Stronki na blogu

sobota, 3 maja 2014

Veit Etzold „Cięcie”


Nadkomisarz Clara Vidalis z wydziału psychopatologii komendy policji w Berlinie otrzymuje krótki snuff movie, na którym nadawca podrzyna gardło przerażonej kobiecie. Gdy wraz ze swoimi kolegami dociera na miejsce zbrodni odkrywa, że kobieta została zmumifikowana, a jej zgon nastąpił parę miesięcy wcześniej. Niedługo potem morderca, który nadał sobie miano Bezimiennego ponownie kontaktuje się z Clarą, pragnąc wyjawić jej miejsce spoczynku jego kolejnej ofiary. Policjantka jest przekonana, że zwłok jest o wiele więcej, że leżą gdzieś w zamkniętych mieszkaniach, a ich rodzina i znajomi są przekonani, że nadal żyją. Tylko dlatego, że miesiącami po swojej śmierci są aktywni na portalach społecznościowych i randkowych. Bowiem nazwany przez prasę Facebookowym Żniwiarzem seryjny morderca wykorzystuje swoje informatyczne zdolności, żeby podtrzymywać wirtualny byt swoich ofiar, który we współczesnym świecie jest tożsamy z prawdziwym życiem. Dzięki między innymi Facebookowi może wyszukiwać kolejne ofiary, ale również już po ich zamordowaniu podtrzymywać w świadomości ich rodzin i znajomych przekonanie, że nadal żyją i mają się dobrze. Wielka cybernetyczna przestrzeń jest jego miejscem żerowania, a Clara mimowolnym widzem jego spektaklu zbrodni.

Debiutancka powieść niemieckiego autora, Veita Etzolda, która zyskała sporą międzynarodową popularność. Polskie wydanie może poszczycić się znakomitą okładką, na co rzadko zwracam uwagę, ale w tym przypadku wydawcy idealnie trafili w mój gust. Cenię sobie minimalizm, ale z pomysłem, a zwykły srebrny napis z wyciętymi w tekturze cięciami przyciąga uwagę, przy okazji obiecując prawdziwie elektryzującą treść. I tak też jest w istocie, bo chyba nikt nie zarzuci Etzoldowi minimalnego wykorzystania potencjału, nadal pomimo tak szerokiej eksploatacji w literaturze światowej, drzemiącego w psychothrillerach o seryjnych mordercach.

„Internet to nie tylko najpotężniejsze medium komunikacyjne i najobszerniejsza skarbnica wiedzy. Internet to również największe na świecie miejsce zbrodni. Można znaleźć tu wszystko – od dziecięcej pornografii aż po brutalne do granic filmiki – niektóre prawdziwe, a niektóre zagrane […] Wszystko to dostępne dla wszystkich i widoczne dla całego świata czyni z Internetu współczesny pręgierz i targowisko obsceniczności, wynaturzeń i zboczeń; równoległy świat pozbawiony zasad, gdzie każda żądza, każde chore pragnienie, najobrzydliwsze fantazje i najbardziej przerażające wizje mogą zostać zaspokojone i zrealizowane.”

Kinematografia już jakiś czas temu skonfrontowała nas z zagrożeniami, które niesie ze sobą Internet. Najbardziej znanym filmem o komputerowym mordercy, który wykorzystuje cyberprzestrzeń do swoich zbrodniczych celów jest „Nieuchwytny” Gregory’ego Hoblita z 2008 roku z Diane Lane w roli głównej. Veit Etzold poszedł w podobnym kierunku, tworząc swojego Bezimiennego, który za pośrednictwem portalów społecznościowych i randkowych wyszukuje ofiary, kontaktuje się z nimi, umawia, a na końcu atakuje. Swoje morderstwa nagrywa, a ciała mumifikuje, aby po miesiącach w dogodnym dla siebie momencie przesłać filmik berlińskiej policji. A konkretniej profilerce i psycholożce, Clarze Vidalis, z którą czuje osobistą więź i którą najbardziej pragnie wciągnąć w swoją chorą grę. Borykająca się z traumatyczną przeszłością policjantka, której życiową misją jest eliminowanie seryjnych morderców stanowi znakomity materiał na bohaterkę serii, którą mam nadzieję, „Cięcie” zapoczątkuje. Pozornie typowa, twarda policjantka, jakich wiele w literaturze kryminalnej, ale dzięki jej wewnętrznym, skrywanym przed światem słabościom ma w sobie jakąś ambiwalentność, która intryguje. Równolegle ze śledztwem autor konfrontuje nas z perypetiami pewnego producenta, Alberta Torino, który stara się zrealizować telewizyjne show, będące znakiem naszych zepsutych czasów. Zatytułowany „Shebay” ma być wulgarnym pokazem miss, w którym internauci i publiczność w studiu mają decydować o zwyciężczyni, która z kolei nagrodzi jednego szczęśliwca spośród głosujących upojną nocą pod okiem kamer. Raczej nietrudno się domyślić, jaką rolę „Shebay” odegra w działalności naszego antagonisty, ale autor dodał ten wątek również z potrzeby moralizatorskiej. Właściwie w całą fabułę „Cięcia” wtrącał swoje przemyślenia na temat zagrożeń płynących z Internetu oraz zepsucia współczesnych odbiorców, którzy potrzebują coraz to wulgarniejszych i okrutniejszych doznań, dostarczanych im za pośrednictwem krótkich zwyrodniałych filmików w Sieci oraz tak zwanych reality show. Tymi przesłaniami Ezold rzeczywiście trafił w punkt, bo chyba każdy, kto obserwuje kondycję współczesnego świata przyzna mu rację. Te moralizatorskie wstawki są jak najbardziej na czasie, a co najważniejsze idealnie wpasowują się w oś fabularną.

Choć fabuła, pomimo swojej małej oryginalności, dostarczyła mi silnych wrażeń i wprost zachwyciła mnie nieustającą akcją, podlaną psychologicznym sosem to autorowi nie udało się ustrzec kilku drobnych mankamentów. Dialogi są odrobinę niedopracowane – chwilami poszczególni bohaterowie wręcz powtarzają to samo, co wyartykułowali ich przedmówcy, tylko innymi słowami. Na to można przymknąć oko, szczególnie jeśli obcuje się z niemiecką literaturą, która częstokroć konfrontuje nas z tego rodzaju topornością warsztatową, ale procesów dochodzenia do prawdy przez śledczych nie sposób zignorować. Otóż, nasi policjanci „posiedli moc”, która niezmiennie irytuje mnie w literaturze kryminalnej. Właściwie nie dysponując żadnymi dowodami, na podstawie tylko i wyłącznie domysłów, które przyjmują za prawdę szybko rozpracowują profil psychologiczny sprawcy, który w rezultacie okazuje się, jak najbardziej trafiony. Nie przepadam za „jasnowidzącymi” profilerami zarówno w kinematografii, jak i literaturze, dlatego te naciągane procesy dedukcyjne mocno wybijały mnie z rytmu. Gdyby nie ciekawe modus operandi mordercy i nieustająca akcja „Cięcia” z pewnością przesądziłyby o mojej ocenie, ale przez wzgląd na dopracowanie innych aspektów fabuły jakoś je przełknęłam, pozostając z nadzieją, że druga powieść Etzolda będzie już bardziej dopracowana.

Mając przed oczami całościowy obraz „Cięcia” myślę, że mogę z powodzeniem polecić tę powieść wielbicielom psychothrillerów o seryjnych mordercach, nawet biorąc pod uwagę kilka jej mankamentów. Intrygująca protagonistka i antagonista, elektryzujące modus operandi sprawcy, zawrotne tempo akcji i przede wszystkim aktualne przesłania, mogące być przestrogą dla nieuważnych internautów przesądziły o moim zadowoleniu. Nawet, jeśli znalazło się parę akcentów, które mnie irytowały to i tak jestem przekonana, że „Cięcie” nie jest ostatnim słowem Veita Etzolda na rynku wydawniczym. Z taką znajomością gatunku można domniemywać, że pisarz jeszcze niejeden raz nas zaskoczy.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Baza recenzji Syndykatu ZwB