Stronki na blogu

piątek, 4 października 2024

Zapowiedź: „Demon”

 
Demon”- przerażający horror o potwornej rodzinnej tajemnicy już na Halloween w kinach.

Plakat filmu © Monolith Films. „The Demon Disorder” 2024, Formation Pictures

Farma położona na uboczu, rodzinny sekret, przerażająca zemsta i tajemnica… W tej krwawej opowieści jest wszystko, co powinien mieć klasyczny horror. „Demon” (The Demon Disorder – tyt. org.) opowiada historię trzech braci Reillych: Grahama, Jake'a i Phillipa. Mężczyźni są uwikłani w dawaną tajemnicę, która ma taką moc, że dosięga członków rodziny nawet zza grobu. Bo zrodzony z grzechów demon szuka zemsty na sprawcach potwornej krzywdy.

Kadr z filmu. „The Demon Disorder” 2024, Formation Pictures

Kadr z filmu. „The Demon Disorder” 2024, Formation Pictures
O fabule filmu:
Graham powraca do rodzinnego domu zaalarmowany przez młodszego brata, Jake’a, który twierdzi, że coś niepokojącego dzieje się z ich najmłodszym bratem. Phillip od pewnego czasu zachowuje się coraz dziwniej, traci kontakt z rzeczywistością, przestaje być sobą. Gdy Graham i Jake zdają sobie sprawę, że Phillip został opętany przez żądnego krwi demona, nie wiedzą jeszcze najgorszego. To duch ich ojca powrócił, by pomścić dawną krzywdę. Który z nich zabierze do grobu przerażającą rodzinną tajemnicę?

Premiera: 25 października 2024

Zobacz zwiastun: 

Kadr z filmu. „The Demon Disorder” 2024, Formation Pictures

Kadr z filmu. „The Demon Disorder” 2024, Formation Pictures
Reżyseria: Steven Boyle
Obsada: Charles Cottier („Zatoka serc” - serial, „Księżniczka dwóch światów” - serial), John Noble („Władca Pierścieni: Dwie wieże”, „Fringe: Na granicy światów”, „Obecność 3: Na rozkaz diabła”, „The Boys” - serial), Dirk Hunter („Zabójca z Tokio”, „Zombie z Berkeley”)
Gatunek: horror
Produkcja: USA, 2024
Dystrybucja w Polsce: Monolith Films

Kadr z filmu. „The Demon Disorder” 2024, Formation Pictures

Kadr z filmu. „The Demon Disorder” 2024, Formation Pictures
Kadr z filmu. „The Demon Disorder” 2024, Formation Pictures
Kadr z filmu. „The Demon Disorder” 2024, Formation Pictures

Źródło: wszystkie materiały od Monolith Films

„Nie mów zła” (2024)

 
Na wakacjach we Włoszech od niedawana mieszkające w Londynie amerykańskie małżeństwo Louise i Ben Dalton oraz ich niespełna dwunastoletnia córka Agnes poznają przebojową brytyjską parę, Patricka 'Paddy'ego' i Ciarę, oraz ich nieśmiałego syna z niepełnosprawnością, Anta. W pewnym momencie Paddy stwierdza, że Daltonowie powinni odwiedzić ich farmę w hrabstwie Devon, a Ben bez namysłu akceptuje ten pomysł. Jakiś czas po powrocie do Londynu na pozór idealna rodzina, w rzeczywistości zmagająca się z licznymi problemami, otrzymuje pisemne zaproszenie na odizolowaną farmę w bajecznej scenerii, z którego rodzice nadmiernie przywiązanej do pluszowego króliczka o imieniu Hoppy nastoletniej jedynaczki, wbrew podszeptom instynktu, decydują się skorzystać. Spędzić weekend z praktycznie obcymi ludźmi.

Plakat filmu. „Speak No Evil” 2024, Blumhouse Productions

Od wypuszczenia swojego debiutanckiego obrazu, survival thrillera pt. „Eden Lake” (2008), James Watkins pozostawał w kontakcie z przedstawicielami firmy Blumhouse Productions – wymieniali się pomysłami na wspólny projekt filmowy, ale porozumienie zawarli dopiero po uwolnieniu bezkompromisowego duńsko-holenderskiego dreszczowca w reżyserii Christiana Tafdrupa. Twórca „Kobiety w czerni” (2012), readaptacji neogotyckiej powieści Susan Hill, o „Speak No Evil” z 2022 roku (pol. „Goście”) dowiedział się od znajomego z Blumhouse (rozmowa telefoniczna), który bez większego przekonania, jakby od niechcenia powiedział „sprawdź to”. James Watkins uraczył się więc tym „mocnym trunkiem”, jak później podsumuje „Gości” Christiana Tafdrupa w przestrzeni publicznej, nieustępliwy film, w którym zakochał się od pierwszego wejrzenia, także przez skojarzenia z jego „Eden Lake” (totalnie mroczne zakończenie). Scenariusz „Nie mów zła” (oryg. „Speak No Evil”), remake'u, czy jak niektórzy wolą go nazywać, przeróbki niesamowicie depresyjnego, wręcz traumatycznego thrillera o przesadnie grzecznych Duńczykach „wizytujących” u przesadnie asertywnych Holendrów, reżyser przygotował sam, wprowadzając zmiany, które nie spodobały się twórcy oryginału.

Zdjęcia główne do amerykańskiej wersji „Speak No Evil” ruszyły w Chorwacji i w mieście Gloucester, stolicy angielskiego hrabstwa Gloucestershire w maju 2023 roku, ale w lipcu zostały zawieszone z powodu strajku SAG-AFTRA. Produkcję wznowiono w połowie listopada 2023 w angielskiej wiosce Saxon's Lode w hrabstwie Worcestershire – w zabytkowym budynku i jego okolicach (Saxons Lode Manor House, znany też jako Saxons Lode Farmhouse). Budżet filmu oszacowano na piętnaście milionów dolarów. Pierwsze pokazy długo wyczekiwanego (przez obie strony) owocu współpracy Jamesa Watkinsa i Blumhouse Productions, odbyły na Fantasy Filmfest, MOTELX - Lisbon International Horror Film Festival i w DGA Theater w Nowym Jorku tuż przed szeroko zakrojoną akcją kinową (dystrybutor główny: Universal Pictures) we wrześniu 2024 roku. Stworzony z myślą o tak zwanej masowej widowni, dopasowany do wiodącego nurtu sztuki filmowej (mainstream), w Polsce rozpowszechniany pod „jakże malowniczym” tytułem „Nie mów zła”, paradoksalnie ugrzeczniona rearanżacja depresyjnego świata Christiana Tafdrupa; rzetelnego odbicia twardej rzeczywistości, niedostrzeganych ułomności ludzkich występujących w całej cywilizacji zachodniej (szerząca się choroba cywilizacyjna) albo, jak woli to postrzegać James Watkins, ostrej satyry na uległe społeczeństwo duńskie. Goście z filmu Christiana Tafdrupa byli wiarygodni w swojej uniżoności, ale w „Nie mów zła” Jamesa Watkinsa taka postawa by nie przeszła, bo Ben i Louise Daltonowie nie pochodzą z Danii, tylko ze Stanów Zjednoczonych. Zdaniem scenarzysty i reżysera typowo hollywoodzkiej, polukrowanej opowieści grozy opartej na nietypowo realistycznej, autentycznej, prawdomównej produkcji współczesnej, amerykańska kultura jest zupełnie inna: w jego ojczyźnie panuje mentalność pionierów, chcąc nie chcąc, musiał więc zmodyfikować białe(?) charaktery „pożyczone od” Christiana i Madsa Tafdrupów (autorzy oryginalnego scenariusza). Wyeliminował nieprawdopodobne lub zastąpił nieakceptowalną prawdę wygodnym kłamstwem – w zależności od frakcji, nie da się bowiem ukryć, że brutalny spektakl Christiana Tafdrupa podzielił widownię. Główną osią sporu jest oczywiście niedorzeczne, niefilmowe/niemedialne zachowanie Bjørna i Louise. Wsłuchano się więc w głosy zawiedzionych... i zdetronizowano oryginał (a przynajmniej na razie remake wykazuje się mniejszą sprawnością w zbieraniu negatywnych recenzji). Ha! Amerykanie znowu udowodnili, że ich sztuka lepiej naśladuje rzeczywistość od sztuki europejskiej. Reżyser i współscenarzysta pierwszego „Speak No Evil” przyznał, że drugi „Speak No Evil” uznaje za dzieło „szalenie zabawne, skuteczne, dobrze zagrane, ale mniej niebezpieczne” od jego propozycji. Christian Tafdrup czuł, że jego szokujący obraz nie odniesie komercyjnego sukcesu UWAGA SPOILER - nie z takim zakończeniem - niemniej rozczarowała go alternatywa przedstawiona w „Nie mów zła” Jamesa Watkinsa. „To rodzaj szczęśliwego zakończenia, głęboko zakorzenionego w amerykańskiej kulturze”, w społeczeństwie „wychowywanym na bohaterskich opowieściach, gdzie dobro zawsze musi zwyciężyć zło, a ta wersja filmu to kultywuje” - tak podsumował ostatnią partię „Nie mów zła” Christian Tafdrup. Moją pierwszą myślą było: „okropna karykatura - to powinno być karalne”, a kiedy już emocje opadły, pół żartem, pół serio stwierdziłam, że mogłaby być z tego całkiem przyzwoita makabryczna wariacja na temat świątecznego hitu Chrisa Columbusa KONIEC SPOILERA.

Plakat filmu. „Speak No Evil” 2024, Blumhouse Productions

Nie należę do najbardziej kumatych widzów, mam więc podejrzenie graniczące z pewnością, że nie wyłapałabym przesłania „Nie mów zła” Jamesa Watkinsa, gdybym wcześniej nie obejrzała „Gości” Christiana Tafdrupa. Jak żyję, nie widziałam takiego zmętnienia (potężnego) przekazu. Ale zła jestem głównie na siebie, bo powinnam była to przewidzieć. Oczekiwałam zmian (z reguły nie przepadam za remake'ami całkowitymi), ale w swojej naiwności sądziłam, że moc ładunku emocjonalnego będzie zdecydowanie bardziej zbliżona. Dobrowolnie zrezygnować z takiej siły rażenia na rzecz... tradycyjnej opowieści o amerykańskiej rodzinie w niejednym kłopocie. Współczesnej rodzinie, łatwo zatem domyślić się, kto tutaj „nosi spodnie” (aktualne trendy w kinematografii). Bena i Louise Daltonów (przyzwoite aktorskie wcielenia Scoota McNairy'ego i Mackenzie Davis, którą miłośnicy kina grozy mogą pamiętać choćby z „Guwernantki” Florii Sigismondi, jednej z adaptacji kultowej powieści Henry'ego Jamesa, „The Turn of the Screw”) spotykamy w Toskanii – wakacyjny relaks z jedyną córką, prawie dwunastoletnią Agnes (bezbłędny występ Alix West Lefler; m.in. „Królewski przypływ” Christiana Sparkesa), która nieco psuje ojcu samopoczucie niesłabnącą obsesją na punkcie maskotki. Mężczyzna najchętniej by to ukrócił, ale jego stanowisko w sprawie dużej dziewczynki traktującego pluszowego Hoppy'ego jak żywe stworzenie, nie pokrywa się ze stanowiskiem żony. Metody wychowawcze to bardzo delikatny temat u Daltonów – Ben musi zachować maksymalną ostrożność, jeśli nie chce wywołać kolejnej kłótni z „mamą niedźwiedzicą”, która może być ostatnią w tym niedostatecznie szczęśliwym pożyciu małżeńskim. Tak naprawdę oboje za wszelką cenę starają się ocalić związek, oczyścić atmosferę w domu, naprawić to, co się zepsuło – dlatego Ben nie sprzeciwi się, gdy żona każe mu szukać Hoppy'ego, a Louise ugryzie w język, gdy rozmowa z nowo poznaną parą zejdzie na temat przeprowadzki do deszczowego miasta. Poświęcenie Louise (próba odkupienia jakichś win?), o którym kobieta nie wspomina w obecności męża. Udaje, że bez większego żalu rozstała się z ojczyzną, że podziela ekscytację Bena, desperacko zabiegającego o awans w pracy (powód przeniesienia się do Londynu). Louise nieprzekonująco udaje przed niehamującymi się, łamiącymi utarte kanony, fascynująco bezpośrednimi brytyjskimi turystami – doktorem medycyny 'mów mi Paddy' Patrickiem (popisowa kreacja Jamesa McAvoya; m.in. „Victor Frankenstein” Paula McGuigana, „Split” i „Glass” M. Nighta Shyamalana, „To: Rozdział 2” Andy'ego Muschiettiego) i spełnioną gospodynią domową Ciarą (niezawodna Aisling Franciosi; m.in. „The Nightingale” Jennifer Kent, „Niewybaczalne” Nory Fingscheidt, „Demeter: Przebudzenie zła” André Øvredala, „Stopmotion” Roberta Morgana). Pozostaje Ant (czysty talent Dan Hough), trochę młodszy od Agnes chłopiec z aglosją, całkowitą hipoplazją języka, który nie może liczyć na tak pobłażliwe traktowanie jakim cieszy się jego nowa koleżanka. Ben i Louise naturalnie są oburzeni surową dyscypliną narzucaną dziecku przez Paddy'ego za cichym(?) przyzwoleniem Ciary, ale pilnują, by nazbyt stanowczo nie stawać w obronie „własności innych rodziców”. Swobodne wyrażanie myśli nie jest praktykowane w świecie Daltonów, co zostanie wyrażone wprost w dalszej partii „Nie mów zła” Jamesa Watkinsa (lekcja udzielona Agnes przez matkę, jednozdaniowy wykład o konieczności zatrzymywania niektórych opinii dla siebie). Podczas przedłużonego weekendu w hrabstwie Devon. Zacieśniania więzi z bezpośrednimi farmerami (Paddy i Ciara mają małą hodowlę zwierząt, ale chyba tylko do własnego użytku; w odróżnieniu od ich wysokoprocentowych specjałów)? Pasywno-agresywnymi właścicielami rustykalnej nieruchomości, którą przyzwyczajona do dużo wyższego standardu pani Dalton uznaje za zwyczajnie, ordynarnie obskurną. Ben werbalnie jest mniej krytyczny – w duchu może i podpisuje się pod miażdżącą recenzją Louise, ale w dyskusji przekonuje, że nie jest tak źle. Biednie, ale stylowo - ot, przytulna nędza. Gospodarze witają ich mięsem nie pierwszej lepszej kaczki; nieszczęsne stworzenie podobno było ich ulubienicą, nie wypada więc przypominać o wegetariańskiej diecie Louise. Na pewno mówiła im o swoich przekonaniach (troska o środowisko naturalne, która później zostanie bezceremonialnie zakwestionowana: „pogawędka” o rybach), ale widać w całym tym zamieszaniu Paddy'emu i Ciarze ten szczegół wyleciał z głowy. Dodajmy prymitywne posłanie dla Agnes tuż obok „dziwnego chłopca” i paskudną plamę na prześcieradle rozścielonym na zbyt małym łóżku przeznaczonym dla Bena i Louise (sypialnia dla gości)... A będzie tylko gorzej. Scenariusz „Nie mów zła” Jamesa Watkinsa do pewnego momentu dość wiernie podąża za pierwowzorem, co osobiście doceniłam dopiero po fakcie UWAGA SPOILER, po przebrnięciu przez ostatni „akt”. Zabezpieczeniem przed happy endem - zapewnieniem, że James Watkins nie stracił pazura? - miał być ostatni kadr, ale na mnie, delikatnie mówiąc, ta odtrutka na nierealne „żyli długo i szczęśliwie” nie podziałała KONIEC SPOILERA. Klimat jest bardziej oswojony, nie tak szorstki, kłująco-tnący, jak w „Gościach” Christiana Tafdrupa, ale muszę twórcom remake'u oddać niemałą skuteczność w stopniowym podwyższeniu napięcia, dużą dbałość o eskalację stosownie niewygodnych emocji. Bajeczna sceneria umiejętnie skontrastowana z tym, co ludzkie.

Komentując amerykańską wersję swojego kontrowersyjnego spektaklu filmowego, Christian Tafdrup zwrócił uwagę na wymowne reakcje w salach kinowych: przytłaczającą ciszę w trakcie napisów końcowych „Speak No Evil” 2022 i gromkie brawa dla „Speak No Evil” 2024. Szok i radość. Trauma i katharsis. „Nie mów zła” Jamesa Watkinsa to opcja bezpieczniejsza dla zainteresowanych zmaganiami uległej pary z parą dominującą. Zderzeniem kultury wysokiej z kulturą niską, „dobrego wychowania” z patologią... tak zwanych idealnych ofiar z podręcznikowymi oprawcami? Lekki thrillerek na bazie ciężkiego kina europejskiego, wstrząsającej opowieści braci z Danii.

środa, 2 października 2024

„Granice wytrzymałości” (2023)

 
Menadżerka jadłodajni w małym amerykańskim miasteczku, jedyna córka owdowiałego właściciela, notorycznie spóźniająca się do pracy Nancy Osborn, w najbliższej perspektywie ma nocną zmianę w towarzystwie najbardziej nielubianego pracownika Jake'a Collinsa, a w nieco dalszej podjęcie decyzji w sprawie swojej przyszłości. Nancy już od jakiegoś czasu czuje, że utknęła w rodzinnej miejscowości, która nie ma jej do zaoferowania nic poza pracą w nierentownym lokalu gastronomicznym ze stanowczo zbyt licznym personalem, ale do zajścia w ciążę pocieszała się myślą, że w każdej chwili może przystąpić do realizacji marzeń. W jej przekonaniu dziecko na zawsze przywiąże ją do depresyjnego miasteczka, macierzyństwo definitywnie przekreśli jej ambitne plany, nie jest jednak pewna, czy zdoła zmusić się do terminacji ciąży. Choćby ze względu na pamięć o ukochanej matce. Kobieta nie potrafi oddzielić życia prywatnego od zawodowego, napięcie emocjonalne rozładowuje na podwładnych i niedoszłych klientach, zamaskowanych chuliganach, którym szybko trafi się okazja do odwetu. Urządzenia piekła nieustępliwej kelnerce, osamotnionej na „cmentarnej szychcie”.

Plakat filmu. „Last Straw” 2023, AC3 Media, Bad Grey, Burn Later Productions

Dawno temu Taylor Sardoni, realizujący się głównie w branży telewizyjnej i podcastowej mieszkaniec Hollywood, wymyślił historię z DNA twórczości Alfreda Hitchcocka, Johna Carpentera i Williama Friedkina. Naszkicował scenariusz i zajął się innymi projektami. Po paru latach zawiązał współpracę z kolegą ze studiów (poznali się w szkole filmowej, a potem razem dołączyli do programu teatralnego MFA Uniwersytetu Columbia) Alanem Scottem Nealem, który najpierw pomógł mu rozwinąć koncepcję – na tym i późniejszych etapach prac nad fikcyjną gehenną małomiasteczkowej kelnerki wzorując się głównie na „Nędznych psach” Sama Peckinpaha (pod natchnieniem surowej, brudnej, paskudnej stylistyki) – a później zasiadł na krześle reżyserskim. Alan Scott Neal wziął na siebie kompletowanie obsady aktorskiej, gdyż w przeciwieństwie do swojego wspólnika, pomysłodawcy i jedynego wymienionego w czołówce scenarzysty hybrydy horroru i thrillera zatytułowanej. „Last Straw” (pol. „Granice wytrzymałości”), miał spore doświadczenie w przeprowadzaniu castingów. Zaangażował się też w poszukiwania sponsorów i lokalizacji, skupiając się na północnej części stanu Nowy Jork, z którym to ich projekt miał najwięcej powiązań (duża sieć znajomych, no i tutaj rezydował zespół producencki „Last Straw”). Odpowiednie miejsce znalazł jeden z głównych producentów filmu, Cole Eckerle, ale po drugiej stronie Delaware River. Wypatrzył restaurację z lat 50. XX wieku, szykowaną do ponownego otwarcia, więc (cele marketingowe) chętnie udostępnioną filmowcom. Zdjęcia główne trwały najwyżej dwadzieścia dni.

Pomysłowe połączenie spokrewnionych podgatunków - zabawa z perspektywą w konwencji slashera i home invasion, czy raczej diner invasion;) - premierowo zaprezentowane na Sitges Film Festival w październiku 2023 roku. W szerszy obieg (dystrybucja internetowa), między innymi w Polsce (CDA Premium), pełnometrażowy debiut reżyserski Alana Scotta Neala wszedł dopiero we wrześniu 2024 roku. Akcja filmu rozgrywa się w bezimiennym amerykańskim miasteczku (Anywhere, USA) zaprojektowanym w oparciu o osobiste wspomnienia zdeklarowanego miłośnika kina grozy, od lat kursującego głównie między Nowym Jorkiem i Los Angeles. Reżyser „Granic wytrzymałości” dorastał na głuchej prowincji w południowym regionie Stanów Zjednoczonych i stara się odpowiednio wykorzystywać doświadczenia i obserwacje z tamtego okresu w swojej artystycznej działalności. Naświetlać dramaty ludzkie bez przerwy rozgrywające się pod idylliczną powłoką, pokazywać jaki ogrom negatywnych emocji mieści się w tych małych mieścinach, bezwstydnie idealizowanych w amerykańskiej kulturze masowej (tj. artyści-utopiści, którzy może i nie stanowią większości, ale prawdopodobnie wciąż mają większą siłę przebicia przynajmniej w światowej stolicy filmu). Gniew, frustracja, bezsilność, uraza, rezygnacja. Alan Scott Neal i Taylor Sardoni zaryzykowali z bohaterką nieoczywistą, osobowością niekrystaliczną, niezabiegającą w wystarczającym stopniu o sympatię niejednego widza. Wydawać by się mogło, że współczesna (oświecona) publiczność doceni złożoność charakteru Nancy Osborn, realny wymiar w sumie nie tylko postaci prowadzącej. Nieakceptowalnie nie czarno-białe towarzystwo skupione wokół ponurej restauracji „w dziurze zabitej dechami”. A już na pewno główna bohaterka nie zaskarbiła sobie uznania publiczności. Ale są też wyjątki, a jak to mówią kropla drąży skałę... Z natury jestem pesymistką, więc obstawiam, że zła passa Nancy Osborn szybko się nie odwróci; może za sto lat?. Dziewczyna sypia z kim popadnie, rozważa aborcję, wyżywa się na podwładnych, nie szczędząc przykrości nawet chłopakowi „grającemu w jej drużynie” i bynajmniej nie okazując wdzięczności ojcu za ekspresowy awans wbrew oczekiwaniom pracowników z dłuższym stażem. Rażący nepotyzm czy absolutne przekonanie, że ze wszystkich osób zatrudnionych w najwyraźniej upadającej jadłodajni, Nancy najprędzej poradzi sobie na stanowisku kierowniczym? Edward Osborn ma w sobie więcej z filantropa niż przedsiębiorcy. Rzecz jasna to się nie wyklucza, ale gdyby prowadził jednoosobową działalność gospodarczą pewnie już dawno by ją zamknął. Jego córka może nie widzi sensu w prowadzeniu praktycznie niezyskownego biznesu, ale dopóki stać go na utrzymanie pracowników, nieelegancko, żeby nie powiedzieć prostacko, nazwana całodobowa restauracja Eda będzie otwarta. Czerwony neon (DINER) automatycznie będzie się włączał o zmierzchu i gasł o świcie, a to oznacza, że nocami - tak jak dniami - zawsze ktoś musi trwać na posterunku. Taka technologia:) A jak zaatakują psychole w maskach? W takich wypadkach najlepiej skorzystać z oldschoolowego żółtego telefonu stacjonarnego, bo jak wiadomo w świecie horroru na telefonach komórkowych polegać nie wolno. No dobrze, a jak ktoś przetnie kabelek?

Kadr z filmu. „Last Straw” 2023, AC3 Media, Bad Grey, Burn Later Productions

Rolę główną w swoim największym z dotychczasowych przedsięwzięć artystycznych, Alan Scott Neal powierzył Jessice Belkin (m.in. „Death Link” Davida Lippera, „Hunt Club” Elizabeth Blake-Thomas) i muszę przyznać, że więcej dowodów na jego castingowe wyczucie nie potrzebowałam. Na tym jednym potwierdzeniu swojego talentu (dobór aktorów i aktorek) reżyser „Granic wytrzymałości” w moim uznaniu jednak nie poprzestał. Komplet trafień. A przynajmniej ja nie wypatrzyłam czarnej owcy w tym dream teamie. Uważam, że wszyscy spisali się wprost znakomicie, ale, jak można się tego domyślić, szanse nie były wyrównane. Obok Jessiki Belkin największe pole do popisu miał Taylor Kowalski (m.in. „Śmiertelna gorączka 2” i „MaXXXine” Ti Westa), który wcielił się w największe utrapienie menadżerki małomiasteczkowej restauracji (może nie licząc najbardziej kłopotliwych, rozwydrzonych klientów), ale pozwolę sobie jeszcze wyróżnić Jojiego Otani-Hansena, czyli sympatycznego Bobby'ego i Christophera M. Lopesa, utalentowanego aktora z zespołem Downa, w szarym świecie odmalowanym w „Granicach wytrzymałości” przedstawiającego się jako Petey, młodszy braciszek Jake'a Collinsa. Kameralny film oparty na suspensie (o czym najdobitniej zaświadczy umiarkowanie makabryczny prolog), mający w sobie coś - nie powiem co:) - z „Psychozy” Alfreda Hitchcocka i „Służącej” Chana-wooka Parka, dzieł wielbionych przez reżysera rzezi w smętnym lokalu na amerykańskim wygwizdowie. Pierwszy dialog dotyczy nieplanowanej ciąży dwudziestoletniej Nancy Osborn, która zbiera się na odwagę przed nieuniknioną(?) rozmową z ojcem i zarazem pracodawcą. Tymczasem do swojego największego sekretu dopuszcza najlepszą przyjaciółkę, maturzystkę Tabithę, chyba lekko zniesmaczoną opowieściami Nancy o jej bujnym życiu seksualnym. Czcze przechwałki, nieskuteczna próba zaimponowania dziewczynie, której główna bohaterka zazdrości perspektyw życiowych czy szczera prawda o pannie Osborn? Rozwiązła córeczka niestereotypowego (patrz: popularna mitologia, jak mniemam wymyślona przez socjalistów, o samych wyzyskiwaczach w sektorze prywatnym) przedsiębiorcy? Aposjopeza kolejnym ryzykiem, mniej czy bardziej świadomie, podjętym przez autorów tej zaskakującej opowieści o terrorze w złudnie cichej i spokojnej miejscowości „na końcu świata”, umieralni bezwstydnie wielkich i przygnębiająco skromnych marzeń. Scenariusz zniuansowany, aluzyjny, bardzo subtelnie zachęcający do rozglądania się za ukrytymi warstwami poszczególnych postaci. Obawiam się, że mało kto będzie doszukiwał się drugiego dna w takiej „głupiutkiej historyjce”, że wielu puści mimo uszu niejednoznaczne kwestie, porozumiewawcze uwagi rzucane jakby mimochodem. Na przykład: UWAGA SPOILER pożegnalne słowa skierowane do niezawodnego Bobby'ego, wspomnienie sekretnego wydarzenia, w którym może się kryć odpowiedź na pytanie Tabithy z pierwszej partii „Granic wytrzymałości” - „kto jest ojcem?” KONIEC SPOILERA. Niemal cała akcja filmu rozgrywa się w staroświeckiej restauracji, szczęśliwym trafem wypożyczonej przez współczesnych filmowców mających słabość do ubiegłowiecznego kina, w każdym razie między innymi ta miłość łączy reżysera i scenarzystę tego klaustrofobicznego dreszczowca zmiksowanego z horrorem. W rzeczywistości Nancy Osborn kiedyś mógł to być lokal celowo urządzony w stylu retro, ale przed demolką zamaskowanych „gówniarzy”, to po prostu widoma oznaka kłopotów finansowych firmy. Nie tyle wybór, ile smutna konieczność; zwyczajna niemożności nadania budynkowi bardziej pożądanego, nowoczesnego, wyglądu – skutek wieloletniego odkładania remontu. Niezbędna minimalizacja kosztów, najmniej radykalna z dostępnych opcji. Następna będzie redukcja zatrudnienia i nieprzypadkowo nie dodałam „jeśli nic się nie zmieni”. Zwolnień nie da się uniknąć – kierowniczce na pewno wyczerpała się cierpliwość do pyskatych kucharzy. Pokaz siły (nareszcie jest upragnione poczucie sprawczości) po złowieszczej obietnicy złożonej przez „skandalicznie” nieobsłużonego klienta. Herszta bandy z martwym zwierzątkiem, który nie mógł sobie wymarzyć lepszej okazji do utarcia nosa niegrzecznej kelnerce od najbliższej nocnej zmiany w dyskotekowym bistro na odludziu. Kelnerce oburzająco nieuległej, niedyskretnie stawiającej się silniejszym... próbującej poniżyć największy postrach okolicy? Cóż, kto z ogniem igra, ten musi się sparzyć.

O przetwarzaniu niewygodnych faktów w warunkach ekstremalnych. Podświadomym układaniu nowego, niekoniecznie gorszego, planu na życie w absolutnie niebezpiecznym miejscu pracy. Niespokojna noc w odizolowanej restauracji. Sztuka minimalna z pomysłem na siebie. Rąbanka w dobrym tempie utrzymana (sprawdzony sposób na budowanie napięcia, rytm klasyczny) – nieśpieszne zanurzenie, gwałtowny zryw i regularna bijatyka. „Granice wytrzymałości” Alana Scotta Neala to propozycja zarówno dla fanów kina slash, jak nurtu home invasion (tak, tak, nie tylko), ale pomimo mojego dość entuzjastycznego przyjęcia tego smakowicie klimatycznego utworu, wolę wstrzymać się z gorącymi rekomendacjami. Coś mi mówi, że większość śmiałków nie będzie zadowolona z tej niezbyt krwawej wyprawy do (nie)zdobytej twierdzy nieprzesadnie inspirowanej chatą wuja Sama [Peckinpaha].