poniedziałek, 4 lipca 2022

„Watcher” (2022)

 

Amerykanka Julia wraz z mężem Francisem przeprowadza się do Bukaresztu, gdzie mężczyzna ma kontynuować pracę w marketingu. Z ich dwojga tylko Francis zna język rumuński, ale przez swoje zobowiązania zawodowe za dnia zwykle nie może dotrzymywać żonie towarzystwa. Julia czuje się wyobcowana... i obserwowana. Kobieta przypuszcza, że człowiek, który ją śledzi mieszka naprzeciwko. Boi się, że to ten sam mężczyzna, który odpowiada za brutalne morderstwa młodych kobiet, seryjny zabójca znany jako Spider. Najgorsze, że jest w tym sama, że nie znajduje należytego wsparcia nawet u swojego partnera. Francis chciałby, żeby Julia odzyskała poczucie bezpieczeństwa, ale w przeciwieństwie do niej, nie uważa, że najlepszym sposobem na to jest przyjrzenie się jednemu z ich sąsiadów. Francis nie widzi powodów, by podzielać podejrzenia swojej małżonki.

Watcher” to pełnometrażowy debiut reżyserski Chloe Okuno, która wcześniej stworzyła kilka shortów i jeden segment filmowej antologii „V/H/S/94” (2021). Amerykański dreszczowiec nakręcony (główne zdjęcia) w mniej więcej sześć tygodni w stolicy Rumunii. Scenariusz napisała Chloe Okuno w oparciu o oryginalny skrypt Zacka Forda (m.in. „Blizna 3D” z 2007 roku), a inspirację czerpała głównie z Trylogii Apartamentowej Romana Polańskiego, którą tworzą „Wstręt” (1965), „Dziecko Rosemary” (1968) i „Lokator” (1976), „Siedem” Davida Finchera i „Między słowami” Sofii Coppoli. Po przeniesieniu akcji z Nowego Jorku do Rumunii, co było podyktowane względami finansowymi, swój odcisk na scenariuszu „Watcher” zostawiły „Trzy kolory: Niebieski” Krzysztofa Kieślowskiego. Premierowy pokaz pierwszego długometrażowego obrazu Chloe Okuno najczęściej kojarzonego z „Oknem na podwórze” Alfreda Hitchcocka, odbył się w styczniu 2022 roku na Sundance Film Festival, a potem prawa do dystrybucji na terenie Ameryki Północnej nabyły IFC Midnight i Shudder.

Bezbłędna Maika Monroe (m.in. „Gość” Adama Wingarda, „Coś za mną chodzi” Davida Roberta Mitchella oraz „Złoczyńcy” Dana Berka i Roberta Olsena) w roli obserwowanej i obserwującej. W intymnym thrillerze starannie wzniesionym na znanych fundamentach. Wojerystycznej opowieści o osamotnionej kobiecie w obcym kraju, szubko nabierającej przekonania, że ktoś za nią chodzi;) Zaczynamy od nieśmiertelnej przeprowadzki. Do wynajętego mieszkania w wysokim standardzie w Bukareszcie, które zostało stworzone specjalnie na potrzeby filmu – nowe lokum czołowej postaci „Watcher” i jej zapracowanego małżonka w rzeczywistości nie istnieje. Julia i Francis (przyzwoita kreacja Karla Glusmana, którego fani kina grozy mogą kojarzyć choćby z „Ratter” Brandona Kramera, „Neon Demon” Nicolasa Windinga Refna, „Zwierząt nocy” Toma Forda i/lub „Ran” Babaka Anvariego) wcześniej mieszkali w Nowym Jorku. Oboje urodzili się w Stanach Zjednoczonych, ale mężczyzna ma rumuńskie korzenie (jego matka pochodziła z tego kraju). Na tę zmianę zdecydowali się z powodu pracy Francisa – „oferta nie do odrzucenia”. Bariera językowa i rzadka obecność męża, który zna rumuński, powoli gaszą wszelki entuzjazm jego małżonki związany z nowym miejscem zamieszkania. Bolesna samotność, poczucie niedopasowania, trwania jakby z boku we frustrująco niezrozumiałym szumie wielu głosów. Ujmując rzecz w skrócie: Julia ma problemy z asymilacją. Straszliwie zagubiona, zdezorientowana. Sama na obcej ziemi. Francis próbuje jej to ułatwić, dać jej wystarczające oparcie w tych trudnych chwilach, pomóc się zadomowić w mieście, w którym on sam czuje się całkiem swobodnie, ale obowiązki zawodowe wymuszają na nim częstą nieobecność. Nie licząc poranków, mężczyzna rzadko przebywa w domu za dnia. Julia nie ma do niego o to pretensji, też zależy jej na tym, żeby budował swoją karierę w marketingu, ale boli ją, że Francis nie daje jej porównywalnego wsparcia, gdy zaczyna czuć, że jej życie jest zagrożone. Podobnie jak u Hitchcocka (szczerze mówiąc mnie bardziej przywodziło to na myśl „Kobietę w oknie” Joego Wrighta, obraz oparty na powieści A.J. Finna pod trym samym tytułem, która bądź co bądź powstała między innymi pod natchnieniem „Okna na podwórze” niekwestionowanego mistrza suspensu), Julia zwraca uwagę na sąsiada z naprzeciwka. Widzi tylko cień, ale nie może oprzeć się wrażeniu, że nieznajomy nie spuszcza jej z oka. Najczęściej kompletnie nieruchoma sylwetka zwrócona w jej stronę. Co gorsza, nowa mieszkanka zimnego, ponurego, surowego, brutalistycznego (architektura budynków, zagospodarowanie przestrzeni publicznej) Bukaresztu - tj. taka aura panuje w świecie przedstawionym przez zdolną amerykańską reżyserkę - szybko dochodzi do wniosku, że jest pilnie obserwowana także poza domem. W sumie przede wszystkim tam, bo w mieszkaniu w każdej chwili może zasłonić okna – marny to komfort, a w każdym razie ona nawet wtedy nie czuje się pewnie, ale na zewnątrz jest znacznie gorzej. Gdzie nie pójdzie, widzi mężczyznę, który mógł zabić te wszystkie nieszczęsnej kobiety. A ona już wkrótce może podzielić ich los. Spider, tak go nazywają. Seryjny morderca grasujący w Bukareszcie. Młode kobiety dosłownie tracą głowy. Media mają gorący temat, a śledczy praktycznie żadnego punktu zaczepienia. Przynajmniej na początku męki Amerykanki w Rumunii. Połączenie Rosemary Woodhouse z L.B. 'Jeffem' Jefferiesem (czy jak kto woli – ja wolę – Anną Fox, znaną też jako Kobieta w oknie, a jeszcze lepiej Jakiem Scullym ze „Świadka mimo woli” Briana De Palmy, którego korzenie też sięgają do „Okna na podwórze” Alfreda Hitchcocka), choć Chloe Okuno w miejscu tego drugiego mogła stawiać Trelkovsky'ego z „Lokatora” Romana Polańskiego, którą to rolę ów reżyser wziął na siebie. Tak czy inaczej, tożsamość bodaj obecnie najbardziej poszukiwanego człowieka w Bukareszcie, nie zajmowała moich myśli w takim stopniu, jak sama Julia. Bo dlaczegóż by miała? Jeśli Julia ma rację i Spider wciąż przebywa na wolności, jeśli faktycznie teraz tka sieć z myślą o niej, to jej typ wydawał mi się najbardziej prawdopodobny. Jeśli Julia ma rację. A mocno w to wątpiłam. Nie od razu, ale w końcu do tego doszło. Przeszłam na stronę Francisa, coraz bardziej zaniepokojonego zachowaniem swojej żony.

Widać, że Chloe Okuno zamarzyło się powtórzenie paranoicznego nastroju z „Dziecka Rosemary” Romana Polańskiego. Wprawienie publiczności w podobny stan, ale z bardziej przyziemnym zagrożeniem na widoku. I nie przypominam sobie ani jednej produkcji, która w moim odczuciu pod tym względem bardziej zbliżyła się do tamtego ponadczasowego, wybitnego horroru satanistycznego, doskonałej ekranizacji wspaniałej powieści Iry Levina. Ta „chorobliwa niepewność”. Tylko w drugą stronę. Miast coraz bardziej przekonywać się do złowieszczych teorii pierwszoplanowej postaci, zamiast podejrzewać wszystkich wokół niej, niechętnie zaczęłam się od niej odsuwać. W pewnym sensie, bo jej los ani przez moment nie był mi obojętny. Tak mało informacji na jej temat, na temat jej poprzedniego życia, a tak mocno się do niej przywiązałam. Serce gryzło się z rozumem. Serce błagało, by twardo stać po jej stronie, to znaczy mieć absolutne zaufanie do jej oglądu sytuacji, podczas gdy rozum uparcie przypominał, żeby zamiast kierować się osobistymi sympatiami, chłodnym okiem przyjrzeć się dowodom. Wyłączyć emocje i dokładniej przeanalizować incydenty z udziałem enigmatycznego, niepozornie się prezentującego mężczyzny, który jak wszystko na to wskazuje mieszka naprzeciwko Julii i Francisa . Ciekawa sytuacja. Niewygodna, bardzo nieprzyjemna (to nie jest zarzut, bynajmniej). Solidaryzować się z mniej lubianym uczestnikiem koszmarnych wydarzeń. Bez względu na to, gdzie leży prawda, położenie Julii jest nie do pozazdroszczenia. Albo ma stalkera, który może, ale nie musi, być też seryjnym mordercą, albo jej kondycja psychiczna uległa drastycznemu osłabieniu. Mówiąc brzydko: nasza Julia może osuwać się w otchłań szaleństwa. Uważa się za ofiarę, ale równie dobrze ofiarą może być ten, którego tak się obawia. Jej ofiarą. Z punktu widzenia Julii, to jej sąsiad jest bezwstydnym podglądaczem, ale inni podglądacze (tak, Wy drodzy odbiorcy „Watcher” Chloe Okuno) zapewne wychwycą sygnały przemawiające przeciwko niej. Niezupełnie, bo nic nie świadczy o tym, aby Julia działała z premedytacją. By czerpała jakąś perwersyjną przyjemność z obserwowania niewykluczone, że podobnie jak ona zmagającego się z samotnością mężczyzny, najprawdopodobniej mieszkającego w jej bliskim sąsiedztwie. Nie, Julia nie zdaje sobie sprawy z tego, że upodobnia się do osoby, która może istnieć tylko w jej głowie. Zarzuca komuś to, co sama robi. Posądza sąsiada, ale może się okazać, że to on ma większe prawo czuć się prześladowanym. To jego przestrzeń osobista w istocie może być naruszana. Jego prywatność gwałcona przez kobietę, która wyciągnęła niewłaściwe wnioski. Biedne stworzenie wyrwane z rodzimej gleby i niestarannie, bez należytej troski, wsadzone w skrajnie niewygodną dla niego rumuńską ziemię. Gdyby Francis znalazł dla swojej żony więcej czasu (może jest tak, jak mówi, może rzeczywiście, przynajmniej na razie, ma związane ręce przez obowiązki zawodowe, ale można też wykluczyć, że wraca coraz później, ponieważ znalazł sobie jakieś ciekawsze zajęcie od siedzenia ze spanikowaną żoną...), to może, tylko może, Julia nie dostrzegłaby niczego zdrożnego w zachowaniu sąsiada. Gdyby Francis pomógł jej zaaklimatyzować się w tym dla niej egzotycznym miejscu... To zabójca uderzyłby z zaskoczenia? Tak, albo Julii w głowie by się nie pomieszało. Nie wymyśliłaby sobie stalkera. Nie ubzdurała, że grasujący w mieście seryjny morderca teraz poluje na nią. Że Spider zarzucił kolejną sieć. Na Amerykankę, która nie może już liczyć na swojego męża, a przynajmniej ona tak to odbiera. Prędzej na kobietę mieszkającą obok (znowu „Dziecko Rosemary”?). Tak przyjaźnie usposobiona dusza, że aż podejrzana. Tak powinno być – w thrillerze, jak w horrorze, na miłych ludzi też trzeba uważać – ale jakoś nie uznawałam za zasadne podkręcać czujności w kontaktach z tą samowystarczalnym, przebojowym, chyba nigdy nietracącym pogody ducha, przeciwieństwem głównej bohaterki. Kiedyś Julia może i bardziej ją przypominała, ale my poznajemy ją już na obcym terytorium. Gdzie na dodatek, w jej przekonaniu, przyplątał się jeden drapieżnik. Człowiek, który ma względem niej mordercze zamiary. Intensywne, tak przepięknie klimatyczne zdjęcia Benjamina Kirka Nielsena i chyba jeszcze lepsza ścieżka dźwiękowa, w każdym razie muzyczny temat przewodni – oszałamiająca robota Nathana Halperna (m.in. „Niedosyt” Carlo Mirabelli-Davisa). To zdecydowanie nowa fala kina grozy. Powolny rozwój, maksymalna koncentracja na szczegółach, cierpliwe dolewanie oliwy do ognia na skromnie udekorowanej scenie. Nieefekciarski, stylowy, wysmakowany, elektryzujący thriller umiejętnie, wręcz z prawdziwą wirtuozerią grający nieświeżymi, nienowymi motywami. Tylko zakończenia żal. UWAGA SPOILER A już myślałam, że „Watcher” wyjdzie z ciaśniejszej konwencjonalnej klatki, że twórcy wybiorą tą drugą nieporównywalnie mniej uczęszczaną ścieżkę na filmowej fali podglądactwa KONIEC SPOILERA.

Watcher”, pełnometrażowy debiut Chloe Okuno, którego scenariusz napisała w oparciu o materiał stworzony przez Zacka Forda, to jeden z lepszych XXI-wiecznych filmowych dreszczowców, na jaki się nadziałam. Podobała Wam się „Kobieta w oknie” Joego Wrighta? Jeśli tak, to tym bardziej polecam to widowisko. Ośmielę się wysnuć przypuszczenie, że w oczach przynajmniej niektórych z Was, tamta produkcja straci sporo uroku po kontakcie z tym tutaj klejnocikiem. Klimatyczną opowieścią, biegnącą, a raczej wolno idącą, utartymi ścieżkami, ale i niebojącą się zbaczać na trochę pozarastane dróżki - badanie mniej rozpowszechnionych, przynajmniej na tej gałęzi thrillera, wariantów, jak na przykład problemy z asymilacją i jakby przymierzanie się do większej petardy. Niepokoi i smuci. Trzyma w niepewności, po mistrzowsku żongluje napięciem i... pudłuje na koniec. A tak mało brakowało bym piała tutaj z zachwytu. Zaraz, a tak nie jest? No, może trochę:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz