niedziela, 1 lutego 2015

„Inni” (2001)


Rok 1945, wyspa Jersey. Grace Stewart mieszka wraz z dwójką swoich uczulonych na światło słoneczne dzieci, Anne i Nicholasem, w dużym, odizolowanym od społeczeństwa domostwie. Od kiedy jej mąż dołączył do wojsk francuskich w II wojnie światowej kobieta sama utrzymuje dom i wychowuje dzieci w surowej doktrynie chrześcijańskiej. Do czasu pojawienia się Berthy Mills, Edmunda Tuttle’a i niemej Lydii, proszących o zatrudnienie w charakterze służby. Tuż po ich przybyciu w domu Grace zaczynają mieć miejsce niepokojące zjawiska. Anne utrzymuje, że kontaktuje się z duchem małego chłopca, Victorem, jego rodzicami i podstarzałą kobietą. Jej matka początkowo zrzuca to na karb wybujałej wyobraźni dziewczynki, ale kiedy sama zaczyna świadkować irracjonalnym wydarzeniom musi zaakceptować fakt, że jej dom jest nawiedzony.

Koprodukcja Francji, Hiszpanii, Stanów Zjednoczonych i Włoch, wyreżyserowana przez Alejandro Amenabarę. Na początku XXI wieku żaden powstały w zbliżonym czasie horror nie cieszył się takim uznaniem, jak „Inni”. Zachwalany przez krytyków, obsypany licznymi nagrodami (trzema Saturnami i ośmioma Goya Awards) oraz nominacjami osiągnął niemały sukces kasowy, a jego twórcę wzniósł na wyżyny popularności. Dzisiaj, pomimo upływu lat, nadal się o nim mówi, choć coraz więcej osób zauważa, że jego szeroko niegdyś komentowana innowacyjność jest mocno przesadzona.

„Inni” to minimalistyczna ghost story, podana w iście gotyckim klimacie, szczególny nacisk kładąca na niepokojąca scenerię. Oprawa graficzna zachwyca nawet dzisiejsze wychowane na efektach komputerowych młode pokolenie. Stare, wielkie domostwo, stojące w odizolowanym zakątku wyspy, spowite gęstą mgłą, przez którą nie przebija się nawet promień światła słonecznego. Skąpane w gęstym mroku wnętrza, tłumaczone chorobą dzieci głównej bohaterki (najpewniej którymś ze schorzeń z grupy fotodermatozy), w którym mają miejsce niepoddające się racjonalnym tłumaczeniom zjawiska. Miejsce akcji sprawia wrażenie, jakby zastygło w czasie, co w znacznej mierze determinuje powolny rozwój fabuły.

Amenabar zastosował w swoim opus magnum znany wielbicielom kina grozy, prosty acz skuteczny chwyt. Skupił się na sygnalizowaniu nadnaturalnej obecności, unikając dosłownego straszenia, w myśl zasady „boimy się tego, czego nie widzimy”. W niektórych scenach taki zabieg całkowicie spełnił swoje zadanie. Wsłuchująca się w głosy rozlegające się w „graciarni” Grace, która w kulminacji w panice zdejmuje prześcieradła z mebli. Anne przybierająca postać starej, niewidomej kobiety, której rozmazaną twarz widzimy pod woalem komunijnej sukienki dziewczynki. I wreszcie moja ulubiona, poddająca się dwojakiej interpretacji scena w sypialni dzieci, kiedy to do końca nie wiemy, czy zgodnie z zapewnieniami Anne za zasłoną skrywa się widmowy Victor nagle dotykający twarzy jej brata, czy to tylko dziewczynka stara się go nastraszyć. Ingerencja bytów z zaświatów w egzystencję głównych bohaterów jest więc zaznaczona bardzo delikatnie, bez posiłkowania się jump scenami, czy przerażającymi charakteryzacjami, co znakomicie buduje dramaturgię i mroczny, niezdefiniowany klimat grozy. Gorzej ze straszeniem w ścisłym rozumieniu tego słowa – oczywiście osoby wzdragające się przed rzeczami, których nie są w stanie dostrzec zapewne będą ukontentowani, ale tacy odbiorcy jak ja, łaknący przerażających wizualizacji duchów mogą poczuć lekki niedosyt. Oprócz elementów tożsamych dla ghost stories scenariusz „Innych” porusza również wątki stricte dramatyczne. Popadająca w coraz większe szaleństwo, surowa dla swoich pociech Grace (obłędna kreacja Nicole Kidman) maniaczka religijna, starająca się wpoić im swoje pojmowanie Pisma Świętego. Przygotowując Anne i Nicholasa (młodociani odtwórcy tych ról Alakina Mann i James Bentley w mojej ocenie dużo nie ustępują mistrzowskiej Kidman) do pierwszej komunii świętej organizuje im czas na czytaniu Biblii i tłumaczeniu we właściwy sobie sposób wszystkich niejasności. Kobieta bez oporów odmalowuje w ich wyobraźni koszmarne wizje ognia piekielnego, na który skazane są niewierne dzieci. Dualistyczną charakterologię Grace znakomicie obrazuje jej pogląd na fantastyczne historie Anne, utrzymującej, że ich dom jest nawiedzony. Kobieta bezkrytycznie daje wiarę wszystkiemu, co wyczyta w Piśmie Świętym, ale równocześnie nie jest w stanie zaakceptować życia duchowego przenikającego do jej świata dopóki nie ujrzy go na własne oczy. Amenabar za pomocą tych licznych wynurzeń teologicznych (miejscami za bardzo rozwleczonych) gdzieś w podtekście pokazuje sprzeczności jej wyznawczyni. W pewnym momencie dochodzi nawet do tego, że mówi wprost, iż nieznający jeszcze życia, nieustannie przebywający w zamknięciu dzieci umiejętnie oddzielają sferę duchową od cielesnej, że są w stanie przefiltrować tezy zawarte w Biblii, aby całkowicie nie wyzbyć się racjonalizmu, podczas gdy ich matka tego nie potrafi.

Scenariusz Amenabary z całą pewnością zmierzał do zaskakującej kulminacji, poprzedzonej powolnym budowaniem dramaturgii i szybko gęstniejącą atmosferą grozy. Owe elementy generuje głównie za pomocą scenerii i nastrojowej ścieżki dźwiękowej, którą sam skomponował, ale również zagadkową fabułą. Aurę zagrożenia zaznacza dzięki widmowemu Victorowi i towarzyszących mu dorosłych, przenikających do świata Stewartów, ale sporo uwagi poświęca również ich nowej służbie. Posunięta w latach Mills oraz partnerujący jej Tuttle i niema, młodziutka Lydia w domu Grace pojawiają się znikąd, a na zadawane pytania odpowiadają ogólnikami. Wiemy, że niegdyś pracowali w tym miejscu, że wyemigrowali w trakcie epidemii gruźlicy, ale szczegóły z ich przeszłości są skrzętnie przez nich tajone. Amenabar bardzo się stara rozbudzić podejrzenia widzów, co do służby UWAGA SPOILER jak się okazuje, aż za bardzo. Pierwszy raz oglądałam „Innych” w okresie nastoletnim i już wówczas przedwcześnie udało mi się przewidzieć finał. Mylące tropy są aż nazbyt uwypuklane, co automatycznie każe je odrzucać. Natomiast drobne, wygłaszane naprędce monologi wbrew zamiarom Amenabary łatwo sobie właściwie zinterpretować. Anne upierająca się, że jej matka postradała zmysły i krzycząca, że chce ich pozabijać. Milczący wręcz odrealniony pan Stewart powracający z wojny, żeby po jakimś czasie bez słowa na powrót zniknąć we mgle. I wreszcie niewidoma staruszka zadająca mnóstwo pytań Anne, która już na jej rysunku wygląda, jak stereotypowe medium. Wszystko to łatwo połączyć sobie w jedną całość – tym bardziej, jak oglądało się „Nawiedzonego” z 1995 roku lub czytało jego pierwowzór pióra Jamesa Herberta. Jestem przekonana, że Amenabar inspirował się tą książką bądź jej adaptacją. Chociaż krytycy wolą doszukiwać się w „Innych” nawiązań do „W kleszczach lęku” Henry’ego Jamesa KONIEC SPOILERA. Tak więc, na mnie finał nie zrobił oczekiwanego, zaskakującego wrażenia, ale nie wykluczam, że znajdą się widzowie, których uda się twórcom zwieść.

Rozpatrując „Innych”, jako całość, bez rozkładania na czynniki pierwsze mogę podsumować go słowem: dobry. Długo przekonywałam się do wizji Alejandro Amenabary, ale teraz po latach od pierwszego seansu nie mogę nie docenić oprawy graficznej i dźwiękowej, podtekstów teologicznych i znakomitego aktorstwa. Przed nadaniem temu obrazowi miana arcydzieła powstrzymuje mnie przewidywalny finał, zbyt duża inspiracja inną znaną ghost story i kilka nużących przestojów. Ale klimat i budowanie napięcia to już prawdziwy popis wyczucia gatunku twórców i choćby za to należy się ich produkcji uznanie.

11 komentarzy:

  1. Obejrzałam ten film, gdy byłam bardzo małą dziewczynką, bowiem u mnie już od najmłodszych moich lat rodzice faszerowali mnie i mojego brata horrorami. Dlatego też mam do "Innych" sentyment. Pamietam, że jakoś dziwnie wtedy dla mnie sie zakończył ten film, ale wiesz co? po Twojej recenzji nabrałam ochoty na ponowne zapoznanie się z nim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe to mamy coś wspólnego tyle, że mnie horrorami faszerowała babcia;) Za dzieciaka "Innych" nie oglądałam (szkoda, bo sentyment zawsze zawyża ocenę). Chyba do gimnazjum chodziłam, jak pierwszy raz w TV się na ten film natknęłam i wówczas nie zrobił na mnie większego wrażenia. Dopiero po odświeżeniu, po latach, zmieniłam zdanie - widać musiałam do niego dorosnąć;)

      Usuń
  2. kochamy ten film i kochamy Nicole
    zapraszamy do nas:
    blotodlazuchwalych.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Podobał mi się ten film i rola Kidman...

    OdpowiedzUsuń
  4. Podobał mi się ten film. Jak dla mnie ma dobry klimat i ciekawe postacie. Fabuła też intryguje. Dobry film o duchach :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo sprawnie zrealizowany thriller. Ciekawy i niepowtarzalny klimat. Dobra gra aktorów i klimatyczna muzyka. Film do którego chętnie się wraca.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mi się ten film bardzo podobał. Oglądałam go dawno, dawno temu i akurat mnie końcówka zaskoczyła. Siedziałam z otwarta gębą przez dobre pół godziny po seansie. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam ten film na DVD i co jakiś czas do niego wracam :) Jak zobaczyłam go pierwszy raz, to zrobił na mnie ogromne wrażenie - jeden z niewielu filmów o duchach, który lubię ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Generalnie słaby, nic sie nie dzieje tylko chodzą jak na scenie i głoszą monologi, a podpbmo to tylko w Polskim filmie nuda i nuda. No i ta zbotoksowana kidman .... Żenada !!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ta mgła wszystko popsuła

    OdpowiedzUsuń