Właścicielka
sklepu z płytami Tori Tooms za namową swojego pracownika Robbiego
Reynoldsa zmienia plany na wigilijny wieczór. Zamiast spotkać się
z mężczyzną poznanym w internecie zgadza się na spędzenie
najbliższych godzin w towarzystwie podwładnego. Zamierzają się
upić, a w drodze do ulubionego baru zahaczają o sklep z zabawkami,
gdzie przyjaciółka Tori świętuje urodziny ze swoim mężem. I
gdzie wita ich egzemplarz RoboSanta+, jeden z animatronicznych
Mikołajów wycofanych ze sprzedaży. Zabawka wielkości postawnego
człowieka, która niebawem ruszy w miasto, by dodać czerwieni do
świątecznego wystroju.
|
Plakat filmu. „Christmas Bloody Christmas” 2022, Channel 83 Films
|
Joe
Begos, twórca między innymi „Ekstazy” (2019) i „Klubu
weteranów” (2019) dostał propozycję przygotowania remake'u,
„Silent Night, Deadly Night” (pol. „Cicha noc, śmierci noc”),
kultowego świątecznego slashera z 1984 roku w reżyserii
Charlesa E. Selliera Jr. Do Begosa zawsze przemawiała ikonografia
tego filmu, ale fabuła nigdy w dostatecznym stopniu go nie
angażowała, zasugerował więc, żeby w nowej wersji zrobić z
zabójcy androida przypominającego Terminatora, notabene do świata
filmowego, jak się wydaje na stałe, wprowadzonego w tym samym roku,
co „Cicha noc, śmierci noc” (głośna produkcja Jamesa Camerona,
też twórcy „Terminatora 2: Dnia sądu” z 1991 roku). Pomysł
został odrzucony z powodu zbytniego odejścia od oryginalnej
koncepcji, to jednak nie zraziło Joe Begosa. Podczas pandemii
COVID-19 napisał scenariusz „Christmas Bloody Christmas” (pol.
„Ścięta noc”; śmiem twierdzić, że Polacy błysnęli większą
inwencją, a mając świeżo w pamięci „Nóż w nocnej ciszy”
Tylera MacIntyre'a siłą rzeczy tę pomysłowość w pierwszej
kolejności z tamtą powiązałam), siekaniny w wykonaniu
robotycznego (Nie)Świętego Mikołaja, niezwiązanej z
okolicznościowym slasherem Charlesa Selliera Jr. Samodzielna
opowieść wigilijna zdeklarowanego zwolennika taśmy 16 mm. „Ściętą
noc” kręcono w Placerville w stanie Kalifornia z wykorzystaniem
animatronicznej zabawki „współpracującej” z głównym odtwórcą
maszyny do zabijania Abrahamem Benrubim, który wcześniej działał
z Begosem przy „Ekstazie”. Światowa premiera odbyła się w
pierwszym tygodniu października 2022 roku na Beyond Fest w Stanach
Zjednoczonych – dwa miesiące później obraz wpuszczono do
wybranych amerykańskich kin oraz na prestiżową platformę Shudder.
Kamery
cyfrowe w stosunku do taśmy filmowej 16 mm są jak obrazy generowane
komputerowo w stosunku do efektów praktycznych – ewolucja wsteczna
sztuki filmowej. Mniej więcej tak przedstawia to Joe Begos, reżyser,
scenarzysta i jeden z czołowych producentów „Ściętej nocy”,
który z niemal wycofaną z użytku, już niemodną taśmą po raz
pierwszy pracował komponując utwór wampiryczny pt. „Bliss”
(pol. „Ekstaza”). I się zakochał. Wówczas obiecał sobie, że
dołoży starań, by w swojej twórczości całkowicie odejść od
sprzętu cyfrowego. Ślubował wierność oldschoolowemu formatowi
zapisu obrazu, dlatego jego świąteczna propozycja „wygląda jakby
ze starej choinki się urwała”. Akcja „Ściętej nocy”
rozgrywa się w czasach nam współczesnych, o czym dobitnie
zaświadczy pewien portal randkowy, poparty przez smartfon już w
pierwszym „rozdziale” ziarnistej rąbanki, częściowo
natchnionej pijackimi nocnymi rozmowami z przyjaciółmi o poważnych
filmach, o sztuce wysokiej typu „Blair Witch Project” Eduardo
Sáncheza i Daniela Myricka:) Begos chciał, by potencjalnym
odbiorcom „Ściętej nocy” los protagonistów nie był obojętny;
żeby nie było tak, jak z tymi reprezentantami podgatunku, którym
najwyraźniej nie zależy na wytworzeniu jakiejkolwiek więzi między
oglądającymi i umownie uczestniczącymi. Gdyby tak udało mu się
przywołać tę swobodną atmosferę panującą na kameralnych
przyjęciach z zaufanymi ludźmi doskonale zorientowanymi w jego
ulubionych tematach (pasje te same, gusta inne)... Ale najpierw
skakanie po kanałach telewizyjnych, choć bardziej przypomina to
stare reklamówki zachowane na kasetach wideo. Nas jednak najbardziej
powinna interesować konferencja prasowa zorganizowana z okazji
ingerencji władz w tak zwany wolny rynek. Nie znamy szczegółów,
ale trudno nie podejrzewać, że doszło do jakiegoś wypadku - albo
wypadków - z udziałem RoboSanta+ (RoboMikołaj+), tak czy inaczej,
produkcja tych wielkich animatronicznych lalek została wstrzymana, a
sprzedaż dotychczas wytworzonych ho, ho produktów plus bezwzględnie
zabroniona. I przenosimy się do Tori Tooms (przekonująca kreacja
Riley Dandy), atakowanej przez wytwornicę śniegu (co widać),
głównej bohaterki „Ściętej nocy”, singielki prowadzącej
skromną działalność gospodarczą w urokliwej amerykańskiej
miejscowości - niewielki sklep z płytami, który będzie naszym
pierwszym UWAGA SPOILER i ostatnim KONIEC SPOILERA
przystankiem w tę świąteczną noc. Campową noc terroru. Poza
wspomnianym ziarnem, ukłony dla muzyki z syntezatora i przede
wszystkim kiczowatych efektów świetlnych: „staroświeckie
reflektory” miejscami udające czerwone, rzadziej niebieskie lampki
świąteczne, których mieszkańcy tej nieszczęsnej mieściny, tj.
filmowcy zdecydowanie sobie nie żałowali. W sklepiku z marzeniami
panny Tooms poznamy małżonka jej najlepszej przyjaciółki Lahny
(przyzwoity występik Dory Madison), niedostatecznie zorientowanego w
muzycznych zbiorach ukochanej solenizantki Jaya (warsztatowo
spokojnie nadążający za swoją filmową partnerką Jonah Ray), z
nieudawaną wdzięcznością przyjmującym więc pomoc dobrej
znajomej i umawiającym się na później. Najpierw obowiązki, potem
przyjemności. Wygląda jednak na to, że ktoś już wszystkiego
dopilnował. Nisko opłacany pracownik Tori, wyluzowany, ale pod tym
względem raczej niemogący konkurować ze swoją przełożoną
Robbie Reynolds (dający radę Sam Delich), który wybije jej z głowy
pomysł na wigilijne kotłowanko z nieznajomym. Swoją drogą to
dziwne, że Tori nie kojarzy tego gościa – Robbie dałby sobie
głowę uciąć, że wszyscy jego znajomi znają tego wokalnego
przegrywa. A już na pewno taka melomanka jak Tori. Cudze chwali,
swego nie zna:)
|
Plakat filmu. „Christmas Bloody Christmas” 2022, Channel 83 Films |
Kobieta
szczycąca się niepospolitym gustem muzycznym i filmowym w cichą
noc, śmierci noc wdaje się w zabarwioną erotycznie, ożywioną
dyskusję z uroczym podwładnym. On nie ukrywa, że najchętniej
dotrzymałby jej towarzystwa w łóżku, a ona nie pozostawia mu
wątpliwości, że tego wigilijnego wieczora myśli głównie o
seksie, ale jej naczelna zasada brzmi: nigdy nie sypiaj z
pracownikami. Ale o wspólnej popijawie w jej regulaminie nie ma
mowy. Co prawda Tori Tooms miała inne plany na bezbolesne
przetrwanie tej nieulubionej nocy (magia świąt, też coś),
alternatywa przedstawiona przez Robbiego Reynoldsa wydała jej się
jednak bardziej pociągająca. Pogadać o sztuce przy kielichu bez
dna? Dobra, ale przedtem zajrzymy do sklepu z zabawkami –
urodzinowa zabawa po godzinach, sekretny wyskok zaprzyjaźnionego
małżeństwa z kluczami do nieprzebranego skarbca dziecięcych
marzeń. W krainie czarów wita RoboSanta+, nieprzeznaczony do
sprzedaży animatroniczny manekin grzmiący Ho, ho, Wesołych
Świąt!, który z jakiegoś zagadkowego powodu przyczepi się do
przebojowej Tori. Miłośniczki ostrych brzmień, muzyki
alternatywnej i kina grozy. Najpierw wspomni „Czarne święta”
Boba Clarka, to jednak nie wyjaśnia, dlaczego ma się za szczęśliwą
posiadaczkę rzadkiego gustu. Wszelkie wątpliwości powinien jednak
rozwiać przyjazny spór w jej przytulnym domku. „Smętarz dla
zwierzaków” kontra „Smętarz dla zwierzaków II” Mary Lambert;
„Koszmar z ulicy Wiązów” Wesa Cravena kontra „Freddy nie
żyje: Koniec koszmaru” Rachel Talalay; „Hellraiser: Wysłannik piekieł” Clive'a Barkera kontra „Hellraiser: Piekło na
ziemi”Anthony'ego Hickoxa, „Laleczka Chucky” Toma Hollanda
kontra „Powrót laleczki Chucky” Johna Lafii; „Blair Witch
Project” Eduardo Sáncheza i Daniela Myricka kontra „Księga
cieni: Blair Witch 2” Joe Berlingera; „Obcy – 8. pasażer
Nostromo” kontra „Obcy: Przymierze” Ridleya Scotta. Jak
się okazuje bardzo podniecające „przesłuchanie” głównej
bohaterki „Ściętej nocy” Joe Begosa, szkoda tylko, że w paradę
wejdzie „Okno na podwórze” Alfreda Hitchcocka. Szkoda dla tej
świetnie dobranej pary i bonusowych ofiar Nieświętego z Siekierą.
Laurie Strode miała swojego stalkera, a Tori Tooms ma swojego. Nowa
epoka, nowy wzór slasherowego antagonisty. Nie gap się jak
to ciele na malowane wota, tylko poczęstuj je taranem. Nie ma
chowania po krzakach, publika łaknie akcji, a nie jakichś
frajerskich podchodów zabójczych „amantów”. Rąbania,
miażdżenia, szatkowania, dziurawienia, cięcia, rozłupywania.
Palenia i pieszczenia prądem. Full pakiet umiarkowanie makabrycznych
praktycznych efektów specjalnych. Mięsistych, ale czasami słabo
widocznych – na przykład zlewających się najpewniej z
zamierzenie kiczowatym czerwonym otoczeniem („choinkowe
świecidełka”) - w gruncie rzeczy nieoryginalnych metod
okaleczania i uśmiercania członków innego gatunku. Bo wbrew
podejrzeniom postaci prowadzącej – człowiek w stroju Świętego
Mikołaja – odbiorcy „Ściętej nocy” niewątpliwie meli trwać
w przekonaniu, że szajba maszynie odbiła. Zbuntowany robot,
sztuczna nieinteligencja, która trafiła na wyjątkowo
nieprzewidującą przeciwniczkę. Wygląda na to, że ze wszystkich
złotych reguł kina slash Begos szczególnie upodobał sobie
tę o złudnym nokaucie agresora. Zabójca zawsze wstaje (tako rzecze
Randy Meeks), a RoboSanta może być rekordzistą w tej
„prestidigitatorskiej sztuczce”. Tym bardziej dziwi strategia
ściganej – ekstremalny przykład nieuczenia się na własnych
błędach, czy jak kto woli niewyciągania wniosków z wcześniejszego
rozwoju sytuacji. Jeśli chcesz zaskoczyć Tori nie kombinuj,
skorzystaj ze sprawdzonego rozwiązania. Raz po raz stawiaj na
identyczną niespodziankę – nic nie zmieniaj, w kółko rób to
samo, bo nic nie wskazuje na to, by kiedykolwiek miała błysnąć
jej w głowie myśl (eureka!) o dobiciu leżącego. Taka już jej
natura. Tym oto sposobem stylowa opowieść wigilijna (choć to już
chyba Boże Narodzenie) przeszła do monotematycznego pokazu
„wstawania z kolan”. Samonaprawy zacietrzewionego androida lub
zmartwychwstawanie sadystycznego przebierańca. Tak pysznie
klimatyczna świąteczna rozrywka przedzierzgnęła się w męczącego
ducha rzekomo przeszłych świąt. Wyłączając finalny pojedynek,
bo taka rozpierducha (wybaczcie wulgaryzm) umarłego by obudziła;)
Rąbanina
totalna w retro klimacie. Terminator Joe Begosa, robot-demolka w
twarzowym wdzianku. Ciepła opowieść świąteczna dla całej
rodziny, idealny dodatek do wigilijnej wieczerzy.... A nie, to nie
ten film. Potrafi wprawić w choinkowy nastrój, ale lepiej z tym
uważać. W żadnym razie nie jest to tradycyjna ozdoba świąteczna
ani tym bardziej atrakcja dla najmłodszych. Nie „Święta noc”
tylko „Ścięta noc”. Nieprzesadnie krwawy jarmark nieprawdziwego
Mikołaja. Slasherowy akcyjniak z przymrużeniem oka. Nie
najlepszy, nie najgorszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz