Detektyw Bowden po stracie żony i synka w wypadku samochodowym popadł w
alkoholizm, któremu dzięki spotkaniom Anonimowych Alkoholików i własnej
determinacji od jakiegoś czasu skutecznie się opiera. Kiedy ktoś
najprawdopodobniej wyskakuje przez okno w wieżowcu umierając na miejscu Bowden
zostaje wezwany na miejsce zgonu. Podczas rutynowych prac dochodzeniowych
detektyw odbiera kolejne zgłoszenie o piątce osób, która została uwięziona w
windzie w tym samym budynku. Monitoring umożliwia stały podgląd rozwoju sytuacji,
a głośnik pozwala przekazywać informacje spanikowanym ludziom. Niestety, tylko
jednostronnie, ochrona bowiem nie odbiera komunikatów z windy. Co bardzo by im
pomogło w sytuacji, w której w nieruchomej windzie, co jakiś czas gaśnie
światło, a w zalegających ciemnościach ktoś z wewnątrz po kolei eliminuje
uwięzionych. Bowden sprawdza przeszłość każdego z nich, ufając, że w ten sposób
rozszyfruje tożsamość mordercy, ale coraz bardziej irracjonalne wydarzenia
mające miejsce w windzie każą mu skłonić się w stronę fantastycznych teorii
jednego z mężczyzn obsługujących monitoring. Religijny Ramirez wierzy, że ktoś
z tej piątki jest diabłem, przybyłym na Ziemię, aby ukarać grzeszników.
Choć scenariusz „Diabła” został spisany przez Briana Nelsona pomysłodawcą
historii był osławiony M. Night Shyamalan, który przyznał, że inspirował się
legendą o Lucyferze osobiście poszukującym na Ziemi grzeszników, zatytułowanej
„Devil’s Meeting” oraz powieścią Agathy Christie „I nie było już nikogo”.
Reżyserii „Diabła” podjął się John Erick Dowdle, twórca między innymi takich
filmów, jak „The Poughkeepsie Tapes”, „Kwarantanna” i późniejszego „Jako w piekle, tak i na Ziemi”, balansując pomiędzy stylistyką thrillera i horroru. Biorąc
pod uwagę ciepłe przyjęcie przez widzów oraz niemałe zyski nie da się ukryć, że
przedsięwzięcie się opłaciło. Krytycy w swoich opiniach, co prawda wykazali się
większą rezerwą aniżeli masowi odbiorcy, ale to nie obniżyło relatywnie dużej
popularności „Diabła”. Wyglądało na to, że widzów porwał pomysł wyjściowy
scenariusza i przesłanie filmu, a to widać wystarczało, aby przysłonić
niedostatki realizatorskie.
Film, którego intryga zasadza się na piątce ludzi uwięzionych w windzie już
z definicji powinien gwarantować przytłaczającą atmosferę ciasnej pułapki bez
wyjścia. A jeśli dodać do tego obecność mordercy, który w istocie jest diabłem
we własnej osobie napięcie winno wspinać się na prawdziwe wyżyny. I zapewne tak
by było, gdyby za reżyserię odpowiadał choćby Roman Polański. Dziesięć milionów
dolarów przeznaczone na realizację „Diabła” pozwoliło Dowdle’owi zatrudnić
profesjonalnych operatorów, którzy nie pozostawili miejsca na przybrudzoną,
duszącą, klaustrofobiczną aurę rodem z na przykład „Wstrętu”, dostosowując się
do oczekiwań dużej części nowego pokolenia widzów. Wszak najważniejszy jest
zysk, więc wypadało sprostać wymaganiom odbiorców i zadbać o plastikowe
zdjęcia, staranną pracę kamery i widowiskowy montaż, co w moim odczuciu tylko
zaszkodziło tej bądź co bądź pomysłowej historii. Jeśli już kręcimy straszaka o
podłożu religijnym, którego jeden człon fabuły rozgrywa się w windzie
należałoby pomyśleć, jak z korzyścią dla wielbicieli kina grozy wykorzystać te
motywy. Myślę, że wizualna dbałość o klaustrofobiczną aurę i realizatorskie
triki podnoszące napięcie emocjonalne nie zniechęciłyby masowych odbiorców, że
Dowdle wcale nie musiał nadawać aż tak hollywoodzkiego kształtu tej produkcji,
żeby zagwarantować jej kasowy sukces. No, ale zrobił inaczej, przez co w mój
odbiór „Diabła” wkradł się pewien nieprzyjemny rozdźwięk pomiędzy scenariuszem
a technicznymi aspektami filmu.
Scenariusz egzystuje na dwóch płaszczyznach – wydarzeniach mających miejsce
w feralnej windzie, które stylistycznie skłaniają się w stronę horroru oraz
pracy detektywa Bowdena, starającego się ocalić uwięzionych ludzi, osadzonej w
konwencji filmowego thrillera policyjnego. I w warstwie fabularnej obie te estetyki
przyjemnie się dopełniają. Na papierze zapewne prezentowało się to zachęcająco,
ale my, widzowie dostaliśmy wersję w przełożeniu na język filmu, w której
niemałą rolę pełni owa nieszczęsna realizacja. Wydarzenia, które w zamyśle
miały niepokoić widzów, czyli częste manifestowanie mocy diabła w ciasnej
windzie nakręcono w zgodzie z zasadą „im mniej pokażemy, tym bardziej
przestraszymy odbiorców”. Akurat w tym przypadku taka koncepcja była, jak
najbardziej pożądana, bo scenarzysta pragnął utrzymywać widzów w ciągłej
niepewności, co do tożsamości sprawcy. Konieczne więc było zaciemnianie obrazu
i znajdowanie kolejnych ciał po odzyskaniu zasilania. Jednak byłabym bardziej
kontenta, gdyby diabeł sprężył się z tym zabijaniem, tym samym nie skazując
mnie na długie wpatrywanie się w atramentową czerń. W trakcie jednego z takich
incydentów w przebłysku widać widmową twarz wyrastającą za jednym z bohaterów w
całkiem umiejętnie wtłoczonej w całość jump
scence, a podczas innego wydarzenia jedna z osób tkwiących w windzie
fragmentarycznie widzi zakrwawione ciała (plastikowe, ale zawsze) leżące na
podłodze. I gdyby twórcy wystarali się o więcej takich ujęć zapewne moja ocena
„Diabła” byłaby bardziej przychylna, oni jednak przede wszystkim postawili na
denerwujące zaciemnianie obrazu. Niniejsze oszczędne w formie wątki, osadzone w
konwencji horroru wręcz zmusiły mnie do sympatyzowania z drugim członem fabuły
– policyjnym śledztwem tropem prawdopodobnego sprawcy zabójstw oraz próbach
wydostania ofiar z zepsutej windy. Nie było w tym większego napięcia, ot
liniowe dochodzenie, którego wyniku (konkluzji, że wszystko to jest efektem
działalności samego diabła) łatwo się domyślić, ale przynajmniej nie tak
wymuszone w wymowie, jak rozczarowujące sytuacje w windzie. Większych problemów
nie nastręcza również przedwczesne rozszyfrowanie tożsamości sprawcy UWAGA SPOILER ale tylko do pewnego
momentu, bo dość prosty mylący trop podrzucony przez scenarzystę wprowadza duże
wątpliwości KONIEC SPOILERA. Sporą
grupę widzów zachwyciło przesłanie „Diabła”, myśl, że jakoby najwięksi
grzesznicy, ludzie popełniający ohydne czyny mogą zostać zaskoczeni przez
Lucyfera, który zabierze ich dusze do Piekła. Scenarzysta nie bawi się tutaj w
żadne subtelności, zamiast wpleść owe przesłanie w podtekst fabuły wielokrotnie
artykułuje je wprost, ażeby czasem nikomu nie umknęło. A że nie lubię, jak
traktuje się widzów, jak ćwierćinteligentów, którym wszystko trzeba szczegółowo
wyłuszczać nijak nie mogłam przekonać się do tego morału. Chociaż z drugiej
strony i tak wypadł lepiej niż finalny, jakże optymistyczny akcent („skoro istnieje
diabeł musi istnieć też Bóg”), który silniej zapachniał Hollywoodem, aniżeli
plastikowa realizacja.
Mam ambiwalentny stosunek do tego filmu. Gdyby przedstawić fabułę w innej
formie, zadbać o duszący, mroczny klimat, bardziej zdecydowanie podejść do prób
straszenia i oczywiście nie wyłuszczać wprost przesłania (widzowie nie są
idiotami, domyśliliby się co autor ma na myśli bez artykułowania tego wprost)
to z „Diabła” mogłaby wyjść zgrabna hybryda horroru i thrillera. A tak powstał
film z całkiem interesującą fabułą, ale irytująco przełożoną na ekran. Moim
zdaniem rzecz jasna, a jak już wiadomo plasuję się w zdecydowanej mniejszości,
wszak John Erick Dowdle przekonał tysiące widzów do swojego przedsięwzięcia.
Oglądałam go już dawno temu, ale pamiętam całkiem nieźle ;). Nie jest to typowy straszak, raczej klaustrofobiczna opowieść z pogranicza thrillera i strasznej bajki na dobranoc. Bardzo podobał mi się zabieg ujęcia filmu klamrą - pierwsza scena: świat odwrócony do góry nogami, świadczy o obecności diabła, ostatnia: wszystko wraca do normy. Ciekawy, pomimo że nie wzbudza gwałtownych reakcji (raczej).
OdpowiedzUsuńNie oglądałem i nie obejrzę. Zupełnie przez przypadek trafiłem na jakiegoś imbecyla w sieci, który skomentował film spoilerem. Jedno słowo :) Wiesz jednak, że pryz tym filmie zdradzenie widzowi kto jest diabłem burzy wszystko :)
OdpowiedzUsuńW magazynie Film Elżbieta Ciapara popełniła chyba największy spoiler wszech czasów streszczając fabułę Szóstego zmysłu w podsumowaniu za rok 1999
Usuń- jak ktoś nie oglądał, niech nie czyta dalej - coś w tym stylu - "mały chlopiec widzi zmarłych... Bruce'a Willisa też." Od tamtej pory unikam czytania recenzji filmów nieobejrzanych (czytam tylko podsumowanie), a kiła lat później przestałem oglądać zwiastuny. I dobrze mi z tym!
Patryk, trudno mi orzec, bo ja właściwie tak samo odebrałam ten film w trakcie pierwszego seansu, jak drugiego, kiedy już nie musiałam zgadywać, kto jest diabłem. Więc może zaryzykuj jednak, najwyżej wyłączysz w trakcie;)
UsuńSnakehead, masz rację czytanie czegokolwiek, a nawet oglądanie trailerów przed seansem to ryzyko, ale ja czasami nie mogę się powstrzymać. Ot, ciekawość mnie zżera. Ale przed projekcją staram się czytać głównie opinie sprawdzonych recenzentów, w tym Twoje;)
Może jestem dziwna, ale czytam Twoje recenzje i zawsze czekam na spoilery, bo ogólnie bardzo boję się oglądać horrory, więc wolę wiedzieć, co się wydarzy, poza tym, jak wiem, że coś jest bardzo straszne, to nie oglądam. Twoje strona jest bardzo pomocna w tym wszystkim.
UsuńP.
Wiem, że niektórzy lubią czytać spoilery i nie ma w tym nic dziwnego. Grunt, żeby starać się to zaznaczać (choć oczywiście może się zdarzyć przez nieuwagę o tym zapomnieć), żeby każdy mógł sobie sam zdecydować, czy je czytać, czy nie.
UsuńCieszę się, że blog jest pomocny;)
Film mi się bardzo podobał. Świetny klimat i bardzo ciekawe zakończenie. Niestety film nie jest zbytnio znany.
OdpowiedzUsuńTytuł trochę mylący, ale film super. Bardzo lubimy motyw zamkniętych w przestrzeni bohaterów i ich stopniową eliminację oraz próby wydostania się.
OdpowiedzUsuń