Prywatny detektyw, Tom Welles, dostaje zlecenie od bogatej wdowy, która
znalazła w sejfie swojego męża taśmę z morderstwem młodej dziewczyny. Zadaniem
Wellesa jest ustalenie, czy ma do czynienia z filmem snuff, czy ze zwykłą mistyfikacją. Aby to zrobić opuszcza
rodzinę i rusza do kilku miast w Stanach Zjednoczonych. Wkrótce upewnia się, że
dziewczyna zaginęła przed sześcioma laty, co z kolei zmusza go do zapoznania
się ze światem podziemnej, twardej pornografii.
Joela Schumachera bardzo cenię za moim zdaniem znakomitą adaptację powieści
Johna Grishama, pt. „Czas zabijania”. Ale zdecydowanie większy rozgłos zyskał
jego amerykańsko-niemiecki thriller z Nicolasem Cage’m w roli głównej, pt. „Osiem
milimetrów”. Film doceniony przez widzów i zmiażdżony przez krytyków swego
czasu szokował, co poniektórych, niezaznajomionych z tematyką snuff movie odbiorców. I choć dzisiaj te owiane złą sławą taśmy nie są
już dla nikogo tajemnicą istnieje szansa, że realizacja i przesłanie obrazu
Schumachera, zapewne zgodnie z jego zamysłem, mocno przygnębią niektórych odbiorców.
Głównym bohaterem filmu jest prywatny detektyw, Tom Welles, całkiem przyzwoicie
wykreowany przez Nicolasa Cage’a, choć muszę przyznać, że aktor miał w swojej
karierze kilka lepszych momentów. Choć mężczyzna nie dostaje jakichś
zatrważająco intratnych zleceń cieszy się spokojnym życiem u boku ukochanej
żony i małej córeczki. Jednak, kiedy bogata staruszka daje mu do wglądu taśmę
przechowywaną w sejfie przez jej zmarłego męża bez wahania opuszcza swoje
rodzinne gniazdko, aby dociec prawdy. Moment, w którym Welles ogląda nagranie,
obrazujące zaszlachtowanie młodej dziewczyny przez rosłego, zamaskowanego
mężczyznę jest jednym z najbardziej wstrząsających ujęć w filmie. Choć Schumacher
unika tutaj (podobnie, jak i w dalszej części seansu) nadmiernego epatowania
makabrą i tak udaje mu się oddać zimną, obliczoną na wysoki zysk brutalność
oprawców. Nic więc dziwnego, że na wskroś prawy bohater jakim jest Tom, który
sam przecież ma córkę, poczytuje sobie za punkt honoru odnalezienie dziewczyny
(jeśli taśma jest sfabrykowana) bądź jej morderców (jeśli jest prawdziwym snuffem), nawet kosztem własnego
bezpieczeństwa. Od początku kieruje nim jedynie chęć odkrycia prawdy, a nie
ewentualne korzyści materialne. Z błogosławieństwem wdowy Welles rusza na posterunek policji, gdzie dowiaduje się, że dziewczyna nazywa się Mary Ann
Mathews i oficjalnie uznana jest za zaginioną. Później poznaje jej zrozpaczoną,
nadal czekającą na jej powrót matkę. Znajomość z nią jest pierwszym etapem zwrotnym
w śledztwie Toma, to tam najmocniej uderza go, że dziewczyna nie była
bezimienną postacią z filmu, ale żywą osobą, która miała kogoś, kto bardzo ją
kochał. Twórcy bardzo mocno podkreślają tutaj tragedię pań Mathews, starając
się zidentyfikować widzów z ich nieszczęściem, a co za tym idzie sprawić, że zaszlachtowana
dziewczyna nie będzie dla nich jeszcze jedną nic nieznaczącą ofiarą, jakich
pełno w kinie grozy. Uważam, że osiągnięcie tego założenia było największym i
zdecydowanie najtrudniejszym zadaniem twórców – to dzięki niemu śledztwo Wellesa
nabrało w moich oczach tak wielkiego znaczenia, potęgując emocje i chwilami
nieznośne wręcz napięcie.
Choć przebieg scenariusza nieustannie rani odrażającym ujęciem destrukcyjnej
natury ludzkiej byłby niczym bez tej niezapomnianej, mrocznej oprawy. Twórcy właściwie
przez cały czas (nawet w ujęciach sielankowego życia rodzinnego Toma) utrzymują
obraz w ciemnych, przytłaczających barwach, podkreślanych miażdżącą ścieżką
dźwiękową, skomponowaną przez Mychaela Danna. Klimat najsilniej oddziałuje w
późniejszych partiach filmu, kiedy to prywatny detektyw zagłębi się już w światek
twardego porno. Obskurne lokale, zawilgocone piwnice i brudne magazyny pełne
poszukujących „mocnych wrażeń” zdegenerowanych jednostek. Klienci zapłacą każdą
sumę za najbardziej wynaturzone filmy, a sprzedawcy mając w poważaniu prawo
zrobią wszystko, aby tylko zarobić na ich perwersjach. Kiedy Welles w
towarzystwie swojego przewodnika, wygadanego ekspedienta sex shopu, Maxa Californii
(znakomita kreacja Joaquina Phoenixa) wejdzie już w tę nową rzeczywistość nieuchronnie
zacznie nią nasiąkać. Jak mówi Max, przestając z diabłem zacznie się do niego
upodabniać, ale nie w taki sposób, jak myśli chłopak. Obserwując ten upadek
człowieczeństwa Welles dostaje niemalże obsesji na punkcie odnalezienia
oprawców dziewczyny, nawet nie podejrzewając, że konfrontacja z nimi zmieni go
na zawsze. Scenarzysta, Andrew Kevin Walker, właściwie cały czas trzyma się
typowego dla thrillerów policyjnych śledztwa – przygnębiającego, ale też ani
jednym zwrotem akcji nieodbiegającego od utartej konwencji tego typu produkcji.
Gdyby nie podejście do ofiary, mroczny klimat, problematyka filmów snuff i sprawne oddanie odczłowieczenia
jednostki obraz Schumachera zapewne nie oddziaływałby tak silnie na psychikę,
ale na szczęście z, na pierwszy rzut oka banalnego scenariusza, udało mu się
stworzyć istne emocjonalne arcydzieło, które rani właściwie przez cały czas,
ale motywami sprawców wręcz przygniata. Zdesperowany Welles w pewnym momencie
pragnie jedynie wiedzieć dlaczego? Dlaczego podstarzały bogacz zlecił zabójstwo
dziewczyny przed okiem kamery? Bo mógł – odpowiada jego pracownik, tym samym dostarczając
odbiorcom jednego z najbardziej odrażających, ale też przekonujących motywów zlecenia
morderstwa. To samo zresztą twórcy czynią z drugą, wykonawczą stroną. Zabił nie
dla pieniędzy, ale dlatego, że chciał, że to lubił… Trudno w obliczu takich
prawd zachować opanowanie, dlatego też raczej nie dziwi finalne zachowanie
Wellesa.
super opis, jak tylko znajde chwile to go obejrze, zapraszam do siebie: http://2kgcukru.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń:)