Nivena i Jerry'ego Pournelle'a jest osadzona w dalekiej przyszłości, dziesiątki lat po międzygwiezdnej wojnie secesyjnej, upadku Pierwszego Imperium Człowieka. Nadrzędnym celem Drugiego Imperium Człowieka, opartego na unii Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego - nierealne:) - jest zjednoczenie całej ludzkości – jeszcze bardziej nierealne – rozproszonej po różnych planetach i gwiazdach. Jeden naród, jeden Imperator, jedna Rada Ministrów. Zażartymi przeciwnikami takiego ustroju są domniemani znajomi cynicznego handlarza, prezesa zarządu Imperialnej Kompanii Autonetyki, magnata Horace'a Husseina Bury'ego, bliżej nieprzedstawieni okrutni rebelianci, którzy straumatyzowali ukochaną krewną lidera większości parlamentarnej, senatora Benjamina Brighta Fowlera. Uraz psychiczny doktorantki antropologii (Uniwersytet Imperialny na Sparcie) szczególnie zainteresowanej badaniem prymitywnych ludzkich kultur, lady Sandry 'Sally' Liddell Leonownej Bright Fowler, która niekrótko przebywała w niewoli wrogów Imperium – życie w absolutnie nieludzkich warunkach – najwyraźniej był powierzchowny albo autorzy szybko zapomnieli o traumie jedynej kobiety na pokładzie INSS MacArthur, legendarnego krążownika międzygwiezdnego, który w 3017 roku dostaje nowego kapitana. Komandor Imperialnej Flory Kosmicznej, przyszły dziedzic rodzinnej fortuny, lord Roderick Harold Blaine na początku „Pyłku w Oku Boga” podejmuje ryzykowną decyzję, która wbrew jego przewidywaniom zostaje doceniona przez zwierzchników. W każdym razie młody żołnierz dostaje duży awans i tymczasowe dowództwo na jednym z najlepszych statków kosmicznych w Imperialnej Flocie. A niedługo potem trafia mu się kolejna szansa na wykazanie się, której w gruncie rzeczy nie potrzebuje, ponieważ niebawem ma przejąć polityczne obowiązki swego ojca, powszechnie szanowanego markiza Dworu Crucis. Ale najpierw podróż w głąb Worka Węgla, w pobliże gwiezdnego nadolbrzyma z pyłkiem w oku, gdzie przypuszczalnie wyewoluował Mote (robocza nazwa; od układu planetarnego) sapiens. Hobbici Larry'ego Nivena i Jerry'ego Pournelle'a:) Różnie umaszczone urocze trzyrękie brzydale, niefortunnym zrządzeniem losu na początku reprezentowane przez „genialną idiotkę”. Inżynierka z zagadkowymi miniaturami przypadkową ambasadorką dominującego gatunku na Mote Prime. W zasadzie niewykazująca większego zainteresowania dziwacznymi istotami stłoczonymi na MacArthurze, naukowcami i żołnierzami, pilnowanymi przez załogę Lenina, kosmicznego pancernika pod dowództwem zaprawionego w bojach admirała Ławrientija Kutuzowa - według mnie jedyną pełnokrwistą postać w bezkresnym świecie przedstawionym w „Pyłku w Oku Boga” - która ma nie wchodzić w żadne interakcje z Obcymi. Inżynierka zajmująca się swoimi sprawami w oczekiwaniu na Mediatorów, wśród których może znajdzie się też jakiś Mistrz lub Mistrzyni. Zróżnicowana rasowo/klasowo ludność Mote Prime – co najmniej trzy koegzystujące plemiona, które najłatwiej odróżnić po kolorze futra. Nic nie wskazuje na to, by byli wrogo nastawieni do przybyszów z innego systemu planetarnego, ale mogą stracić przy bliższym poznaniu. Naukowcy z Imperium Człowieka, z Sally Fowler i Ministrem Nauki w sektorze Trans-Worek Węgla Anthonym Horvatem na czele, nader twardo stoją na stanowisku, że Motowie to gatunek pokojowo usposobiony, który może się okazać bardzo przydatny dla ludzkości. Zdecydowanie obstają przy zawiązaniu międzygwiezdnego sojuszu z tymi sympatycznymi stworzeniami, przy jak najszybszym zawiązaniu współpracy gospodarczej i kolonizacyjnej. Z kolei wojskowi z Imperium Człowieka upierają się przy zachowaniu maksymalnej ostrożności do czasu zebrania wszystkich niezbędnych informacji o tych... potrafiących zjednywać sobie czytelników, pomysłowych stworzeniach często napomykających o jakimś Szalonym Eddiem. Fryunch (mlask) wybranych osób podróżujących niezawodnym(?) MacArthurem. Nadmierna ufność i nadmierna nieufność. Naiwność i paranoja. Klaustrofobiczna przeprawa kosmiczna, fascynująca eksploracja planety przypominającej i Ziemię (niemal martwą), i Mars, ożywione debaty polityczne, ciekawsze rozmowy międzygatunkowe i jak dla mnie niedostatecznie plastyczne opisy światów przejętych przez człowieka. Nie wspominając już o papierowych Obcych z perspektywy Motów – wzbogacenie narracji sporadycznymi wycieczkami do sekretnego świata Motów; można powiedzieć bezpośredni wgląd w dziwnie znajome umysły postaci moim zdaniem ratujących honor (pomijając admirała Kutuzowa; czyżby zawoalowany, przewrotny ukłon dla diabolicznego Kurtza z „Jądra ciemności” Josepha Conrada?) fikcyjnego towarzystwa „żyjącego” na kartach „Pyłku w Oku Boga” Larry'ego Nivena i Jerry'ego Pournelle'a. Trochę nierówna to powieść, ale w moim przypadku bilans wrażeń niewątpliwie był dodatni. Niezła przygoda w innym tysiącleciu.

Spotkanie dwóch mniej czy bardziej odmiennych kultur w dalekiej przyszłości. Dynamicznie rozwijająca się opowieść o wzajemnym poznawaniu się osobników tego samego gatunku. Niepewnym sojuszu agresywnych ludzi i teoretycznie łagodnych nie-ludzi. Pierwsza wspólna powieść Larry'ego Nivena i Jerry'ego Pournelle'a, która w historii fantastyki naukowej zapisała się jako jeden z najciekawszych utwór opartych na popularnym motywie first contact. Głośne otwarcie cyklu Moties w całości nigdy niewydanego w Polsce. Miłośników gatunku zachęcać do lektury „Pyłku w Oku Boga” pewnie nie trzeba; tego w moim poczuciu niedoskonałego eposu kosmicznego ze sporymi walorami rozrywkowymi.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

sobota, 27 lipca 2024

„Ghostwatch” (1992)

 
W halloweenowy wieczór roku 1992 rusza nowy program stacji BBC noszący tytuł Ghostwatch. Transmisja na żywo ze studia, gdzie gospodarzem jest znany brytyjski prezenter Michael Parkinson oraz z prawdopodobnie najbardziej nawiedzonego domu w Wielkiej Brytanii, nieruchomości przy Foxhill Drive w londyńskiej dzielnicy Northolt zamieszkałej przez zdesperowaną Pamelę Early i jej dwie córki, nastoletnią Suzanne oraz młodszą Kim, podobno prowadzącą rozmowy z duchem najbardziej dręczącym jej siostrę. Głównym gościem programu jest największa sojuszniczka rodziny utrzymującej, że jest ofiarą poltergeista tytułującego się Pan Pipes, ekspertka od zjawisk paranormalnych, doktor Lin Pascoe, a śledztwo w problematycznym domu prowadzi reporterka Sarah Greene, żona nadzorującego telefony od widzów Mike'a Smitha, która zgłosiła się na ochotnika do spędzenia całej nocy w naszpikowanym kamerami hipotetycznym gnieździe nieprzyjaznej istoty z zaświatów.

Plakat filmu, okładka Blu-ray. „Ghostwatch” 1992, British Broadcasting Corporation (BBC)

Audycja porównywana do radiowego popisu amerykańskiego reżysera, pisarza, aktora i producenta George'a Orsona Wellesa, nader przekonującej adaptacji powieści Herberta George'a Wellsa pt. „The War of the Worlds” (pol. „Wojna światów”), transmisji na żywo 30 października 1938 roku, która wywołała panikę wśród części słuchaczy przekonanych, że to autentyczna relacja o marsjańskiej inwazji. 31 października 1992 roku o godzinie 21:00 na kanale BBC One odbył się premierowy pokaz „Ghostwatch”, mockumentary supernatural horror w reżyserii Lesley Manning i na podstawie scenariusza Stephena Volka (m.in. „Gotyk” Kena Russella, „Pocałunek” Pena Denshama, „Strażnik” aka „Opiekunka” Williama Friedkina i późniejsze „Szepty” Nicka Murphy'ego), wyprodukowanej dla antologicznego serialu telewizyjnego „Screen One” (1989-1998) fikcyjnej opowieści zainspirowanej sprawą Poltergeista z Enfield, hipotezie o nadprzyrodzonej aktywności podobno obserwowanej w latach 1977-1979 w budynku mieszkalnym przy Green Street 284 w dzielnicy Brimsdown.

Mimo że „Ghostwatch” pierwotnie został zaprezentowany pod szyldem „Screen One” i był opatrzony stosowaną czołówką oraz planszą końcową (informacje o twórcach), reporterska forma - rzekomy late-night talk show emitowany na żywo: prosto ze studia i nawiedzonego domu w Northolt - tego halloweenowego widowiska BBC miała wprowadzić w błąd niemałą część widzów, wśród których były także dzieci. Sosunkowo wczesna pora emisji fałszywego pierwszego odcinka nowego programu BBC oraz obalona później plotka o reklamowaniu „Ghostwatch” w sobotnim porannym programie dla dzieci przez Elizabeth Sarah Greene skłoniły niektórych rodziców do dopuszczenia przed ekrany swoich pociech. Opublikowany w lutym 1994 roku raport tygodnika „British Medical Journal” wskazywał na dwa przypadki zespołu stresu pourazowego u małoletnich odbiorców kontrowersyjnej – nigdy nie powtórzonej – transmisji BBC; dziesięcioletnich chłopców, którzy, jak wynikało z odpowiedzi czytelników na ten artykuł, nie były jedynymi małoletnimi osobami w ten sposób poszkodowanymi (później diagnozę zmieniono na przejściowy stan lękowy) przez telewizję uznaną za winną celowego wytworzenia poczucia zagrożenia w społeczeństwie - orzeczenie Broadcasting Standards Commission w odpowiedzi na skargę rodziców osiemnastoletniego mężczyzny z niepełnosprawnością umysłową - i ponad trzydziestu innych osób - który popełnił samobójstwo parę dni po obejrzeniu „Ghostwatch”. Głównym dowodem w sprawie był list pożegnalny, w którym domniemana ofiara śmiertelna nieszczęsnego „talk show” BBC One, między innymi w interpretacji jej bliskich, jasno dała do zrozumienia, że pozostawała pod wpływem fikcyjnej opowieści o duchach: młodzieniec „zahipnotyzowany i opętany” przez quasi-dokument nadawcy publicznego. Broadcasting Standards Commission najpierw skargę odrzuciła, ale po przeprowadzeniu kontroli sądowej - zleconej przez Sąd Najwyższy – przychyliła się przynajmniej do niektórych zarzutów skarżących. Komisja zawyrokowała, że British Broadcasting Corporation „miała obowiązek zrobić coś więcej niż tylko zasugerować oszustwo”. Stwierdziła też, że „Ghostwatch” powinien być wyemitowany w późniejszych godzinach, gdyż „program był nadmiernie niepokojący i drastyczny” i że „obecność prezenterów znanych z programów dla dzieci zaskoczyła niektórych rodziców”. BBC zarzekała się, że ich zamiarem nie było wywołanie masowej paniki – mieli działać w przekonaniu, że dopełnili obowiązku uprzedzenia widzów o fikcyjnym charakterze prezentowanego dzieła. Spełnili absolutne minimum, wychodząc z założenia, że wyraźniejsze zaakcentowanie fabularnego charakteru „Ghostwatch” (mockumentary horror movie) zepsułoby cały efekt, znacznie obniżyłoby wartość artystyczną dzieła Lesley Manning i Stephena Volka. Pierwotny plan scenarzysty nietradycyjnej brytyjskiej ghost story - podejrzewanej o zainspirowanie choćby Eduardo Sáncheza i Daniela Myricka, którzy siedem lat później wywołali podobne zamieszanie swoim „Blair Witch Projekt” oraz Camerona i Colina Cairnesów, którzy ponad trzy dekady później pochwalili się swoim „Late Night with the Devil”; podejrzenia demontowane przez twórców obu tych pozycji, za to nie ulega wątpliwości, że „Host” Roba Savage'a powstał pod silnym natchnieniem „Ghostwatch” (opowiadał o tym choćby Jed Shepherd, współautor scenariusza „Host, znajomy Stephena Volka) – zakładał stworzenie cyklu sześciu filmów o fikcyjnym badaczu zjawisk paranormalnych, który wraz z reporterem telewizyjnym, ewentualnie reporterką telewizyjną, prowadzi śledztwo w sprawie nietypowych zjawisk zachodzących na osiedlu mieszkaniowym w Londynie. To miało być coś w stylu serialów BBC „The Quatermass Experiment” (1953), „Quatermass and The Pit” (1958-1959) i wyprodukowanego we współpracy z Lionheart Television International „Edge of Darkness” (1985), ale ciągu dalszego „Ghostwatch” doczekał się jedynie w krótkiej formie literackiej – wyróżnione przez Horror Writers' Association, nominowane do Bram Stoker Award i British Fantasy Award opowiadanie Stephena Volka pt. „31/10” zamieszczone w zbiorze „Dark Corners” (2006) i udostępnione na jego oficjalnej stronie internetowej. A w 2012 roku wypuszczono retrospektywny film dokumentalny Richa Lawdena pod nazwą „Ghostwatch: Behind the Curtains”. Pomijając już działalność w cyberprzestrzeni: między innymi kanał na YouTube uruchomiony w 2008 roku pod nazwą „GhostwatchBtC” i coroczne wydarzenie National Séance, rocznicowe obchody „Ghostwatch”.

Okładka DVD. „Ghostwatch” 1992, British Broadcasting Corporation (BBC)

Grający samych siebie – jakkolwiek to brzmi – sir Michael Parkinson, Craig Joseph Charles, Chris Miller, Mike Aiton, Elizabeth Sarah Greene i jej małżonek Michael George 'Smithy” Smith w halloweenowym polowaniu na poltergeista z Northolt. Docenionym przez krytyków filmowych i miłośników kina grozy, potencjalnie wstydliwym przedsięwzięciu telewizji BBC. Poza oficjalnymi skargami do brytyjskiego odpowiednika polskiej Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji oraz zaangażowaniem Sądu Najwyższego (w drodze odwoławczej), stacja miała odebrać około miliona telefonów od oburzonych (i zachwyconych) widzów. W większości(?) oszukanych, nie pomijając rodzicielki Michaela Parkinsona, przerażonej starszej pani oczywiście uspokojonej (nieuprzedzonej zawczasu?) po dodzwonieniu się do miejsca pracy syna. Z kolei aktorka Judi Dench w noc premierowej emisji „Ghostwatch” nagrała się na automatycznej sekretarce swojej koleżanki Gillian Bevan, żartobliwie utyskując na zepsucie jej zabawy odgrywaniem ekspertki od zjawisk paranormalnych, niejakiej doktor Lin Pascoe. Postaciami całkowicie fikcyjnymi są też terroryzowane mieszkanki Wielkiego Londynu, Pamela Early, jej nastoletnia córka Suzanne i młodsza Kim, w które wcieliły się odpowiednio Brid Brennan oraz Michelle i Cherise Wesson. W tym damskim gronie moim zdaniem najlepiej wypadła pani Bevan, ale największe talenty aktorskie na tym zwariowanym planie – „Ghostwatch” kręcono w Studio D, BBC Elstree Studios przy Clarendon Road oraz w plenerze w angielskim hrabstwie Hertfordshire – ujawnili prezenterzy telewizyjni, a w szczególność Michael Parkinson i Craig Charles, gospodarz fałszywego talk show i nadpobudliwy dziennikarz w terenie, przepytujący gapiów dowcipny kolega Sarah Greene, niesceptycznie nastawionej do różnie przyjmowanych opowieści samotnej matki, od czasu do czasu opętywanej i okaleczanej nastolatki oraz dziewczynki mającej niezupełnie niewidzialnego przyjaciela. Uważni - albo obdarzeni szczególną wrażliwością;) - widzowie nieraz ujrzą tego paskudnego (w opinii małej Kim) jegomościa w klaustrofobicznym gniazdku badanym przez amatorów z potężnym zapleczem elektronicznym, technicznych i eksperckim. Znawczyni tematu jest tylko jedna, zaryzykuję jednak twierdzenie, że nawet sławni demonolodzy ze Stanów Zjednoczonych, Edward i Lorraine Rita Warren, nie zakwestionowaliby ogromnych zasług doktor Lin Pascoe dla parapsychologii. Intruz z zaświatów, podobno z okaleczoną twarzą, najpierw chowający się za storą w pokoju dziewczynek – niepotwierdzona przez doktor Pascoe obserwacja przekazana przez „dzwoniących”. Ale większe wrażenie zrobił na mnie przelotny widok w pierwszych minutach ewakuacji: nieruchoma sylwetka zarejestrowana przez kamerzystę towarzyszącego Sarah Greene, postać niewyłapana przez mieszkańców tego nadzwyczaj realistycznego świata przedstawionego. Swoją drogą numer telefonu wyświetlany u dołu ekranu podczas premierowego pokazu „Ghostwatch” był obsługiwany przez pracowników stacji, którzy informowali prawdziwych dzwoniących o fikcyjnym charakterze programu i mimo wszystko prosili o podzielenie się swoim doświadczeniem paranormalnym, licząc na wykorzystanie co ciekawszych historii w przyszłości, w innych projektach BBC albo rozbudowie ich wątpliwego sukcesu halloweenowego. Kultowa produkcja zaczynająca w atmosferze ohydnego skandalu, który oczywiście znacznie podniósł jej popularność, a może nawet uchronił (czy aby nie zbyt dużym kosztem?) „Ghostwatch” od szybkiego osunięcia się w historyczny niebyt. Solidnego reprezentanta mockumentary horror movies (brytyjskie „kino prawdy”, czyli wykorzystanie stylu, którego szczyt popularności przypadł na lata 60. XX wieku; francuski wynalazek nazwany cinéma vérité), efektywnej sztuki minimalistycznej, złożonej z nieinnowacyjnych motywów fabularnych. Tradycyjna opowieść o nawiedzonym domu, w swoich czasach dość mocno wyróżniająca się formą (po „Blair Witch Project” Eduardo Sáncheza i Daniela Myricka już mniej: popularyzacja found footage i tym podobnych). Skuteczna także po definitywnym odarciu z autentycznej otoczki – emocjonujące igranie z sadystycznym duchem UWAGA SPOILER i godna odnotowania mistyfikacja w mistyfikacji KONIEC SPOILERA.

Naturalistic climate BBC. Wysoka (jak na film fabularny) społeczna szkodliwość czynu, poważne zakłócenie spokoju publicznego w pierwszej połowie ostatniej dekady XX wieku. Halloweenowe oszukiwanie telewidzów. Brytyjski chuligan, który na trwałe zapisał się w annałach kina grozy, ale nie tak pogrubionym drukiem, jak późniejsza filmowa mistyfikacja o wiedźmie z Blair. Okryty hańbą, otulony dozgonną miłością wielu fanów opowieści mrocznych - wielka kompromitacja i sukces zarazem - mockumentary paranormal horror w mojej opinii w każdym calu przewyższający opus magnum Eduardo Sáncheza i Daniela Myricka; „Ghostwatch” Lesley Manning stawiam w jednym rzędzie z „Porwanymi przez obcych” Deana Alioto, nieudaną próbą artystycznego oszustwa, ale zaskakująco intensywnym przedstawicielem podobnego nurtu (found footage), którego wielką miłośniczką nie jestem.

piątek, 26 lipca 2024

Zapowiedź: „Terrifier 3”

 
Krwawy filmowy fenomen ostatnich lat powraca, a wraz z nim psychopatyczny morderca w przebraniu klauna.

Morderczy klaun będzie straszył w kinach od 11 października 2024 roku!

Plakat filmu. „Terrifier 3” 2024, Bloody Disgusting, Dark Age Cinema, Fuzz on the Lens Productions

Terrifier 3”, najgłośniejszy slasher ostatnich lat, będzie niewątpliwie najbardziej makabryczną propozycją kinową tuż przed Halloween. Producenci serii skomentowali to słowami: „Klaun Art ponownie zabije październik”.

Mimo iż film zadebiutuje w październiku, idealnie wpisuje się w bożonarodzeniowy klimat. Ofiarami morderczej pasji klauna Arta padną tym razem mieszkańcy sennego miasteczka Miles County szykujący się do Świąt. To nie będzie cicha noc w miasteczku; krzyki ofiar przerwą ciszę, a krew zabarwi śnieg. W te Święta Art The Clown podaruje mieszkańcom śmierć.

Klaun Art już wszedł do panteonu największych zwyrodnialców popkultury. Przerażająca była już pierwsza część. Podczas seansów „Terrifier 2: Masakra w Święta” niektórzy widzowie nie byli w stanie dotrwać do końca seansu! Film dosłownie wywoływał w nich mdłości. Wygląda na to, że najnowsza część może być jeszcze straszniejsza. W trakcie realizacji zdjęć niektórzy członkowie ekipy nie byli w stanie patrzeć na to, co się dzieje i… uciekli z planu. Teraz wszyscy czekają z niecierpliwością na materiały zdjęciowe, na których będzie widać, co się działo i kto się tak wystraszył.

Zobacz zwiastun: 

Kadr z filmu. Plakat filmu. „Terrifier 3” 2024, Bloody Disgusting, Dark Age Cinema, Fuzz on the Lens Productions

Kadr z filmu. Plakat filmu. „Terrifier 3” 2024, Bloody Disgusting, Dark Age Cinema, Fuzz on the Lens Productions

Reżyseria: Damien Leone („Masakra w Halloween”, „Cukierek albo psikus”, „Terrifier 2: Masakra w Święta”)
Obsada: Lauren LaVera (“Terrifier 2: Masakra w Święta”, „Iron Fist” – serial, „Prawo i porządek” -serial), David Howard Thornton („Masakra w Halloween”, „Gotham” – serial), Daniel Roebuck („Oszukać przeznaczenie”, „Ścigany”, „Agenci T.A.R.C.Z.Y.-serial, „Człowiek z Wysokiego Zamku” – serial)
Gatunek: horror
Produkcja: USA 2024
Dystrybucja w Polsce: Monolith Films

Kadr z filmu. Plakat filmu. „Terrifier 3” 2024, Bloody Disgusting, Dark Age Cinema, Fuzz on the Lens Productions

Kadr z filmu. Plakat filmu. „Terrifier 3” 2024, Bloody Disgusting, Dark Age Cinema, Fuzz on the Lens Productions

Źródło: wszystkie materiały od Monolith Films

czwartek, 25 lipca 2024

„Humanitarna wampirzyca poszukuje osób chcących popełnić samobójstwo” (2023)

 
Sasha, niespełna siedemdziesięcioletnia wampirzyca o wyglądzie nastolatki, pozostaje na utrzymaniu rodziców ze względu na niespotykanie wysoko rozwiniętą w jej gatunku empatię, która hamuje wzrost kłów. Ojciec nie wywiera na nią presji, ale jego partnerka, główna żywicielka rodziny, od dawna stara się go przekonać do wdrożenia bardziej drastycznych metod wychowawczych. Kobieta boi się o przyszłość niezaradnej córki, a po znalezieniu w jej pokoju potencjalnie zabójczego towaru, zdobyciu dowodu na czarne myśli rozczarowującej latorośli, wreszcie zyskuje poparcie męża. W przełamaniu niechęci Sashy do zabijania istot ludzkich ma pomóc jej przykładnie drapieżna kuzynka Denise, niezależna wampirzyca, u której kłopotliwie wrażliwa krwiopijczyni ma mieszkać do czasu wykształcenia w sobie morderczego instynktu. Odciętą od zapasów rodziców empatyczną wampirzycę przed śmiercią głodową może uchronić nastoletni Paul, od dłuższego czasu nękany przez rówieśników, zmagający się z bólem samotności nowy znajomy Sashy deklarujący pełną gotowość do odejścia z tego świata, do oddania swego znienawidzonego życia nocnemu stworzeniu, któremu trudno uwierzyć, że nie wszyscy przedstawiciele gatunku ludzkiego kurczowo trzymają się ziemskiej egzystencji. Głodującej wampirzycy niepomiernie zdumionej istnieniem osób marzących o śmieci.

Plakat filmu. „Vampire humaniste cherche suicidaire consentant” 2023, Art et essai

Obsypany nagrodami na festiwalach filmowych pełnometrażowy debiut reżyserski Ariane Louis-Seize, pochodzącej z kanadyjskiej prowincji Quebec twórczyni między innymi nominowanego do Canadian Screen Award w kategorii „najlepszy dramatyczny film krótkometrażowy” obrazu z 2016 roku pod tytułem „Wild Skin” (fr. „La peau sauvage) oraz nominowanego do Iris Prize w kategorii „najlepszy film krótkometrażowy” utworu „Les Petites Vagues” (2019). Metaforyczny komediodramat w stylistyce dark fantasy, alegoryczna opowieść wampiryczna, zrealizowana za mniej więcej cztery miliony dolarów kanadyjskich. Scenariusz „Humanitarna wampirzyca poszukuje osób chcących popełnić samobójstwo” (oryg. „Vampire humaniste cherche suicidaire consentant”, międzynarodowy: „Humanist Vampire Seeking Consenting Suicidal Person”) jest lockdownowym dziełem (napisany podczas pandemii COVID-19) Ariane Louis-Seize i również niedoświadczonej w długim metrażu Christine Doyon. Dodatkową inspirację (poza realnymi problemami nastolatków), także na etapie produkcji i postprodukcji, czerpano choćby z takich pozycji, jak „Mięso” Julii Ducournau, „O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu” Any Lily Amirpour, „Tylko kochankowie przeżyją” Jima Jarmuscha, „Juno” Jasona Reitmana oraz „Mała miss” Jonathana Daytona i Valerie Faris. Film nakręcono jesienią 2022 roku w Montrealu, a światowa premiera odbyła się w pierwszym tygodniu września 2023 na Festiwalu Filmowym w Wenecji (nagroda dla Ariane Louis-Seize za najlepszą reżyserię; Giornate degli autori, niezależna sekcja tego prestiżowego wydarzenia filmowego). W pierwszej połowie października 2023 roku obraz trafił do wybranych kanadyjskich kin, a w drugiej pokazał się w Polsce, na Splat!FilmFest – International Fantastic Film Festival (Nagroda Publiczności w kategorii „najlepszy reżyser filmu pełnometrażowego”). Regularna dystrybucja (Aurora Films) kinowa na terenie Polski ruszyła dopiero w lipcu 2024 roku.

Poważne rozterki (nie)młodej wampirzycy. Anomalia genetyczna albo zespół stresu pourazowego, zakorzeniona w dzieciństwie awersja do zabijania, zaburzenie instynktu samozachowawczego, upośledzenie imperatywu przetrwania. Nietrafiony prezent urodzinowy dla małej iskierki Auréliena i Georgette, szanowanych członków wampirzej społeczności ukrywającej się na widoku (żyją wśród ludzi nieświadomych ich prawdziwej natury i stanowiących ich główne, jeśli nie jedyne źródło pożywienia) – coś w rodzaju państwa w państwie – w postaci „niejadalnego klauna”. W traumatycznym (dla Sashy) prologu „Humanitarna wampirzyca poszukuje osób chcących popełnić samobójstwo” Ariane Louis-Seize w roli tytułowej wystąpiła wielce obiecująca aktorka, Lilas-Rose Cantin, ale zdesperowaną krwiopijczynię bliżej poznamy „w skórze” Sary Montpetit (doskonałe wcielenie Objawienia Roku 2021: Prix Iris za występ w „Marii Chapdelaine” Sébastiena Pilote'a), lata po niechcący zepsutym przyjęciu urodzinowym, które mogło odegrać kluczową rolę w jej rozwoju. Dezintegracja funkcjonowania w sferze społecznej i emocjonalnej, całkowite uzależnienie od rodziców, którzy przecież wiecznie żyć nie będą. Wampiry Ariane Louis-Seize i Christine Doyon wprawdzie starzeją się dużo wolniej od ludzi, ale to nie tak, że przemijalność się ich nie ima. Wbrew obiegowym opiniom (najbardziej rozpowszechniony w kulturze masowej wizerunek wampira) „Dzieci Draculi” też są istotami śmiertelnymi, też umierają ze starości. Tak, mają alergię na krzyże i inne symbole religijne – w tej kwestii popkultura nie kłamie – a i światło słoneczne może być dla nich zabójcze. Na pewno w błyskawicznym tempie wysusza skórę istot z konieczności żywiących się wyłącznie krwią. Pokarm ludzi dla nich jest jak toksyna botulinowa dla człowieka, a wziąwszy pod uwagę rosnącą desperację poszczącej wampirzycy, łatwo dojść do wniosku, że podobnie działa na nich krew zwierzęca. Chyba że empatia Sashy rozciąga się na wszystkie żywe źródła pożywienia (ale zawsze można kupić), co w wątpliwość podaje panika jej bliskich. A przynajmniej narastający lęk matki, najskuteczniejszej łowczyni w rodzinnym domu „nastoletniej seniorki” dla jej własnego dobra wygnanej do niepatyczkującej się starszej kuzynki. Denise (absorbująca kreacja Noémie O'Farrell) jest osobą całkowicie niezależną, doskonale - z wampirzej perspektywy - radzącą sobie w pojedynkę, ale też zaangażowaną w życie rodzinne i społeczne - skonsolidowana wspólnota dwunożnych pijawek – niebojącą się wyzwań i niekierującą się odruchami sumienia. Zakładając, że takowe posiada? Właścicielka tajnej rzeźni, pełniącej także funkcję mieszkania – przestronne i dziwnie przytulne lokum (nie)starej panny – mimo wszystko nie wydawała mi się wyzuta z miłosierdzia, moralności, nieludzkiej przyzwoitości. Głodzenie krewnej najwyższym wyrazem miłości? Na pewno w przekonaniu między innymi Denise i Georgette cel uświęcający środki. Stan wyższej konieczności w stowarzyszeniu długowiecznych.

Plakat filmu. „Vampire humaniste cherche suicidaire consentant” 2023, Art et essai

Ciężka problematyka w łagodny i całkiem pomysłowy sposób podana. Ponura opowieść egzystencjalna lekko doprawiona czarnym humorem. Celowe rozpraszanie depresyjnej mgły, rozrzedzanie przygnębiającej atmosfery subtelnymi dowcipami. Poczucie humoru orężem w walce z demonami życia. Wrażliwość na komizm uśmierzająca ból istnienia (nawet despotyczny belfer może dawać powody do śmiechu), ale czy w takim stopniu jak zaufane towarzystwo? Scenarzystki „Humanitarna wampirzyca poszukuje osób chcących popełnić samobójstwo” budując postać Paula (bezbłędna kreacja Félixa-Antoine'a Bénarda) miały na uwadze pojęcie neuroróżnorodności (ang. neurodiversity), szczególnie skupiając się na jego odmiennym (teoretyczna mniejszość populacji ludzkiej) postrzeganiu śmierci. Dwa cudowne(?) zbiegi okoliczności w życiu Sashy i Paula – jakby sam Wszechświat chciał, żeby się odnaleźli – skrzyżowania ścieżek „bezzębnej” wampirzycy i niedoszłego samobójcy. Zajmujący problem badawczy, fascynujący okaz przypadkiem odkryty przez uliczną artystkę noszącą się w stylu gotyckim, przedstawicielkę gatunku zagrożonego wyginięciem (postępujący zanik empatii), od niemal siedmiu dekad żyjącej na garnuszku rodziców. Nieprzystosowana wampirzyca kochająca życie i nieprzystosowany człowiek nienawidzący życia. Pragnienie śmierci licealisty feromonem na humanitarne Dziecko Nocy. Początek niekoniecznie długiej przyjaźni. Wbrew pozorom największe marzenie chłopaka może nie mieć nic wspólnego z jego krzywdzicielami. Tęskne wypatrywanie damy z kosą nie musi być efektem okrutnej działalności jego „kolegów” i „koleżanek”. Tak czy inaczej, nieszczęśliwy młody człowiek, wychowywany przez niewątpliwie kochającą samotną matkę – może i rzadko bywającą w domu, bo ciężko pracującą na utrzymanie ich obojga, ale chłopak wie, że zawsze może na nią liczyć. Jak wtedy, gdy próbowano zrobić z niego psychopatę sadystycznego, a przynajmniej jednostkę czerpiącą przyjemność ze znęcania się nad zwierzętami; wmówić jego rodzicielce, że podjęta przez niego interwencja w szkolnej sali gimnastycznej, zażegnanie małego kryzysu z nieproszonym gościem to oznaka poważnych zaburzeń osobowości. Klasyczne polityczne odwracanie kota ogonem, odciąganie uwagi od faktycznych winowajców, zdumiewająco skuteczne także w czasach współczesnych. Typowy kozioł ofiarny szkolnych pedagogów - chłopiec do bicia dla uczniów i uczennic, którego pracownicy oświaty zawsze mogą (bo kto im zabroni?) wykorzystać do wybielenia siebie. Analityczny umysł Sashy potrzebuje czasu na przyswojenie nowych informacji na temat Homo sapiens, nieświadomie dostarczonych jej przez udręczonego nastolatka. „Humanitarna wampirzyca poszukuje osób chcących popełnić samobójstwo” Ariane Louis-Seize jest więc nie tylko opowieścią o niewydumanych trudach tego okresu w życiu człowieka (i wampira), który choćby przez Grady'ego Hendrixa został przyrównany do stanu demonicznego opętania – a żeby jeszcze bardziej namieszać, dodam, że czołowa relacja w omawianym eksperymencie gatunkowym przywiodła mi na myśl „Wiecznie żywego” Jonathana Levine'a, zombie movie na kanwie powieści Isaaca Mariona – ale także o naturalnych barierach w komunikacji interpersonalnej, pokonywanie których leży w interesie nas wszystkich. Sama tolerancja prawdopodobnie nie wystarczy, w rozwoju cywilizacji i samego człowieka prędzej czy później niezbędna może się okazać umiejętność patrzenia na świat również „cudzymi oczami”, nie wyłączając bliźnich z różnych powodów (i bez powodu) życzących sobie śmierci. Bardziej zaawansowana etyka w dobie różnorodności. Opasły traktat socjologiczno-psychologiczny, wyczerpująca analiza współczesnego świata pod płaszczykiem płytkiej komedii romantycznej. Ciekawy autosabotaż;) Skłaniająca do refleksji pozycja, której według mnie nie zaszkodziłyby jakieś ostrzejsze akcenty. Mocne akordy w tej słodko-gorzkiej balladzie o kapryśnym życiu.

Uwaga, uwaga: „Humanitarna wampirzyca poszukuje osób chcących popełnić samobójstwo”. Realizm magiczny uznanej reżyserki filmów krótkometrażowych, festiwalowe objawienie przewrotnie wpisane w mitologię wampiryczną. Zmysłowa, ale jeśli o mnie chodzi niezniewalająca, opowieść o niezwykłej przyjaźni nieśmiało rozkwitającej w okresie dojrzewania, o poszukiwaniu własnej tożsamości, skomplikowanych relacjach rodzinnych, różnicach w postrzeganiu życia i śmierci, niemodnej empatii, brutalizacji zachowań nieletnich przy aktywnym udziale i biernym przyzwoleniu dorosłych. Agresja nabyta i uwarunkowana genetycznie. Niebrzydka kanadyjska mozaika gatunków filmowych. Goth style Ariane Louis-Seize.

wtorek, 23 lipca 2024

„The Inheritance” (2024)

 
W przededniu siedemdziesiątych piątych urodzin multimiliarder Charles Abernathy zaprasza potomków do swojej rezydencji. Skłócony ze starszym rodzeństwem, zajmującym kierownicze stanowiska w imperium gospodarczym ojca bliźniakami Madeline i CJ, działacz charytatywny Drew zabiera ze sobą życiową wybrankę Hannah, której dotychczas udało się zyskać akceptację jedynie nestora rodu i jego najmłodszej latorośli, influencerki Cami. Gospodarz informuje zebranych, że przez parę godzin jego życie będzie zagrożone. Niebezpieczeństwo minie o północy, ale jeśli do tego czasu Charles zginie, dziedzictwo jego dzieci przepadnie. Warunkiem utrzymania majątku w rodzinie jest zapewnienie testatorowi skutecznej ochrony przez zaproszonych gości. Osoby towarzyszącej to nie dotyczy, Hannah jest jednak zdecydowana wesprzeć nową rodzinę w tych trudnych chwilach, w przeciwieństwie do pozostałych tymczasowych ochroniarzy oszczędnie dawkującego informacje seniora, bez obietnicy nagrody w postaci części pokaźnego spadku po znajdującym się w realnym bądź wyimaginowanym niebezpieczeństwie Charlesie Abernathym.

Plakat filmu. „The Inheritance” 2024, Paul Schiff Productions

Pomysł na scenariusz finalnie zatytułowany „The Inheritance”, horroru o niecodziennej walce o schedę, zrodził się w 2018 roku z niezażartej dyskusji o polityce ówczesnego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Dyskusji Joe Russo z jego ulubionym kompozytorem muzyki filmowej, Johnem Jesenskym. Zaprzyjaźnieni artyści żartowali na temat zamknięcia wszystkich Trumpów tego świata w nawiedzonym domu. Ostatecznie zgodzili się, że to dobry pomysł na film grozy, a w jego rozwinięciu Joe Russo pomógł zaufany zawodowy partner Chris LaMont (pan Jesensky zadowolił się rolą producenta współpracującego) – razem stworzyli scenariusz pomyślany jako hołd dla „Domu na Przeklętym Wzgórzu” Williama Castle'a, ukochanej opowieści (obok albo tuż pod „Halloween” Johna Carpentera i „Krzyku” Wesa Cravena) o nawiedzonym domu zdeklarowanego fana horrorów Joe Russo (jego pisarski partner preferuje thrillery oparte na suspensie, w szczególności twórczość Alfreda Hitchcocka), który w przeklętym domostwie ekscentrycznego milionera Fredericka Lorena (Vincent Price) zawsze dostrzegał ubogacające wpływy literatury kryminalnej Agathy Christie. Chrisowi LaMontowi i Joe Russo zależało na „wyczarowaniu” właśnie takiej mieszanki gatunków - klasyczny kryminał spotyka klasyczną ghost story – i to okazało się najsilniejszym magnesem na Alejandro Bruguésa, reżysera, z którym mieli już okazję pracować: przy antologii filmowej „Nightmare Cinema” (2018). Do scenariusza „The Inheritance” Bruguésa przyciągnęła też dynamika rodziny zamkniętej w przepastnej nieruchomości i szybkie tempo akcji.

W kwietniu 2021 roku do publicznej wiadomości podano informację o szykowanej produkcji firmy Netflix pod tytułem „The Last Will And Testament Of Charles Abernathy”, która stanowisko reżysera zdążyła już powierzyć kubańskiemu filmowcowi Alejandro Bruguésowi, a scenariusz autorstwa Chrisa LaMonta i Joe Russo w 2018 roku został zaprezentowany na The Blood List (coroczny przegląd najwyżej ocenianych przez profesjonalistów w branży filmowej niezrealizowanych scenariuszy thrillerów i horrorów). Główne zdjęcia ruszyły w tym samym miesiącu w mieście Victoria w kanadyjskiej prowincji Kolumbia Brytyjska, a zakończyły się w czerwcu 2021. Budżet filmu oszacowano na czternaście milionów dolarów. W styczniu 2023 roku ogłoszono, że firma Netflix odstąpiła od planu dystrybuowania horroru Alejandro Bruguésa przemianowanego na „The Inheritance”, a w czerwcu tego samego roku ujawniono nową nabywczynię praw do dystrybucji rzeczonego obrazu – amerykańską firmę Vertical, która w lipcu 2024 wprowadziła sagę rodu Abernathy do wybranych kin w Stanach Zjednoczonych i na niektóre platformy streamingowe. „Rodzina kontra chciwość” - to jedna z myśli przyświecających scenarzystom „The Inheritance, domowego survivalu przeze mnie odebranego jako kiepskie połączenie „Domu na Przeklętym Wzgórzu” Williama Malone'a (remake faktycznego spiritus movens z 1959 roku,kultowego horroru Williama Castle'a) oraz „Zabawy w pochowanego” Matta Bettinelliego-Olpina i Tylera Gilletta. Miał być powiew świeżości i wyraziste, niepapierowe towarzystwo, a wyszła schematyczna historyjka z konturowymi postaciami. Film otwiera przyjazd Drew (mdła kreacja Austina Stowella) i Hannah (stająca na nie-wysokości zadania Briana Middleton), „brata marnotrawnego” i jego życiowej wybranki do imponującej posiadłości, w której mężczyzna się wychował. Zabytkowej rezydencji należącej do jego prawie siedemdziesięciopięcioletniego ojca, multimiliardera Charlesa Abernathy'ego (przekonująca gra Boba Guntona, m.in. „Skazani na Shawshank” Franka Darabonta, „Dolores” Taylora Hackforda, „Martwa cisza” Jamesa Wana), przed którą czekają już Madeline i Charles 'CJ' Abernathy Jr. (toporne występy Rachel Nichols, m.in. „Amityville” Andrew Douglasa, „Poziom -2” Francka Khalfouna, „Inside” Miguela Ángela Vivasa), bliźnięta żywiące urazę do faworyzowanej syna, od dzieciństwa bezskutecznie starający się sprostać wygórowanym oczekiwaniom ojca i bynajmniej ułatwiający głównej bohaterce „The Inheritance” poruszanie się w zupełnie obcym dla niej środowisku. Za wysokie progi dla takiej osoby jak Hannah? Mocno zaangażowanej działaczki charytatywnej, która zdecydowanie lepiej dogaduje się z najmłodszą latoroślą Charlesa Abernathy'ego Sr., influencerką, projektantką damskich strojów kąpielowych i innych letnich okryć wierzchnich (właścicielka marki modowej), przebojową Cami (przykuwająca uwagę Peyton List) - jeśli o mnie chodzi najbardziej obiecująca uczestniczka gry o życie patriarchy potężnego rodu, ale scenarzyści chyba inaczej zapatrywali się na tę roztrzepaną dziewczynę, którą fani kina grozy mogą pamiętać choćby z „Bereavement” Stevana Meny.

Plakat filmu. „The Inheritance” 2024, Paul Schiff Productions

Prawdopodobnie nawiedzone „zamczysko”, w którym można wypatrzyć pomnik Pazuzu (demon z wierzeń babilońskich i asyryjskich w kulturze masowej na swój sposób spopularyzowany za sprawą „Egzorcysty” Williama Friedkina) i wiele mówiącą UWAGA SPOILER reprodukcję obrazu - w tym świecie przedstawionym pewnie oryginał - Francisco Goi zatytułowanego „Saturn pożerający własne dzieci” KONIEC SPOILERA. Największa wskazówka albo (jak w moim przypadku) potwierdzenie słuszności dużo wcześniejszych domysłów. Trudno zaskoczyć potencjalnego widza, gdy uparcie trzymasz się utartych ścieżek... W każdym razie „The Inheritance” Alejandro Bruguésa raczej nie zaskoczy stałych bywalców świata horroru. Szczerze mówiąc dla mnie przewidywalność była najmniejszym problemem – właściwie nawet rozbawiła mnie wyczuwalna głęboka wiara twórców w ich „wielką niespodziankę” - daleko za nierównym tempem, wymuszonymi dialogi, beznamiętną narracją, banalnością bijącą z ekranu i nieznośną obojętnością wobec walczących o życie bliźnich. W pierwszym odruchu diagnozujących Charlesa Abernathy'ego jako paranoika, który próbuje wmówić zdroworozsądkowym ludziom, że ktoś lub coś na niego zapoluje. Najwidoczniej szkoda im czasu na wdawanie się w dyskusje z szalonym staruszkiem – nie zasypują go pytaniami, nie żądają wyjaśnień ani nic w tym rodzaju. Wystarczy im informacja, że gospodarz czuje się zagrożony przez nie wiadomo kogo/co i obietnica sowitego wynagrodzenia za jedną noc spędzoną w jego nieskromnych progach. Dziedziczenie w zamian za kilkugodzinną ochronę świadomego celu zabójcy/zabójców z tego lub tamtego świata. Jeśli Charles naprawdę wierzy, że bez pomocy nie dożyje swych siedemdziesiątych piątych urodzin, to dlaczego zdecydował się zastąpić wykwalifikowanych – sowicie opłacanych – ochroniarzy bandą amatorów? Cóż, twierdzi, że jeśli komuś ma powierzyć własne życie, to tylko osobom, do których ma pełne zaufanie. Oryginalny akt rodzicielskiej miłości: tak ufa własnym dzieciom, że tylko nimi gotów się zasłonić. Bohaterskie poświęcenie... synów i córek. Zakładając, że niepewni spadkobiercy skrajnie egoistycznego przedsiębiorcy (jeden z ulubionych stereotypów socjalistów) albo szalenie zdesperowanego, sympatycznego seniora naiwnie zakładającego, że jego bezcenne latorośle przetrwają spodziewaną nawałnicę w domu rodzinnym, wychodzą z błędnego założenia, że mają katastrofalnie mylne wyobrażenie o stanie psychicznym ojca. Nastawiają się (pomijając Cami, która zamierza raczyć się nieprzyzwoicie drogim winem, popływać w dużym basenie tatusia i oczywiście nagrywać filmiki na swoje social media; audycje rzecz jasna zawierają lokowanie produktu) na niepracowitą noc w niemiłej atmosferze – możliwe spięcia między bliźniakami-ważniakami i zakochaną parą nie wiedzieć czemu cieszącą się większymi względami Charlesa seniora. Madeline i CJ poświęcili wszystko dla Imperium Abernathy, a staruszek niezmiennie faworyzował Drew, który nigdy nie interesował się rodzinną firmą, konsekwentnie realizował własne marzenia (podobnie jak Cami), nie narażając się ojcu nawet związaniem się z taką „łachmaniarą” jak Hannah. Zazdrosne rodzeństwo Drew zdumiało serdeczne przyjęcie kobiety wywodzącej się z dużo niższej warstwy społecznej przez niesamowicie wymagającego (przynajmniej wobec najstarszego potomstwa) patriarchę wpływowego rodu. Mówią, że swój swego pozna, niewykluczone więc, że stanowczo niedoceniane dzieci rekina biznesu wyczuły w Hannah zdolną playerkę, zręczną intrygantkę, wyrachowaną manipulantkę, która może mieć ambitniejsze plany od zyskania sympatii krewnych ukochanego. Realne czy wydumane zagrożenie dla zasłużonych następców Charlesa Abernathy'ego Sr., obecnego króla gospodarczego imperium? Tak czy inaczej, w tej „wojnie domowej” znalazłam tylko jeden ciekawszy moment (Portret Cami Abernathy), choć oczywiście nie aż tak, żeby zrekompensował mi kilkadziesiąt minut bezbrzeżnej nudy. Pomysł może i oklepany, ale wykonanie całkiem pomysłowe i zdumiewająco solidne, wziąwszy pod uwagę wykorzystanie obrazów generowanych komputerowo, niesubtelną, niekosmetyczną obróbkę cyfrową. Niektórzy bardziej mogą docenić scenę z basenem – ukłon dla „Ducha” Tobe'ego Hoopera, a konkretniej sekwencji, która szczególnie mocno utkwiła w pamięci Chrisowi LaMontowi (basen z umarlakami wysoko na jego liście najbardziej przerażających momentów filmowych)? - a jeszcze inni „wydrążonego człowieka” (pocałunek śmierci) czy ożywającą kolekcję artefaktów. Ewentualne drobne smaczki na drodze przez mękę...

Dom Cieni Alejandro Bruguésa, czyli nierekomendowana przeze mnie opcja dla wytrwałych. W moim odbiorze horror okropnie bezbarwny. Niemiłosiernie dłużąca się, grubo ciosana, wtórna historyjka z zaniedbanymi postaciami. Posucha emocjonalna. Niemelodyjna kołysanka, której nawet Netflix nie chciał:) Gwoli sprawiedliwości: „The Inheritance” trafia też na podatny grunt, znajduje sojuszników w „tłumie malkontentów”. Płyną też słowa uznania... dla tego trzeciorzędnego straszaka, w mojej - zapewne nazbyt surowej - opinii.

niedziela, 21 lipca 2024

„Kod zła” (2024)

 
Lata 70. XX wieku. Mała dziewczynka z Polaroidem mieszkająca w odludnym zakątku stanu Oregon zwraca uwagą na samochód stojący przed domem. Zaciekawiona, wychodzi na zaśnieżone podwórze, gdzie zaskakuje ją nienaturalnie blady mężczyzna.
Lata 90. XX wieku. Zaczynająca karierę w Federalnym Biurze Śledczym agentka specjalna Lee Harker, po wykazaniu się nadzwyczajną intuicją, zostaje przydzielona do sprawy prowadzonej przez doświadczonego agenta Cartera. Trwającej od dziesiątek lat pogoni za tajemniczym nadawcą bądź nadawcami listów z diabelskim kodem. Sekretnych wiadomości podpisywanych pseudonimem Longlegs i odnajdywanych na miejscach potwornych zbrodni. Ofiarami zwykle są kobiety i dzieci, a sprawcami ich mężowie i ojcowie, dotąd niewykazujący skłonności do agresji, praworządni mieszańcy Oregonu, którzy swój morderczy szał niezmiennie finalizują samobójstwem. Śledztwo FBI, które jakiś czas temu utknęło w martwym punkcie, ożywa po dołączeniu do zespołu zamkniętej w sobie agentki, w jakiś zagadkowy sposobów powiązanej z nieuchwytnym Longlegsem, domniemanym satanistą z nadzwyczajną charyzmą.

Plakat filmu. „Longlegs” 2024, Saturn Films, C2 Motion Picture Group, Oddfellows Entertainment, Range Media Partners

W listopadzie 2022 roku w przestrzeni publicznej pojawiła się informacja o szykowanym horrorze/thrillerze pt. „Longlegs” (pol. „Kod zła”) w reżyserii i na podstawie scenariusza Osgooda Roberta 'Oza' Perkinsa II, twórcy „Zła we mnie” (2015), „I Am the Pretty Thing That Lives in the House” (2016) oraz „Małgosi i Jasia” (2020); syna Anthony'ego Perkinsa, który zasłynął rolą Normana Batesa w filmowej serii dreszczowców zapoczątkowanej w 1960 roku wybitną „Psychozą” Alfreda Hitchcocka, opartą na pierwotnie wydanej ponad rok wcześniej powieści Roberta Blocha. Ujawniono, że Oz Perkins pracuje nad serial killer movie producenta między innymi „Naznaczonego” Jamesa Wana i „Sinister” Scotta Derricksona, Briana Kavanaugh-Jonesa, oraz Nicolasa Cage'a (m.in. „Osiem milimetrów” Joela Schumachera, „Piekielna zemsta” Patricka Lussiera, „Wrota zaświatów” Uliego Edela, „Mama i tata” Briana Taylora, „Mandy” Panosa Cosmatosa, „Kolor z przestworzy” Richarda Stanleya), działającego z ramienia swojej filmy Saturn Films, któremu powierzono też tytułową rolę. W lutym 2023 roku ogłoszono, że do obsady aktorskiej dołączyła Maika Monroe (m.in. „Gość” Adama Wingarda, „Coś za mną chodzi” Davida Roberta Mitchella, „Watcher” Chloe Okuno), odtwórczyni pierwszoplanowej roli agentki specjalnej Lee Harker. Główne zdjęcia ruszyły w trzecim tygodniu stycznia 2023, a zakończyły się w drugiej połowie lutego tego samego roku. Film kręcono w kanadyjskim mieście Vancouver w prowincji Kolumbia Brytyjska, przy budżecie wynoszącym około dziesięciu milionów dolarów, z czego połowa miała trafić do Nicolasa Cage'a (wynagrodzenie za pracę). Prawa do dystrybucji tej amerykańsko-kanadyjskiej produkcji mrocznej na terenie Stanów Zjednoczonych uzyskała firma Neon, która wydała od siedmiu do dziesięciu milionów dolarów na oryginalny marketing porównywany do akcji promocyjnej kultowego „Blair Witch Project” Eduardo Sáncheza i Daniela Myricka. Pierwszy pokaz „Longlegs” Osgooda Perkinsa odbył się w maju 2024 roku na Beyond Fest, a niecałe półtora miesiąca później ruszyła szeroko zakrojona dystrybucja kinowa. Do polskich kin „Kod zła” wprowadziła firma Kino Świat – start w tym samym dniu (12 lipca), co regularna dystrybucja w kinach amerykańskich i kanadyjskich.

Osgooda Perkinsa od dawna prześladował dziwaczny jegomość, który mógł być klaunem albo innym przebierańcem występującym na przyjęciach urodzinowych organizowanych dla dzieci. Znerwicowana postać, która swemu stwórcy przedstawiła się jako Longlegs i do niejednej historii pana Perkinsa próbowała się dopasować... przed powzięciem przez filmowca decyzji o stworzeniu – jak to nazwał – riffa „Milczenia owiec” Jonathana Demme'a, obsypanego prestiżowymi nagrodami (w tym pięcioma Oscarami) kultowego thrillera psychologicznego na kanwie poczytnej powieści Thomasa Harrisa, części przebojowej serii o Hannibalu Lecterze. Właściwie „Kod zła” Oza Perkinsa jest swego rodzaju listem miłosnym do lat 90. XX wieku, hołdem dla klimatycznych serial killer thrillers i słodko-gorzkim wspomnieniem Perkinsa czasu kształtowania jego tożsamości. Przejście z dzieciństwa do dorosłości – w zasadzie przebywanie gdzieś pomiędzy; w świecie odartym z magii dzieciństwa, ale nadal pełnym zagadek dorosłości. Ostatnia dekada XX wieku reżyserowi i scenarzyście „Kodu zła” z jednej strony przyniosła mnóstwo znakomitych historii filmowych, a z drugiej „odebrała” ojca (Anthony Perkins zmarł we wrześniu 1992 roku – zapalenie płuc spowodowane przez AIDS). Entuzjastycznie przyjęty przez krytyków i miłośników gatunku, przez widzów testowych skojarzony z „Kuracją” Kiyoshiego Kurosawy, „Siedem” i „Zodiakiem” Davida Finchera (nieprzypadkowe podobieństwo: tytułowy antybohater, a właściwie autentyczny, seryjny zabójca terroryzujący San Francisco i okolice pod koniec lat 60. i na początku 70. XX wieku nieświadomie poddał scenarzyście „Kodu zła” pomysł na szyfrowane wiadomości podpisane przez „niejakiego” Longlegsa), „Sinister” Scotta Derricksona oraz rzecz jasna z „Milczeniem owiec” Jonathana Demme'a, „Kod zła” to zbilansowana mieszanka psychologicznego thrillera proceduralnego i horroru satanistycznego/okultystycznego z popisową kreacją Nicolasa Cage'a i frapującym występem Maiki Monroe, która na planie przeżyła „coś szalonego”. UWAGA SPOILER Odpowiadano ucharakteryzowanego Cage'a zobaczyła w jego ostatnim dniu zdjęciowym, podczas nagrywania intensywnej sceny przesłuchania diabolicznego Longlegsa. Widok całkowicie odmienionego kolegi z planu - upiorna charakteryzacja, gestykulacja, maniera w głosie - niewychodzącego z roli, straszliwie obcego Nica, dosłownie przyprawił Maikę o szybsze bicie serca: dudniący dźwięk później wykorzystany w kosztownej akcji marketingowej KONIEC SPOILERA. „Kod zła” Osgooda Perkinsa otwiera „scenka wtłoczona w kwadratowe okienko” - pudełkowaty format obrazu, z którym odbiorca zapewne szybko nauczy się kojarzyć fragmenty retrospektywne; powroty do lat 70. XX wieku, niedokumentnie wypranych z kolorów, chropawych, lekko przybrudzonych – niebiański zapach kina klasy grind. Tak, czuć erą grindhouse'ów, a konkretniej exploitation films zwyczajowo wyświetlanych w tych „spelunkach” w ósmej dekadzie poprzedniego wieku. W dzieciństwie agentki specjalnej Lee Harker, którą spotykamy w latach 90. XX wieku, po retro prologu i czołówce (poziome rozciągnięcie obrazu; współczynnik proporcji 2.35 : 1). Widziana w zagadkowym wprowadzeniu do „Kodu zła” dziewczynka z Polaroidem, którą spotkał wątpliwy zaszczyt z okazji zbliżających się urodzin? Niespodziewane spotkanie w zacisznym zakątku stanu Oregon, a wręcz najście niepokojącego cudaka „z obciętą twarzą” (kamera celowo ustawiona/trzymana za nisko). Swoją drogą to może być nowy fenomen popkulturowy – już stawiany w jednym rzędzie (ewentualnie poziom niżej) z Pennywise'em w wykonaniu Billa Skarsgårda („To” i „To: Rozdział 2” Andy'ego Muschiettiego, głośna readaptacja genialnej powieści Stephena Kinga) – ta zamierzenie przerysowana postać negatywna, moim zdaniem mająca w sobie coś z Jame'a 'Buffalo Billa' Gumba (i klauna Arta stworzonego przez Damiena Leone'a), odrażającego złoczyńcy z powieściowego i filmowego (perfekcyjna kreacja Teda Levine'a) „Milczenia owiec”. Z kolei „stojąca po drugiej stronie barykady” agentka Lee Harker bardzo przypomina mi pierwszą filmową Clarice Starling (Jodie Foster), roztrzęsioną żółtodziobkę z FBI, którą zdecydowanie mniej sobie upodobałam od jej powieściowej wersji... i wcielenia Julianne Moore w „Hannibalu” Ridleya Scotta.

Plakat filmu. „Longlegs” 2024, Saturn Films, C2 Motion Picture Group, Oddfellows Entertainment, Range Media Partners

Agentka z szóstym zmysłem, być może osoba w spektrum autyzmu kontra potencjalny „władca marionetek”, gorliwy wyznawca Szatana w jakiś sposób popychających dobrych mężów i ojców do zbrodni. Przywódca supertajnej sekty zawiązanej już w latach 60. XX wieku? To jedna z hipotez federalnego zespołu śledczego, którym kieruje agent Carter (przekonujący występ Blaira Underwooda), nowy bezpośredni przełożony introwertycznej, nietowarzyskiej Lee Harker zamieszkałej w stylowym drewnianym domku w „nawiedzonym oregońskim lesie”. Straumatyzowana młoda kobieta z nadzwyczajnym instynktem? Warto zapamiętać odpowiedzi protagonistki „Kodu zła” Osgooda Perkinsa w obrazkowym teście na zdolności parapsychiczne, który przesądził o przydzieleniu jej do sprawy zabójstw i samobójstw w domowych pieleszach. Sprawy, która przywiodła mi na myśl „Czerwonego smoka” Thomasa Harrisa (jak na razie dwukrotnie przenoszonego na ekran: obraz Michaela Manna z 1986 roku w Polsce dystrybuowany pod tytułem „Łowca” i „Czerwony smok” oraz film Bretta Ratnera z 2002 roku z najbardziej rozpoznawalną twarzą Hannibala Lectera, tj. legendarna kreacja Anthony'ego Hopkinsa) i „Amityville Horror” pióra Jaya Ansona z 1977, rzekomo autentyczną historię, która do kinematografii oficjalnie wkroczyła mniej więcej dwa lata później (ekranizacja Stuarta Rosenberga; otwarcie filmowej franczyzy spod znaku ghost story). Listy od L. łączące, mordercze furie dotychczas nieprzemocowych mężów i ojców. Znaczenie mogą mieć też daty urodzin małoletnich ofiar płci żeńskiej, wśród których jest przynajmniej jedna ocalała, pierwsza niepokojąca interlokutorka dzielnej agentki FBI (miażdżący epizod Kiernan Shipki; m.in. „Zabójczy wirus” Davida i Àlexa Pastorów, „The Dollanganger Saga” 2014-2014, telewizyjny cykl oparty na literackim opus magnum Virginii C. Andrews, „Cisza” Johna R. Leonettiego, filmowa adaptacja powieści Tima Lebbona w Polsce wydanej pod tytułem „Milczenie” i, co najważniejsze w kontekście „Kodu zła”, „Zło we mnie” Oza Perkinsa) błyskawicznie łamiącej szyfr, nad którym od lat musiały głowić się najtęższe umysły w Federalnym Biurze Śledczym, jeśli już nie w całych Stanach Zjednoczonych. A przynajmniej w prawdziwym świecie tak by było (patrz: sprawa Zodiaka, po którym Longlegs „odziedziczył” skłonność do literówek, ortografów i innych błędów w pisowni), z całym przekonaniem nie mogę bowiem stwierdzić, że podejrzaną korespondencją zajmowali się jacyś kryptolodzy, ale agent Carter niewątpliwie sporo czasu nad tymi „bazgrałami” bezproduktywnie przesiedział. Naprawdę potrzebował nowej krwi - nie byle kogo, tylko właśnie panny Harker, nowej przyjaciółki jego niespełna dziewięcioletniej córeczki. Doprawdy ciekawe nawiązanie więzi, według mnie relacja, która aż prosiła się o większe zainteresowanie autora tej trzymającej w napięciu, pomimo dużej przewidywalności, historii. Fabuły niespecjalnie wyszukanej - UWAGA SPOILER poza czarnym charakterem, z tłumu serial killer stories „Kod zła” w moich oczach wyróżnił się jedynie lalkarską „profesją” czołowego zbrodniarza, nieziemskimi wytworami paskudnych rąk Longlegsa. Z drugiej strony filmów o przeklętych lalkach (tutaj coś à la voodoo) trochę już było, więc... Tak czy inaczej, najbardziej rozczarował mnie „ostatni rozdział”: spodziewana konfrontacja z irytująco bierną postawą uświadomionej bohaterki. Zastanawiam się, dlaczego na „dzień dobry” nie strzeliła w głowę imitacji niegrzecznie siedzącej na kanapie tuż obok zahipnotyzowanego oryginału. Pochwalić natomiast pragnę podejście do tematu macierzyństwa, potencjalnie kontrowersyjny obraz rodzica idealnego – zła kobieta, dobra matka, a w każdym razie taka myśl postała w głowie scenarzysty i reżysera tego KONIEC SPOILERA kreatywnie uformowanego (płaszczyzna techniczna) horroru podskórnego i dusznego thrillera powierzchownego. Genialne zdjęcia Andresa Arochiego, sugestywna ścieżka dźwiękowa Elvisa Perkinsa (jako Zilgi), młodszego brata Wielkiego Oza (i to nie jest ich pierwsza współpraca na polu zawodowym), zmyślny montaż Grahama Fortina i Grega Ng, co najmniej dwa mocniejsze momenty (plus fantazyjne wstawki w soczystej czerwieni) - zarobaczywione zwłoki i tradycyjna, w świecie horroru oczywiście, „masochistyczna zabawa” przy stole – uważam jednak, że intryga kryminalna mogłaby być lepsza.

Progres w stosunku do „Małgosi i Jasia” (2020), regres w stosunku do „Zła we mnie” (2015) - tak bym to podsumowała. To huczne wydarzenie w kinie gatunkowym, które niewątpliwie zajmie wysoką pozycję (może nawet najwyższą) w rankingach filmów grozy roku 2024. Absolutny hicior! Hybryda horroru i thrillera, która zachwyciła nieprzebrane tłumy widzów, w tym wieloletnich fanów opowieści mrocznych. Nokautujący „Kod zła” Osgooda Perkinsa - udana zabawa formą i narodziny nowej czarnej gwiazdy, „cyrkowego satanisty” z alarmującą słabością do małych dziewczynek, diabelskiego prestidigitatora wykreowanego przez człowieka deklarującego, że nigdy więcej nie wcieli się w seryjnego mordercę, ponieważ do tego stopnia brzydzi się przemocą, że nie chce nawet grać tak wielkich krzywdzicieli. Dobre widowisko, ale w ogromny podziw, niestety, nie wpadłam.