Sześć osób budzi się w sześciennej konstrukcji złożonej z tysięcy
kwadratowych pomieszczeń. Nie pamiętając porwania, nie znając tożsamości i
motywów ludzi, którzy jak wszystko na to wskazuje, przeprowadzają na nich
tajemniczy eksperyment, więźniowie ruszają na poszukiwanie wyjścia. Mogąc
wybierać pomiędzy sześcioma włazami w każdym pomieszczeniu, z których wiele
kryje śmiercionośne pułapki, starają się współpracować, aby przeżyć i wydostać
się z tej osobliwej konstrukcji.
Debiutancki pełnometrażowy kanadyjski thriller późniejszego twórcy „Istoty”
i „Istnienia”, Vincenzo Natali’ego. Zrealizowany tanim kosztem (efekty
komputerowe wygenerowano na pożyczonym sprzęcie) na bardzo małej przestrzeni (w
opuszczonym magazynie), „Cube” jest niezaprzeczalnym dowodem na to, że kino
grozy znakomicie poradziłoby sobie bez hollywoodzkiego efekciarstwa, ponieważ w
tym gatunku zawsze najważniejszy był scenariusz, a w tej materii Natali we
współpracy z Andre Bijelic’iem i Graeme Mansonem wspiął się na wyżyny
innowacyjności.
Nie wiem, czy istnieje bardziej wizjonerska produkcja, traktująca o
uwięzieniu protagonistów w jakiejś ograniczonej przestrzeni, bo choć zdawać by
się mogło, że „Cube” szybko zamieni się w najzwyklejszy proces eliminacji bohaterów
w pełnych pułapek pomieszczeniach sześcianu, gdzie każda kolejna śmierć będzie
bardziej widowiskowa od poprzedniej tak naprawdę po pierwszym wypaleniu twarzy
jednemu z mężczyzn jakąś bliżej nieokreśloną substancją na kolejne zgony
będziemy musieli zaczekać, aż do ostatnich minut seansu i z pewnością nie będą
one bardziej pomysłowe od tego pierwszego. Twórcy, i chwała im za to, choć
mieli doskonałą okazję do zaprezentowania ociekającego posoką ekranu, w końcu
konstrukcja, w której uwięziono naszych protagonistów kryła w sobie
pomieszczenia pełne przemyślnych pułapek, nie dążyli do zniesmaczenia odbiorcy
tylko zaintrygowania go, rozbudzenia w nim z minuty na minutę coraz bardziej
narastającej ciekawości i zmuszenia go do główkowania razem ze
zdezorientowanymi bohaterami, a jest nad czym myśleć. Otóż, ktoś wybudował
ogromny sześcian, pełen różnobarwnych kwadratowych pokoi, a we wszystkich ich
ścianach umieścił włazy prowadzące do kolejnego pomieszczenia. Każde wejście
oznakował dziewięciocyfrowym ciągiem liczb, podzielonym na trójki, które z
kolei zawierają w sobie odpowiedź o zawartości danego pokoju – odpowiednio
odczytane mówią, czy jest on śmiercionośną pułapką. Po śmierci jednego z
bohaterów spośród piątki pozostałych zostaje wyłowiona rozmiłowana w matematyce
studentka, której przez długi czas udaje się bezpiecznie prowadzić resztę przez
tę osobliwą konstrukcję. I kiedy już wydawałoby się, że widz będzie obcował z
niekończącą się wędrówką wewnątrz sześcianu twórcy komplikują fabułę
niezdrowymi relacjami międzyludzkimi, w których centrum tkwi ambitny policjant,
marzący o przywództwie i pragnący wyeliminować cierpiącego na autyzm mężczyznę,
którym z kolei opiekuje się znerwicowana lekarka. Tylko jedna osoba wydaje się
być nieporuszona obecną sytuacją – mężczyzna w średnim wieku, o którym niewiele
wiemy, a który wkrótce uchyli przed nami rąbka tajemnicy na temat swojej
przeszłości, co jedynie pomnoży nasze teorie na temat rzeczywistych właściwości
sześcianu i ludzi odpowiadających za jego stworzenie.
„- Dlaczego
wsadzają tu ludzi?
- Bo już stoi.
Trzeba tego jakoś używać albo przyznać, że niczemu nie służy.”
Chaos – tak
tłumaczy przeznaczenie sześcianu jeden z bohaterów. Według niego na zewnątrz
nie istniej nikt, kto więcej by o nim wiedział od piątki pozostałych przy życiu
osób, tkwiących w „jego trzewiach”. Ale widzom to nie wystarczy. Oczekując
jakiegoś przekonującego wytłumaczenia przede wszystkim realnych możliwości
wybudowania czegoś takiego, logicznych wyjaśnień jego umiejscowienia w swego
rodzaju próżni i okresowego przesuwania się poszczególnych pokoi, odbiorca kontynuuje
seans w większym skupieniu, mnożąc w swoim umyśle niesamowite teorie o rządowym
spisku bądź kosmitach eksperymentujących na rasie ludzkiej, czyli dokładnie
tak, jak zapewne chciał tego Natali w finale wręcz śmiejący mu się w twarz. UWAGA SPOILER Rezygnacja z tłumaczenia
czegokolwiek była bardzo trafnym zabiegiem, bo po pierwsze chyba nikt nie
posiada, aż takiej wyobraźni, żeby przekonująco odpowiedzieć na pytania, które
postawiła niniejsza produkcja, a więc w przypadku łopatologicznych bądź
nadmiernie fantastycznych wyjaśnień Natali mógłby pogrążyć swój film. I
wreszcie po drugie: pozostawienie pola do wielorakiej interpretacji w
kinematografii zawsze zdawało egzamin – w końcu tego rodzaju zabieg zmusza
dociekliwego widza do roztrząsania intrygi fabularnej jeszcze długo po
skończonej projekcji, nie pozwalając mu zapomnieć o danym obrazie KONIEC SPOILERA. Niesprawiedliwym
byłoby stwierdzenie, że „Cube” to jedynie opowieść o osobliwej konstrukcji,
kryjącej w sobie pomysłowe pułapki (moja ulubiona znajdowała się w „cichym
pokoju” – pomieszczeniu skrywającym aktywowane głosem szpikulce), relacjach
międzyludzkich w warunkach ekstremalnych, prowadzących do trafnych, aczkolwiek
jakże pesymistycznych spostrzeżeń na temat naszej destrukcyjnej rasy i ciekawym
wykorzystaniu teorii matematycznych, ponieważ obok innowacyjnego pomysłu jego
największą siłą jest klaustrofobiczny klimat. W tej trudnej sztuce Natali’emu z
pewnością bardzo pomogła sceneria (malutkie, fantazyjnie oświetlone
pomieszczenia, które przecież mogą kryć jakąś niosącą śmierć pułapkę), ale
byłaby ona niczym bez wiarygodnej obsady (Andrew Miller to mój absolutny
faworyt, ale Nicole De Boer daleko w tyle za nim nie pozostawała) i dbałości o
ciągłe przypominanie widzom o nieubłaganie upływającym czasie, wszak im dłużej
nasi bohaterowie przebywają wewnątrz sześcianu, tym więcej sił tracą – brak
pożywienia, brak wody, brak świeżego powietrza… to wszystko działa na ich
niekorzyść równie silnie, co kwas wypalający twarz pewnemu cwaniaczkowi.
Obok „Bunkra”
„Cube” jest moim ulubionym thrillerem o ludziach walczących o przetrwanie w
ograniczonej przestrzeni, bo tak na dobrą sprawę tak daleko idącej
innowacyjność, wyłączając prekursorów wszystkich motywów filmowych, można ze
świecą szukać w światowej kinematografii. A tak gęstego klimatu może mu pozazdrościć
niejeden multipleksowy horror, szczycący się milionowym budżetem i rzeszą
oddanych fanów.
Oglądałam i uważam, że to świetny film. Zresztą widzę, że ty również podzielasz moje zdanie.
OdpowiedzUsuńŚwietny film z małym wkładem finansowym.
OdpowiedzUsuńByłem gówniarzem, kiedy ten film miał swoją premierę w kinach. Oglądałem go jakiś czas później - dwa, może trzy lata - na VHS i z miejsca zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Może nie tyle, ze względu na elementy horroru - bo oglądało się lepsze i "straszniejsze" produkcje - ile na efekty specjalne. W tamtych czasach było to bardzo nowatorskie podejście.
OdpowiedzUsuńFakt, świetnie podany w sumie dość stary motyw uwięzienia w obcej przestrzeni. Dużym plusem jest też to, że nie usiłuje dowyjaśniać, zostawia margines (ba, całą stronę) do własnej interpretacji :)
OdpowiedzUsuń